Istnienie dobrowolnych związków zawodowych to naturalne zjawisko w demokratycznym ustroju, w którym obowiązuje wolność zgromadzeń – pracownicy zrzeszeni w związkach mogą w zorganizowany sposób reprezentować swoje interesy. Niestety w Polsce od wielu lat możemy obserwować niczym nieuzasadnione, specjalne traktowanie tej grupy społecznej.
Związki zawodowe już we wczesnych latach 90. wywalczyły sobie szereg przywilejów. Ważna rola odegrana przez związkowców w transformacji systemowej w Polsce zaowocowała wejściem do polityki wielu reprezentantów tego środowiska, co było jedną z przyczyn specjalnego traktowania związków zawodowych przez polityków. W 1991 roku Sejm uchwalił ustawę o związkach zawodowych, która zagwarantowała związkowcom wiele nadmiernych korzyści, za które do tej pory płacą przede wszystkim konsumenci i podatnicy. W Analizie FOR 29/2012 wyszczególniono trzy główne przywileje wynikające z tej ustawy – etaty związkowe na koszt pracodawcy[1], prawo do pomieszczeń związkowych na terenie zakładu i obowiązek zbierania składek związkowych przez pracodawcę, których koszty w ostatecznym rozrachunku ponosi konsument w formie wyższych cen. Przez 25 lat od wprowadzenia ustawy, pozycja związków była na tyle silna, że żadna z rządzących formacji nie zdecydowała się na likwidację tych nadmiernych przywilejów. Niestety nie możemy liczyć na szybkie zmiany szkodliwych regulacji. Od wyborów parlamentarnych w 2015 roku rządzący coraz silniej współpracują ze związkowcami i chętnie spełniają obietnice przedwyborcze zbieżne z postulatami związkowców, w szczególności największego związku – NSZZ „Solidarność”. Z czego to wynika?
Wiele osób ze środowiska związkowego rozpoczęło swoją działalność polityczną na początku lat 90. Warto jednak zwrócić uwagę, że wśród posłów na Sejm VIII kadencji możemy znaleźć wiele nazwisk silnie angażujących się w działanie związku również po transformacji. Dużą reprezentację działaczy zebrało Prawo i Sprawiedliwość – w ławach sejmowych PiS zasiada trzynastu aktywnych związkowców, którzy po 1989 roku angażowali się w działania NSZZ nie tylko w swoich zakładach pracy i regionalnych oddziałach związku, ale również na szczeblu krajowym. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że reprezentują silnie zorganizowaną grupę prawie 600 tys. osób zrzeszonych w NSZZ „Solidarność” to uświadomimy sobie, że siła politycznych wpływów obecnej NSZZ jest ciągle bardzo duża. Najbardziej znanym posłem-związkowcem obecnej kadencji Sejmu jest Janusz Śniadek. To były przewodniczący „Solidarności” i obecny poseł PiS, który po przegranej w związkowych wyborach z Piotrem Dudą szybko znalazł pracę w otoczeniu PiS – najpierw w Narodowej Radzie Rozwoju prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a następnie w Sejmie, do którego został wybrany z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Wieloletnim działaczem „S”, który odgrywa istotną rolę w obozie rządzącym jest również Stanisław Szwed – wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Związkowcy-posłowie PiS to niejedyne jawne związki partii rządzącej i „Solidarności”. Warto również przypomnieć, że NSZZ „Solidarność” przed wyborami parlamentarnymi oficjalnie wspierała wiele populistycznych propozycji PiS, a przed wyborami prezydenckimi udzieliła poparcia prezydentowi Dudzie. Co więcej, „S” podpisała z Andrzejem Dudą umowę programową[2], w której przyszły prezydent zobowiązał się do realizacji elementów swojego programu wyborczego zbieżnych z celami NSZZ. Piotr Duda, przewodniczący NSZZ, skomentował tę współpracę słowami jednoznacznie zdradzającymi spoufalenie z przyszłym prezydentem i identyfikację z jego partią:
„Umowa jest zgodna z naszymi postulatami, jest polityczną gwarancją, że prezydent Andrzej Duda będzie dbał o nasze postulaty. Mogę powiedzieć już teraz do wszystkich członków związku oraz wszystkich pracowników: głosujcie na Dudę! Niezależnie od tego jak skończą się te wybory (a mam głęboką nadzieję, że je wygramy), zyskałeś coś, czego nie można kupić: zaufanie obywateli i członków „Solidarności”. Mam nadzieję, że wygrasz te wybory!”2
Ścisła współpraca „S” z obozem rządzącym doprowadziła do realizacji wielu wspólnych, szkodliwych propozycji. W lipcu tego roku, przewodniczący Piotr Duda chwalił PiS za realizację „postulatów pracowniczych zgłaszanych przez związek przez ostatnie 8 lat”[3]. Faktycznie, PiS nie tylko nie usunął niesprawiedliwych przywilejów dla działaczy związkowych, ale zrealizował szereg populistycznych obietnic popieranych przez NSZZ „Solidarność”. Podniesienie płacy minimalnej, wprowadzenie minimalnej płacy godzinowej na umowach cywilno-prawnych, czy obniżenie wieku emerytalnego to najgłośniejsze hasła ze sztandarów „Solidarności” zrealizowane przez PiS, o których szkodliwości wielokrotnie przypominał FOR. Dużym poparcie w szeregach PiS cieszy się również kontrowersyjny projekt ustawy o zakazie handlu w niedzielę, złożony w Sejmie przez reprezentantów handlowej „S”, który został już skierowany do rozpatrzenie przez właściwą komisję[4]. Jak możemy przeczytać w jednym z komunikatów FOR projekt ten opiera się na wielu fałszywych argumentach.
Za realizację wszystkich tych haseł zapłaci całe społeczeństwo, a wprowadzenie płacy minimalnej i minimalnej płacy godzinowej przyczyni się do zmniejszenie konkurencji na rynku pracy, co bezpośrednio działa na korzyść działaczy związkowych. Jeżeli wyobrazimy sobie drabinę symbolizującą karierę zawodową, to te dwie reformy likwidują pierwszy szczebel, uniemożliwiając łagodne wspinanie się po kolejnych szczeblach młodym i niewykwalifikowanym pracownikom. Na drugim szczeblu tej drabiny stoją lepiej wykwalifikowani pracownicy, którzy już posiadają jakąś wiedzę i umiejętności. Często są to działacze związków zawodowych, którzy dzięki antyreformom rynku pracy są chronieni przed tańszą i mniej wykwalifikowaną konkurencją, która w krótkim czasie mogłaby zdobyć nowe umiejętności i zastąpić mniej wydajnych konkurentów. Dzięki szkodliwej lobbingowej działalności związkowców młodzi nie będą mogli zdobywać cennego doświadczenia za wynagrodzenie mniejsze od przewidzianego w ustawie, co w wielu przypadkach będzie oznaczało, że nie mogą go zdobyć w ogóle. Korzystają na tym wyłącznie pracownicy na „drugim szczeblu”, którzy nie muszą martwić się o konkurencję.
Związki zawodowe odegrały bardzo ważną rolę w naszej historii. Nie upoważnia to jednak nikogo do faworyzowania działaczy i wprowadzania szkodliwych reform, za które w ostatecznym rozrachunku zapłaci podatnik lub konsument. Związkowcy „walcząc” o wyższe płace i lepsze warunki pracy zapominają, że płace w gospodarce powinny zależeć od produktywności, a nie od siły wpływów politycznych i odgórnych dekretów. Związki zawodowe powinny funkcjonować na takich samych zasadach jak wszystkie inne formy zrzeszania obywateli – bez przywilejów wynikających z politycznych konotacji. Dzięki cichemu sojuszowi PiS i NSZZ „Solidarność” uprzywilejowana pozycja związkowców jest niestety dodatkowo wzmacniana.
[1] „Pracownik na etacie związkowym, zatrudniony w danym przedsiębiorstwie, zostaje zupełnie zwolniony ze swoich standardowych obowiązków pracowniczych (np. pracy jako górnik, mechanik itp.) na rzecz pracy dla związku zawodowego. Jednocześnie utrzymuje swoje poprzednie uposażenie, analogiczne do tego, jakie otrzymywał za swoją pracę dla przedsiębiorstwa. Pracodawcy mają więc obowiązek wypłacania takim osobom pensji za działalność czysto społeczną”. (FOR, 2012)