Dobre intencje to nie wszystko. Trzeba jeszcze wiedzieć w jaki sposób wprowadzić je w życie. Niestety w wielu przypadkach rezultaty pozornie dobrych działań bywają diametralnie różne od zaplanowanego wcześniej wyniku. Ponadto życie polityczne opiera się często na fałszywych intencjach i utrwalanych mitach, które nie mają szansy w starciu z dotychczasowymi badaniami czy doświadczeniami np. innych krajów. Nadrzędnym celem wielu przedstawicieli klasy politycznej nie jest jednak wprowadzanie w życie pomysłów, które są korzystne dla społeczeństwa, ale działania, które mogą przynieść korzyści polityczne samym pomysłodawcom. Podwyższajmy płacę minimalną żeby pomagać pracującym. Obniżajmy wiek emerytalny żeby ulżyć starszym. Płaćmy za rodzenie dzieci żeby wspomóc rodziny i demografię. Subsydiujmy „zieloną energię”, aby ratować środowisko. Te wszystkie pozornie szlachetne i ładnie brzmiące cele nie mają jednak szans na realizację wymienionymi metodami.
Warto przyjrzeć się kilku mikro-przykładom nieskutecznych polityk podszytych dobrymi intencjami żeby przekonać się jak dobre (lub pozornie dobre) chęci prowadzą do fatalnego rezultatu końcowego. Kilka takich interesujących historii analizują autorzy amerykańskiego bloga Freakonomics w jednym ze swoich ostatnich radiowych materiałów (podcast’ów) – The Cobre Effect.
Punktem wyjścia autorów audycji jest wprowadzenie w Bogocie (Kolumbia) ograniczenia dotyczącego wjazdu samochodów do miasta związanego z numerami tablic rejestracyjnych. Co zrobili mieszkańcy stolicy? Wielu z nich sprawiło sobie drugi lub kolejny samochód, aby stale posiadać maszynę z tablicami, które pozwalają na wjazd. Nie dość, że nie doszło do zmniejszenia natężenia ruchu to jeszcze kolejne kupowane samochody były zazwyczaj tańsze, starsze i emitujące więcej zanieczyszczeń. Pomimo dobrych intencji racjonowanie jazdy po stolicy przegrało w starciu z ludzką racjonalnością.
Inne historyczne przykłady, o których opowiadają autorzy materiału radiowego, dotyczą nagród za pozbywanie się niechcianych gatunków zwierząt. W czasach kolonialnych w Delhi (Indie) chciano pozbyć się kobr. Wyznaczono więc nagrody za przynoszenie wężowych skór jako dowodu likwidacji „szkodnika”. Ludzie reagują jednak na bodźce więc przedsiębiorczą odpowiedzią na nagrodę była hodowla węży. Ponadto po tym jak uświadomiono sobie, że dochodzi do procederu „produkcji” kobr zrezygnowano z nagród. Populacja węży w mieście wzrosła ponieważ hodowcy wypuścili swoje już niedochodowe zwierzęta na wolność. Podobnie wyglądała sytuacja ze szczurami w Hanoi (Wietnam) jeszcze za czasów kolonizacji francuskiej. Tutaj nagroda przysługiwała za szczurzy ogon jako dowód likwidacji tego zwierzęcia. Przedsiębiorczy mieszkańcy miasta nie tylko hodowali szczury dla nagrody, ale też odcinali szczurom ogony, a następnie odstawiali je do kanałów, gdzie mogły spokojnie się rozmnażać i rodzić kolejne zyskowne szczurze potomstwo. Zamiast deratyzacji pomysłodawcy nagrody stworzyli, zapewne nieświadomie, kurę (a raczej szczura) składającego złote jaja. Przykładem z czasów nie tak odległych jest program likwidacji dzików w okolicach Fort Benning (USA). Tam również kilka late temu wprowadzono nagrodę pieniężną za upolowanie niszczących lokalną infrastrukturę militarną zwierząt – pieniądze wręczane były po przyniesieniu dziczego ogona. Badania pokazały jednak, że po wprowadzeniu nagrody populacja dzików zaczęła rosnąć, a i ogonów pojawiło się nagle więcej niż sugerować mogłaby to wielkość lokalnej populacji tychże zwierząt.
Tamte wydarzenia tłumaczyć można niewiedzą autorów i brakiem wcześniejszych doświadczeń (może oprócz Fortu Benning). Błędy popełniają jednak również wielkie organizacje. Autorzy bloga Freakonomics przytaczają przykład „nagrody” wprowadzonej przez ONZ – dopłat za pozbywanie się niektórych szkodliwych gazów. Wysoką cenę płacono np. za utylizację szkodliwego dla środowiska gazu HFC-23 (czynnik chłodniczy używany w przemyśle). Zamiast redukcji emisji tego gazu „nagrody” spowodowały, że firmy dostały bodziec do zwiększenia produkcji przy której dochodzi do powstawania HFC-23, aby zwiększyć ilość utylizowanego gazu a tym samym dopływ pieniędzy za tę utylizację. Po raz kolejny pozornie dobre intencje doprowadziły do szkodliwego rezultatu. W tym przypadku dziwi fakt, że tak duża organizacja nie potrafiła przewidzieć działania skutków prowadzonej polityki środowiskowej.
Na zakończenie warto jeszcze raz pokreślić, że w wielu sytuacjach dobre intencje są tylko pozorne i w żaden sposób nie można ich usprawiedliwiać niewiedzą. Na przykład pomimo wielu badań i doświadczeń innych krajów pokazujących szkodliwość płacy minimalnej na rynek pracy politycy i związkowcy często podkreślają, że jej podwyższanie leży w interesie „ludzi pracy”. Podczas debaty na temat podwyższenia wieku emerytalnego część polityków usilnie twierdziła, że wyższy wiek emerytalny „zabierze” miejsca pracy ludziom młodym pomimo badań pokazujących, że relacja ta jest diametralnie różna – wyższy wiek emerytalny powiązany jest z wyższą stopą zatrudnienia osób młodych. Politycy chcą zazwyczaj nie tylko mieć ciastko i zjeść ciastko, ale jeszcze rozdać ciastka wyborcom. Jeżeli jednak jako wyborcy i społeczeństwo obywatelskie monitorujące działania polityków będziemy łatwo ulegać różnym pseudo-szlachetnym intencjom to i okruszków może nie wystarczyć.