Wróciłem z Wegier. Na podstawie wielu rozmów mam następujące obserwacje. Orban i jego partia – Fidesz, wprowadzili na Węgrzech system znany wcześniej z quasi- lub pseudodemokratycznych reżimów, takich np. jak Argentyna od czasów Perona, czy Grecja od lat 80, czyli od czasów Papandreou. Orban nic więc nowego nie wymyślił. Pewne elementy nowości można zauważyć w propagandzie Fideszu: epatowanie ludzi ideą „Wielkich Węgier”, ataki na Unię Europejską w odpowiedzi na krytykę z jej strony, niechęć do Stanów Zjednoczonych z podobnego powodu, ataki na „obcy” kapitał, zbliżenie do Putina na zasadzie antyzachodnich fobii i głoszenia „tradycyjnych wartości”. Ale i tu można znaleźć analogie.
Sam model, jaki Orban wprowadził, ma trzy elementy:
1) Opanowanie wszystkich głównych struktur państwa przez jego partię, czyli likwidacja tego, co jest charakterystyczne dla demokracji zachodniego typu: oddzielenia wszystkich partii politycznych od aparatu państwa. Orban poszedł w kierunku partii-państwa, podobnie jak wspomniana Argentyna, czy Grecja. Model partii-państwa – w skrajnej postaci – opracował i wprowadził w życie Lenin, a następnie Mussolini i Hitler. Opanowanie państwa przez jedną partię pozwala na ograniczenie, czy wręcz likwidację konkurencji w polityce, czyli demokracji i to na dwa sposoby:
-przez rozdzielanie pieniędzy, posad, zamówień itp., by utrzymać zwolenników i pozyskiwać nowych (polityczny klientelizm);
-przez używanie represyjnej części aparatu państwowego (np. prokuratury, czy rozmaitych inspekcji), by utrudniać organizowanie się opozycji i zastraszać oponentów).
W tej dziedzinie PiS wyraźnie usiłuje pójść w ślady Orbana.
2) Opanowanie publicznych mediów w celu uprawiania partyjnej propagandy oraz organizowanie przez odpowiednich biznesmenów – przyjaznych Fideszowi – mediów prywatnych.
PiS zrealizował pierwszą część tej strategii
3) Rozszerzony i – z natury – selektywny interwencjonizm – uprawiany przez rządzących polityków i podległych im urzędników. W przypadku Orbana interwencjonizm wyraża się m.in. poprzez nakładanie selektywnych podatków (od banków, supermarketów), przy jednoczesnym wmawianiu ludziom, że zapłaci za nie niedobry, „obcy” kapitał.
Ale – w odróżnieniu od naszego PiSu – Orban wprowadził też korzystne dla gospodarki kroki, m.in.: wyraźnie obniżył deficyt budżetu, z PITu zrobił podatek płaski (z jedną stawką), podwyższył wiek emerytalny i spowodował, że ludzie, którzy wcześniej przeszli na wcześniejsze emerytury zaczęli poszukiwać pracy.
Jak widać PiS naśladuje najgorsze elementy Planu Orbana.
Są też inne ważne różnice między Węgrami, a Polską:
– Zwycięstwo wyborcze Orbana w 2010 roku było przytłaczające i dało mu większość konstytucyjną. PiS ma natomiast niewielką większość w Sejmie, której na dodatek by nie osiągnął, gdyby Zjednoczonej Lewicy i Partii Korwin nie zabrakło niedużej liczby głosów.
– Opozycja w Polsce jest o wiele silniejsza, niż na Węgrzech.
– Węgry nie mają swojego KOD-u – zorganizowanego ruchu obywatelskiego, który broni w Polsce państwa prawa.
Te różnice na korzyść Polski nie powinny oczywiście demobilizować zwolenników państwa prawa, demokracji i wolnej gospodarki. Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki.