Już od trzech tygodni MSWiA podtrzymuje wprowadzony przed szczytem NATO i Światowymi Dniami Młodzieży zakaz małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim. To bezterminowe przedłużenie decyzji tłumaczone jest enigmatycznie brzmiącymi ”względami bezpieczeństwa” i wygląda raczej na polityczną rozgrywkę na linii Polska – Rosja. Warto zatem przyjrzeć się, czy decyzja o zamknięciu małego ruchu granicznego ma faktyczny wpływ na bezpieczeństwo Polski.
Mały ruch graniczny z Rosją funkcjonuje od 2012 roku. Obejmuje on teren Obwodu Kaliningradzkiego i większości powiatów w województwach warmińsko-mazurskim i pomorskim. Mieszkańcy tych regionów mogą ubiegać się o zezwolenie na wjazd do kraju ościennego (tylko na tereny objęte umową), które jest tańsze i wymaga mniej formalności niż uzyskanie wizy. Procedura przekraczania granicy i limity przewożonych towarów pozostają takie same dla wszystkich przekraczających, więc wbrew wielu głosom, nie jest to ułatwienie ani zachęta do przemytu tylko bodziec do rozwoju przedsiębiorczości na terenach przygranicznych.
Dane GUS nie pozostawiają wątpliwości. W 2015 roku Rosjanie wydali na zakupy w Polsce 285,9 mln zł, które w dużej mierze trafiły do lokalnych przedsiębiorców, nastawionych właśnie na klientów zza północnej granicy. Naszych sąsiadów do zakupów zachęca przede wszystkim dużo wyższa jakość towarów i usług, znacznie większy wybór oraz możliwość odliczenia podatku VAT. Poza zakupami, Rosjanie przyjeżdżają do Polski również turystycznie, chętnie odwiedzają atrakcje zlokalizowane blisko granicy (muzea, aquaparki) oraz korzystają z hoteli i restauracji. W związku z tym zamknięcie małego ruchu granicznego w dłuższym okresie dla wielu Polaków może skończyć się utratą pracy.
Szczególnie zagrożeni są lokalni przedsiębiorcy z małych miast, którzy swój model biznesu oparli na sprzedaży dóbr i usług klientom z Rosji. Na zamknięciu małego ruchu granicznego tracą również polscy konsumenci, którzy do początku lipca chętnie kupowali tańszą benzynę, czy turystycznie odwiedzali Kaliningrad. Czy to niewinnie wyglądające ułatwienie w przekraczaniu granicy i wzajemnym handlowaniu faktycznie stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju?
4 lipca, kiedy zawieszono mały ruch graniczny z Rosją i Ukrainą, nic nie wskazywało na to, że po szczycie NATO i ŚDM sytuacja nie wróci do normy. Jak można wywnioskować z wypowiedzi ministra Błaszczaka w Polskim Radiu, to polityczne zagrania Kremla spowodowały, że polskie władze na początku sierpnia zezwoliły wyłącznie na funkcjonowanie MRG z Ukrainą, bezterminowo przedłużając zawieszenie umowy z Kaliningradem. Po pierwsze, odpowiedzią Rosji na decyzję Polski o zamrożeniu ruchu dla rosyjskich obywateli była analogiczna decyzja wobec Polaków. Po drugie, pod koniec lipca nowym gubernatorem Obwodu Królewieckiego został bliski współpracownik Władimira Putina – Jewgenij Ziniczew, który do tej pory kierował zarządem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w Kaliningradzie a także wymieniono dowództwo Floty Bałtyckiej. Prawdopodobnie to te czynniki, wespół z pogróżkami płynącymi z Rosji odnośnie decyzji szczytu NATO (również wspomnianymi przez szefa MSWiA), zdecydowały o przedłużeniu zamknięcia małego ruchu przygranicznego. Minister Błaszczak powołał się również na zagrożenie ze strony Rosji związane z aneksją Krymu i wojną w Donbasie. Warto jednak pamiętać, że wydarzenia te miały miejsce już przed szczytem NATO, mimo tego politycy nie mówili wcześniej o zamknięciu małego ruchu z Rosją. Ponadto, niedługo przed wprowadzeniem małego ruchu granicznego w 2012 roku, miała miejsce wojna w Abchazji i Osetii Południowej, która jednak nie wpłynęła na decyzję o podpisaniu umowy o MRG ani nie miała wpływu na bezpieczeństwo funkcjonowania ruchu granicznego. Jak to możliwe?
Mały ruch graniczny jest wyłącznie ułatwieniem podróżowania obywateli Obwodu Kaliningradzkiego i Polski, nie mającym wiele wspólnego z polityką. Zawieszenie umowy wcale nie oznacza zakazu przekraczania granicy. Jest to cały czas możliwe tylko wymaga więcej formalności i kosztów związanych ze zdobyciem wizy. To utrudnienie dotyka przede wszystkich zwykłych Rosjan, ponieważ urzędnicy państwowi czy osoby bliskie reżimowi Putina prawdopodobnie nie mają problemów z zapłaceniem za wizy. Można zatem wysnuć wniosek, że zdaniem Mariusza Błaszczaka zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju są podróże przeciętnych, niezaangażowanych w politykę mieszkańców Obwodu Kaliningradzkiego, które i tak nie są wyeliminowane a jedynie ograniczone. Gdzie tu logika?
Przekaz płynący z wypowiedzi szefa MSWiA nie pozostawia wątpliwości. Rosja to nasz polityczny przeciwnik, dlatego musimy ograniczyć kontakty do minimum. Minister nie zauważa jednak, że ta polityczna przepychanka na wysokich szczeblach nie przynosi żadnych pozytywnych efektów, a jedynie szkodzi obywatelom i obrazowi Polski w Kaliningradzie. Poza dużymi stratami ekonomicznymi, które niewątpliwie dotkną polskich przedsiębiorców, warto zwrócić uwagę na fakt, że decyzja o zamknięciu małego ruchu granicznego doskonale wpisze się w propagandowy przekaz Kremla. Wielu mieszkańców Obwodu Kaliningradzkiego będzie twierdziło, że zamknięcie małego ruchu granicznego i uniemożliwienie taniego, w miarę swobodnego podróżowania do kraju Unii Europejskiej, to wina wyłącznie polskich polityków. Zmiany wprowadzone w ostatnim czasie w Obwodzie Kaliningradzkim, który jest przecież strategicznym punktem w rosyjskich planach obronnych, sugerują zacieśnianie stosunków z władzami w Moskwie. Ograniczenie kontaktów Rosjan z Polakami jest wodą na młyn dla obecnej polityki Kremla wobec enklawy. Pozwoli to na jeszcze skuteczniejsze manipulowanie opinią publiczną i znacząco ograniczy przeciętnym obywatelom możliwość porównywania systemów gospodarczo-politycznych Polski i Rosji. Mieszkańcy Kaliningradu rzadziej będą odwiedzać rozwijające się polskie miasta, nie będą też robić zakupów w naszych sklepach, w których mogą kupować lepsze jakościowo i często tańsze produkty niż w swoim kraju. Ten bodziec do refleksji nad systemem politycznym Kremla skutecznie tłumi minister Błaszczak.
Przedłużenie zamknięcia małego ruchu granicznego z Rosją to działanie zgodne z populistyczną, antyrosyjską polityką partii rządzącej. Wypowiedzi polskich polityków oznaczają albo dużą naiwność, albo zaczepność i chęć prowadzenia polityki zagranicznej opartej na rzucaniu kłód pod nogi. Niestety, nasze władze nie dostrzegają, że w tej na pozór patowej sytuacji górą jest nasz sąsiad, a zamrożenie małego ruchu granicznego w rzeczywistości nie ma wpływu na bezpieczeństwo kraju i uderza w dobro naszych obywateli. To polityczny strzał w stopę idealnie wpisujący się w działania i retorykę Kremla.