Podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości 14 kwietnia br. politycy tej partii prześcigali się w pomysłach na jeszcze większe rozbudowanie polityki prorodzinnej. Choć słowo „rozbudowanie” może tu być mylące. Nie chodzi bowiem o poszerzenie polityki prorodzinnej w taki sposób, aby stworzyć atmosferę przyjazną do wychowywania dzieci (w tym kontekście zapadły mi w pamięć słowa Polki mieszkającej we Francji, zamieszczone w 2014 r. w „Tygodniku Powszechnym”: „[we Francji] kobiety wychowujące w domu mogą skorzystać z publicznej placówki w rodzaju sali zabaw dla dzieci poniżej 2. roku życia. Dzięki temu zostawiałam tam dziecko pod opieką wychowawców raz lub dwa w tygodniu i w tym czasie spokojnie szłam do fryzjera czy na spotkanie z koleżankami” [1]).
W przypadku propozycji wygłoszonych na konwencji PiS chodzi po prostu o rozdęcie do granic możliwości zachęt nakierowanych na, po pierwsze, „dostarczenie” państwu kolejnego potomka przez kobietę, a po drugie, na uczynienie z kobiety osoby całkowicie oddanej wychowaniu dzieci, bez czasu na rozwój zawodowy oraz chwilę dla siebie. Pokazuje to choćby podsumowanie propozycji po konwencji, opublikowane na portalu Twitter przez wicepremier Beatę Szydło: „1. Emerytura za wychowanie czwórki dzieci. 2. Premia za szybkie urodzenie drugiego dziecka. 3. Ułatwienia dla mam-studentek. 4. Bezpłatne leki dla kobiet w ciąży”.
Owszem, podczas konwencji PiS padły również deklaracje zwiększenia dostępu do żłobków i przedszkoli. Jednak nawet wspomniane ułatwienia dla studiujących matek nie są powiązane z możliwością zostawienia dziecka w jakiejś placówce, aby spokojnie uczestniczyć w wykładach – zamiast tego, jak mówiła Szydło, chodzi przede wszystkim o „ułatwienia w dostępie do urlopów dziekańskich oraz wprowadzenie dedykowanych młodym matkom programów stypendialnych” (cyt. za wpolityce.pl [2]). Ponadto, po wypowiedzi minister pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej [3] okazało się, że zwiększony dostęp do żłobków i przedszkoli ma się zmaterializować w postaci „dodatkowych preferencji” przy ubieganiu się o miejsce w takiej placówce przez rodziców, którzy „szybko” zdecydowali się na drugie dziecko. Zwróćmy uwagę, że przyznanie dodatkowych preferencji (na wzór tych dla np. samotnych matek) nie musi się łączyć ze wzrostem miejsc w żłobkach i przedszkolach…
Stąd – mimo dyplomatycznych wzmianek o wzroście możliwości instytucjonalnej opieki nad dzieckiem – trafne jest stwierdzenie, że propozycje PiS skupione są na dostarczeniu „produktu” w postaci dzieci i skłonienia kobiety do poświęcenia się ich wychowaniu, bez „fanaberii”, takich jak praca zawodowa, dokształcanie się i odpoczynek.
Słusznie największe zainteresowanie (czy też nawet szok) wzbudziła propozycja premii za „szybkie” urodzenie drugiego dziecka (16 kwietnia br. w wypowiedzi cytowanej przez PAP [4] minister Rafalska sprecyzowała, że przez „szybkie” urodzenie należy rozumieć narodziny drugiego dziecka maksymalnie 24 miesiące po pierwszym). O ile w krajach Europy Zachodniej praktykowane jest wypłacanie zasiłków na każde dziecko (stąd, mimo że 500+ zasługuje na merytoryczną krytykę, nie należy prześmiewczo uważać, jakoby program 500+ świadczył o „ciemnocie” Polski na tle Zachodu) – to jednak z „premią za szybkość” Polska byłaby ewenementem na skalę światową (por. np. OECD, 2017 [5] – w przeglądzie tym w przypadku żadnego kraju nie ma mowy o takim rozwiązaniu).
Należy doprecyzować, że Polska, gdyby wprowadziła w życie taką „premię”, byłaby ewenementem negatywnym, ponieważ warunek w postaci „szybkiego” urodzenia dziecka jest czymś innym niż przyznanie pieniędzy po prostu dlatego, że dziecko się urodziło i trzeba ponieść pewne koszty związane z jego wychowaniem (pomińmy tu długą dyskusję o zasadności udzielania zasiłków prorodzinnych przez państwo; moim zdaniem najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu obniżenie wszystkim podatków, gdyż skorzystałyby na tym nie tylko osoby mające dzieci, lecz także te młode osoby, które dopiero potrzebują środków na usamodzielnienie się, aby potem ewentualnie założyć rodzinę). Ustanowienie warunku „szybkiego” urodzenia dziecka, aby uzyskać dodatkowe pieniądze czy inne korzyści, tworzy konkretną hierarchię wartości: mniej ważne jest zdrowie kobiety; ważne jest to, żeby drugie dziecko szybko się urodziło, bo – zauroczywszy się mniej stresowym życiem po wkroczeniu pierwszego dziecka w wiek przedszkolny – kobieta może się rozmyślić i nie zajść już w ciążę; może popaść w, jak to nazwał sympatyzujący z konserwatywną „Teologią Polityczną” ks. prof. Jacek Grzybowski, niebezpieczne, indywidualistyczne „rozkoszowanie się życiem” [6]. Dlatego według proponujących „premię za szybkie urodzenie drugiego dziecka” ważne, aby kobieta nie zaznała zbyt szybko tego spokojnego stanu. „Wcześniejsza decyzja o kolejnym dziecku niesie oczywiście dla matek pewne trudy” – mówiła minister Rafalska. Jednocześnie zasugerowała, że trud kobiet nie powinien stać rządowi na przeszkodzie: „Zależy nam na tym, by w Polsce rodziły się dzieci, i żeby rodzice wcześniej decydowali się na narodziny drugiego dziecka” – powiedziała minister. Widzimy teraz, jak misternie rząd chce za pomocą swojej polityki prorodzinnej manipulować decyzjami obywatelek i obywateli co do wyboru modelu życia. Często zdarza się, że kobieta zajmująca się wychowywaniem dzieci zostaje już na zawsze w domu, tracąc poczucie, że może być inaczej. Chyba właśnie w tym manipulacyjnym wymiarze „premii za szybkość” należy upatrywać przyczyny, dlaczego żaden z krajów UE nie wprowadził takiego rozwiązania.
Warto podkreślić, że w odpowiedzi na interpelację poselską z grudnia 2017 roku wiceminister Bartosz Marczuk pisał, że „Szwecja wprowadziła „premię za szybkość”, tj. jeśli kolejne dziecko urodzi się w przeciągu 30 miesięcy od urodzenia poprzedniego, matka może wydłużyć urlop rodzicielski nawet o rok” [7]. Również po konwencji PiS Marczuk podawał przykład Szwecji. Nie do końca jest jednak tak, jak mówi minister. W opublikowanej w kwietniu 2017 roku analizie szwedzkiej polityki rodzinnej Ann-Zofie Duvander, Linda Haas i C. Philip Hwang wyjaśniają [8]: „Paid leave at 77.6 per cent of earnings requires parents to have had an income of over SEK250 [€25.60] a day for 240 days before the expected date of delivery or adoption. (…) A parent remains qualified to receive the same compensation for Parental leave if an additional child is born or adopted within 30 months of the birth or adoption of an earlier child. This is economically significant mainly to parents who reduce working hours (and income) after the first child, since it keeps them at a higher benefit level. This is commonly referred to as the ‘speed premium’”. W Szwecji nie ma zatem miejsca jakiś intencjonalny zabieg rządu, aby skłonić kobiety do „szybkiego” urodzenia drugiego dziecka. W Szwecji istnieje po prostu zwyczaj płatnego urlopu w okresie ciąży. Jeżeli kobieta zajdzie w ciążę w ciągu 30 miesięcy po urodzeniu wcześniejszego (niekoniecznie pierwszego) dziecka, wówczas zasiłek z tytułu ciąży (drugie dziecko) nakłada się na zasiłek z tytułu urlopu rodzicielskiego (pierwsze dziecko). Nazwa „premia za szybkość” została wymyślona przez samych rodziców oraz specjalistów od polityki społecznej, a nie przez rząd. Tymczasem polscy rządzący jasno mówią o stworzeniu konkretnego rozwiązania skierowanego na to, aby Polka „szybko” urodziła kolejne dziecko. Wątpliwe, aby wrażliwa na kwestie praw kobiet Szwecja zdecydowała się na wprowadzenie rozwiązania przywołującego na myśl traktowanie kobiet jako inkubatorów.
A jak owa „premia” ma wyglądać? Wypowiedź Beaty Szydło na konwencji PiS sugerowała, że premia za urodzenie drugiego dziecka mogłaby być dodatkową gotówką, dodawaną do „zwykłych” 500 zł (na wzór innej propozycji zaprezentowanej podczas konwencji – 300 zł rocznie na szkolną wyprawkę dziecka). Nie jest to wykluczone, bo nie pojawiła się jeszcze żadna konkretna propozycja ustawy. Z drugiej strony, 16 kwietnia wiceminister pracy Bartosz Marczuk powiedział, że premia za szybkie urodzenie drugiego dziecka „to nie ma być zachęta w postaci dodatkowej gotówki. Jeżeli w ciągu 24 miesięcy rodzi się drugie dziecko, to ma być wydłużony o trzy miesiące urlop rodzicielski pełnopłatny” (cyt. za TVN24 [9]); mają to być też wspomniane już (jak pisałam, w praktyce niewiele znaczące) „preferencje” przy ubieganiu się o miejsce w przedszkolu.
Zasadnicza jest tu właśnie narracja traktująca przedłużenie urlopu rodzicielskiego jako coś, co stanowi najbardziej pożądany środek polityki prorodzinnej (na to, że taka narracja jest charakterystyczna dla Polski – mimo tego, że według badań w krajach o długich urlopach macierzyńskich i rodzicielskich rodzi się mniej dzieci – zwracała już uwagę Katarzyna Michalska w Analizie FOR nr 7/2013 [10]). Podczas gdy obecnie urlop rodzicielski (nie mylić z następującym wcześniej urlopem macierzyńskim) wynosi 32 tygodnie, czyli 8 miesięcy, to przy drugim dziecku będzie to 11 miesięcy. Jednak zapowiedź ministra Marczuka, że „pełnopłatny urlop rodzicielski ma być wydłużony o 3 miesiące”, sugeruje poważniejsze zmiany w systemie urlopów rodzicielskich. Obecnie jest przecież tak, że wykorzystanie od razu całego urlopu rodzicielskiego jest płatne w 80 proc. Wzięcie połowy urlopu oznacza wypłatę w wysokości 100 proc. wynagrodzenia, ale druga połowa jest już płatna w 60 proc., a zatem w sumie jest to dalej 80 proc. Minister Marczuk mówi zaś, że „pełnopłatny urlop rodzicielski ma być wydłużony o 3 miesiące”, co sugeruje, że – przynajmniej w przypadku drugiego dziecka – albo cały urlop (8 miesięcy + 3 miesiące) będzie pełnopłatny, albo w 100 proc. płatna będzie nie tylko, jak jest teraz, pierwsza połowa urlopu rodzicielskiego (4 miesiące), ale także wspomniane „premiowe” 3 miesiące.
Na to, że propozycje PiS to nie budowanie całościowej atmosfery przyjaznej rodzicielstwu, lecz po prostu chęć zagonienia kobiet do domu, najdobitniej wskazuje niechęć polskiego rządu do projektu dyrektywy UE „w sprawie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym rodziców i opiekunów”. Dyrektywa wprowadza np. prawo do elastycznej organizacji czasu pracy dla osób wychowujących dzieci. Konsekwentnie prorodzinny rząd powinien, jak można by się spodziewać, chwalić tę propozycję dyrektywy oraz brać aktywny udział w dopracowywaniu konkretnych rozwiązań podczas posiedzeń Rady UE. Owszem, dyrektywa zawiera mankamenty w postaci ryzyka nałożenia zbyt wielkich ciężarów na mikrofirmy (por. np. moje omówienie analizy Centrum für Europäische Politik na ten temat). Aktywność polskich rządzących mogłaby polegać właśnie na wskazaniu na te konkretne mankamenty projektu.
Co tymczasem zrobili „prorodzinni” przedstawiciele władz? Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wystosował do Komisji Europejskiej list z informacją, że projekt „narusza zasadę pomocniczości” oraz że „regulacja unijna nie powinna ingerować w krajowe rozwiązania prawne, które skutecznie zapewniają właściwy poziom ochrony rodziny”, przy czym „przedstawione przez Komisją Europejską uzasadnienie projektu dyrektywy nie odnosi się do polskich regulacji prawnych, które zapewniają wysoki poziom ochrony rodziny w sferze opieki nad potomstwem i wychowania go. (…) Proszę przyjąć wyrazy głębokiego szacunku, Marek Kuchciński”. Poddane krytyce nie zostało żadne konkretne rozwiązanie. Dlatego widać, że chodzi tu po prostu o manifestację ideologiczną: my, Polska, będziemy nagradzać kobiety za szybkie rodzenie kolejnych dzieci i przedłużać w nieskończoność urlopy macierzyńskie i rodzicielskie, i nie będziemy przyjmować rozwiązań „zgniłej” Unii, która promuje niezależność kobiet. Podobny przekaz płynie od Rady Ministrów – jakimś trafem projekt dyrektywy nie stał się tematem chętnie podejmowanym przez „prorodzinnych” polityków takich jak premierowie Morawiecki i Szydło oraz ministrowie Rafalska i Marczuk. A przecież chwalenie się udziałem Polski w pracach nad tą dyrektywą mogłoby być atutem rządu.
[1] Szymon Łucyk, „Rodzić po francusku”, „Tygodnik Powszechny” nr 51-52/2014 (14.12.2014 r.).
[2] https://wpolityce.pl/polityka/390222-pis-zapowiada-program-mama-zaklada-min-darmowe-leki-dla-kobiet-w-ciazy-zabezpieczenie-emerytalne-matek-udogodnienia-dla-mam-studentek
[3] Paweł Żebrowski, „Rafalska: zależy nam, by rodzice szybciej decydowali się na drugie dziecko”, Polska Agencja Prasowa, 16.04.2018 r., http://www.pap.pl/aktualnosci/mariusz/news,1374117,rafalska-zalezy-nam-by-rodzice-szybciej-decydowali-sie-na-drugie-dziecko.html.
[4] Ibidem.
[5] OECD, „OECD Family Database: Parental leave systems”, 26.10.2017 r., https://www.oecd.org/els/soc/PF2_1_Parental_leave_systems.pdf.
[6] Jacek Grzybowski, „Sekularyzacja jako wyzwolenie”, „Teologia Polityczna Co Tydzień nr 16: Sekularyzacja – proces nieodwołalny?”, 18.07.2016 r., http://www.teologiapolityczna.pl/ks-prof-jacek-grzybowski-sekularyzacja-jako-wyzwolenie-tpct-16-/.
[7] http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=1778A182
[8] http://www.leavenetwork.org/fileadmin/Leavenetwork/Country_notes/2017/Sweden_2017_FINAL_corr2.pdf
[9] https://tvn24bis.pl/z-kraju,74/bartosz-marczuk-o-nowych-obietnicach-pis,829982.html
[10] Katarzyna Michalska, „Dłuższe urlopy macierzyńskie nie uratują naszej demografii, a pogorszą sytuację kobiet na rynku pracy”, Analiza FOR nr 7/2013 (28.05.2013 r.).
Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.