Przedstawiciele komitetu „Wolna niedziela”, reprezentowani przez związkowców NSZZ Solidarność, na początku września złożyli na ręce marszałka Sejmu obywatelski projekt ustawy zakazującej handlu w niedzielę. Ta podpisana przez ponad 100 tys. osób propozycja zmian w prawie zapoczątkowała gorącą dyskusję, w której pojawiło się wiele fałszywych argumentów wprowadzających opinię publiczną w błąd. Wbrew twierdzeniom związkowców, zakaz handlu w niedzielę niesie za sobą szereg negatywnych konsekwencji dla pracowników, konsumentów i całego sektora handlu.
Zakaz handlu w niedzielę przyczyni się do pogorszenia sytuacji pracowników i wybranych przedsiębiorstw
Wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę wiąże się z zagrożeniami dla pracowników zatrudnionych w sektorze handlu detalicznego. Przede wszystkim, doświadczenia innych krajów pokazują, że taka restrykcja może prowadzić do ograniczenia zatrudnienia.
Z przeglądu badań naukowych opracowanego przez FOR, wynika że restrykcje czasu otwarcia sklepów ograniczały zatrudnienie w Holandii, Niemczech, Kanadzie i USA. To logiczny wniosek, ponieważ trudno wyobrazić sobie żeby przedsiębiorstwo, które zaczyna funkcjonować o jeden dzień w tygodniu krócej, zatrudniało tę samą liczbę pracowników (przy innych warunkach niezmienionych).
Kolejnym negatywnym skutkiem wprowadzenia postulatów związkowców będzie spadek lub wolniejszy wzrost wynagrodzeń pracowników. Zakaz handlu w niedzielę wyraźnie faworyzuje mniej produktywne małe sklepy, co przyczyni się do obniżenia ogólnego wzrostu produktywności sektora. Płace w gospodarce są zależne od produktywności i rosną wraz z nią, dlatego obniżony poziom wzrostu produktywności przełoży się bezpośrednio na zarobki pracowników. Zakaz handlu w niedzielę uderza w największe sklepy, które zapewniają najlepsze warunki organizacyjne zwiększające produktywność pracowników. Potwierdzeniem korelacji pomiędzy wielkością sklepu i jego produktywnością a zarobkami zatrudnionych są dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), które przeanalizował FOR. Z tych danych jednoznacznie wynika, że to duże sklepy gwarantują najlepsze warunki finansowe pracownikom.
Negatywny skutkiem wprowadzenia nowych ograniczeń będą również zmniejszone lub mniej dynamicznie wzrastające obroty przedsiębiorstw. Mimo że w literaturze naukowej wpływ restrykcji na obroty nie jest jednoznaczny, to istnieją przesłanki by twierdzić, że regulacje godzin otwarcia sklepów oddziałują na nie. Po pierwsze zakaz handlu w niedzielę uniemożliwi części klientom robienie zakupów wtedy kiedy jest to dla nich najwygodniejsze. W rezultacie część konsumentów będzie ponosić wyższe koszty alternatywne i ograniczy zakupy. Na zmniejszenie sprzedaży będzie również wpływał możliwy wzrost cen w sklepach, zaobserwowany m.in. w Niemczech, Holandii czy Szwecji. Wzrost cen może wyniknąć ze zmniejszonego zwrotu przedsiębiorców z inwestycji w sklepy. Jeżeli sklepy będą musiały być zamknięte jeden dzień w tygodniu to kapitał będzie przynosił mniejsze zyski, co bezpośrednio wpłynie na podwyżkę cen. Częstym argumentem związkowców w kontekście obrotów sklepów po wprowadzeniu proponowanej regulacji jest przykład Węgier. Zakaz handlu w niedzielę został wprowadzony na Węgrzech w 2015 roku i w związku z dużym niezadowoleniem społeczeństwa po roku został zniesiony. Mimo zakazu, obroty sektora handlu na Węgrzech wzrosły w 2015 roku o ok. 5 proc., co środowiska związkowe przypisują funkcjonowaniu zakazu. To nieprawda. Z lektury raportu węgierskiego urzędu statystycznego dowiadujemy się, że obroty zaczęły rosnąć już w 2013 roku, a ich dalszy wzrost w 2015 roku spowodowany był poprawą koniunktury w całej gospodarce: wzrostem płac realnych, polepszającą się sytuacją na rynku pracy, umiarkowaną inflacją i spadkiem cen ropy. Wbrew twierdzeniom związkowców, węgierski odpowiednik GUS nie wymienia wprowadzania zakazu sprzedaży w niedzielę jako czynnika determinującego ten wzrost.
Zakaz handlu w niedzielę zaszkodzi konsumentom
Wybitny austriacki ekonomista Ludwig von Mises porównał kiedyś rynek do łodzi. Stwierdził, że przedsiębiorcy są odpowiedzialni za trzymanie steru i kierowanie łodzią, jednak kapitanem łodzi jest konsument i to on sprawuje realną władzą. O tym co i kiedy ma być produkowane i sprzedawane w rzeczywistości decydują konsumenci, a nie przedsiębiorcy lub państwo. Wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę to zdecydowane ograniczenie tej władzy, które będzie miało negatywne skutki dla konsumentów. Pewne jest, że wprowadzenie regulacji wpłynie na wzrost kosztów ekonomicznych klientów. Koszt ekonomiczny to suma ceny produktu i kosztów alternatywnych, czyli kosztów utraconych możliwości. Klient, który na przykład z powodu nietradycyjnych godzin pracy szczególnie preferuje robienie zakupów w niedzielę, będzie zmuszony robić zakupy w inny dzień tygodnia kosztem np. spędzenia czasu z rodziną. O ile wzrostu cen produktów nie możemy być pewni, o tyle wzrost kosztów alternatywnych nie ulega wątpliwości. Zakaz handlu w niedzielę to nie tylko ograniczenie dobrowolnej wymiany dóbr i usług na warunkach dyktowanych przez konsumenta, ale również odbieranie możliwości do dysponowania swoim czasem i pieniędzmi. Związkowcy chcą decydować za obywateli kiedy i jak mają odpoczywać, a kiedy pracować.
Europa liberalizuje handel w niedzielę
W debacie na temat handlu w niedzielę często przytaczane są przykłady krajów, które zakazują handlu w niedzielę. Faktycznie, w Europie są kraje, w których występuje zakaz lub ograniczenia, jednak od ponad 20 lat trwa dyskusja na temat znoszenia regulacji, nawet w najbardziej restrykcyjnych pod tym względem państwach. Obecnie europejskim trendem jest liberalizacja prawa – w ostatnich latach 8 krajów UE decydowało się na zniesienie regulacji lub znaczącą liberalizację istniejących przepisów ograniczających handel w niedzielę. Warto również zwrócić uwagę, że aż 19 z 28 krajów członkowskich nie stosuje żadnych ograniczeń, a wśród krajów, które wstąpiły do Unii Europejskiej po 2004 roku żadne państwo nie ma restrykcji dotyczących handlu w niedzielę. Związkowcy chcą zmierzać pod prąd europejskim trendom. To zła droga w gospodarczym pościgu za europejską czołówką.
Związkowcy dzielą pracowników na równych i równiejszych
Warto zwrócić uwagę, że cała argumentacja autorów projektu ustawy oparta jest na obronie jednej określonej grupy zawodowej. Związkowcy zaznaczają, że „walczą o wolność pracowników”, jednocześnie podkreślając w uzasadnieniu projektu ustawy, że nowa regulacja przyczyni się do wzrostu zatrudnienia w branżach pozahandlowych. Logika związkowców jest zatem niespójna – dzielą społeczeństwo na równych i równiejszych, ponieważ zapominają o innych pracownikach pracujących w niedzielę np. w gastronomii, kulturze, transporcie. Zapominają również, że pracownicy świadomie zawierają z pracodawcą dobrowolną umowę. Do podpisania takiej umowy i równoczesnej zgody na pracę w niedzielę może skłaniać trudna sytuacja materialna. Pamiętajmy jednak, że dla zdecydowanej większości osób podjęcie pracy jest związane w pierwszej kolejności z koniecznością zdobywania środków na swoje utrzymanie, a nie z przyjemnością.
W rzeczywistości, odbieraniem wolności jest zamykanie sklepów w niedzielę i ograniczanie dobrowolnej wymiany dóbr i usług między konsumentami, pracownikami i pracodawcami. Na zakazie handlu w niedzielę traci całe społeczeństwo.
Zobacz także:
Analiza 12/2016: Zakaz handlu w niedzielę – szkodliwy dla konsumentów, pracowników i sektora handlu
Komunikat FOR: 12 fałszywych argumentów za zakazem handlu w niedzielę