Co najmniej jedna rzecz, przynajmniej na poziomie deklaratywnym, łączy polityków, zarządy wielkich koncernów, dziennikarzy, ruch „oburzonych” i Kościół. Jest to krytyka spekulacji giełdowej i przypisywanie jej sporej części odpowiedzialności za kryzys finansowy. Jeśli większość przedstawicieli tak różnych grup dzieli podobny pogląd, to chyba nie mogą się mylić?
Jestem wielkim przeciwnikiem podatku Tobina. Idea podobnych podatków wynika z przekonania, że administracja wie, czego rynki potrzebują, lepiej niż one same. Politycy lubią rynki, kiedy to wygodne, a nie lubią, kiedy są przez nie dyscyplinowani. (…) Skoro rząd chce zrefinansować 5,6 bln dol. w ciągu dwu lat i chce, by rynek kupił jego obligacje, a przy tym działa przeciwko rynkowi, życzę powodzenia.
Drugie zdanie będzie tak samo prawdziwe, gdy zamienimy słowo „politycy” na „zarządy”. Kiedy kurs akcji rośnie bez powodu, nie narzekają na spekulantów (choć to oni pchają kurs do góry). Gdy kurs spada, bo coś złego się dzieje ze spółką, to winią spekulację, która nie ma nic z tym wspólnego.
Pomysł podatku Tobina upadł na poziomie UE dzięki oporowi części krajów z Wielką Brytanią na czele. Brytyjski premier Cameron w Davos określił tę propozycję jako „po prostu szaleństwo” (o ironio John Maynard Keynes, który jako pierwszy zaproponował taką formę walki ze spekulacją sam był Brytyjczykiem). Szwecja też była przeciwna, gdyż już wprowadziła taki podatek w latach 1984-1991, co doprowadziło do tego, że niemal wszystkie największe szwedzkie przedsiębiorstwa przeniosły swoje notowania do Londynu, koszty transakcyjne wzrosły znacznie bardziej niż kwota podatku, obrót 5-letnimi obligacjami spadł o 85% w tydzień, obrót kontraktami futures spadł o 98%. Nie muszę chyba pisać, że wpływy z tego podatku były kilkukrotnie niższe od oczekiwanych, a skutki były katastrofalne dla wszystkich, nie tylko spekulantów.
A nad relacją kosztów do wpływów warto się zastanowić. Komisja Europejska szacuje wpływy z podatku Tobina na co najmniej 15-20 mld euro. Wcześniej wspominano nawet o kwocie 60 mld euro. Jednak już pierwsza z tych wartości może być zbyt optymistyczna, jeśli się weźmie pod uwagę rosnącą rolę platform elektronicznych w przypadku akcji i to, że większość transakcji instrumentami pochodnymi odbywa się na tzw. rynkach over-the-counter (OTC). Obie wspomniane grupy rynków nie poddają się granicom państwowym. Największe przedsiębiorstwa europejskie są też zazwyczaj notowane na kilku giełdach, także tych za oceanem. Dlatego też wprowadzenie proponowanego obciążenia doprowadzi do silnego spadku obrotów i zmniejszenia potencjalnych wpływów. Ernst & Young szacuje, że chociaż wpływy z podatku mogą sięgnąć 37 mld euro, to efekt netto dla państwowych budżetów w UE może wynieść od minus 2 do minus 116 mld euro z powodu spadku wpływów z innych podatków i spadku aktywności gospodarczej. Dodajmy do tego koszty społeczne, choćby w postaci niższych stóp zwrotu funduszy emerytalnych i ubezpieczeniowych i mamy receptę na podatek, na którym traci państwo, obywatele i przedsiębiorstwa. Przerażające jest, jak tak szanowana instytucja jak Komisja Europejska może lansować taki pomysł, bez uwzględnienia potencjalnych efektów ubocznych.
Powyższe argumenty nie przekonują widocznie Sarkozy’ego, który w ramach kampanii wyborczej dopiero co zapowiedział jednostronne wprowadzenie podatku Tobina w jednolitej wysokości 0,1% we Francji od 1 sierpnia. Ewentualne efekty można przewidzieć: spora część kapitału odpłynie za granicę, wpływy z podatku mniejsze niż zakładane, pogorszy się płynność rynku (łatwość zawierania transakcji), wzrosną koszty transakcyjne, zmienność wzrośnie zamiast spaść, a rynek instrumentów pochodnych (na którym m,in. przedsiębiorstwa zabezpieczają się od ryzyka walutowego i zmian cen surowców) zamrze. Sarkozy prawdopodobnie zdaje sobie z tego sprawę, ale jest gotów wiele zrobić, by poprawić swoje notowania. Na dowód przytoczę dość rzadko wspominany fakt: na początku 2008 roku jedną z pierwszych decyzji nowo powołanego rządu Sarkozy’ego było zniesienie podatku od akcji w wysokości 0,3%.
Nie dajmy się oszukiwać: spekulacje nie wywołały ostatnich kryzysów, a podatek transakcyjny nie jest żadnym remedium. Wiele kryzysów, a w szczególności kryzys zadłużenia, który opanował teraz Europę, ma swoje źródło właśnie w nierozważnych działaniach polityków, które jak widać są niestrudzenie kontynuowane.