Słów kilka o państwowym – najtrudniejszym języku obcym
Rok 2015. Podchodząc do samochodu widzę kawałek folii, a w niej papierek. Nie, nie jest to znana wszystkim bywalcom Śródmieścia reklama pewnych przybytków. Zamiast Fantazyjnej Samanty na folii widnieje warszawska Syrenka, więc zaciekawiony oficjalnością łapczywie otwieram folię i zaczynam czytać: „Mandat Karny”, czyli jednak nic dobrego. Dalej: „Na podstawie art. 95 §1 i art 96 § 1 ustawy z dnia 24.08.01 r. – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczeniu (Dz. U. Nr 106, poz. 1148) nałożono mandat …” – dalej nie pamiętam, bo zawsze przysypiam, gdy widzę coś napisanego w państwowym. Obudziła mnie dopiero turpistyczna kaligrafia trochę niżej; odszyfrowując napisane kurzym pazurem zdanie, zrozumiałem mniej więcej tyle, że źle zaparkowałem.
Rok 2018. Podchodząc do samochodu tym razem nie widzę żadnej folii, pakuję skrzynkę śliwek kupionych w Hali Mirowskiej do bagażnika, wyrzucam niezafoliowaną ulotkę z nie-syrenką i wracam do domu. Kilka dni później przychodzi do mnie list z mandatem. Znowu źle zaparkowałem. Skąd brak folii z Syrenką? Otóż Straż Miejska zauważyła, że i tak prawie wszyscy czekali na list, bo sam papierek w folii nie miał mocy prawnej. Państwo stwierdziło więc, że jest XXI wiek, trzeba się komputeryzować i zrezygnowano z papierków. Tym samym też z jakiegokolwiek natychmiastowego komunikatu, nawet trudno zrozumiałego.
No właśnie, komunikacja i refleksja. Nawet gdyby był komunikat, to trudno mówić o komunikacji umożliwiającej refleksję. Trudno przyjąć proste „Zostaw półtora metra dla pieszych!” z niezrozumiałych państwowych hieroglifów, którymi są ciągi artykułów, punktów, liter i tiretów. Jeszcze trudniejsze, gdy komunikowane jest jedno, a konsekwencje są całkiem inne. Ucząc się na prawko, wszyscy się nauczyliśmy, że nie wolno tak lub inaczej parkować. Potem wjeżdżamy w miasto i widzimy jedną zbrodnię parkingową za drugą. Do tego jednak dość rzadko i tylko niektórzy dostają mandaty. To wszystko sprawia, że pierwszą naturalną myślą jest:
„Znowu miałem niefarta! Dobrze, że tylko 50zł”
zamiast
„Parkując tak blisko pasów wprowadzam poważne zagrożenie, bo ograniczam widoczność”
Mandaty pokazują szersze zjawisko. Dotyczy ono zakładania spółek, oficjalnego zapraszania gości objętym wizowym reżimem, handlu kryptowalutami, tego, jak działa recycling w mojej gminie i chyba wszystkim innym co oficjalne. Powiedzmy, że chcę zrozumieć ostatni komunikat w sprawie kryptowalut, bo chciałbym się dowiedzieć, czy i jak odprowadzać podatki. Poza hieroglifami właściwego komunikatu, z których z wielkim trudem wyrozumuję, że podatek może być wielokrotnością zysku i wymagać tysięcy stron dokumentacji. Chwilę potem dowiem się w wywiadzie, że “jeśli możemy się rozliczyć, jest to realne i możliwe, to powinniśmy to rozliczyć” w wywiadzie z wiceministrem finansów Pawłem Cybulskim. Potem natrafię na dziesiątki prywatnych blogów i forów, na których z hermeneutycznym natchnieniem wyinterpretowuje się sprzeczne ze sobą wnioski. A w wyborze ryzykuję ja, nie państwo.
Ta niezrozumiałość nie wynika z trudności przedmiotu czy z braku wykształcenia odbiorców. Wynika z nieludzkiego języka. Gdy mówię do kogoś chcę, żeby zrozumiał i często jest to nawet odwzajemnione. Autor prawniczych hieroglifów nie myśli o zrozumieniu, tylko o tym, by tekst był poprawny prawnie.
Czy można więc komunikować lepiej? Nie jest to żadna wielka filozofia – wystarczy komunikować i po ludzku, i po prawniczemu, zaznaczając, że ten pierwszy tekst nie ma mocy prawnej. Tak robi mój dostawca internetu w Polsce i tak robi Wielka Brytania jako państwo. Wielka Brytania jest bliska perfekcji w swojej komunikacji. Ma bardzo jasne wytyczne, którymi musi się kierować każdy, kto coś komunikuje w imieniu państwa. Poza wytycznymi są też liczne szkolenia dla autorów państwowych komunikatów. Komunikaty (w tym mandaty!) w Wielkiej Brytanii są niesamowicie klarowne. Same wytyczne zaskoczyły mnie tym, jak nisko można postawić barierę zrozumienia. Tu niektóre w wytycznych dla autorów tekstów publikowanej na rządowej stronie GOV.UK:
- Nie używaj żargonu.
- Gdy termin specjalistyczny ułatwi zrozumienie tekstu, np. bona vacantia, zawsze go wyjaśnij prostym językiem.
- Czytelnikiem GOV.UK jest potencjalnie każdy mieszkaniec Wielkiej Brytanii, który potrzebuje informacji o swoim rządzie, ale też osoby za granicą, które sprowadzają podróże lub biznes.
- Niektórzy mogą mieć trudność ze zrozumieniem znaku „&”. Nie możemy ich wykluczać.
Są też przykłady: “Niedawno zaimplementowana kategoryczna procedura standaryzacji o zużytym paliwie nie powinna być aplikowana przed 1 stycznia 2015 r.”, można zastąpić zdaniem: „Do 1 stycznia 2015 r. nie używaj nowych standardów dotyczących zużytego paliwa”.
Ponadto, w wyborze swoich wytycznych brytyjskie Ministerstwo Cyfryzacji powołuje się na najnowsze badania z kognitywistyki. Nic dziwnego więc, że ogólnorządowa strona GOV.UK w 2013 r. została zaszczycona nagrodą „Czarnego Ołówka” od prestiżowej fundacji D&AD.
Skoro nawet „&” jest uznany za wykluczający, to naprawdę można powiedzieć, że brytyjska odmiana państwowego nie jest językiem obcym. Teksty dla ekspertów też używają prostego języka, nawet gdy treść jest skomplikowana. System podatkowy – jak chyba wszędzie – nie jest łatwy i niekiedy trudno zrozumieć, który formularz dotyczy czego. Barierą jest jednak zawiłość sama w sobie, a nie przedstawienie czegoś prostego w zawiły sposób – jak to często bywa u nas.
Moje obserwacje nie są rewolucyjnym odkryciem, ale wskazują, że realne jest zmniejszenie bariery językowej wewnątrz kraju. obywatel zawsze będzie nieufny i zagubiony, jeśli prawo jest komunikowane klarownie („art. 95 §1 i art 96 § 1 ustawy z dnia …”) i samo nie stanowi komunikatu (brak papierka zamiast „nie parkuj zasłaniając pasy!”).
Mandat nigdy nie będzie śpiewał poezją mimo pięknej warszawskiej Syrenki. To przynajmniej niech będzie zrozumiały. Nikt nie urodził się z państwowym. Jest to dla nas wszystkich język obcy.
Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.