„Dziennik Opinii” opublikował niedawno felieton Jana Śpiewaka pt. „500+ klasizm, rasizm i neoliberalizm”. Autor słusznie piętnuje różnego rodzaju przejawy klasizmu w komentarzach do programu „Rodzina 500+”. Temat jakiś czas temu bardzo dobrze opisał Trystero. Śpiewak słusznie również zauważa, że głównym problemem dzietności jest niska dostępność opieki instytucjonalnej.[1] Zdumienie natomiast wzbudza fakt, że Śpiewak łączy klasizm (argumentację w rodzaju „biedni przepiją 500 zł, bo są moralnie gorsi”) z liberalizmem. Jestem ekonomistą liberalnego thinktanku i przeciwnikiem programu „Rodzina 500+”, ale nie zauważyłem klasizmu ani w opinii FOR na ten temat, ani w analizie FOR którą napisaliśmy razem z Olgą Zajkowską.
Liberałowie uważają, że ludzie sami najlepiej wydają swoje pieniądze. Jest to pogląd dokładnie przeciwny do klasistowskich przekonań w rodzaju „biedni przepiją 500 zł, bo są moralnie gorsi”. Dlatego zazwyczaj liberałowie w ramach polityki społecznej, o ile już z jakichś przyczyn i tak jest prowadzona, proponują rozwiązania pozostawiające maksimum swobody beneficjentom transferów socjalnych. Milton Friedman zaproponował tzw. negatywny podatek dochodowy, w którym osoby poniżej pewnego progu dochodowego otrzymują transfery od państwa. Wielu współczesnych liberałów uważa natomiast dochód gwarantowany, propozycję w ramach której każdy dorosły obywatel otrzymuje pewien minimalny dochód od państwa, za preferowalny w stosunku do istniejących, np. w USA, programów socjalnych. Za preferowalny uważają go właśnie dlatego, że pozwala na rozproszone decydowanie o wydawaniu pieniędzy – wydawanie ich przez samych beneficjentów pomocy zamiast urzędników, którzy nie mogą mieć wiedzy o indywidualnych potrzebach każdej osoby otrzymującej transfery od państwa. Pomysł Zbigniewa Ziobry, żeby 500 zł mogło być wydawane jedynie imienną kartą płatniczą w ramach ustalonego przez administrację katalogu artykułów jest z tej perspektywy wręcz katastrofalny.
Jan Śpiewak w swoim felietonie przywołuje opinie wygłaszane przez profesor Magdalenę Środę, Jeremiego Mordasewicza, Dominikę Wielowieyską i profesora Jana Hartmana. Osobiście zauważam tylko jednego liberała w tym gronie. Nie wydaje mi się również, żeby w środowiskach liberalnych szczególnie popularnym filmem była przywołana „Arizona”, która w 1997 roku pokazała obraz biednych jako żyjących w beznadziei pijaków.
Nie znalazłem w felietonie tytułowego rasizmu, ale jak rozumiem miał się odnosić do zamieszczonego w tekście porównania klasistowskich poglądów na program „Rodzina 500+” do „eugeniki społecznej”. Gdzie jak gdzie, ale w eugenice lewica nie ma zbyt czystej karty, a przynajmniej jej wczesno-XX-wieczni przedstawiciele.[2] Mało kto wie, że pierwotnie płaca minimalna w USA miała eliminować z rynku pracy czarnoskórych, imigrantów i kobiety (które powinny „służyć rasie” zajmując się dziećmi). Niedawno wyszła na ten temat kolejna książka, tym razem badacza z Princeton University, „Illiberal Reformers: Race, Eugenics, and American Economics in the Progressive Era”. Przyznam, że jeszcze nie miałem okazji jej przeczytać, ale znam ją m.in. z recenzji lewicowego „New Republic”.[3] Ironiczne pytanie Śpiewaka „a w ogóle to kto im dał prawo do głosowania?” również wpisuje się w temat, ponieważ ówczesna „postępowa” legislacja zmierzała także do „poprawy elektoratu”. Wprowadzone wtedy dodatkowe wymogi (jak np. takie jak ten obowiązkowe testy, których dzisiaj nie przechodzą nawet studenci Harvard University) miały obniżyć partycypacje wyborczą grup uznawanych za gorsze. Nie chcę robić z tego dzisiaj zarzutu, eugenika była wtedy całkowicie głównonurtowym poglądem i jednym ciągiem mówiło się o higienie oraz kontroli urodzeń. Chodzi mi o to, że również ona nijak się ma do liberalizmu.
Niezrozumiałe pozostaje dla mnie również dlaczego Śpiewak wiąże z klasizmem prostą analizę ekonomiczną w której ludzie reagują na bodźce. Zasiłki na dzieci, tak jak wszystkie niepowiązane z pracą zasiłki, zawsze w jakimś stopniu zniechęcają do pracy zarobkowej. Taki efekt wystąpił chociażby w Hiszpanii w 2007 roku. Biedniejsi są statystycznie bardziej wrażliwi na tego rodzaju bodźce, bo przykładowe 500 zł stanowi większy procent ich dochodów. Jeżeli jednak zamiast 500 zł mielibyśmy 3000 zł to i wielkomiejska klasa średnia mogłaby zacząć masowo odpływać z rynku pracy. Zresztą 500 zł nie musi zachęcać do odchodzenia z rynku pracy, wystarczy np. zmniejszanie liczby jej godzin lub przechodzenie do szarej strefy. Szczególnie, że pomaga to spełnić kryterium dochodowe na pierwsze dziecko.
Czy jestem w stanie zapewnić, że nie ma liberałów, którzy przejawiają klasistowskie postawy? Oczywiście, że nie. Jak zauważył Trystero, klasizm pojawia się we wszystkich krajach i to na wskroś politycznego spektrum. Być może ma to związek z przywołanym przez niego efektem halo, w którym ludzie mają tendencje przepisywać sobie cechy na podstawie pierwszego wrażenia, np. skoro ktoś jest bogaty, to pewnie również pracowity i uczciwy. A może jest inne psychologiczne wytłumaczenie. Jednak to co było moim celem w niniejszym tekście, to pokazanie, że nie ma w liberalizmie niczego co można by wiązać z klasizmem, a nawet więcej, liberalizm jest z nim wprost sprzeczny.
[1] Tu nadmienię, że tą lukę szybko uzupełnia sektor prywatny, który wg GUS w 2014 roku dostarczał już 43% wszystkich miejsc w placówkach opieki dla dzieci do lat 3.
[2] Takim prominentnym liberałom jak Herbert Spencer, czy William Graham Sumner, darwinizm społeczny przypisali dopiero ich XX-wieczni krytycy i to bezpodstawnie.
[3] Nawiasem mówiąc podziwiam uczciwość intelektualną, że magazyn spowiada się w ten sposób z poglądów głoszonych m.in. przez jego własnych założycieli.