Autorem tekstu, który ukazał się w ramach projektu AtlasOne, jest Timothy Andrews, dyrektor wykonawczy The Australian Taxpayers’ Alliance i członek zarządu australijskiego think-thanku HR Nicholls Society. Tekst został został z języka angielskiego przetłumaczony przez Huberta Gregorskiego.
17 czerwca australijski Senat przyjął Ustawę o czystej energii (Clean Energy Legislation – Carbon Tax Repeal), uchylającą podatek od emisji dwutlenku węgla, przez co Australia stała się pierwszym krajem w historii, który zniósł jedną z najważniejszych inicjatyw dotyczących zmian klimatycznych.
Jeszcze pięć lat temu nikt nie był w stanie wyobrazić sobie możliwości odstąpienia od tej regulacji. Panował wówczas powszechny konsensus wśród całej klasy politycznej, z dwoma głównymi partiami na czele, popierającymi wprowadzenie handlu kwotami na emisję dwutlenku węgla (ETS). Media głosiły, iż jakakolwiek partia, która odejdzie od ogólnie przyjętego konsensusu „spotka się z upokorzeniem” i „podpisze swój własny wyrok śmierci”. Wydano miliony dolarów na publiczne kampanie promujące projekt legislacji, a sondaże jasno pokazywały, iż zdecydowana większość Australijczyków popierała ten pomysł.
Potem stało się coś niewyobrażalnego.
Rozwinęło się bezprecedensowe w historii oddolne „powstanie”. Think tanki zaczęły uświadamiać Australijczyków o szkodliwych konsekwencjach przyjętych przepisów. Formowały się i mobilizowały grupy aktywistów, a poparcie opinii publicznej dla projektu zaczęło gwałtownie spadać. W szczególności kierownictwo takich grup jak Instytut Spraw Publicznych (Institute of Public Affairs) odegrało kluczową rolę w podnoszeniu powszechnej świadomości dotyczącej szkodliwości polityki klimatycznej. W 2009 r. Malcolm Turnbull, lider znajdującej się wówczas w opozycji Partii Liberalnej, został, w wyniku buntu członków partii, odwołany ze względu na swoje poparcie dla ETS. Nie spodziewał się tego nikt ani ze środowiska medialnego, ani z klasy politycznej.
Niedługo po tym, premier Kevin Rudd został zmuszony do wycofania swego poparcia dla ETS ze względu na gwałtowną utratę powszechnej aprobaty dla tego rozwiązania. Jednakże było już zbyt późno. On również został zastąpiony. Nowa premier, Julia Gillard, ledwo zdołała przebrnąć przez wybory, a skromne zwycięstwo zawdzięczała swoim obietnicom mówiąc: „Nie będzie żadnego podatku od emisji dwutlenku węgla dopóki ja będę premierem”. Te słowa miały ją jeszcze prześladować w kolejnych latach.
Kiedy australijska premier złamała swoją obietnicę i przeforsowała projekt ustawy o podatku od emisji dwutlenku węgla w lipcu 2011 r., jej przyszłość była przesądzona. Uchylenie tejże ustawy stało się główną, podpisaną wręcz własną krwią, obietnicą opozycji i pozwoliło na jej przytłaczające zwycięstwo w wyborach w 2013 r.
Podatek od emisji dwutlenku węgla, jeden z najwyższych na świecie, nigdy nie był rozsądnym rozwiązaniem dla Australii. To kraj z niewielką liczbą ludności, którego gospodarka opiera się w głównej mierze na surowcach naturalnych. Konsekwencje tego typu rozwiązań w Australii byłyby nieproporcjonalnie szkodliwe.
Szacunki ministerstwa, które co do zasady są raczej zbyt zachowawcze, pokazywały, iż koszty życia przeciętnego gospodarstwa domowego wzrosły, na skutek nowego podatku, o ponad 550 dolarów rocznie. Wszystko to w okresie pogarszającej się sytuacji gospodarczej. Nowe inwestycje i konkurencyjności przedsiębiorstw gwałtownie spadła w związku z wyższymi kosztami, a opłaty za energię wzrosły o ponad 10 proc.
Co więcej, pomimo tak szkodliwych efektów, na nowym podatku w jakikolwiek sposób nie skorzystałoby środowisko naturalne. Australia emituje tylko 1,2 proc. gazów cieplarnianych na świecie. Bolesny w skutkach podatek od emisji ograniczyłby, według szacunków, wzrost globalnego ocieplenia o zaledwie 0,004 stopnia w przeciągu następnych stu lat.
Ta godna uwagi lekcja z Australii wykracza daleko poza kwestie związane polityką klimatyczną. Doświadczenia te pokazały, że mała, ale oddana sprawie grupa aktywistów, zaangażowana w walkę idei, jest zdolna całkowicie odmienić polityczny krajobraz w kraju.
W 2008 r. aż 77 proc. Australijczyków popierało działa na rzecz zmian klimatycznych. Jednak już w 2012 r. nastąpił zwrot o 180 stopni a poparcie dla opodatkowania CO2 spadło do 33 proc.
Na scenie politycznej zdominowanej przez działania oparte o sondaże politycy często uchylają się od podjęcia niepopularnych, aczkolwiek potrzebnych reform, wystraszenie presją opinii publicznej i mediów.
Tymczasem australijskie doświadczenia związane z opodatkowaniem dwutlenku węgla pokazują jak opinia publiczna może dzięki odpowiedniej informacji zmienić swoje poglądy, a dwupartyjny konsensus może łatwo się załamać.
Jednakże, aby to nastąpiło, odpowiedni grunt musi być przygotowany przez think tanki, grupy aktywistów i liderów opinii. Muszą oni pracować nad oddolną mobilizacją a polityczni liderzy powinni znaleźć w sobie odwagę aby działać w zgodzie z własnymi przekonaniami. Kiedy wszystkie te grupy współpracują zmiana może nastąpić i jak pokazuje powyższy przykład następuje.
Zniesienie podatku od emisji dwutlenku węgla w Australii jest precedensem, w którym nieliczna grupa obrońców wolnego rynku, stale niedofinansowana i znajdująca się zazwyczaj w mniejszości, była zdolna odmienić cały kraj.
Bardzo łatwo o cynizm wobec świata polityki. Jednakże zniesienie omawianego podatku w Australii pokazuje, że głęboko zakorzenione grupy interesów mogą zostać przezwyciężone. Ważną rolę pełnią w tym procesie działające energicznie organizacje pozarządowe.
Jedyne czego potrzebuje opinia publiczna, aby zdać sobie sprawę, że król jest nagi to grupy osób zaangażowanych w walkę idei.
Jeśli mogliśmy tego dokonać w Australii to inne kraje również mogą i to zrobią!