Do czasu opuszczenia Polski związanego z wyjazdem na studia, autor niniejszego postu wychowywany był w bezgranicznym uwielbieniu kapitalizmu i wolnego rynku. Żyjąc w kraju, który przed dwudziestoma laty otrząsnął się z systemu gospodarki centralnie planowanej, przez całe swoje życie obserwował, jak wolność gospodarcza transformuje rzeczywistość przed jego oczyma: z roku na rok miasta pięknieją, ludzie stają się bogatsi (a przynajmniej w sensie zagregowanym), pojawia się coraz więcej interesujących, zachodnich towarów: słowem – dobrobyt. Ku swojemu zdziwieniu, po wyjeździe na Wyspy odkrył jednak, że dotychczasowe kolebki kapitalizmu coraz bardziej przewartościowują system, który umożliwił im obecny dobrobyt oraz standardy życia. Dziś, w dobie wielkiego kryzysu gospodarczego, gdy nawet polskie stacje telewizyjne co jakiś czas wyświetlają obrazy obozowisk ruchów Occupy Wall Street czy Occupy London, zaś nawet na polskiej scenie politycznej ‘liberalizm’ (cokolwiek on w polskiej nomenklaturze oznacza) używany jest jako obelga, ów ‘kryzys kapitalizmu’ staje się wyraźnie widoczny.
Przede wszystkim autor chciałby zaznaczyć, że nie jest to post o kryzysie. Kryzysy i recesje są naturalnym elementem życia gospodarczego i same przez się nie oznaczają, że kapitalizm ‘odniósł porażkę’ – takimi głosami autor nie będzie się tutaj zajmował. To, co jest natomiast znacznie bardziej istotne, to szersze przewartościowanie kapitalizmu na kanwie akademickiej, oraz zsynchronizowany rozkład instytucji kapitalistycznych wskutek ekspansji państwowego etatyzmu.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat pole ‘zainteresowań’ ekonomii znacząco się poszerzyło, przekraczając tradycyjne konceptualne granice tego, co ekonomista bierze pod uwagę w swych rozważaniach. Mimo, iż nikt tak naprawdę nie podważa zdolności do produkowania dóbr i usług skuteczniej niż jakikolwiek inny system ekonomiczny testowany dotychczas na świecie, to coraz częściej w swych rozważaniach ekonomiści odchodzą od produktu per capita czy wzrostu gospodarczego jako ostatecznych miar skuteczności decyzji politycznych, na korzyść znacznie szerszych wskaźników ‘dobrobytu’. Jakkolwiek zbyteczne jest tutaj szczegółowe streszczanie poszczególnych argumentów, wystarczy wskazać na kilka coraz bardziej popularnych nurtów z pogranicza współczesnej ekonomii. Mamy zatem Richarda Layarda, zajmującego się tzw. ekonomią szczęścia, który dochodzi do konkluzji iż, (w bardzo prostych słowach) system wolnorynkowy skłania ludzi, by pracowali więcej niż jest im to potrzebne do szczęścia, przy czym akumulacja kapitału w gospodarce nie czyli ludzi szczęśliwszymi, a może nawet unieszczęśliwiać (jego najbardziej podstawową sugestią jest wyższe opodatkowanie dochodu osobistego, aby zniechęcić ludzi do pracy) – dla zainteresowanych autor polecić może książkę Happiness – Lessons from a New Science. Jakkolwiek dla autora miara szczęścia wydaje się dość abstrakcyjna, to idea ta zdążyła już zapuścić pewne korzenie na gruncie anglosaskim – indeks szczęścia już niebawem będzie oficjalnie kalkulowany na potrzeby brytyjskiego rządu.
Z innej strony, psychologia w osobie Barry’ego Schwartza dokonuje ataku na zasadność wolności wyboru dowodząc, że zbyt szerokie pole wyboru dóbr i usług czyni człowieka nieszczęśliwym, zestresowanym oraz niezdolnym do podjęcia decyzji – znów: zainteresowanym autor poleca książkę pod sugestywnym tytułem, The Paradox of Choice, Why More is Less, albo The Cost of Living, How Market Freedom Erodes the Best Things in Life.
Pomijając kwestię szczęścia: wiele badań koncentruje się na nierówności społecznej (jako, naturalnie, produktowi kapitalizmu) jako źródłu większości problemów społecznych. By nie szukać daleko, w The Spirit Level, Why More Equal Societies Almost Always Do Better, Wilkinson i Pickett udowadniają, że rozwarstwienie społeczne jest statystycznie skorelowane ze częstym występowaniem problemów takich, jak otyłość, zły stan zdrowia, nastoletnie macierzyństwo i inne.
Autor mógłby spędzić o wiele więcej czasu wymieniając podobne artykuły i książki, ale wierzy, że bystry czytelnik już zrozumiał jego przekaz. W ciągu ostatnich lat coraz częściej pojawiają się głosy krytyczne wobec kapitalizmu oraz idei, jakie za nim stoją, i zjawisko to nie jest spowodowane kryzysem, gdyż większość z książek przedstawionych powyżej pochodzi z czasów wielkiej rynkowej prosperity ostatniej dekady.
Jakkolwiek autor nie ma ani czasu ani miejsca by rozprawić się tutaj ze wszystkimi argumentami, jakie sam przed chwilą przytoczył, pozwoli sobie jedynie na krótki komentarz. Współczesna debata podszyta jest duchem głębokiej nieufności wobec ludzkiej wolności oraz osobistej suwerenności. Konstytucja USA mówi o poszukiwaniu szczęścia – pursuit of happiness, za które odpowiedzialność spoczywa na jednostkach jako aktorach rynku oraz obywatelach. Współcześnie, szczęście oraz satysfakcja stają się wartościami, których zapewnienie wydaje się być oczekiwane od państwa, za pośrednictwem systemu polityczno-społecznego, w jakim funkcjonuje jednak jednostka. Taki system wymaga jednakże arbitralnej definicji tego, co przynieść ma ‘szczęście’ – i odpowiedzi tej dostarczają współczesnym rządzącym dzieła wcześniej wymieniane. Dlatego właśnie coraz częściej obywatel kierowany jest ku nakreślonemu dla niego planowi przez system coraz silniejszych bodźców instytucjonalnych zaprojektowanych w celu stworzenia odpowiedniego efektu społecznego, co ma równie wiele wspólnego z wolnością rynkową, co papuga z orłem.
Intelektualne tendencje opisane wyżej (wraz z ich implikacją wspomnianą pod koniec powyższego akapitu) to jednak tylko jedna strona choroby toczącej współczesny kapitalizm. Druga jest zaś o wiele bardziej fundamentalna i wbudowana w podstawy instytucji, które tworzą rynkową rzeczywistość.
Choć kapitalizm definiowany jest zazwyczaj zgoła zdroworozsądkowo jako system ekonomiczny, w którym przeważa prywatna własność oraz kapitał, jego głębsza definicja nie może obyć się bez podkreślenia pewnej reguły, według której działają lub działać powinny instytucje państwa kapitalistycznego. Reguła ta, u von Hayeka uosabiana przez anglosaskie rządy praw (the Rule of Law), zaś u bardziej współczesnych teoretyków określana jako bezstronność lub bezosobowość instytucji polega na tym, że rządy oraz instytucje im podległe rządzą według z góry ustalonego kodu praw (które same w sobie tworzyć muszą, rzecz jasna, warunki do zaistnienia wolnorynkowej rzeczywistości), nie podejmują arbitralnych ingerencji w życie tak ekonomiczne jak i społeczne oraz, co najważniejsze, są bezstronne wobec interesów różnych grup wewnątrz społeczeństwa (więcej na ten temat znaleźć można w eseju Michaela Hellera The Economic Institutions of Capitalism and Their Decay, lub, co autor osobiście poleca, w książce F.A. von Hayeka, Road to Serfdom). Trzeba tutaj zaznaczyć, że państwo kapitalistyczne nie musi być tworem anarcho-kapitalistycznym, zaś podstawowa siatka bezpieczeństwa socjalnego w postaci zasiłków czy opieki zdrowotnej nie stoi w inherentnym konflikcie z regułą wolnorynkowej konkurencji, jak twierdził sam von Hayek. To, co stoi natomiast w oczywistym konflikcie z fundamentami kapitalizmu i wolności, jaką wyraża, to państwowy etatyzm, dążący do aktywnego kształtowania rzeczywistości rynkowej tak, by odpowiadała ona oczekiwaniom grup interesów, których wola wyrażana jest w procesie politycznym.
Naturalnie, taka definicja kapitalizmu jest tak trudna do spełnienia, że w pełni pasuje do bardzo niewielu historycznych, czy nawet współczesnych systemów ekonomiczno-politycznych. Rządy zawsze posiadały moc polityczną regulowania życia gospodarczego i zawsze też w większym lub mniejszym stopniu z niej korzystały, koncesjonując monopole (praktyka widoczna już w średniowiecznych działaniach Hanzy), regulując ceny towarów (co uprawiał już rzymski cesarz Dioklecjan), ograniczając handel w celu ochrony rodzimego przemysłu (co nie zaczęło się bynajmniej z Colbertem) oraz arbitralnie chroniąc poszczególne grupy czy to producentów, czy to konsumentów (by nie szukać daleko, spojrzeć wystarczy na Brytyjskie XIX-wieczne Corn Laws). Nawet (a może trzeba byłoby powiedzieć: zwłaszcza) Stany Zjednoczone dostarczają zadziwiających przykładów tego, jak mieszanina lobbyingu oraz interesów politycznych może zaowocować arbitralną regulacją w kraju, którego konstytucja stoi na straży wolności gospodarczej. Ulubionym (może i nie najistotniejszym, ale za to najśmieszniejszym) przykładem autora jest przeforsowany w roku 2009 Family Smoking Prevention and Tobacco Control Act, delegalizujący wszystkie smakowe rodzaje papierosów prócz mentolowych, przy czym te ostatnie są jedynymi papierosami smakowymi produkowanymi przez koncern tytoniowy Philip Morris, znany ze swej dużej siły lobbingowej.
Czysty kapitalizm jest zatem czymś zgoła efemerycznym, z okresami większej i mniejszej wolności gospodarczej. Gdy prawie sześćdziesiąt lat temu Hayek pisał swoją Road to Serfdom, zauważał rozkład rządów praw i zastępowania ich ekonomicznym zarządzaniem case-by-case, czyli w zależności od tego, co wydawałoby się rządzącym właściwe w danej sytuacji. Zdaniem autora, od tego czasu wolność gospodarcza również zawężana jest i poszerzana w zależności od tego, jak wybiorą rządzący danym krajem – nie zaś dlatego, że wolność tak nienaruszalnie wbudowana jest w systemy polityczne państw Zachodu. Obecny kapitalizm jest tak naprawdę efektem kilkudziesięciu lat zmiennej intensywności etatyzmu. Z jednej strony oznacza to, że trudno wobec tego wyrokować na jego podstawie jak wyglądałby świat rządzony w zgodzie z regułami wolności i bezstronności; z drugiej zaś – że wolność gospodarcza może zostać zawężona praktycznie w dowolnym momencie w efekcie zmiennego procesu politycznego.
Reasumując, zdaniem autora Zachód przechodzi obecnie upadek wiary w kapitalizm, rozpoczęty jeszcze przed ostatnim kryzysem ekonomicznym, który to upadek najpewniej użyje kryzysu jako paliwa. Jednocześnie, właściwe funkcjonowanie kapitalizmu zależne jest od tego, jak bardzo rządzący zdecydują się wpłynąć na rynkową rzeczywistość, co zaś wynika przynajmniej w części z procesu politycznego mającego swój początek w ludzkich umysłach. Przetrwanie kapitalizmu i związanej z nim wolności sprowadza się zatem, jak wszystko, do idei.