Co pewien czas wracają pomysły wprowadzenia podatku obrotowego -ostatnio do pomysłu wróciło Prawo i Sprawiedliwość w kontekście dużych sieci handlowych. Podkreślana jest prostota tego podatku, jednak nie mówi sie o jego wadach.
W przypadku propozycji PiS podatek miałby dotyczyć dużych sieci handlowych. Takie rozwiązanie od razu budzi wątpliwości – dlaczego ten sam towar kupowany w hipermarkecie ma być obłożony dodatkowym X% podatku, a w mniejszym sklepie już nie? Bo przecież podatek obrotowy jest podatkiem od przychodu, czyli jeśli jego stawka wyniesie np. 1%, to w takim wariancie oznaczałoby, że w:
- w małym sklepie zapłacimy: cena towaru + marża sklepu + VAT
- w dużym sklepie zapłacimy: cena towaru + marża sklepu + VAT + 1% ceny towaru (podatek obrotowy)
Trudno w tej sytuacji mówić o równym traktowaniu przedsiębiorstw. Trochę to przypomina znany z socjalizmu domiar – jesteś duży i efektywny – za karę płać dodatkowy podatek. Nie mówiąc o tym, że w ten sposób ogranicza się konsumentom możliwość robienia tańszych zakupów w dużych sklepach (dane GUS pokazują, że Polacy coraz chętniej kupują w sieciach handlowych i internecie – gospodarka zwalnia, dochody ludności też, więc szukamy oszczędności, patrz np. tutaj).
Obrońcy podatku obrotowego mówią, że jest on potrzebny, ponieważ wielkie sieci handlowe ukrywają zyski, przez co unikają płacenia CIT. Rzeczywiście, międzynarodowym korporacjom łatwo jest wymigać się od płacenia CIT, wykazując zyski tam gdzie im będzie wygodniej. Na szczęście stawka CIT w Polsce należy do jednej z niższych w Europie, więc zyski lepiej wykazywać w Polsce, niż np. we Francji. Poza tym nie tylko sieci handlowe jak tylko mogą starają się minimalizować CIT („optymalizacja podatkowa”). Więc może należałoby wprowadzić podatek obrotowy w całej gospodarce?
Ale od czego? od dóbr finalnych, czy od wszystkich?
Naliczanie podatku tylko od dóbr finalnych otworzyłoby olbrzymie pole do nadużyć – np. ta sama mąka w sklepie może być dobrem finalnym dla konsumenta i dobrem pośrednim dla piekarza. Jeśli sklep miałby płacić podatek od mąki sprzedanej konsumentowi, nie płacąc podatku od mąki sprzedanej dla piekarza, to spodziewałbym się w kraju wysypu piekarzy. Nie na tą skalę, ale już teraz mamy bardzo podobne towary obłożone różnymi stawkami podatkowym, a mianowicie olej napędowy i olej opałowy. Efekt jest taki, że regularnie pojawiają się grupy przestępcze sprzedające olej opałowy kierowcom, zapewniając policji i prokuraturze dużo pracy. N
Alternatywą jest naliczanie podatku obrotowego od wszystkich dóbr, niezależnie od ich przeznaczenia. Ale i tu pojawia się haczyk. Jeśli:
- rolnik sprzedaje zboże za 1 zł,
- młynarz robi z niego mąkę, którą sprzeda za 2 zł,
- piekarz wypieka z niej chleb, który sprzedaje za 3 zł,
- sklep sprzedaje chleb za 4 zł,
Reasumując: podatek obrotowy tylko od sieci handlowych jest wątpliwy (nierówne traktowanie przedsiębiorstw), podatek obrotowy tylko od dóbr finalnych stwarza olbrzymie pole do nadużyć (kiedy dobro jest finalnym, a kiedy nie), podatek obrotowy od wszystkich dóbr stwarza bardzo silne bodźce do integracji pionowej. Wprowadzenie tego ostatniego wariantu jest szczególnie ciekawe, bo w praktyce oznaczałoby, że np. Carrefour czy Tesco zaczęłyby prowadzić własne piekarnie, młyny, rzeźnie, sady, czy gospodarstwa rolne. A chyba nie o to chodzi PiSowi. Nota bene nie byłby to pierwszy przypadek, kiedy działania polityków prowadzą do zupełnie nie zamierzanych przez nich efektów. Dyskusja na temat ograniczenia ekspansji hipermarketów („sklepów wielkopowierzchniowych”) odbywała się pod hasłem obrony sklepów osiedlowych. Jej efektem jednak było, że duże firmy zamiast ograniczyć swoją działalność w segmencie sklepów o dużej powierzchni zaczęły wyprzedzająco intensywniej wchodzić w segment sklepów o mniejszej powierzchni (np. Carrefour Express). Ze szkodą dla małych sklepów osiedlowych, ale z zyskiem dla konsumenta.