Wczorajszy dzień wypełniła afera związana z protestami w „Krowarzywa”, jednej z wegańskich burgerowni w Warszawie. Ze względu na chaos informacyjny i brak możliwości weryfikacji oficjalnych dokumentów, nie wnikam w stan prawny całej sytuacji. Jeśli doszło do naruszenia prawa przez którąś ze stron (np. niezgodnego z prawem zwolnienie pracownika czy niezgodnej z prawem okupacji lokalu) to zarówno pracownicy, jak i pracodawca, mają prawo dochodzić swoich praw przed sądem, który ma szansę dokonać rzetelnej oceny sytuacji prawnej. Oczywiście mogą się też porozumieć między sobą i dojść w tym sporze do kompromisu. To co widzimy na profilach w mediach społecznościowych to jak na razie walka słowa przeciwko słowu. Jak rozumiem w burgerowni zainstalowano niedawno monitoring, który nie odpowiada pracownikom (dlaczego boją się nadzoru pracodawcy i dbania o bezpieczeństwo w knajpie?). Być może jednak nagrania mogą pomóc ustalić jakie były fakty i kto w całym tym sporze ma rację.
Na profilu Inicjatywy Pracowniczej na Facebooku możemy zapoznać się z postulatami pracowników. Domagają się godnych (tzn. wyższych) płac, umów o pracę, przywrócenia do pracy zwolnionego pracownika, uznania związku zawodowego i likwidacji monitoringu. Realizacja większości z tych postulatów oznacza wzrost kosztów osobowych, a to z kolei może łatwo doprowadzić do podwyżki cen.
Zwolennicy kuchni wegańskiej w „Krowarzywa” zapłacą więcej za jedzenie. A co jeśli pociągnie to za sobą spiralę żądań w wegańskich knajpach w całym kraju i wszędzie wzrosną ceny wegańskiego jedzenia? Czy środowiska lewicowe nie uznają tego za ucisk i wyzysk wegańskich konsumentów?
Z ciekawości wszedłem na stronę „Krowarzywa”, aby zapoznać się z ich menu. Ceny za wegańskie kanapki to ok. 12-16 zł. Nie wydają się wygórowane, choć osobiście wolę wydać taką kwotę na burgera z mięsem. W innej znanej mi knajpie Wars and Sawa na Powiślu wegańskie burgery to koszt ok. 17-19 zł. Czyli przestrzeń do podwyżek cen na tym rynku w „Krowarzywa” może istnieć. Moja inna obserwacja jest taka, że w wielu miejscach serwujących zarówno dania mięsne jak i bezmięsne, te drugie są często nieproporcjonalnie drogie w porównaniu z ilością, kosztem przyrządzenia czy wartościami kalorycznymi (np. odniosłem takie wrażenie będąc częstym bywalcem Baru Prasowego na Marszałkowskiej). Walcząc o wzrost kosztów osobowych zwolennicy kuchni wegańskiej muszą być świadomi, że walczą o wyższe ceny w barach i restauracjach, które nie we wszystkich miejscach są takie niskie. Może są w Polsce tacy weganie, których na to stać, ale jestem przekonany, że dla wielu wegańskich konsumentów będzie to dodatkowy cenowy ucisk.
Ktoś powie, że przecież w sytuacji wzrostu płac właściciel może zarobić mniej? Rozsądny przedsiębiorca zakłada określoną stopę zwrotu ze swojego interesu. W trakcie prowadzenia działalności to przedsiębiorca bierze na siebie ryzyko tego, że interes się nie powiedzie. Jak stopa zwrotu spadnie poniżej pewnego poziomu pojawiają się bodźce do tego, aby z zainwestowanym kapitałem zrobić coś innego. Można np. zupełnie się go pozbyć i pójść pracować do kogoś innego, za wynagrodzenie wyższe niż możliwego do uzyskania zwrot z przedsiębiorstwa. Obniżenie stopy zwrotu zmniejsza liczbę ludzi zainteresowanych taką inwestycją. Jak wygląda sytuacja w „Krowarzywa”? Tego nie wiem, ale we wczorajszym wywiadzie dla InnPoland właściciel mówił o groźbie ogłoszenia upadłości, a co za tym idzie zwolnienia wszystkich pracowników i likwidacji miejsc pracy. Czy taki jest cel protestujących i wspierających ich związków zawodowych?
Jestem zwolennikiem pokojowych bojkotów konsumenckich i bojkotów bojkotów konsumenckich (takie też są!), jako oddolnych i niepaństwowych sposobów wyrażania swojego zdania. W wolnym kraju powinniśmy mieć wolny wybór co, gdzie i od kogo chcemy kupować. Tego typu bojkoty są znacznie lepsze niż interwencje państwa – to konsumenci głosują swoimi portfelami, a od decyzji przedsiębiorcy zależy czy protestująca grupa klientów jest dla niego istotna czy też nie. Pragnę jedynie podkreślić, że każdy weganin, który uważa, że pracownicy knajpy, w której się stołuje zarabiają za mało ma możliwość w prosty sposób zwiększyć ich wynagrodzenia zostawiając wysokie napiwki. Słowa oburzenia na Facebooku kosztują niewiele, ale zanim włączycie się w kolejny protest pomyślcie jak wysoki ostatnio zostawiliście napiwek dla pracowników „Krowarzywa” czy innej knajpy, w której jedliście posiłek.
W Facebookowych opowieści dowiadujemy się też o złych warunkach pracy. Jeżeli sytuacja pracownicza w „Krowarzywa” była aż tak zła to dlaczego pracownicy zdecydowali się w ogóle tam pracować? Nie mówimy przecież tutaj o utracie pracy w jedynym zakładzie pracy w małej gminie, w którym przepracowało się 30 lat, ale o rezygnacji z knajpy w ogromnym mieście gdzie knajp, a więc potencjalnych innych miejsc pracy, jest ok. 3,5 tys. (dane za zomato.pl z początku 2015 r.). Chyba nikt nie zmuszał ich do pozostania w „Krowarzywa” siłą?
Czy osoby, które teraz wspierają pracowników „Krowarzywa” będą w stanie zaakceptować wyższe ceny? Czy wegańscy klienci są w stanie zadeklarować, że od jutra zostawiają minimum 20% napiwku w wegańskich (i nie tylko) knajpach, aby poprawić sytuację finansową pracowników gastronomii? Czy protest w „Krowarzywa” doprowadzi do upadku przedsiębiorstwa i likwidacji miejsc pracy? Wiele dużych zakładów pracy upadało w Polsce z powodu niemożliwych do spełnienia żądań i protestów związków zawodowych. Dla mniejszych przedsiębiorców tego typu żądania są jeszcze większym problemem.
W tym sporze pomiędzy pracodawcą i pracownikami nie zapominajmy o interesie konsumentów, którymi wszyscy jesteśmy.