Wczoraj trwał kolejny dzień konfliktu wokół wegańskiej burgerowni „Krowarzywa”. We wtorek napisałem o tym jak ten spór pomiędzy kilkoma pracownikami i pracodawcą może negatywie wpłynąć na konsumentów i pozostałych pracowników. Z zainteresowaniem zapoznałem się z oświadczeniami osób pracujących w lokalach przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie i przy ul. Sławkowskiej w Krakowie.
Pracownice i pracownicy lokalu przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie napisali m.in.:
„Otóż wcale nie jest tak, jak się to przedstawia. Zabieramy głos, ponieważ jest nam przykro, że padliśmy ofiarą oszczerstw ze strony mediów i w ramach gestu solidarności z naszymi pracodawcami, z którymi mamy dobre relacje i nie czujemy z ich strony żadnej presji”.
Z kolei zespół krakowski w swoim liście napisała m.in.:
„Tym oświadczeniem chcielibyśmy wyrazić solidarność z Nimi [właścicielami – przyp. autora]. W dzisiejszych czasach liczy się opinia w Internecie, ilość gwiazdek i like’ów. Niestety mało kto w sposób rzetelny dociera do prawdziwych informacji. Tak też się stało w przypadku naszej Firmy i jej Właścicieli, dlatego dementujemy wszystkie plotki i wyssane z palca nowinki, jakoby działa nam się w pracy jakaś ogromna krzywda”.
Pokazuje to dobre relacje między większością pracowników a pracodawcą. Pracownicy, którzy pomimo presji (a czasami wręcz słownej agresji) kilku lewicujących organizacji i ich sympatyków potrafią stanąć w obronie swojego miejsca pracy to duża wartość.
Taka pozytywna reakcja większości pracowników „Krowarzyw” nie wszystkim się spodobała. Grupka protestujących, która wczoraj wybrała się pod lokal przy ul. Marszałkowskiej wyzywała ich od „łamistrajków” i zdrajców.
Sam również wybrałem się wczoraj po pracy do „Krowarzyw”, aby w geście solidarności z pracownikami i właścicielem zjeść wegańskiego burgera. W swoim oświadczeniu obecna na miejscu „Warszawska Federacja Anarchistyczna” skłamała twierdząc, że na miejscu pojawiało się „kilku działaczy FOR”. Prawda jest taka, że był tam tylko jeden „działacz”, a raczej pracownik (zatrudniony na umowę cywilnoprawną), czyli ja. Poza tym było tam jeszcze kilka osób (niezwiązanych z FOR, w większości mi nieznanych), które nie podzielały agresywnej i roszczeniowej postawy zgromadzonych pod „Krowarzywami” kilkudziesięciu anarcho-komunistów, marksistów, lewicujących związkowców, działaczy partii Razem i innych wspierających ten protest.
W związku z obecnością dziennikarki i operatora TVN24 zaproponowałem, że udzielę komentarza dla równowagi przekazu. Stwierdziłem, że nie do mnie, ani do zebranego tłumu należy ocena stanu prawnego i wydanie wyroku – tym powinien zająć się sąd (pracy, a nie uliczny sąd ludowy), jeżeli któryś z pracowników lub pracodawca uważają, że obowiązujące w Polsce prawo zostało złamane. Jeśli pracownicy i pracodawca nie są w stanie rozwiązać sporu w sposób polubowny to w praworządnym kraju jest to właśnie zadanie dla niezależnego i niezawisłego wymiaru sprawiedliwości. W imię takiej praworządności pojawiam się na marszach KOD, na co zwracają uwagę w swoim oświadczeniu anarchiści.
Postawa anarchistów, zaangażowanych w protest związkowców czy działaczy partii Razem pokazuje z resztą jak blisko im do PiS. Już ogłosili wyrok swojego sądu ludowego, skazali medialnie właściciela i „łamistrajków, a także nadszarpnęli reputację „Krowarzyw” działając na szkodzę pracowników i konsumentów. To było działanie w stylu Zbigniewa Ziobro, który specjalizował się w medialnych wyrokach np. w stosunku do doktora G.
W rozmowie z TVN24 podkreśliłem też, że wypowiadam się w interesie ludzi pracy – osób, które w trakcie protestu pracowały w lokalu przy ul. Marszałkowskiej i w Krakowie. Protest (czy było to legalne zgromadzenie?) utrudniał pracownikom wykonywanie obowiązków, a klientom zakupienie i spożycie posiłku. Było to działanie na szkodzę „Krowarzyw” i osób, które wkładają swoją pracę i, jak pokazały ich oświadczenia, także serce w budowanie fajnej wegańskiej marki. Nie dziwię się, że pracodawca nie chce już współpracować z kilkoma osobami (uczestnikami protestu), bo jak można mieć zaufanie do takich osób i pewność, że będą należycie wykonywać swoje obowiązki, aby usatysfakcjonować klientów. Tych „Krowarzywa” potrzebują teraz jak nigdy, aby pokryć straty związane z protestem i nagonką internetowo-medialną.
Jaka była reakcja zebranych w stosunku do mojej osoby, samotnego „działacza FOR”, który po pracy solidaryzował się z większością pracowników i właścicielem „Krowarzyw”, możecie ocenić sami:
Niestety po fali nienawistnych okrzyków i gestów uznałem, że nie czuję się w tym miejscu wystarczająco bezpiecznie i nie mogę zjeść tam burgera, a po to przede wszystkim tam przyszedłem (aby wyrazić solidarność portfelem, a nie okrzykami czy wpisami na Facebooku). Ale na pewno do „Krowarzyw” wrócę. Właściciela i osób pracujących w „Krowarzywach” nie znam, ale podejrzewam, że różni nas wiele jeśli chodzi o poglądy czy nawet preferencje kulinarne. Ale trzymam kciuki, aby kilkudziesięciu agresywnych anarchistów i lewicowców nie zniszczyło Waszej marki i Waszych miejsc pracy. Zebrany wczoraj tłum z ekscytacją krzyczał w moją stronę językiem Andrzeja Leppera „Balcerowicz musi odejść!”. Ja dla Was mam inny okrzyk – „Krowarzywa” muszą zostać!”. Niedługo wpadnę na burgera.