Bez Internetu jak bez wody – trudno dziś sobie wyobrazić codzienne funkcjonowanie bez stałego dostępu do sieci. I choć wydawałoby się, że przynajmniej pozornie problemu z dostępem do źródeł ujęć wody pitnej nie ma, to jednak zaledwie co drugi z nas regularnie nawadnia swój organizm. A nie od dziś wiadomo, że regularne picie wody w długiej perspektywie może wyjść tylko i wyłącznie na dobre.
Z najnowszego opracowania serwisu Bankier.pl wynika, że aż 44% dorosłych Polaków nie korzysta regularnie z Internetu, a sumaryczny odsetek osób korzystających z internetowych witryn w porównaniu z rokiem poprzednim ani drgnął i wynosi 56%. To mało.
Dlaczego w ogóle regularne korzystanie z Internetu z punktu widzenia społeczno-ekonomicznego jest istotne? Jak kształtują się uwarunkowania infrastrukturalne w kontekście powszechniejszego użytkowania łącz internetowych?
To w Internecie rodzą się idee, formułują się ruchy społeczne, nawiązują znajomości, toczą burzliwe dyskusje. W Internecie coraz częściej robimy zakupy, własne biznesy. Już niemal każdy posiadacz rachunku bankowego ma dostęp do swojego konta w sieci. To z Internetu w dużej mierze czerpiemy wiadomości o otaczającej nas rzeczywistości (realno-wirtualnej) i tak często szukamy tam rozrywki. Internet stanowi fundament społeczeństwa informacyjnego, a bez zaangażowanych, świadomych i dobrze poinformowanych obywateli nie ma podstaw do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego.
Jeżeli zaś wczytamy się w najnowszy raport ekspertów z Deloitte, to zauważymy z kolei jak dużą rolę Internet odgrywa w tworzeniu naszego PKB (w roku 2010 było to 4,8% PKB). O jeszcze bardziej konstruktywną analizę pokusili się ponad rok temu ekonomiści z The Boston Consulting Group. Według nich Internet będzie odpowiadał za ok. 8% wzrostu gospodarczego Polski w latach 2009-2015, czego największą zasługą będzie internetowa konsumpcja (już teraz branża e-commerce rozwija się u nas najszybciej w Europie). Odnosząc się do szacunków Mc Kinsey Global Institute, według którego Internet w latach 2005-2010 generował w państwach rozwiniętych 21% wzrostu gospodarczego, nasze jedynie potencjalne 8% wygląda mizernie.
Bezpośrednie korzyści płynące z maksymalnego wykorzystania potencjału internetowego obrazuje Estonia. Dziś, nieco generalizując, każdy Estończyk jest regularnym internautą. W każdej miejscowości znajdują się darmowe punkty internetowe, wi-fi hula razem z wiatrem za jedyne 3 zł na dobę, a chociażby po receptę nie musimy stać godzinami w kolejce. Od dobrych kilku lat w Estonii obowiązują elektroniczne dowody osobiste a uczniom już na poziomie szkoły podstawowej oceny wpisuje się do internetowego dziennika (w Polsce nierzadko studenci mają problem z opanowaniem owianego złą sławą USOSa – internetowego systemu obsługi studiów).
Na początku dekady niejako non profit pod patronatem kilku firm i banków w Estonii zostały przeprowadzony szkolenia z obsługi Internetu. Efekt tego jest taki, że obywatele Estonii stanowią podręcznikowy przykład społeczeństwa informacyjnego. Z Internetu korzysta każdy bez względu na płeć, wiek, poziom wykształcenia. Estońskie Ministerstwo Finansów prognozuje wzrost gospodarczy na poziomie ok. 4%, natomiast u nas według projekcji NBP wzrost nie przekroczy 2,8%, a inflacja jest dwa razy wyższa niż w Estonii. Nie ma na razie dokładnych analiz, z których wynikałoby jak do powyższych danych bezpośrednio przyczynia się korzystanie z Internetu, jednak jego pośrednia rola wydaję się być nieoceniona.
W Polsce, według danych Komisji Europejskiej w 2010 roku dostęp do szerokopasmowego Internetu w swoich domach miało zaledwie 13,5% Polaków. Spośród krajów UE pod tym względem wyprzedzamy jedynie Rumunię i Bułgarię. Natomiast, według badań CBOS, ogólnie w 2010 roku dostęp do Internetu miało 63,5% polskich gospodarstw domowych (poniżej średniej UE).
Jak pokazuje ubiegłoroczny raport Akamai „State of The Internet”, Polska pod względem średniej prędkości Internetu plasuje się na 38. miejscu w Europie (2011).
Według badań CBOS z 2010 roku jedynie 6% osób powyżej 65 roku życia i 23% osób w wieku 55-65 lat korzysta z Internetu, podczas gdy wśród ludzi młodych (18-24) odsetek ten wynosi 93%. Ponadto odsetek osób objętych stacjonarnym Internetem jest wyraźnie większy w miastach niż na terenach wiejskich – jedynie 58 procent mieszkańców wsi jest objętych internetowym zasięgiem, podczas gdy w Europie wskaźnik ten wynosi 83%. Takie dysproporcje owocują wykluczeniem cyfrowym, co może deprecjonować pozytywne własności Internetu przedstawione w niniejszym tekście.
Źródło: Inżynieria Bezwykopowa 4/2011 [40]
Na internetowej mapie Polski widoczne są obszary, na których ogólny dostęp do Internetu jest bardzo ograniczony, nie wspominając już nawet o darmowym dostępie do sieci. I choć da się zauważyć wzrost liczby użytkowników Internetu mobilnego, to jednak co do jego jakości można mieć pewne zastrzeżenia.
Według NIK w ciągu ostatnich pięciu lat w naszym kraju ułożono zaledwie 66 kilometrów światłowodów. To katastrofalnie mało. Brak dostępu do szerokopasmowego internetu ogranicza również pełną deregulacje rynku pracy w zakresie alternatywnych form zatrudnienia, jak chociażby telepracy.
I tak okazuje się, że wizje „Polski Internetem stojącej” musimy odłożyć w meandry przyszłości. Jednocześnie to przyszłość nie może być zbyt odległa, bo doba rewolucji informacyjnej powoli się kończy a my nadal jesteśmy w technologicznym ogonie Europy. Bez powszechnego dostępu do szybkiego i taniego Internetu, nie będziemy się rozwijać – to oczywisty banał, choć wydaje się być niezrozumiały dla rządzących. Większe nakłady na infrastrukturę internetową i sprawniejsza jej organizacja zwrócą się po dziesięciokroć, zarówno na płaszczyźnie czysto ekonomicznej, jak i społecznej.
Konkludując, źródła z których obecnie czerpiemy Internet są trudno dostępne i nieco zanieczyszczone. Trzeba je unowocześniać i regulować tak, aby całkowicie nie wyschły i aby każdy z nas mógł z nich czerpać pełnymi nie tyle szklankami, co wiadrami.