1 grudnia 2015 r. po raz pierwszy od niemal 15 lat, odkąd regularnie publikowane są stenogramy z posiedzeń sejmowych komisji, zdarzyło się, że posłowie nie mogli zadać pytań kandydatom na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Dyskusja na temat kandydatów i z ich udziałem, w poprzednich latach uznawana – nawet jeżeli przebiegała ostro i była nacechowana bieżącymi sporami politycznymi – za coś normalnego, tym razem została zdławiona przez przewodniczącego komisji jako swoista fanaberia zwolenników debaty.
Jak dotąd w IV, V, VI i VII kadencji Sejmu na każdym posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości, które dotyczyło wyboru sędziów TK, przewodniczący komisji nie ograniczali prawa posłów do zadawania pytań kandydatom na sędziów. Co więcej, analiza wszystkich 15 stenogramów z posiedzeń sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka w latach 2002-2015 pokazuje, że poza posiedzeniem z 1 grudnia 2015 r. możliwość zadawania pytań służyła nie tylko opozycji, nierzadko nieufnie odnoszącej się do kandydatów zgłoszonych przez koalicję, ale także samym posłom obozu rządzącego, którzy po prostu chcieli dowiedzieć się o poglądach kandydatów czegoś więcej. Przykładowo, Marek Karpiński (PO) 18 listopada 2010 r. zadał wszystkim sześciu kandydatom – w tym czterem zgłoszonym przez posłów koalicji PO-PSL – cztery pytania, np. o możliwość badania przez Trybunał Konstytucyjny niektórych uchwał Sądu Najwyższego w świetle stwierdzenia SN, że nie podlega on interpretacjom wydanym przez TK. Również na posiedzeniu 7 października 2015 r. – tym, podczas którego Platforma Obywatelska chciała zaopiniować kandydatury nie tylko trzech „właściwych”, ale także dwóch „nadprogramowych” sędziów – poseł PO, Robert Kropiwnicki, zapytał kandydatów na sędziów, czy w przypadku wyboru zamierzają pełnić także inne funkcje.
Co więcej, mimo że polski Sejm budzi skojarzenia z obrzucaniem się przez posłów nieparlamentarnymi – nomen omen – epitetami, to zapisy toczonych w ostatnich kilkunastu latach debat nad kandydaturami na sędziach do Trybunału Konstytucyjnego dają obraz dyskusji o wysokim poziomie intelektualnym. Przykładowo, ciekawie jest poczytać udzielone na posiedzeniu komisji w dniu 17 października 2006 r. (V kadencja) odpowiedzi Ireny Lipowicz, Bogusława Moraczewskiego, Andrzeja Rzeplińskiego, Wojciecha Hermelińskiego, Marii Gintowt-Jankowicz, Zbigniewa Cieślaka oraz Marka Kotlinowskiego na zadane przez Ryszarda Kalisza (Sojusz Lewicy Demokratycznej) pytania na temat problematyki kary śmierci oraz ochrony dobrego imienia osób niesłusznie posądzonych o współpracę z tajnymi służbami PRL, a także odpowiedzi kandydatów na dotyczące kwestii ustrojowych pytanie Stanisława Rydzonia (SLD): „Czy zdaniem państwa, należałoby znowelizować ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, a jeśli tak, to w jakim zakresie? Czy (…) Trybunał Konstytucyjny powinien mieć prawo do stanowienia wykładni powszechnie obowiązujących przepisów prawa?”. – „Gdyby nawet powrócić do ustalania powszechnie obowiązującej wykładni prawa, to także powstawałyby rozliczne przypadki niedostrzegania treści owej wykładni prawa. Mielibyśmy kolejną płaszczyznę zarzutów, że oto mamy rozwiązanie prawne, które w praktyce nie jest stosowane. Trudno nie podzielić klasyków myśli prawniczej, że niestosowane, tzw. martwe prawo, jest jednym z poważniejszych zagrożeń dla państwa prawa” – oto odpowiedź jednego z wypowiadających się kandydatów, Marii Gintowt-Jankowicz.
Podobnie interesującą dyskusję, zwłaszcza dla osób zainteresowanych miejscem Polski w Unii Europejskiej, sprowokowało pytanie zadane przez Kazimierza Smolińskiego (PiS) na posiedzeniu w dniu 18 listopada 2010 r.: „Jeśli będą przypadki konfliktowe, to czy w takich sytuacjach należy rozstrzygać raczej na korzyść ustawodawstwa polskiego, czy też uznawać wyższość ustawodawstwa europejskiego?”. „Prawo europejskie nie jest prawem obcym, powstało także przy współudziale polskim. Nie mamy konfliktu dwóch systemów prawnych, z których jeden jest obcy i teraz musimy bronić naszej konstytucji przed tym systemem. Jeśli więc dojdzie do takiego konfliktu, to musimy założyć, że wola Polski leżała u jakiejś normy prawnej prawa europejskiego” – odpowiedział kandydat na sędziego TK Bogusław Banaszak. „Nie jest to taki prosty problem i nie jest on tylko dwubiegunowy. Nie jest to tylko kwestia zgodności prawa europejskiego z prawem polskim, ponieważ nie funkcjonujemy w dwubiegunowym systemie. Obok tego jest jeszcze system Rady Europy, a więc potencjalnie mamy jeszcze konflikt z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Powstaje pytanie o konkurencję trzech trybunałów – krajowego, Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Bardzo wyraźnie to widać po dyrektywach równościowych. Konflikt na gruncie brytyjskim został przeniesiony nie na Trybunał Sprawiedliwości UE, lecz na Europejski Trybunał Praw Człowieka. Zatem nie jest to dwubiegunowy problem” – to odpowiedź kandydata Marka Zubika.
W przeciwieństwie do 1 grudnia 2015 r., kiedy zdławiona została cała możliwa dyskusja, w ostatnich kilkunastu latach ewentualne kontrowersje dotyczące zadawania pytań kandydatom na TK pojawiały się relatywnie rzadko i dotyczyły uznawania zadawanych pytań za zbyt osobiste (np. Marian Filar z Demokratycznego Koła Poselskiego Stronnictwa Demokratycznego: „Wnoszę wniosek o unieważnienie powyższych pytań, ponieważ dotyczą prywatnych poglądów kandydatów. Wydaje się, że zadawanie tego typu pytań jest niedopuszczalne”; przewodniczący Wojciech Wilk z PO: „Nie chcę ograniczać wypowiedzi, natomiast proszę, aby kandydatki odpowiedziały zgodnie ze swoim sumieniem. Jeżeli uznają, że na któreś pytanie nie powinny odpowiedzieć…”, 4 stycznia 2011 r.) albo krytyki sposobu sformułowania pytania (np. 11 lipca 2012 r. Jerzy Kropiwnicki z PO stwierdził, że pytanie zadane Leonowi Kieresowi przez Roberta Biedronia z Ruchu Palikota powinno brzmieć inaczej: „chciałbym zwrócić uwagę, że my tutaj po prostu w złej formule prowadzimy to spotkanie, ponieważ my pytamy kandydata na sędziego Trybunału Konstytucyjnego o to, jak będzie się zachowywał, jak będzie ustawa o związkach partnerskich? Czy będzie pan za, czy będzie pan przeciw? Przecież nie o to chodzi. Jeżeli już stawiamy pytanie, to się pytamy, co pan sądzi o związkach partnerskich, a nie jak pan będzie się zachowywał, jak będzie ustawa”).
Co się takiego wydarzyło 1 grudnia 2015 r., co czyni tę debatę tak różną od poprzednich? Po prezentacji życiorysów kandydatów na sędziów oraz otwarciu dyskusji posłowie Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba i Arkadiusz Myrcha zaczęli wskazywać na brak transparentności procesu wyboru sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Pytali m.in. o przyczyny, dlaczego wybieranych jest aż pięciu sędziów zamiast zgodnie z przepisami dwóch, a także wskazywali na brak opublikowania ogłoszenia o zgłaszaniu kandydatów na sędziów Trybunału oraz fakt, że wątpliwości dotyczące sposobu wyboru sędziów do Trybunału Konstytucyjnego pod koniec VII kadencji i na początku VIII kadencji doprowadziły do tego, że nawet prezydent Andrzej Duda ogłosił konsultacje z przedstawicielami wszystkich partii znajdujących się w Sejmie. Po tych dwóch wypowiedziach poseł Marek Ast (PiS) zgłosił wniosek formalny o odebranie prawa głosu tym posłom, którzy zadają pytania niemerytoryczne (nieskierowane bezpośrednio do kandydatów na sędziów TK). Jednak przewodniczący Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Stanisław Piotrowicz (PiS) zdecydował się na krok bardziej radykalny – postanowił zamknąć całą dyskusję, z góry uznając, że kolejne wypowiedzi również nie będą pytaniami zadawanymi bezpośrednio kandydatom na sędziów. Stwierdził: „mieliście państwo czas na zadawanie pytań”. Odebrane zostało tym samym kolejnym posłom prawo do zadania pytań dotyczących już bezpośrednio kandydatów. Jak wskazała Barbara Dolniak (Nowoczesna), „pan poseł [Marek Ast] nie zgłosił wniosku, żeby w ogóle odebrać głos posłom, tylko żeby odbierać głos tym posłom, którzy nie zadają pytań kandydatom na sędziów Trybunału Konstytucyjnego (…) Proszę więc pozwolić członkom Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka na zadanie pytań kandydatom, bo w ten sposób jest możliwość oceny kandydata, oceny osoby, która kandyduje na stanowisko sędziego”. Zbigniew Konwiński (PO) zauważył, że „to chyba nie o to nieco starsi nasi koledzy i starsze koleżanki walczyli przed ’89 rokiem, żeby w wolnej Polsce i w demokratycznie wybranym parlamencie zamykano usta posłom opozycji. Były dopiero dwa wystąpienia posłów Platformy Obywatelskiej i to jest powód do tego, żeby zamknąć dyskusję?”.
Przewodniczący Stanisław Piotrowicz oraz pozostali przedstawiciele jego klubu parlamentarnego nie uważali jednak, żeby możliwość zadawania pytań kandydatom miała jakąś wartość. On oraz jedenastu innych posłów głosujących za zamknięciem dyskusji nie tylko odebrali możliwość zadania pytań parlamentarzystom z opozycji, ale także dowiedli, że oni sami żadnych pytań do kandydatów na sędziów nie mają; że traktują ich bezkrytycznie – co stoi w sprzeczności z częstą praktyką zadawania pytań przez posłów koalicji kandydatom przez koalicję zgłoszonym. Warto podkreślić, że nawet prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, jest zwolennikiem możliwości zadawania pytań: w 2002 r. skorzystał z niej, dopytując kandydującą na sędziego Trybunału Ewę Łętowską o jej dorobek naukowy. Tymczasem Stanisław Piotrowicz i inni zwolennicy zamknięcia dyskusji zaprzeczyli ukształtowanej przez ostatnie kilkanaście lat pięknej tradycji zadawania pytań kandydatom na sędziów Trybunału Konstytucyjnego zarówno przez posłów opozycji, jak i koalicji. Debaty nad kandydaturami ukazywały merytoryczny charakter polskiego parlamentu, a także były polem, w której manifestował się pluralizm polityczny, a dokładniej fakt, że nie tylko posłowie obozu rządzącego, ale także deputowani wszystkich ugrupowań mają udział w podejmowaniu decyzji politycznych. Filozof polityki Zbigniew Stawrowski w tekście „Prześwit dziejów” („Rzeczpospolita”, 23 kwietnia 2010 r.) definiował moralną politykę jako „współpracę w duchu roztropnej troski o dobro wspólne, (…) rzeczowe dyskusje czy nawet spory, w których przeciwnicy potrafiliby się pięknie różnić, [zamiast] gorszących konfliktów, wzajemnych pomówień i w efekcie (…) obniżenia niezbyt przecież wysokich standardów [polskiego] życia publicznego”. Wydaje się, że dotychczasowe – przed 1 grudnia 2015 r. – debaty nad kandydaturami na sędziów Trybunału Konstytucyjnego spełniały tę definicję dobrej polityki charakteryzowanej przez merytoryczne dyskusje.
Tymczasem odmówienie 1 grudnia 2015 r. posłom możliwości zadania pytań kandydatom na sędziów Trybunału Konstytucyjnego na posiedzeniu Komisji ds. Sprawiedliwości i Praw Człowieka to praktyka niebezpieczna dla politycznego pluralizmu – podstawowego składnika demokracji – i dla poziomu polskiej kultury politycznej. Można mieć obawy, że zwyczaj ten będzie kontynuowany, w tym także w przypadku sejmowych przesłuchań kandydatów wybieranych przez Sejm na inne stanowiska, np. prezesa Narodowego Banku Polskiego, który będzie wybierany już w 2016 roku.
Korzystałam z dostępnych na stronie sejm.gov.pl stenogramów z posiedzeń sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (dostęp 31 grudnia 2015 r.).