Autorem artykułu jest Frits Bolkesteim, były komisarz Komisji Europejskiej ds. Rynku Wewnętrznego i Usług. Artykuł ukazał się 22.10 na blogu Epicenter Network, jeszcze przed tym, jak sprawą zajął się Parlament Europejski.
Jednym z ostatnich wyzwań, jakie pozostały Komisji Europejskiej i Parlamentowi w ich ostatnim roku legislacyjnym, jest kwestia, co zrobić z plastikowymi przedmiotami jednorazowego użytku. Propozycja obecnie rozważana przez Parlament Europejski zakazuje sprzedaży produktów do jednorazowego użytku, wykonanych z tworzyw sztucznych, od patyczków kosmetycznych po słomki. Od państw członkowskich oczekuje się zwiększenia wysiłków w zbiórce zużytych jednorazowych butelek po napojach tak, by do 2025 r. objęła 90% z nich. Koszty programu mają być finansowane przez przedsiębiorstwa, które mają również płacić za nowe programy gospodarki odpadami i projekty oczyszczania.
Zdaniem komisarza Fransa Timmermansa, rozważane projekty nowych przepisów mają zapoczątkować globalne współzawodnictwo w dbaniu o czystość oceanów, jakość środowiska, żywności, a nawet naszych ciał. Trudno nie być pod wrażeniem tak szlachetnych celów. W końcu, kto nie chciałby ich realizacji? Jednak propozycję można uznać za naprawdę imponującą, gdy jej wyniki są równie inspirujące co jej intencje. Właśnie w tej kwestii projekt, w jego obecnej postaci, zawodzi.
Może się wydawać, że łatwo się zgodzić z zakazem stosowania jednorazowego plastiku. W praktyce nie tak prosto znaleźć zastępcze produkty, które byłyby równie niezawodne. Używamy plastikowych produktów jednorazowego użytku w wielu sytuacjach: do zapewnienia, by żywność pozostała świeża po sterylność przyrządów medycznych. Zastąpienie tworzyw sztucznych w tych sytuacjach to poważne wyzwanie badawczo-rozwojowe. Istnieją alternatywy dla zwykłych tworzyw sztucznych, na przykład biopolimery (tworzywa sztuczne wytwarzane z biomasy), jednak obecnie przemysł nie jest w stanie wytwarzać ich w skali potrzebnej do zastąpienia tradycyjnych jednorazowych tworzyw sztucznych.
Brak równie skutecznego materiału zastępczego dla plastiku jednorazowego użytku groziłby mnóstwem nowych problemów. Przykładowo żywność zaczęłaby się psuć znacznie szybciej. Większe straty wymusiłyby jej szybszą produkcję, co doprowadziłoby do napięć w gospodarowaniu gruntami i wodą. Wzrosłaby emisja CO2 i metanu. Dodatkowe koszty byłyby odczuwane nie tylko przez rządy, ale również przez zwykłych konsumentów, którzy musieliby częściej wymieniać produkty w swoich lodówkach i szafkach.
Co więcej, możliwe alternatywy nie są zdecydowanie bardziej ekologiczne. Większość nadających się do kompostowania materiałów zastępczych można skutecznie rozłożyć tylko w specjalistycznych kompostownikach, obecnie bardzo nielicznych. Wyrzucone w innym miejscu będą tak samo zanieczyszczać środowisko jak zwykłe tworzywa sztuczne.
Ta kwestia doprowadza nas do prawdziwego problemu: recyklingu. A raczej jego braku. Najważniejszym obecnie priorytetem UE w kwestii ochrony środowiska powinno być zobowiązanie państw członkowskich do osiągnięcia obiecanego poziomu recyklingu co najmniej 50% wszystkich odpadów komunalnych. To nie tylko właściwe, ale również opłacalne. Według komisarza Jyrki Katainena, tylko 5% unijnych tworzyw sztucznych jest obecnie poddawanych recyklingowi, co oznacza, że każdego roku europejska gospodarka wyrzuca plastik o wartości około 100 miliardów euro. Odzyskanie choćby ułamka tej kwoty zrobi więcej dla ochrony środowiska i wzrostu gospodarki niż proponowany zakaz.
Parlament rozważy projekt na sesji plenarnej w tym miesiącu. Warto, by go jeszcze raz przemyślał. Proponowana ustawa zaszkodzi konsumentom i w rzeczywistości niewiele zrobi dla ochrony środowiska. Lepiej byłoby skoncentrować się na zapewnieniu, że państwa członkowskie wypełniają już uzgodnione cele w zakresie recyklingu. To byłoby korzystne zarówno dla środowiska, jak i konsumentów.
Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.