Pogoda ostatnio w Szanghaju, mimo około 20 stopni, angielska. Częściowo z tej okazji wybrałem się do Thames Town, chińskiej imitacji brytyjskiego miasteczka. Nie parku rozrywki, a przynajmniej nie w zamyśle (chociaż taka to kategoria wg TravelAdvisor), tylko prawdziwego miasteczka-dzielnicy dla 10 000 ludzi na przedmieściach Szanghaju. To nie kolejna ekstrawagancja chińskich nowobogackich. Thames Town to wybudowany za 5 miliardów juanów (~2,5 mld złotych) pomysł lokalnych polityków w ramach projektu „Jedno Miasto, Dziewięć Miasteczek”, mającego na celu decentralizację aglomeracji. Właściwie Thames Town to rozbudowa większego Songjian, do którego odnosi się „Jedno Miasto”. Co do dziewięciu miasteczek to zrealizowano jeszcze włoskie, niemieckie, skandynawskie, hiszpańskie, holenderskie, kanadyjskie i tradycyjne chińskie. Tak, po ośmiu najwyraźniej ktoś się opamiętał i odpuścił dziewiąte. W sumie mieszkań na 500 000 ludzi.
Skutek nie jest zaskoczeniem – Thames Town jest miasteczkiem jedynie w tym sensie, że stoi wybudowane. Brakuje ludzi. Puste powierzchnie sklepowe, puste mieszkania, pusty kościół (zamknięty, a byłem w niedzielę). Spotkałem za to zaskakującą jak na taki nieatrakcyjny dzień liczbę par młodych robiących sobie zdjęcia ślubne. Jedna z lepszych ilustracji niechybnie dotykającego planistów braku wiedzy lokalnych okoliczności, o którym pisał Friedrich A. von Hayek. W dziedzinie urbanistyki niezależnie do praktycznie tych samych wniosków doszła Jane Jacobs. Ale niewykluczone, że większość mieszkań w Thames Town została sprzedana, Chińczycy z uwagi na ograniczone możliwości inwestowania masowo wykorzystują do tego nieruchomości, pozostawiając je przy tym niezamieszkałe. Ciągle pozostaje to jednak puste miasto, z pustymi powierzchniami sklepowymi, pustymi ulicami, które zostały wytworzone na skutek arbitralnej zewnętrznej ingerencji. Strata pieniędzy. Być może jeden z wielu przejawów bańki na chińskim rynku nieruchomości. Chiny zamierzają wybudować 20 miast w ciągu najbliższych 20 lat. Powodzenia. W myśl tego, czego nauczył nas Hayek, powodzenie pozostaje jednak zagrożone:
(…) Planiści miejscy (…) często domagają się planowania miejskiego na regionalną bądź nawet narodową skalę. To prawda, że zawsze istnieć będą jakieś czynniki których planowanie może być rozpatrzone tylko przez większe jednostki. Ale nawet bardziej pewne jest, że wraz z poszerzeniem obszaru jednolitego planowania, konkretna wiedza lokalnych okoliczności będzie, z konieczności, mniej efektywnie wykorzystana. (…) Prawdopodobnie nie istnieje idealna odpowiedź dla rzeczywistych problemów które stwarza złożoność zagadnienia. Ale tylko metoda która działa głównie poprzez bodźce i dane oferowane prywatnemu właścicielowi i która pozostawia mu dowolność w wykorzystaniu konkretnej części ziemi stwarza prawdopodobieństwo wytworzenia satysfakcjonujących rezultatów, skoro żadna inna metoda nie będzie w stanie w pełni spożytkować rozproszonej wiedzy perspektyw i możliwości rozwoju tak jak robi to rynek. (…) („Housing and Town Planning”)
Być może zresztą bańka już pęka, największy chiński deweloper notuje spadek sprzedaży trzeci miesiąc z rzędu. Z drugiej strony może być to skutek polityki rządu, który stara się od dłuższego czasu rozbroić tą potencjalną bombę.
UZUPEŁNIENIE: Przypadkiem zauważyłem dzisiaj w księgarni na ekspozycji najgłośniejszą książkę Jane Jacobs, czyli Chińczycy te kwestie rozważają 🙂