Autorem tekstu jest Máté Hajba, wiceprzewodniczący węgierskiej Fundacji Wolnego Rynku i współzałożyciel liberalnej grupy młodzieżowej Eötvös Club. Tekst ukazał się w języku angielskim w ramach sieci AtlasOne. Autorem tłumaczenia jest Piotr Murawski.
Reelekcja rządzącego na Węgrzech Fideszu, który podczas poprzedniej kadencji aktywnie dokonywał nacjonalizacji i skupiał władzę w swoich rękach, to złe wieści zarówno dla inwestorów, jak i liberałów. Co gorsza, ultranacjonalistyczny Jobbik zdobył trzecie miejsce uzyskując istotną liczbę mandatów.
Fidesz, który sam siebie opisuje jako partię centroprawicową, miał dotychczas w parlamencie większość dwóch trzecich, co dawało mu w zasadzie absolutną władzę. Podobnie będzie w nadchodzącej kadencji.
Rasistowski i antysemicki Jobbik, hańba Węgier, zdobył 20,5 procent głosów. W wielu regionach, szczególnie wschodnich Węgier, okazał się bardziej popularny, niż partie opozycyjne. Mimo że koalicja pięciu socjalistycznych partii zdobyła więcej głosów, to właśnie Jobbik jest teraz drugą największą partią w kraju. Ugrupowanie to organizowało paramilitarne marsze, a także nawoływało do tworzenia publicznych list żydowskich mieszkańców. Pomimo takich działań, Jobbik został największą skrajnie prawicową partią w UE. Jego sukces pokazuje, jak bardzo zdesperowanych jest wielu Węgrów, a także jak nieudolne są pozostałe partie. Jeśli ta popularność będzie się utrzymywać, faszystowska nienawiść może znów spróbować przejąć władzę nad kontynentem. Węgry to co prawda małe państwo, ale do wywołania lawiny potrzeba niewiele.
Sam Fidesz to niewiele lepsze rozwiązanie dla Węgier. Jego brak poszanowania dla wartości demokratycznych – co widać chociażby w rysowaniu korzystnych dla siebie granic obwodów wyborczych – oraz wrogość wobec gospodarki rynkowej już przynoszą dla Węgier negatywne skutki. Z długiej listy interwencjonistycznych działań Fideszu można wymienić nacjonalizację funduszy emerytalnych, narzucenie zmniejszenia opłat za energię, gaz i ogrzewanie, a także wprowadzenie najwyższej na świecie stawki VAT. Wysokie podatki i nadmiar regulacji odstraszają inwestorów i zaszkodzą krajowi w długim okresie. Warunki prowadzenia działalności gospodarczej są niemożliwe do przewidzenia, ponieważ Fidesz potrafi zmienić swoje poglądy w mgnieniu oka. Tak stało się przy okazji nagłych podwyżek podatków czy nacjonalizacji. Podobnie było na arenie międzynarodowej, kiedy to premier Viktor Orbán, niegdyś zagorzały przeciwnik sowieckich, a później rosyjskich wpływów, poparł mało demokratyczne działania Władimira Putina. Orbán zaczął też zadłużać Węgry u Putina.
Fidesz kontynuuje rozszerzanie swojej władzy. Oprócz nacjonalizacji funduszy emerytalnych, mówi się o planowanej nacjonalizacji sektora energetycznego, której efektem byłoby powstanie monopolistycznego, państwowego molocha. Państwo próbuje też wpłynąć na przyszłe generacje: znacjonalizowano branżę podręcznikową i wprowadzono obowiązkowe lekcje religii (chrześcijańskiej) lub etyki. Ogromną międzynarodową krytykę wywołało stworzenie mechanizmów kontroli nad mediami, dzięki którym państwo określa, co media mogą mówić, pokazywać i robić.
Jeszcze w czasach komunistycznego reżimu, młody Orbán (premier od 2010 roku) był oddanym klasycznym liberałem. Wzywał do zmian demokratycznych, wprowadzenia gospodarki wolnorynkowej i ograniczonego rządu. Jednak po upadku komunizmu, w rodzącej się demokracji, stał się nacjonalistycznym, katolickim konserwatystą. Orbán próbuje zamknąć kraj przed napływem kapitału, zamiast wspierać wolny handel z UE, mimo że to właśnie wymiana z Europą jest kluczowym źródłem kapitału na Węgrzech.
Miażdżące zwycięstwo Fideszu to również złe wieści dla pozbawionych odpowiedniej reprezentacji węgierskich liberałów. Wielu z nich głosowało na socjalistyczną koalicję opozycyjną, jako że żadna inna partia nie startowała z prawdziwie liberalnym programem. Koalicja ta uzyskała jednak słaby wynik, jako że kojarzono ją z dwoma niepopularnymi byłymi premierami, niepopularnymi ministrami i skandalami.
Nadchodzą ponure cztery lata. Należy spodziewać się jeszcze więcej megalomańskich zmian, antykapitalistycznej propagandy i innych szkodliwych, podszytych nacjonalizmem działań. Ani słaba gospodarka, ani węgierska młodzież nie wytrzyma kolejnej kadencji nadużyć. Wiele ludzi opuściło już kraj w poszukiwaniu lepszych warunków życia i wielu dołączy do nich w ciągu najbliższych czterech lat. To niestety oznacza, że liberalna młodzież, która byłaby w stanie przeciwstawić się władzy, znajdzie się poza granicami kraju. Naród węgierski ma ostatnią szansę, żeby obudzić się i nie dopuścić, by jego ślepy letarg doprowadził do utraty wolności.