Jak możemy przeczytać w artykule „Rzeczpospolitej” z 27 marca br. Narodowy Bank Polski wysyła do ubezpieczycieli i banków pisma, żądając usunięcia z materiałów reklamowych określenia „podatek Belki”. Pod tą nazwą funkcjonuje w języku codziennym wprowadzony w 2002 r. 19 procentowy podatek od dochodów kapitałowych. Zdziwienie wywołuje fakt, że państwowa instytucja jaką jest NBP zajmuje się walką z określeniem, które do języka codziennego weszło nie bez przyczyny – to były minister finansów, a obecny prezes NBP Marek Belka był autorem tego podatku. Istotniejszym problemem niż sama nazwa jest wpływ podatku na rozwój gospodarczy.
Podatki różnią się pod względem ich wpływu na tempo tego rozwoju. Najbardziej szkodliwe są podatki, które zniechęcają do produktywnych zachowań takich jak praca czy inwestowanie, którego źródłem są oszczędności. Dla porównania mniej szkodliwe jest opodatkowanie konsumpcji. Podatek od dochodów kapitałowych obejmuje m.in. opodatkowanie odsetek od środków na rachunkach bankowych i wkładach oszczędnościowych czy opodatkowanie przychodów z odpłatnego zbycia papierów wartościowych i pochodnych instrumentów finansowych. Obciąża więc osoby oszczędzające i inwestujące, co z perspektywy niskiej stopy oszczędności w Polsce negatywnie przekłada się na tempo rozwoju.
Stopa oszczędności w Polsce czyli ta część PKB, które nie jest przeznaczana na konsumpcję, należy do najniższych w regionie. W 2012 r. wyniosła ok. 16 proc. PKB (wykres 1). To również zdecydowanie mniej niż w „tygrysach azjatyckich”. Odejście od podatku od dochodów kapitałowych może być jednym z kroków pozwalających na podniesienie stopy oszczędności. Większe oszczędności pozwolą na wzrost poziomu inwestycji, co pozytywnie przełoży się na tempo rozwoju. Jednocześnie gdyby nie było tego podatku NBP nie musiałby prowadzić walki z określeniem „podatek Belki”. Najlepszym sposobem na zaprzestanie używania nazwy nawiązującej do nazwiska autora jest zniesienie samego podatku.
Wykres 1. Źródło: MFW