Sezon na spożywanie napojów alkoholowych nad Wisłą już się rozpoczął. Nie tylko za sprawą zmian w prawie, ale przede wszystkim ze względu na ładną pogodę. Zarówno słońce, jak i tysiące osób spożywających od wielu lat nad Wisłą napoje alkoholowe, niespecjalnie przejmowały się tym, jakie akurat obowiązywało w tym miejscu prawo. Na szczęście, pomimo zakazu spożywania alkoholu we wszystkich miejscach publicznych wprowadzonego przez Sejm głosami partii rządzącej, władze lokalne zdecydowały się zliberalizować ten zakaz. Taką możliwość dał jeden z artykułów ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi znowelizowanej za rządów PiS.
Uchwała rady miasta st. Warszawy w sprawie wprowadzenia odstępstwa od zakazu spożywania napojów alkoholowych w miejscu publicznym została uchwalona 22 marca br. i weszła w życie w 20 kwietnia br. W czasie weekendu po tych zmianach pojawiły się zdjęcia i relacje medialne, które pokazywały sporo śmieci na bulwarach czy okoliczne budynki i trawniki potraktowane przez niektóre osoby jak toalety… Tego typu obrazki z pewnością oburzają. Słusznie! Od razu pojawiły się jednak hasła, że to wina zniesienia zakazu. Podobnie jak rok temu byłem też osobiście obwiniany za złe zachowania innych ludzi.
W takich sytuacjach zawsze zastanawia mnie, kogo lub co obwiniano za śmiecenie czy inne złe zachowania w 2016, 2015 czy 2014 roku? Przecież podobne obrazki widywaliśmy także w latach poprzednich. Zarówno wtedy, kiedy w powszechnym przekonaniu zakaz obowiązywał, jak i już po postanowieniu Sądu Najwyższego i uniewinniającym wyroku sądu okręgowego, który uznał, że nie było podstawy do ukarania mnie mandatem za wypicie piwa na nadwiślańskim bulwarze. Warto o tym pamiętać, zanim zbuduje się związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy zniesieniem zakazu a śmieceniem czy innymi bulwersującymi zachowaniami.
Zainicjowana przez mnie kampania „Legalnie nad Wisłą” od samego początku podkreślała, że jej celem są działania na rzecz, legalnej i odpowiedzialnej konsumpcji napojów alkoholowych nad Wisłą. W swojej aktywności medialnej wielokrotnie przypominałem o tym, jak ważne jest sprzątanie po sobie, kulturalne zachowanie, szacunek dla przestrzeni, w której spożywa się alkohol. Będę robił to nadal, choć oczywiście trudno oczekiwać, że jedna osoba bez żadnego budżetu na prowadzenie kampanii zdziała cuda. Na szczęście apeli i działań na rzecz odpowiedzialnej konsumpcji napojów alkoholowych jest więcej – warto przypomnieć m.in. o działaniach w ramach projektu „Dzielnica Wisła”.
Być może w ostatni weekend nad Wisłą pojawiło się dużo więcej osób niż wynosi średnia frekwencja w trakcie sezonu, a to wiązało się ze zwiększoną skalą złych zachowań, która jest zależna od owej frekwencji. Był to jeden z pierwszych ciepłych weekendów w tym roku i wydaje mi się, że miało to o wiele większe znaczenia niż sam fakt zniesienia zakazu. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że człowiek nie jest istotą doskonałą, a ludzie zachowują się lepiej i gorzej. Niestety przedstawiciele tej drugiej grupy też nad Wisłą bywają.
Poza tym człowiek reaguje na otaczające go bodźce. Jednym z nich jest dostępność infrastruktury, a więc koszy na śmieci i toalet publicznych. Znaczenie ma nie tylko ich liczba, ale też miejsca, w których są rozmieszczone. Na zachowania może też wpływać system kar, w tym kar za śmiecenie, wandalizm czy agresywne zachowania. Wydaje się, że to powinny być priorytety patroli, które się tam pojawiają. Co więcej, warto, aby o karach za tego typu wykroczenia było głośno, tak aby więcej osób otrzymało jasny sygnał, co im grozi i czego mogą uniknąć zmieniając swoją postawę. Ważna jest też dobra, rzetelna informacja (np. jasny komunikat co zrobić, kiedy śmietnik jest pełny albo gdzie można znaleźć toalety) i edukacja (traktowana jako proces, który trwa i będzie trwał, i nie zmieni rzeczywistości z dnia na dzień).
Ktoś powie – winny jest konsumowany alkohol. Wtedy musi postulować całkowitą prohibicję. Przecież osoba, która wypije alkohol w barze nad Wisłą może zachować się równie źle (dotyczy to także potrzeb fizjologicznych – w wielu miejscach toalety publiczne są wspólne dla klientów barów i siedzących nad brzegiem). Poza tym i na trzeźwo człowiek może robić rzeczy, za które jest słusznie potępiany. Śmieci, które spotykamy np. w polskich lasach to często nie wynik konsumpcji alkoholu, tylko świadomych działań ludzi je tam wywożących, kierujących się zupełnie innymi pobudkami. O tym, jak dramatyczne były skutki prohibicji alkoholowej wiemy z doświadczeń amerykańskich z początków XX w., a także przyglądając się skutkom prowadzonej przez polityków w wielu krajach od dziesiątek lat wojny z narkotykami. Prohibicja się po prostu się nie opłaca.
Warto też przypomnieć, że gdyby nawet istniał zakaz picia nad Wisłą poza barami i klubami to praktycznie nie byłoby możliwości jego wyegzekwowania, bez wysłania nad Wisłę setek policjantów i strażników miejskich, Czy jest sens tworzenia takiego mini-państwa policyjnego nad Wisłą? Jakie byłby tego koszty? Jak zwolennicy całkowitego zakazu wyobrażają sobie jego egzekwowanie?
Kiedyś jedna z redaktorek w radiu RDC porównała konsumpcję alkoholu nad wodą (morza, rzeki, jeziora) do ścieżek wydeptanych na trawnikach. Ktoś trawnik projektował i zakładał, że ludzie będą chodzić dookoła, ale ci zdecydowali inaczej i wydeptali sobie ścieżkę. Zakaz deptania trawników nic tu nie zmieni. Pomógłby wyłącznie wysoki płot, ale chyba nikt nie chce grodzić Wisły? Wydeptaną ścieżkę trzeba po prostu zaakceptować, przepisy prawa dostosować do naturalnych ludzkich zachowań, które same w sobie, rozumiane jako konsumpcja alkoholu, nie naruszają wolności innych osób.
Załóżmy jeszcze raz na chwilę, że zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych, wprowadzony przez większość rządzącą w 2017 r., obowiązywałby nad Wisłą. Ale skoro obowiązywałby zakaz, to po co w ogóle miejskie instytucje miałyby tam stawiać tak wiele koszy na śmieci i toalet? Skoro konsumpcja byłaby nielegalna to przecież lokalny polityk nie powinien tworzyć infrastruktury przydatnej w dokonywaniu nielegalnych czynności. Czy zapanowałby nad Wisłą większy porządek? Z pewnością nie.
Co jeszcze można zrobić? I co zrobiłby ekonomista, gdyby miał zmierzyć się z takim problemem? Ekonomia to przede wszystkim, co nie jest wiedzą powszechną, nauka o zachowaniu człowieka i innych podmiotów (np. firm), podlegającym określonym ograniczeniom i reagującym na bodźce. Przede wszystkim, zapytałbym o dane. Rzeczy, które warto zbadać to:
– ile faktycznie nad Wisłę przychodzi osób? Ile z tych osób jest klientami znajdujących się tam barów i klubów, a ile konsumuje własny alkohol przyniesiony ze sklepu (są też pewnie osoby, które są gdzieś pomiędzy tymi grupami)?
– ile powstaje tam śmieci? Ile śmieci są w stanie w ciągu wieczoru przyjąć znajdujące się tam kosze?
– ile razy w ciągu dna wykorzystywane są toalety celu realizacji potrzeb fizjologicznych? Jaki jest rozkład toalet w relacji do potrzeby osób, które tam się znajdują? Jaki jest średni czas oczekiwania w kolejce do toalety?
– ile mandatów wystawia nad Wisłą policja za śmiecenie oraz załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscach do tego nieprzeznaczonych?
– jak reagują osoby, które widzą pełen kosz na śmieci? Jak powinni w takiej sytuacji zareagować? Jak im to skutecznie zakomunikować?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że znalezienie odpowiedzi na te i inne ciekawe pytania wymaga pewnych zasobów finansowych, ludzkich i czasowych. Być może opłaciłaby się inwestycja w skonstruowanie nadwiślańskiego systemu infrastruktury w taki sposób, aby jeszcze lepiej spełniał potrzeby mieszkańców – zarówno tych, którzy spożywają tam alkohol, jak i osób mieszkających blisko Wisły czy spędzających nad rzeką czas w inny sposób.
Jedno jest pewne. Nie stworzymy ani nad Wisłą, ani nigdzie w Polsce świata idealnego. Można jednak próbować pogodzić różne interesy, że tak by szeroka grupa osób była z osiągniętego stanu względnie zadowolona. Wprowadzenie zakazu spożywania alkoholu nad Wisłą i w wielu innych miejscach publicznych nie jest żadnym rozwiązaniem – będzie to martwy przepis, który może posłużyć lokalnym politykom jedynie do umywania rąk od realnie występujących zjawisk, których nie da się przymusem wyeliminować.