W wywiadzie dla portalu Forsal z 8 czerwca 2016 r. wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński, zastępca ministra Mateusza Morawieckiego, skomentował kwietniową publikację FOR pt. „Rząd zamierza podporządkować fundusze UE pod plan Morawieckiego”. Według FOR rząd Beaty Szydło chce wprowadzić radykalne zmiany w sposobie wydatkowania unijnych pieniędzy na lata 2014-2020, dopasowując wcześniej ustalony harmonogram pod cele planu Morawieckiego (formalnie Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju) takie jak reindustrializacja, wspieranie wielkich przedsiębiorstw, a także pomysł sterowanego przez państwo rozwijania konkretnych gałęzi gospodarki w wydzielonych regionach Polski w sposób dużo bardziej szczegółowy niż zakładają to unijne „inteligentne specjalizacje”. Taka rewolucja oznaczałaby albo konieczność długotrwałych renegocjacji programów wydatkowania funduszy UE (czyli tzw. programów operacyjnych) z Komisją Europejską, albo też zakulisowe wpływanie rządu na wyniki konkursów o unijne wsparcie, aby pieniądze dostawały te przedsiębiorstwa i gminy, które będą chciały realizować projekty priorytetowe dla planu Morawieckiego.
Minister Kwieciński pomniejsza jednak ten problem, stwierdzając, że nie sądzi, aby dopasowanie funduszy pod plan Morawieckiego było wielkim kłopotem, a na ewentualne zmiany Komisja Europejska na pewno się zgodzi. „Nasze zamiary określone w Planie są często spójne z priorytetami UE. Kładziemy przecież ogromny nacisk np. na innowacje. Dlatego nie wątpię, że będziemy mogli liczyć na aprobatę ze strony KE. Gdybyśmy chcieli całkowicie zmienić system zarządzania i realizacji tych funduszy, musielibyśmy wyłączyć się z korzystania z dotacji na okres mniej więcej dwóch lat. Ale zapewniam, że takich zmian nie zamierzamy wdrażać” – mówi minister. Wyklucza także „absolutnie” ryzyko nieetycznego oddziaływania rządu na rezultaty konkursów. Zapomina jednak, jak bardzo żmudnym zadaniem będzie przeorientowanie sposobu wydawania unijnych funduszy pod plan Morawieckiego, jasno zapisane w samym planie w postaci zdania: „Inwestycje [z funduszy UE] zostaną podporządkowane celom Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. Chodzi przecież o niewspomniane w programach operacyjnych na lata 2014-2020 działania takie jak sprzyjanie dużym firmom, aby powstały „championy narodowe”, podczas gdy unijne wsparcie jest skoncentrowane na przedsiębiorstwach małych. Fakt, że plan Morawieckiego „kładzie nacisk na innowacje”, nie jest tu najważniejszy (innowacje są przecież kluczowe w każdym dokumencie dotyczącym wydawania unijnych funduszy).
Jerzy Kwieciński sprzeciwia się także postawionemu przez FOR zarzutowi, że rząd dopuszcza się manipulacji, prezentując ustalony w latach 2013-15 harmonogram wydawania unijnych pieniędzy – w tym np. alokacje funduszy na poszczególne programy – jako coś wymyślonego specjalnie na potrzeby planu Morawieckiego. Według Kwiecińskiego podejście do funduszy zaprezentowane w planie Morawieckiego jest oryginalne, co wyraża się w tym, że rząd PiS fundusze te „chce inwestować, a nie wydawać”. Jest to tłumaczenie marne, bo każdy poprzedni rząd zapewniał, że zależy mu właśnie na inwestowaniu, a nie bezmyślnym wydawaniu unijnych pieniędzy. „Fundusze unijne zmieniają Polskę: w ciągu ostatnich 2 lat podpisano 28 219 umów na inwestycje za ponad 100 mld zł” – chwalił się w 2013 roku rząd Donalda Tuska. „Sprzyja nam ożywienie gospodarcze, a członkostwo w Unii Europejskiej otwiera dostęp do funduszy na inwestycje i modernizację. Będzie niewybaczalnym błędem, jeżeli nie zdołamy w pełni wykorzystać tej szansy” – mówił w 2004 roku w exposé premier Marek Belka.
Kwieciński wskazuje jednak w udzielonym przez siebie wywiadzie na jedną ważną rzecz – niski poziom polskich inwestycji. „My w Planie [Odpowiedzialnego Rozwoju] stwierdziliśmy, że wydajemy za mało na inwestycje. Inne gospodarki, na podobnym etapie rozwoju, mają inwestycje na poziomie przynajmniej 25 proc., gdy jednocześnie inwestycje sektora publicznego stanowią 2-3 pkt. proc. Gdybyśmy nie mieli funduszy europejskich, nie mielibyśmy bodźców napędzających także inne inwestycje. Co roku w gospodarce inwestycje są jednym z kilku bodźców, które dają nam wzrost gospodarczy. Stąd konieczny jest dodatkowy wysiłek w inwestowaniu pieniędzy” – mówi wiceminister rozwoju. Z tej wypowiedzi przebija jednak przekonanie, że wzrost poziomu inwestycji jest przede wszystkim zadaniem państwa. Rozwiązanie problemu leży jednak zupełnie gdzie indziej.
W raporcie FOR „Następne 25 lat. Jakie reformy musimy przeprowadzić, by dogonić Zachód”, podobnie jak w wywiadzie z Kwiecińskim, podkreślone zostało, że istotnie poziom inwestycji nad Wisłą nie jest zadowalający: „w Polsce inwestuje się mniejszą część PKB niż w większości krajów naszego regionu. W latach 2005-2014 wynosiła ona 21% wobec średnio 26% w regionie” – piszą autorzy raportu pod redakcją Leszka Balcerowicza i Andrzeja Rzońcy. Jednocześnie zawarte w raporcie wyjaśnienia tego stanu rzeczy pokazują, że remedium na nasz niski poziom inwestycji w porównaniu z m.in. Słowacją czy Czechami wcale nie jest zbyt mała aktywność państwa, tylko przede wszystkim usunięcie barier, które utrudniają powstanie inwestycji prywatnych, m.in. położenie kresu skomplikowaniu polskiego systemu podatkowego: „Stopień skomplikowania podatków negatywnie odróżnia Polskę od innych krajów regionu. W dużym stopniu odpowiadają one za to, że koszty związane z wymogami administracyjnymi są u nas dużo wyższe niż przeciętnie w innych krajach. Według szacunków Deloitte’a z 2008 r. pochłaniają one 6% PKB wobec 3,5% PKB w innych krajach. 44% tych kosztów jest generowanych przez trzy ustawy podatkowe: o PIT, CIT i VAT” – można przeczytać w raporcie FOR.
To jednak nie wszystko. Polskim uciążliwościom podatkowym towarzyszy duża nieprzewidywalność zmian w naszym prawie gospodarczym: „Każda z ustaw podatkowych oraz ordynacja podatkowa były nowelizowane przeciętnie przynajmniej kilka razy do roku. Ministerstwo Finansów wydaje ponad 150 indywidualnych interpretacji podatkowych dziennie. Prawie 3 tys. interpretacji rocznie jest zaskarżanych do sądu administracyjnego, który uwzględnia ponad połowę skarg. Niestabilność prawa podatkowego jest przejawem szerszego problemu inflacji prawa, która bardzo utrudnia ludziom ocenę, czy działają w zgodzie z przepisami. W zeszłym roku w naszym kraju weszło w życie prawie 26 tys. stron aktów prawnych. Zdystansowaliśmy pod tym względem nie tylko Czechy, Słowację i Węgry, ale nawet Francję czy Włochy, często uchodzące za liderów biurokracji. (…) (Grant Thornton, 2015)” – przekonująco ilustrują sytuację autorzy raportu.
Ponadto warto zauważyć, że inwestorzy zagraniczni są traktowani przez polskie prawo nierówno, ponieważ podlegają jeszcze większej liczbie regulacji niż krajowi: „Dodatkowym ograniczeniem dla inwestycji zagranicznych jest restrykcyjność regulacji nakładanych wyłącznie na inwestorów zagranicznych. Na tle regionu Polska negatywnie się wyróżnia w szczególności pod względem limitów udziałów tych inwestorów w wybranych sektorach, np. w transporcie” – pokazuje lektura raportu „Następne 25 lat”.
Aby poziom inwestycji w Polsce trwale wzrósł, rząd powinien po prostu uporać się z powyższymi jasno przedstawionymi problemami. Interwencjonistyczne, pompujące w duże firmy pieniądze polskich i europejskich podatników projekty państwa, takie jak „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, jeżeli w ogóle się udadzą, przyniosą jedynie efekt krótkotrwały. Nie zlikwidują one przecież głównych przyczyn niskiego poziomu inwestycji w Polsce.