Setki lat temu konieczność zapewnienia przez państwo dostępu do usług pocztowych była bezsporna. Poczty narodowe powstawały już w średniowieczu i były punktami o znaczeniu strategicznym. Ich rola była tak ważna dla całych krajów, że decydowały się one zapewniać pocztom całkowity monopol na ich usługi. Jednak czy w XXI wieku, w ucywilizowanej Europie, ustawowe zapewnianie monopolu daje jakiekolwiek korzyści obywatelom, czy może tylko ludziom siedzącym wygodnie na ciepłych posadkach?
Jeszcze niedawno w Polsce, w erze gospodarki socjalistycznej, nie podlegał dyskusji fakt, że państwo musi mieć monopol na wiele usług. Dlatego po roku 1989 nie było dla nikogo do końca jasne, które rynki można zliberalizować, a które powinny jednak zostać pod kontrolą państwa. Wpuszczanie na rynek nowych graczy poszerza i unowocześnia ofertę dla klienta, obniża ceny, a przedsiębiorstwa konkurujące ze sobą rozwijają się i są siłą napędową dla całej gospodarki.
Jednak w Polsce jeszcze trzy lata temu, czyli po niemalże ćwierćwieczu gospodarki rynkowej, Poczta Polska S.A. była jedynym operatorem mogącym dostarczać listy. Spółka, którego jedynym akcjonariuszem jest Skarb Państwa, miała zapewniony całkowity monopol na dostarczanie listów, widokówek z wakacji czy pism urzędowych. W 2012 roku na rynku polskim zarejestrowanych było w sumie 267 alternatywnych operatorów pocztowych, z których żaden nie mógł dostarczać przesyłek o wadze do 50 gramów.
Od 1 stycznia 2013 roku w żadnym z unijnych krajów nie ma już monopoli pocztowych. Także polski rynek pocztowy został uwolniony… teoretycznie! W rzeczywistości rynek usług pocztowych w Polsce nadal jest wyjątkowo hermetyczny.
W latach 2013-2015 z mocy ustawy operatorem wyznaczonym do świadczenia powszechnych usług pocztowych została Poczta Polska SA. W wyniku konkursu, Prezes UKE wyłonił tę samą spółkę do pełnienia funkcji operatora wyznaczonego na okres kolejnych dziesięciu lat. Ustalone kryteria dostępności nie dawały szans żadnym innym operatorom. Mogłoby się wydawać, że w czasie liberalizacji rynku, działania takie są potrzebne, aby wszyscy obywatele mieli dostęp do usług pocztowych. Słusznie, aczkolwiek tylko teoretycznie. W praktyce operator wyznaczony oprócz obowiązku zapewnienia dostępu do usług pocztowych, zyskuje też wiele uprawnień.
Przykładowo, zwolniony jest z płacenia podatku VAT za powszechne usługi pocztowe, który w wysokość 23% mają obowiązek uiszczać wszyscy pozostali operatorzy. Ponadto, Poczta Polska otrzymuje zabezpieczenie w postaci dotacji – gdy tylko powszechne usługi pocztowe przyniosą przedsiębiorstwu stratę, otrzyma dotację podmiotową do działalności z budżetu państwa. Poza tym, moc pieczęci urzędowej jest zagwarantowana jedynie Poczcie Polskiej. Przykładowo oznacza to, że wysyłając list do urzędu terminem wiążącym będzie data nadania tylko w przypadku korzystania z usług operatora wyznaczonego, ponieważ jeśli skorzystamy z usług innego operatora datą wiążącą będzie data fizycznego dostarczenia listu. Z tego tylko powodu wielu klientów odrzuca usługi operatorów alternatywnych. Dodatkowo potwierdzenie nadania przesyłki ma moc dokumentu urzędowego wydane tylko w placówkach Poczty Polskiej.
Przywileje te pozostawiają Poczcie Polskiej portfel pełen pieniędzy i powodują zamykanie, a nie otwieranie rynku. Zarówno utrzymywanie Poczty Polskiej w kieszeni Skarbu Państwa, jak i zapewnianie jej cichego monopolu, ma bardzo zły wpływ na konkurencyjność na rynku pocztowym, a także na całą gospodarkę naszego kraju.
Jednak partia Prawo i Sprawiedliwość, która prawdopodobnie będzie w Polsce sprawować samodzielne rządy przed kolejne 4 lata „uważa utrzymanie roli przedsiębiorstwa Poczta Polska S.A. jako głównego, narodowego operatora na rynku usług pocztowych za cel o znaczeniu strategicznym”. W programie PiSu możemy przeczytać, że politykom zależy na utrzymaniu Poczty Polskiej w rękach Skarbu Państwa, a także na systematycznym przejmowaniu dodatkowych funkcji urzędów administracji publicznej przez spółkę. Z jakiegoś powodu partia rządząca uważa, że rynek usług pocztowych powinien być rynkiem państwa, a nie konsumenta, a konkurencyjność na rynku nie jest wskazana. Otumanianie obywateli i używanie sprytnych zwrotów jak „znaczenie strategiczne”, „niwelowanie różnic” czy „względy logistyczne” nie ma nic wspólnego z silną gospodarką, ale z możliwością obsadzania posadek swoimi zwolennikami.
Jaki jest więc sens utrzymywania cichego monopolu Poczty Polskiej? Może w dzisiejszych warunkach to pytanie powinniśmy kierować raczej do polityków, niż ekonomistów?
Artykuł otrzymał I nagrodę w ramach konkursu Jesienna Szkoła Leszka Balcerowicza. Autorka jest absolwentką tegorocznej Szkoły, po której rozpoczęła współpracę z Forum Obywatelskiego Rozwoju.