Czas przestać się oszukiwać, ustawa o dostępie do inforacji publicznej nie działa. Nie działa dlatego, że kiedy tylko urzędnikom i politykom zależy na ukrywaniu jakiejś informacji, to nie istnieje żaden sposób, by ich zmusić do jej udostępnienia. Nawet wtedy, gdy prawo nie pozostawia wątpliwości, że mają taki obowiązek (jaskrawy przykłady: Donald Tusk ignorujący sądy w sprawie „tarczy antykorupcyjnej”, która okazała się tylko wydmuszką PR-owską). Oczywiście, można dwa razy ciągnąć organ władzy do NSA (raz żeby wykazać, że to, o co wnioskujemy jest informacją publiczną, drugi raz, że podlega ona obowiązkowi udostępnienia). Pomijając ile to trwa i kosztuje, najgorsza konsekwencja jaka spotka władzę to, że z naszych podatków (ze Skarbu Państwa) zapłacona zostanie grzywna na rzecz Skarbu Państwa. Żadnej realnej osobistej odpowiedzialności. Żadnego instrumentu do wymuszenia udostępnienia informacji.
Iluzją jest oczekiwanie, że edukacja urzędników i obywateli rozwiąże problem jawności życia publicznego w Polsce. Nie rozwiąże, gdyż urzędnicy i politycy zawsze będą mieli silne instytucjonalne bodźce, by uciekać się do ukrywania informacji przed obywatelami. Wyborca, który nawet nie wie, co się przed nim ukrywa, to wyborca wygodny dla klasy politycznej.
Jeśli więc dostęp do informacji nie działa, to po co przejmować się nowymi ograniczeniami zaserwowanymi nam przez PO i PSL? Najprostsza odpowiedź jest następująca: każde przyzwolenie na zmianę regulacji dostępu do informacji w kierunku jego ograniczenia potęguje poczucie bezkarności władzy i poczucie bezsilności społeczeństwa. Tym samym oddala nas od potrzebnej radykalnej reformy na rzecz przejrzystości władzy.
Oczywiście, całość nowelizacji PO/PSL, a w szczególności poprawka Rockiego, będzie miały negatywne konsekwencje praktyczne. Na wybitną naiwność liczą przedstawiciele rządu chcąc byśmy uwierzyli, że urzędnicy będą nowe ograniczenia interpretować wąsko i stosować je tylko wtedy, gdy jest to rzeczywiście uzasadnione. „Ale przecież wszystko podlega kontroli sądowej” – może ktoś powiedzieć. Na taki argument odsyłam do akapitu pierwszego powyżej. W efekcie, w przypadkach, w których dziś władza ze względów wizerunkowych mogłaby się dwa razy zastanowić zanim odmówi dostępu do informacji publicznej, po wejściu w życie nowelizacji wystarczyć będzie zamachać nią obywatelowi przed nosem.
Jest nieprawdą, że poprawka Rockiego była konieczna dla zabezpieczenia interesu publicznego. Jeśli coś powinno być ukryte przed opinią publiczną, to powinno znaleźć miejsce w reżimie ochrony informacji niejawnej. Jeśli ustawa o ochronie informacji niejawnej jest źle skonstruowana i niepraktyczna, to dyskutować należy o jej nowelizacji. Wbudowywanie nowych ograniczeń w samą regulację dostępu do informacji publicznej wydało się widocznie rządowi politycznie łatwiejsze. Nie ma to jednak nic wspólnego z dobrym tworzeniem prawa.
Legislacyjne zwycięstwo rządu PO/PSL jest zwycięstwem urzędniczej kultury tajności i porażką dla społeczeństwa obywatelskiego. Jest to smutny dzień dla mnie osobiście i zdecydowanie niechciany prezent na urodziny, które dziś obchodzę.
W tym miejscu zapowiedzieć mogę, że Fundacja FOR przygotowuje projekt radykalnej reformy na rzecz jawności życia publicznego w Polsce. Mam świadomość, że spotkamy się z krytyką wielu, których żywotne osobiste interesy lub zwykła wygoda zostaną zagrożone. Z drugiej strony mam nadzieję, że dzisiejsza porażka paradoksalnie pomoże nam przekonać opinię publiczną, że czas na rozwiązania grzeczne i przyjemne dla wszystkich już minął. Więcej informacji w najbliższym czasie!
Aktualizacja: polecam dyskusję, która wywiązała się w komentarzach na blogu barczentewicz.com.