Parlament Europejski w drugim już podejściu przyjął dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Za przyjęciem aktu prawnego zagłosowało 438 europosłów, przeciw było 226, a 39 wstrzymało się od głosu.
W jaki sposób wprowadzenie dyrektywy w życie dotknie przedsiębiorców? Głównym zarzutem jest to, że w znacznym stopniu ograniczy możliwość prowadzenia biznesu w sieci. Dotknie nie tylko małe podmioty, które w wyniku wprowadzonych zmian przestaną być rentowne, lecz także duże portale i media internetowe.
Parlament Europejski i Rada chcą, aby wszyscy, którzy zamieszczają linki do stron internetowych innych niż ich własne, uiszczali autorom i wydawcom podlinkowanych treści opłatę licencyjną. To może oznaczać, że takie portale jak Facebook, Twitter, Google News czy Wykop, linkujące wybrane przez siebie lub swoich użytkowników treści, będą musiały zapłacić. Nawet jeśli zamieszczany jest jedynie tytuł artykułu z linkiem odsyłającym do oryginalnego tekstu. Takie agregatory treści odsyłają zarówno do artykułów dużych koncernów medialnych, jak i małych blogów. Ograniczenie im tej możliwości zmniejszy co prawda ruch na stronach dużych mediów i zapewni im dodatkowe wpływy z opłat licencyjnych, ale jednocześnie odizoluje od konkurencji małe blogi i internetowe portale tematyczne.
Takie rozwiązanie próbował wprowadzić jeden z największych w Europie koncernów wydawniczych – Axel Springer. Domagał się od Google’a opłat licencyjnych za udostępnianie treści i linków do oryginalnych artykułów. Jak się okazało, bez tego typu agregatorów informacyjnych, czyli podmiotów, które zbierają, udostępniają treści z innych stron internetowych i podpowiadają ciekawe artykuły, zmniejsza się liczba czytelników, przez co ruch na stronach wydawców spada, a to odbija się negatywnie na ich zyskach.
Korzyść z działania portali informacyjnych jest obustronna. Z jednej strony duże portale informacyjne, udostępniając linki do artykułów innych wydawców, zarabiają dzięki reklamom na swoich stronach – zysk z tych reklam jest tym większy, im większa jest liczba wejść na stronę. Z drugiej strony korzystają na tym wydawcy, gdyż w ten sposób docierają do większej liczby odbiorców. Więcej osób ma szansę dotrzeć do treści o interesującej ich tematyce bez konieczności poszukiwania ich na stronie wydawcy.
Jeżeli zdaniem wydawcy działanie portalu udostępniającego jego treści narusza prawa autorskie, to może dochodzić tego przed sądem, korzystając z już istniejących mechanizmów przewidzianych przez kodeks cywilny oraz ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jest to rozwiązanie wystarczające i nie ma potrzeby, aby dodatkowo utrudniać działanie innych podmiotów w sieci.
Dyrektywa nakłada też na właścicieli stron internetowych obowiązek filtrowania treści, które na tę stronę trafiają. Oznacza to konieczność stworzenia przez firmy obecne w sieci algorytmów, które będą oceniały, czy dana informacja może znaleźć się na stronie, czy nie, bo narusza czyjeś prawa autorskie. Opracowanie takiego systemu jest kosztowne, przez co małe przedsiębiorstwa znajdą się na przegranej pozycji. Dużym platformom internetowym znacząco utrudni to funkcjonowanie, zwłaszcza jeśli ich działalność opiera się głównie na treściach dodawanych przez użytkowników, jak w przypadku Facebooka czy Twittera.
Tego typu algorytmy są też wadliwe, o czym przekonali się użytkownicy platformy YouTube, gdy chcieli obejrzeć filmy udostępniane m.in. przez MIT OpenCourseWare, czyli kanał z darmowymi kursami online. Pojawiła się wówczas informacja o braku dostępu do treści z powodu blokady antypirackiej. YouTube korzysta z zaawansowanego systemu wykrywania pirackich treści, który popełnił błąd. Konieczność wprowadzenia podobnych rozwiązań przez wszystkie blogi, portale czy sklepy internetowe może przynieść podobne skutki. Tym bardziej, że każdego dnia tworzone są nowe treści, z którymi będzie trzeba porównać każdą treść dodaną przez użytkownika strony.
Na tym nie koniec, jeśli chodzi o negatywne aspekty dyrektywy dla przedsiębiorców. Projekt europejskiego aktu prawnego, ograniczając dostęp do treści w sieci zakłada tym samym ograniczenie dostępu do danych internetowych i ich wykorzystania przez wszystkie podmioty z wyjątkiem niektórych instytucji badawczych. Wśród wyjątków nie ma komercyjnych ośrodków analitycznych, co oznacza, że zmniejszy się atrakcyjność Unii Europejskiej jako miejsca prowadzenia analiz biznesowych.
Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.