Liczba urzędników, dotąd mająca tendencję wzrostową, niespodziewanie spadła. Według GUS w I połowie 2011 r. zatrudnionych było o 2,2 proc. (14,1 tys.) mniej pracowników administracji państwowej niż na koniec I półrocza poprzedniego roku. Nie jest to jednak efekt skutecznej realizacji oszczędnościowych planów rządu, zapowiedzianych w obliczu kryzysu już w 2009 r. (por. R. Grochal, Rząd myśli, komu obciąć i co, „Gazeta Wyborcza”, 03.08.2009). Wręcz przeciwnie – wyjątkowo duży przyrost liczby urzędników miał miejsce w epoce obietnic oszczędności, między I półroczem 2009 r. a I połową 2010 r. – armia urzędników powiększyła się wtedy o 6,7 proc. (41,2 tys. zatrudnionych). Ustawa o racjonalizacji zatrudnienia w jednostkach budżetowych miała wejść w życie wraz z ustawą budżetową na rok 2010. W końcu miała zostać wprowadzona w 2011 r., ale Trybunał Konstytucyjny orzekł jej sprzeczność z ustawą zasadniczą. Natomiast obecne wyszczuplenie administracji publicznej jest spowodowane – jak można się dowiedzieć z dzisiejszej „Rzeczpospolitej” (A. Cieślak-Wróblewska, Administracja przestała puchnąć) – zarówno brakiem zatrudniania nowych urzędników w miejsce tych, którzy sami odchodzą ze stanowisk, jak i niższym finansowaniem staży w administracji przez urzędy pracy. Samorządy zatrudniające stażystów rzadziej decydują się także na zatrudnianie ich na stałe po zakończeniu stażu.
Z jednej strony, skoro spadek liczby urzędników nie jest konsekwencją realizacji spójnego planu oszczędnościowego, trudno mówić o stałym trendzie spadkowym. Z drugiej strony, obecne skurczenie się liczby osób zatrudnionych w administracji pokazuje politykom, że debiurokratyzacja jest w Polsce możliwa i po wyborach – już za pomocą odpowiednich zmian prawnych – warto utrzymać ten trend. Nie jest to jednak główny temat w programach wyborczych polskich partii. Platforma Obywatelska – poza wzmianką o resorcie obrony narodowej, mogącą według najnowszego opracowania FOR przynieść oszczędności rzędu kilku mld zł – nie wspomina nic o redukcji zatrudnienia w administracji, co kontrastuje z jej niedawnymi ambitnymi planami. Nowych urzędników chce zatrudnić Polskie Stronnictwo Ludowe, tworząc oddziały rozwoju przedsiębiorczości dla rolników (nowe wydatki w wysokości 0,8-1,2 mld zł). Rozszerzyć zatrudnienie w administracji chce także Prawo i Sprawiedliwość, zwiększając liczbę pracowników centrów pomocy rodzinie (wydatki rzędu 1,2-1,5 mld zł). Jednocześnie partia ta proponuje konsolidację agencji odpowiedzialnych za sprawy wsi i rolnictwa, co mogłoby dać kilkumiliardowe oszczędności. Racjonalizację zatrudnienia w administracji poprzez monitoring zmian liczby urzędników i ich wydajności proponuje Sojusz Lewicy Demokratycznej (szacowane kilkumiliardowe oszczędności), a ugrupowanie Polska Jest Najważniejsza chciałoby zlikwidować „pozamerytoryczne etaty” w administracji i utworzenie tzw. Centrum Usług Wspólnych, realizujące zadania pozamerytoryczne (oszczędności 20 mld zł). Ruch Palikota proponuje redukcję administracji poprzez połączenie KRUS i ZUS (oszczędności rzędu 1,2-2,4 mld zł).
Choć redukcja zatrudnienia w administracji jest ważna z punktu widzenia wydatków państwa i sprawności procedur administracyjnych, nie można zapominać, że musi ona iść w parze z wzrostem wydajności, informatyzacją, a także likwidacją etatów, które rzeczywiście nie są kluczowe. Przykładowo, duże wyszczuplenie administracji podatkowej, zajmującej się m. in. ściąganiem podatków od osób uchylających się od ich płacenia, mogłoby paradoksalnie pogorszyć sytuację finansów publicznych, szczególnie w czasie spowolnienia gospodarczego.