W felietonie „Państwo na gapę” Jacek Żakowski („Gazeta” 5 września) usiłował przekonać czytelników, że uelastycznianie rynku pracy to fałszywa recepta na ożywienie gospodarki i zmniejszenie bezrobocia. Podpierając się autorytetem Christophera Pissaridesa, ubiegłorocznego laureata nagrody Nobla z ekonomii, sugerował, że kraje „elastyczne” mają często większe bezrobocie niż państwa o „sztywnym rynku pracy”. Problem w tym, że jest dokładnie odwrotnie.
Otóż Pissarides dowodzi, że z powodu dużej sztywności rynku pracy, wynikającej z nadmiernej ochrony pracowników przed zwolnieniem, wysokich pozapłacowych kosztów pracy oraz regulacji ograniczających zróżnicowanie wynagrodzeń, stopa bezrobocia w krajach Europy kontynentalnej jest przeciętnie wyższa niż w USA.
W jednym z artykułów, napisanym wspólnie z Dale Mortensenem (obaj z P. Diamondem w zeszłym roku dostali Nobla za rozwój teorii bezrobocia równowagi) Pissarides pokazał, że gdyby opodatkowanie pracy i ochrona pracowników przed zwolnieniem w USA były tak samo wysokie jak w skostniałych gospodarkach europejskich, to w połowie lat90. stopabezrobocia za oceanem byłaby o blisko 2 pkt proc wyższa niż w rzeczywistości. Gdyby USA – stosując np. wysoką płacę minimalną lub hojne i długotrwałe transfery dla bezrobotnych – ograniczały jeszcze skalę zróżnicowania wynagrodzeń, to stopa bezrobocia wzrosłaby tam o dodatkowe 3 pkt proc. W efekcie bezrobocie w USA przekraczałoby 11 proc. i było identycznie wysokie jak w sztywnych gospodarkach europejskich.
Pissarides i Mortensen dowodzą również, że restrykcyjna ochrona pracowników przed zwolnieniem nie tylko ogranicza redukcję zatrudnienia w następstwie negatywnych wstrząsów, ale także – i to jest szczególnie ważne – osłabia bodźce pracodawców do tworzenia nowych miejsc pracy. Im większa ochrona zatrudnienia, tym bezrobotni mają mniejsze szanse na podjęcie pracy, bo pracodawcy boją się ich zatrudniać wiedząc, że w przyszłości nie będą mogli ich łatwo zwolnić. To z kolei powoduje, że w krajach o sztywnym rynku pracy obserwuje się przeciętnie wyższy udział bezrobocia długookresowego niż tam, gdzie prawo nie chroni nadmiernie pracowników. Przykładowo, przed ostatnim kryzysem w krajach o niskiej ochronie pracowników przed zwolnieniem, jak np. USA czy Danii, bezrobotni pozostający bez pracy dłużej niż rok stanowili jedynie ok. 10-15 proc. ogółu bezrobotnych. Dla porównania, w „skostniałej” Francji, Włoszech lub w Niemczech odsetek ten wynosił aż 40-50 proc.
Wbrew twierdzeniom Żakowskiego uelastycznianie rynku pracy to nie żaden fetysz, ale sprawdzony sposób na obniżenie bezrobocia. Niestety, w Polsce – podobnie jak np. w Portugalii czy Hiszpanii – deregulacja kodeksu pracy ograniczyła się ułatwień w rozwiązywaniu umów czasowych, pozostawiając silną ochronę przed zwolnieniem dla osób ze stałymi umowami o pracę. Ta asymetria to główna przyczyna powstawania tzw. dualizmu na rynku pracy. To sytuacja, w której wśród pracujących mamy grupę osób zatrudnionych na stałe, których trudno zwolnić, a jednocześnie wiele osób z umowami czasowymi, z którymi szefowie mogą łatwo i tanio rozwiązać umowę. Badania empiryczne dowodzą, że zwiększenie swobody pracodawców w zwalnianiu pracowników przyczynia się do wzrostu tempa produktywności, a w efekcie do przyspieszenia tempa wzrostu PKB. Tego pozytywnego wpływu jednak nie obserwuje się, gdy reformy rynku pracy ograniczają się wyłącznie do deregulacji umów czasowych.
Olivier Blanchard, obecnie główny ekonomista MFW, wskazuje, że uelastycznienie wyłącznie umów czasowych jest marnym substytutem reformy, która objęłaby wszystkich pracowników niezależnie od rodzaju zawartej z nimi umowy. Co więcej, w niektórych przypadkach, taka częściowa reforma może prowadzić nawet do wzrostu bezrobocia. Na przykładzie Francji, gdzie w latach 80. i 90. odsetek pracowników zatrudnionych na umowy czasowe wzrósł z 1,5 do ponad 10 proc. wszystkich pracujących, Blanchard pokazał, że liberalizacja umów czasowych przy jednoczesnym utrzymaniu wysokiej ochrony przed zwolnieniem stałych pracowników, jedynie zwiększyła rotację młodych osób pomiędzy zatrudnieniem a bezrobociem, bez istotnego skrócenia okresu pozostawania bez pracy.
Z faktami nie ma co polemizować. Co czwarty pracownik w Polsce jest zatrudniony na czas określony, najwięcej w UE. Ale umowy czasowe w Polsce są zdemonizowane. Naszym problemem nie jest nadmierna elastyczność w zwalnianiu pracowników czasowych, ale zbyt mała elastyczność w zwalnianiu pracowników ze stałymi umowami o pracę.
W krajach o relatywnie niskiej ochronie osób zatrudnionych na stałe, pracownicy czasowi mają większe szanse na przekształcenie swoich umów w stałe kontrakty niż w krajach z tzw. dualnym rynkiem pracy. Przykładowo, w Hiszpanii i we Francji ok. 1/3 pracowników czasowych zostaje zatrudnionych na stałe w okresie dwóch lat od momentu rozpoczęcia pracy. Ten odsetek jest jednak aż dwukrotnie wyższy w Holandii i Wlk. Brytanii, gdzie obowiązują bardziej liberalne warunki rozwiązywania nie tylko czasowych, ale i stałych umów o pracę.
Umowy czasowe ogromnie ułatwiają wejście na rynek pracy osobom młodym, bez doświadczenia oraz o niskich kwalifikacjach. Wprawdzie pracodawcy rzadziej inwestują w ich rozwój, ale pracownicy czasowi mają przeciętnie większe szanse na stałą pracę niż bezrobotni. Gdyby w Polsce regulacje dotyczące zatrudniania pracowników na czas określony nie zostały zliberalizowane przez rząd SLD w 2002 r., to dzisiaj mielibyśmy nie tylko wyższe bezrobocie osób młodych, ale także większy udział bezrobocia długookresowego. Wtedy to zniesiono obowiązek zastępowania trzeciej kolejnej umowy o pracę na czas określony umową stałą (jedynie do momentu wejścia Polski do UE), ale także wprowadzono umowy na zastępstwo.
Dzisiaj pracodawca, który chce zwolnić osobę zatrudnioną na stałe, jest zdany na subiektywną ocenę sędziego, który może podważyć jego decyzję i nakazać przywrócenie pracownika na dotychczasowe miejsce pracy. Gdybyśmy – jak proponuje Żakowski – jednakowo opodatkowali i składkowali pracę niezależnie od tego, jak się nazywa umowa, na podstawie której jest wykonywana, wylalibyśmy dziecko z kąpielą. Po zwiększeniu obowiązkowych obciążeń od umów o dzieło i zlecenia lub ograniczeniu możliwości stosowania umów czasowych z pewnością zmniejszylibyśmy ich udział wśród pracujących, ale jednocześnie zwiększylibyśmy bezrobocie, a wielu pracowników wepchnęlibyśmy do szarej strefy.
Wiktor Wojciechowski jest wiceprezesem FOR
Jakub Banaszewski jest współpracownikiem FOR