Nie jest tajemnicą, że piłkarskiemu turniejowi Euro 2012 towarzyszyło powszechne spożycie wyrobów alkoholowych. Konsumowano nie tylko w barach czy strefach kibica, ale też na głównych ulicach i placach wielu miast. Wszystko pod czujnym okiem policji i straży miejskiej. W tym czasie w mediach pojawiały się wypowiedzi przedstawicieli służ porządkowych, że ze względu na skalę zjawiska oraz dużą liczbę zagranicznych gości będą oni przymykać oko na łamanie obowiązującego prawa zakazującego spożycia alkoholu m.in. w określonych miejscach publicznych. Euro minęło, a wraz z nim na ulice polskich miast powrócił państwowy paternalizm ograniczający swobody obywatelskie. Martwe podczas Euro przepisy odżyły i znów stają się orężem służb porządkowych w walce z koneserami spożycia alkoholu „pod chmurką”. Może najwyższy czas pozbyć się martwych w pewnych okolicznościach i czasie przepisów?
Przepisy dotyczące spożywania alkoholu reguluje ustawa z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, która „uznaje życie obywateli w trzeźwości za niezbędny warunek moralnego i materialnego dobra Narodu”. Listę miejsc w których zabrania się spożywania alkoholu znaleźć możemy w Art. 14. Wbrew powszechnemu przekonaniu artykuł ten nie zabrania spożywania alkoholu w miejscach publicznych. Punkt 2a mówi, że „zabrania się spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów”. Czyli teoretycznie spożywanie alkoholu jest możliwe w miejscach publicznych nie będących ulicą, placem, parkiem czy innym miejscem wymienionym w ustawie, choć sama ustawa nie definiuje, żadnej z tych przestrzeni. Czasami dodatkowe regulacje dotyczące spożycia wprowadzają poszczególne gminy. Co ciekawe przepisy gminne zakazujące spożycia alkoholu całościowo „w miejscach publicznych” nie są zgodne z ustawą, a wg wyroku SN z 1997 r. gmina powinna precyzyjnie określać miejsca, w których spożycie wyrobów alkoholowych jest zakazane. Za złamanie Art. 14 grozi kara grzywny (Art. 431). W praktyce służby porządkowe nakładają na spożywającego standardowo mandat w wysokości 100 zł.
Czy jednak taki państwowy paternalizm i ograniczenie wolności tym zakresie są potrzebne? W wielu innych krajach wypicie alkoholu na ulicy czy w parku nie naraża nas na sankcje. W Paryżu piknik przy butelce wina, czy zimne piwo siedząc na ławce nawet pod samym Luwrem nie wzbudzają zainteresowania służb mundurowych. W Anglii spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest co do zasady dozwolone, choć niektóre miasta wprowadzają ograniczenia w pewnych dzielnicach (np. wchodząc do ścisłego centrum Bristolu witają nas znaki alcohol-free zone oraz informacje o karze jaka grozi za złamanie zakazu).
W Polsce nadopiekuńcze władze centralne ustawowo zadecydowały gdzie alkoholu pić nie można. Sądzę, że zamiast karać za spożywania alkoholu na ulicy, placu i w parku służby porządkowe powinny skupiać się na walce z nieodpowiedzialnym pijaństwem i wykroczeniami czy przestępstwami popełnianymi pod wpływem alkoholu – od zachowań agresywnych po zaśmiecanie miejsc publicznych (a od tego są odrębne przepisy kodeksu wykroczeń i kodeksu karnego). Prawo do zakazywania spożycia alkoholu w ściśle określonych miejscach publicznych i czasie powinny posiadać władze lokalne i stosować je tylko w uzasadnionych przypadkach. Dodatkowo przepisy, które stają się martwe ze względu na okoliczności, takie jak impreza organizowana przez UEFA, czy „skala zjawiska”, nie świadczą dobrze o jakości takiego prawa. Dlatego uważam, że nie czekając na kolejną imprezę masową należy wykreślić punkt 2a z ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Państwo nie powinno ograniczać wyboru miejsca spożycia wyrobów alkoholowych i pozwolić pijącym „pod chmurką” na własne i odpowiedzialne decyzje.