Autorem tekstu jest David Boaz (Wiceprezes Cato Institute). Tłumaczyła Aleksandra Świerczyńska.
Czy liberałowie przedkładają indywidualizm nad wartości wspólnotowe? I czy istnieje faktyczna sprzeczność między tymi dwoma pojęciami?
Prawdziwy konflikt występuje między działaniami dobrowolnymi a przymusowymi i do tego odnoszą się komentatorzy. W czerwcowym wydaniu Washington Post, E. J. Dionne Jr. Napisał, że „wspólnotowe poglądy Hilary Clinton (autorki książki zatytułowanej „It takes a Village”) są obecne w każdym aspekcie jej programu wyborczego, spójne z deklarowanymi wartościami (hasło „wszyscy razem” w roku 2008, a teraz „razem silniejsi”), jak również widoczne w jej relacjach z bliskimi”.
Hilary Clinton może być wspaniałą przyjaciółką, jednak jej propozycje i wartości polityczne są nie tyle wspólnotowe („dla wszystkich członków społeczeństwa”), co przymusowe.
Począwszy od edukacji, przez produkcję, aż po walkę z uzależnieniem od używek, jej obietnice wyborcze obejmują podatki, wydatki, zakazy i nakazy. To nie realizacja hasła „wszyscy razem”, ale „ludzie z władzą polityczną dominują nad tymi bez niej”. W rzeczywistości, jeśli coś jest wymuszone, nie jest wspólne dla wszystkich. Zatem twierdzenia o „współpracy”, „wspólnocie” i „społeczeństwie” zazwyczaj sprowadzają się właśnie do przymusu.
Indywidualizm rozumiany jest przez niektóre środowiska negatywnie, jako postawa egoistyczna, skrajnie jednostkowa, będąca w sprzeczności z pojęciem wspólnoty. Indywidualistów oskarża się o zapominanie o społecznym kontekście współczesnego życia. „Ty tego nie zbudowałeś” – powiedział Prezydent Obama, dodając – „Wyobraźcie sobie sytuację, w której każdy posiadałby swoją własną straż pożarną. W ten sposób trudno byłoby skutecznie walczyć z ogniem”. Na tym zakończmy żarty. Żaden indywidualista tak nie uważa. Nikt nie myśli bowiem, że pojedyncza jednostka jest w stanie samodzielnie „budować nowe drogi, sieci i instytuty badawcze, które stworzą nowe miejsca pracy”. Do tego potrzeba wielu wspólpracujących ze sobą ludzi. Co więcej, w większości przypadków, aby zaspokoić nasze potrzeby i sprzyjać wzrostowi gospodarczemu, niezbędny jest udział przedsiębiorstw koordynowanych przez ceny i rynki (a w niektórych sytuacjach również wkład stowarzyszeń, fundacji i innych organizacji non-profit). Jedzenie dach nad głową, dostęp do informacji i rozrywki dostarczają nam zazwyczaj inni ludzie. Na co dzień pracujemy wśród innych osób, głównie w korporacjach, których działania są determinowane przez mechanizmy rynkowe. Obama oferuje nam z kolei wizję świata, w którym jednostki nie mają możliwości samodzielnego podejmowania współpracy z innymi, a jedynie za pośrednictwem państwa.
Jednostki czerpią wiele korzyści ze współpracy z innymi, co przez tradycyjnych filozofów określane jest mianem „kooperacji”, natomiast w najnowszych pracach z zakresu socjologii i zarządzania – „synergii”. W rzeczy samej, samotne życie byłoby nieprzyjemne, brutalne i krótkie. Ale tak nie jest.
Liberałowie podpiszą się pod słowami George’a Sorosa, który twierdzi, że „współpraca jest taką samą częścią systemu jak konkurencja”. Faktycznie, współpracę postrzegamy jako na tyle ważną dla naszego rozwoju, by nie tylko o niej mówić, ale również tworzyć instytucje społeczne, które nam ją ułatwiają. Należą do nich prawo własności prywatnej, ograniczenia interwencji rządu i zasady państwa prawa.
Zdaniem F. A. Hayek’a, często mylimy zasady właściwe dla rodziny czy innej małej grupy społecznej z tymi, normującymi relacje w dużych, złożonych społeczeństwach. Tak jak Don Boudreaux napisał w „The Essential Hayek” „bliskie relacje międzyludzkie, odbywające się podczas spotkania twarzą w twarz. Wraz z wzajemnymi stosunkami, które zbliżają do siebie członków rodziny lub innych małych grup, dają im szanse głębszego poznania się”. To z kolei ułatwia im współżycie.
W przeciwieństwie do tego, w szerokim społeczeństwie, w którym wchodzimy w interakcje z ludźmi, których nie znamy, a może nawet nigdy nie poznamy, koniecznym jest wypracowanie generalnych reguł, które pozwolą nam współistnieć w pokoju.=
Zasady znane z dzieciństwa takie jak: „nie bij drugiego człowieka”, „nie bierz cudzych rzeczy” czy „dotrzymuj słowa”, w formalnym języku znane nam są jako prawa własności i umów. Bazując na tych prostych regułach, możemy tworzyć i wprowadzać innowacje, handlować i budować. Każdy odgórnie narzucony podatek, nakaz czy zakaz, utrudnia nam dobrowolną współpracę z innymi, której celem jest kształtowanie naszego życia tak jak nam, a nie tym będącym u władzy, pasuje. Na tym właśnie polega problem w odwoływaniu się do wspólnoty i wartości wspólnotowych, które w praktyce sprowadzają się do instrumentów przymusu, a w efekcie do politycznej walki o narzucenie własnych reguł postępowania innym, jak i wykorzystywania cudzych zasobów na własny użytek. Końcową fazą tego procesu jest Wenezuela.
Na szczęście, nasza Konstytucja i zdrowy zmysł Amerykanów nie pozwoliły na taki rozwój wydarzeń. Na razie.
Artykuł „Individualism, Community, and Coercion” pochodzi ze strony Cato Institute.