Autorami tekstu są Máté Hajba i Patrick Hannaford. Tłumaczył Jędrzej Adryan. Tekst został opublikowany w języku angielskim na portalu CapX.
Pod koniec lutego, w cichy wtorkowy poranek, grupa bandytów zajęła węgierskie Narodowe Biuro Wyborcze. Zebrali się tam, aby zatrzymać członków partii opozycyjnej przed złożeniem wniosku o referendum. Takie zdarzenia na Węgrzech nie wróżą niczego dobrego. Pokazują one rosnące wpływy skrajnej prawicy, która otwarcie czci nazistowskie reżimy z czasów II wojny światowej. Co więcej, chuligani ci nie byli związani z neofaszystowską partią Jobbik, ale występowali w imieniu rządzącej partii Fidesz, która coraz częściej stosuje autorytarne metody działania.
Jest to poważne zagrożenie dla węgierskiej demokracji, a jeśli naród węgierski nie zjednoczy się przeciwko tym ruchom, to demokracja może zniknąć na dobre.
Powszechnie wiadomo, że Fidesz sprzeciwia się zachodniemu stylowi demokracji, który cechują rządy prawa, system kontroli (z ang. checks and balances), równowaga między instytucjami oraz prawa obywatelskie. W 2014 roku, premier Viktor Orbán otwarcie ogłosił swój plan włączenia Węgier do kręgu „demokracji nieliberalnych”, czyli systemów znanych z takich krajów jak Rosja, Turcja czy Chiny. Ta deklaracja sprawiła, że senator Johna McCain opisał premiera Orbána jako „neo-faszystowskiego dyktatora”.
Orbán i cała partia Fidesz mozolnie realizują ten plan od czasu objęcia rządów w 2010 roku. Dopuścili się naruszenia prawa wyborczego, manipulując przy wytyczaniu granic okręgów wyborczych w celu uzyskania korzystnego wyniku i zachowania większości dwóch trzecich głosów w roku 2014. Władza Fideszu jest silnie scentralizowana dzięki stworzeniu nowej biurokracji rządowej i nacjonalizacji niektórych prywatnych przedsiębiorstw. Co gorsza, Fidesz dopuścił się ograniczenia roli Trybunału Konstytucyjnego, w efekcie czego, żaden organ nie może powstrzymać szaleńczych poczynań rządu.
Już takie podejście powoduje problemy.
Tysiące studentów i nauczycieli protestuje przeciwko nowemu krajowemu programowi nauczania, który został wprowadzony do szkół pod kontrolą scentralizowanej agencji rządowej, eliminując ich autonomię i pozostawiając szkoły bez dostaw podstawowych zapasów długopisów czy papieru. System opieki zdrowotnej w kraju się rozpada. Szpitale są w złym stanie, a pacjenci są bardziej narażeni na śmierć z powodu infekcji w szpitalu, aniżeli w wypadku samochodowym. Korupcja zaś zakorzeniła się tak bardzo, że nawet środki UE przeznaczone na walkę z korupcją zostało przywłaszczone.
Fidesz jest nadal najbardziej popularną partią, ale proponowane przez nią przepisy spotykają się z coraz większym oporem społeczeństwa. Na przykład plany opodatkowania Internetu zostały przez Fidesz porzucone po kilkudziesięciotysięcznych protestach ulicznych.
Opór ten nie zmienia jednak ogólnego podejścia rządu. Nadal chce on karać prywatnych przedsiębiorców, proponując wprowadzenie zakazu działalności Ubera i zmuszając do zamykania sklepów w niedzielę.
To właśnie w związku z zakazem handlu w niedzielę doszło do ostatniego incydentu z udziałem bandytów w Narodowym Biurze Wyborczym.
Sprzeciwiająca się zakazowi, rozdrobniona opozycja, wezwała do przeprowadzenia referendum. Jednakże, gdy przedstawiciele Węgierskiej Partii Socjalistycznej, największej węgierskiej partii lewicowej, udali się do Narodowego Biura Wyborczego, aby złożyć wniosek referendalny, zostali powstrzymani przez bandę zbirów.
Bandyci znaleźli się tam, aby zapewnić, że referendum zostanie rozpisane przez lojalny rządowi Fidesz – w tym przypadku, żonę miejscowego burmistrza – a nie członków opozycji. Umożliwiło to Fidesz’owi odzyskanie kontroli nad procesem referendalnym, a nawet pozwala im na wycofanie się z referendum w momencie, który uznają za stosowny. Zgodnie z węgierskim prawem pierwsza osoba, która złoży wniosek o referendum, może decydować o jego dalszym losie.
Obecna lewicowa opozycja nie jest w stanie skuteczne przeciwstawić się takim działaniom. Jest zajęta wewnętrznymi konfliktami i często nękana przez niekompetencję. Partie opozycyjne po prawej stronie sceny politycznej są jeszcze gorsze.
Skrajnie prawicowa partia Jobbik, obecnie druga w sondażach, znana jest z rasizmu i antysemityzmu swoich członków. W 2012 roku jeden z liderów Jobbiku, Márton Gyöngyösi, wezwał do utworzenia listy Żydów, ponieważ stanowią oni „zagrożenie bezpieczeństwa narodowego”. Jak na ironię, Gyöngyösi nie był tak zaniepokojony zagrożeniem bezpieczeństwa narodowego stwarzanego przez własnego eurodeputowanego (należącą do partii Jobbik) Béla Kovács, który jest oskarżany o bycie rosyjskim szpiegiem.
Ten zbiór niezorganizowanych oraz ekstremistycznych ugrupowań opozycyjnych pozwala partii Fidesz rządzić w sposób nieskrępowany. Na skutek tego węgierska demokracja umiera.
Węgry potrzebują realnej opozycji, która może zjednoczyć wszystkich zwolenników liberalnej demokracji. Rozsądne partie po lewej i prawej strony sceny politycznej muszą odłożyć na bok dzielące ich różnice i zjednoczyć się, aby przeciwstawić się pełzającemu autorytaryzmowi partii Fidesz oraz bezwzględnym faszystom ze skrajnej prawicy.
Nie ma innej alternatywny. Fidesz proponuje zmiany konstytucji już po raz szósty, przyznając sobie specjalne uprawnienia w przypadku zagrożenia terrorystycznego, które jednak nigdzie nie zostało zdefiniowane. Oznaczać to będzie dodatkową rządową kontrolę nad mediami, wprowadzenie rozległych uprawnień do nadzoru Internetu oraz możliwość zakazywania demonstracji publicznych.
Tylko nowa centrowa partia, skupiająca wszystkie partie, które sprzyjają demokracji zachodniego typu, może powstrzymać działania Fideszu. Węgrzy muszą stawić opór rosnącemu autorytaryzmowi, albo grozi im całkowita utrata demokracji.
Máté Hajba jest dyrektorem węgierskiego think tanku Free Market Foundation. Patrick Hannaford jest redaktorem Young Voices i australijskim pisarzem zamieszkałym w Waszyngtonie D.C.