Autorem tekstu jest Emmanuel Martin, dyrektor w Institute for Economic Studies-Europe i współpracownik Atlas Economic Research Foundation. Tłumaczył Szymon Wiśniewski.
Podczas niedawnej podróży do USA francuski prezydent François Hollande odwiedził Dolinę Krzemową, aby spotkać się z amerykańskimi i francuskimi przedsiębiorcami i innowatorami. Kilka dni później zorganizował pierwszą „Radę atrakcyjności” mającą na celu przeciwdziałanie spadkowi bezpośrednich inwestycji zagranicznych we Francji. W rzeczywistości, od początku roku, francuski socjalistyczny prezydent usiłował sprzyjać rozwojowi biznesu i nawet ciął wydatki. Nowa ekonomiczna polityka po stronie podaży Hollande’a jest rewolucją z punktu widzenia socjalistycznych standardów. Ale czy są to autentyczne zmiany na lepsze?
Hollande musiał coś zrobić. Wskaźniki ekonomiczne pokazują, że sytuacja we Francji jest coraz gorsza. Pomimo zaklinania rzeczywistości przez rząd, ostatnie wskaźniki bezrobocia wskazują na oczekiwaną od dłuższego czasu zmianę trendu: nastąpił wzrost bezrobocia o 10,2 tys. osób w grudniu a bezrobocie oficjalne osiągnęło rekordowo wysokiego poziom 3,3 mln osób. Ostatnia dane ONZ na temat handlu i rozwoju pokazują, że zagraniczne inwestycje bezpośrednie obniżyły się aż o 77 proc. w 2013 roku. Francuskie firmy nie chcą inwestować we Francji, więc dlaczego miałyby to robić zagraniczne przedsiębiorstwa?
Prezydent Hollande proponuje obniżenie kosztów pracy (składek na ubezpieczanie społeczne przeznaczonych na wydatki rodzinne) po stronie przedsiębiorstw o 30 mld euro i ustabilizowanie systemu podatkowego, aby zachęcić do tworzenia nowych miejsc pracy. Zaproponował także redukcję wydatków rządu o 50 mld euro do końca swojej kadencji.
Czy ta nowa polityka zmieni kierunek w jakim podąża Francja? Są powody do bycia sceptycznym w tej kwestii, ale może być to też lekcja dla innych krajów.
Redukcja składek na ubezpieczanie społeczne będzie realizowane w ramach „paktu odpowiedzialności”. Przedsiębiorstwa będą mogły płacić mniej, jeśli będą zachowywać się „odpowiedzialnie”, tzn. tworzyć miejsca pracy. Będzie to nadzorowane przez rządowych urzędników. W rzeczywistości ciężko nazwać takie zmiany reformami po stronie podażowej. Przedsiębiorstwa zwykle zatrudniają ludzi, aby tworzyć wartość dodaną, a tym samym zyski, a nie aby zadowolić urzędników w celu płacenia niższych podatków. Ponadto, negocjacje pomiędzy przedsiębiorstwami, subsydiowanymi związkami zawodowymi i francuskim rządem będzie częściowo wpływać na tworzenie miejsc pracy. Biorąc pod uwagę niski poziom francuskiego „dialogu społecznego”, można mieć wątpliwości, że proces ten będzie skuteczny.
Zwiększenie stabilności systemu podatkowe jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza od czasów gdy destrukcyjny „podatkowy reżim niepewności”, wywoływał spore wątpliwości dotyczące przyszłej polityki rządu, które zniechęcały do inwestycji. Niestety, wielu socjalistycznych deputowanych jest dosyć kreatywna, jeśli chodzi o wymyślanie pułapek podatkowych i już wpadła na nowe rozwiązania.
Politycy muszą zdać sobie sprawę, że aby bezrobocie spadło potrzebna jest większa elastyczność rynku pracy. Zwalnianie pracowników zatrudnionych na umowach długoterminowych stało się zbyt kosztowne, w związku z tym zbyt kosztowne jest też ich zatrudnianie. Związki zawodowe twierdzą, że większa elastyczność będzie generować większą niepewność. Ale to obecne przepisy, poprzez nadmierną ochronę osób zatrudnionych na długoterminowych względem umów krótkoterminowych, tworzą dualny rynek pracy. Od 2006 r. liczba osób długotrwale bezrobotnych (rok lub więcej) wzrosła ponad dwukrotnie, do ponad 2 mln obecnie. Potrzebne są zatem prostsze i mniej kosztowne dla pracodawców umowy o pracę.
Przy niezmienionym poziomie wydatków na zasiłki rodzinne, płacenie mniej przez jedne przedsiębiorstwa będzie oznaczać, że inne będą musiały zapłacić więcej. Jednak na korzyść Hollande’a przemawia fakt, że sprzeciwia się obecnie wyższym podatkom i chce ograniczać wydatki rządu. W kraju, gdzie wydatki państwa sięgają 57 proc. PKB, a oficjalny dług publiczny szybko zbliża się do 100 proc. PKB, taka zmiana polityki jest pożądana od dawna. W tym celu została powołana „Strategiczna rada wydatków publicznych”.
Czy obniżenie wydatków o 50 mld euro to dużo? Raczej nie, biorąc pod uwagę, że państwo wydaje ponad 1,2 biliony euro każdego roku. Ale nawet obniżka o 50 mld będzie trudna do wykonania.
Konstrukcja francuskiego świata polityki sprawia, że jest to niemal pewne. Zazwyczaj bowiem „reformy” generują jeszcze większe koszty, a w kraju brakuje prawdziwych mechanizmów rozliczania polityków. Na przykład reformy, które miały wzmacniać „demokrację lokalną”, w rzeczywistości stworzyły więcej komplikacji i mniej jasny system finansowania. Osłabia to odpowiedzialność względem wyborców w demokracji. To samo odnosi się z resztą do reform wielu programów socjalnych, które w imię haseł takich jak Égalité i Fraternité, namnożyły się w ostatnich latach.
Zreformowanie francuskiego systemu powiązanego z wieloma grupami interesu, jest bardzo trudnym zadaniem, które wymagać będzie poważnego, skoncentrowanego i zdecydowanego wysiłku całego narodu, a nie tylko kolejnej rządowych komisji.
Najnowsze posunięcia Prezydenta Hollande’a zapewne uspokoiły inwestorów, a nawet agencji ratingowych, ale francuski styl polityki „reform podażowych” jest niewystarczający. Francja potrzebuje prawdziwych zmian.