Wspieranie. To słowo-klucz planu Morawieckiego, które doskonale charakteryzuje politykę gospodarczą polskiego rządu. Motywowane rzekomo ekonomicznymi argumentami, stanowi niepotrzebną ingerencję w rynek i jest nieoficjalnym zaproszeniem do lobbingu dla poszczególnych sektorów startujących w wyścigu o pieniądze z kieszeni podatników. W ostatnim czasie, jednym ze zwycięzców takiego wyścigu stała się świetnie prosperująca branża gier komputerowych, która już od kilku miesięcy jest zasilana subsydiami z budżetu państwa. Czy nowy kapitał, zgodnie z planami polityków, stanie się motorem napędowym sektora czy może po raz kolejny przekonamy się, że ”widzialna ręka państwa” wpływa destrukcyjnie na dobrowolną wymianę dóbr i usług pomiędzy obywatelami?
Dyskusja na temat wspierania sektora gier komputerowych rozpoczęła się po wygłoszeniu przez premier Beatę Szydło expose[1], w którym zapowiedziała chęć pomocy najbardziej perspektywicznym, jej zdaniem, branżom. Już wcześniej powstało jednak Stowarzyszenie Polskie Gry Komputerowe zrzeszające największe i najbardziej znane firmy na rynku, które z założenia miało działać na rzecz zwiększania potencjału polskich twórców gier i pracować nad wzrostem konkurencyjności sektora[2]. To bardzo dobra inicjatywa i słuszny kierunek rozwoju – zrzeszeni producenci mogliby razem poszukiwać prywatnych inwestorów lub promować swoje produkty na świecie na fali ogromnego sukcesu Wiedźmina. Niestety największe przedsiębiorstwa branży, kontrolujące 37% produkcji sektora w Polsce[3], postanowiły lobbować za otrzymywaniem subsydiów od państwa, które dysponuje przecież pieniędzmi podatników.
Chęć finansowania sektora przez premier Szydło i inicjatywa podjęta przez Stowarzyszenie PGK, które wystąpiło do Narodowego Centrum Badań i Rozwoju z propozycją wprowadzenia programu wsparcia dla branży bardzo szybko przyniosły pożądane skutki. Już w październiku 2015 wstępnie zaakceptowano pomysł wprowadzenia programu GameINN, który według sygnatariuszy miał umożliwić skuteczniejsze wsparcie konkurencyjności polskich firm na arenie międzynarodowej i pozwolić rozwinąć rodzime środki badawcze. Program zaczął funkcjonować w czerwcu 2016 i od tej pory firmy produkujące gry komputerowe mogą liczyć na gigantyczne zastrzyki gotówki. Program gwarantuje finansowanie do 80%[4] kosztów projektów wybranych przez urzędników, a wsparcie na jakie mogą liczyć przedsiębiorstwa zaczyna się od 500 000 zł i może sięgnąć nawet 20 000 000 zł.
Co ciekawe, GameINN to nie jedyny państwowy program wspierający twórców gier. W kwietniu 2016 roku Agencja Rozwoju Przemysłu we współpracy z Uniwersytetem Śląskim i powiatem cieszyński, postanowiła uruchomić Akcelerator Gier Wideo, czyli program wsparcia dla początkujących przedsiębiorców z branży gier komputerowych. Według pomysłodawców, celem powstania tego programu[5] jest kształcenie twórców gier komputerowych i wsparcie młodych przedsiębiorców we wchodzeniu na rynek. Wiceprezes ARP Michał Szaniawski, w wypowiedzi dla Polskiego Radia[6] przekonywał, że jeżeli program odniesie sukces na Uniwersytecie Śląskim i w powiecie cieszyńskim to będzie wcielany w życie również w innych, nietypowych lokalizacjach.
„Myślimy o miastach średniej wielkości, takich jak Rzeszów czy Lublin, wierząc że tam jest potencjał do rozwijania rynku gier wideo, ale jednocześnie wierząc, że to może być istotny element gospodarki dla takich nie największych aglomeracji”.
Wiceprezes ARP swoje tezy opiera o ”wiarę” niepopartą żadnymi badaniami ani faktami. Czy w taki sposób urzędnicy powinni decydować o wydawaniu ogromnych pieniędzy z kieszeni podatników?
Akcelerator Gier Wideo to tylko początek działalności Agencji Rozwoju Przemysłu związanej ze ”wspieraniem” sektora gier. Kolejnym etapem programu ARP ma być powstanie państwowej spółki ARP Games[7], również we współpracy z Uniwersytetem Śląskim i powiatem cieszyńskim. Nowa spółka ma odpowiadać m.in. za pomoc w rozwijaniu pomysłów wchodzących na rynek przedsiębiorców, naukę prowadzenia działalności gospodarczej i dopracowywanie gier. Ponadto spółka ma produkować własne gry, tworzyć oprogramowanie i popularyzować sektor poprzez wydawanie prasy specjalistycznej[8].
Taka ingerencja to psucie rynkowej konkurencji. Przedsiębiorstwa, których produkty są na tyle słabe, że nie znajdują swoich nabywców mogą być sztucznie podtrzymywane przy życiu dzięki pompowanym przez państwo pieniądzom podatników. Subsydia staną się chwilową rekompensatą braku doświadczenia, umiejętności biznesowych i niskiej jakości sprzedawanych produktów, ale nie wpłyną na rozwój kreatywności czy przedsiębiorczości polskich twórców. Jeżeli przedsiębiorstwo jest na tyle nieefektywne, że bez pomocy finansowej nie jest w stanie rywalizować z innymi firmami to wyraźny znak, że powinno zakończyć działalność. Z kolei jeżeli firma dobrze radzi sobie na rynku bez wsparcia, to subsydia będą wyłącznie zwiększały dochody – kosztem podatników.
Nie możemy też zapominać o niekorzystnym wpływie takiego rozwiązania na przedsiębiorstwa w innych sektorach. Finansowe faworyzowanie wybranej gałęzi gospodarki staje się zachętą do lobbingu dla innych przedsiębiorstw, które dostają wyraźny sygnał, że skoro państwo wspiera niekonkurencyjne firmy i zwiększa dochody wydajnych podmiotów w branży gier komputerowych to dlaczego nie miałoby robić tego samego w innym sektorze.
Rozwiązania wprowadzane przez polskich urzędników to dawanie ryby zamiast wędki. W krótkim okresie korzystne dla wybranych przedsiębiorstw, ale w dłuższej perspektywie bardzo szkodliwe dla funkcjonowania całego rynku. To również nieuczciwość wobec podatników – za wspieranie branży gier komputerowych płacimy wszyscy, nie tylko osoby zainteresowane grami komputerowymi. Politycy kolejny raz zapominają, że największą ”pomocą” dla wszystkich przedsiębiorców jest ”pozwolić działać”.
[3] https://gry.interia.pl/newsy/news-stowarzyszenie-polskie-gry-z-pozytywna-opinia-dla-programu-g,nId,1912921
[5] https://wyborcza.biz/biznes/1,147881,19936301,arp-wchodzi-w-polskie-gry-wideo-rzad-bedzie-wspierac-tworcow.html