Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Unia Europejska – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Coraz gorzej w sądach po „reformach wymiaru sprawiedliwości” https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/coraz-gorzej-w-sadach-po-reformach-wymiaru-sprawiedliwosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/coraz-gorzej-w-sadach-po-reformach-wymiaru-sprawiedliwosci/#respond Fri, 17 Jul 2020 10:45:55 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6335 Kilka dni temu Komisja Europejska opublikowała tegoroczną edycję tabeli wyników wymiaru sprawiedliwości (EU Justice Scoreboard). To publikowane co roku zestawienie danych dot. wymiaru sprawiedliwości w krajach Unii, które jest obiektywnym źródłem informacji na temat funkcjonowania, efektywności i niezależności systemów sprawiedliwości poszczególnych krajów Wspólnoty. Więcej przewlekłości, mniej niezależności EU Justice Scoreboard jest przydatnym narzędziem do oceny […]

Artykuł Coraz gorzej w sądach po „reformach wymiaru sprawiedliwości” pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Źródło: Komisja Europejska

Źródło: Komisja Europejska

Kilka dni temu Komisja Europejska opublikowała tegoroczną edycję tabeli wyników wymiaru sprawiedliwości (EU Justice Scoreboard). To publikowane co roku zestawienie danych dot. wymiaru sprawiedliwości w krajach Unii, które jest obiektywnym źródłem informacji na temat funkcjonowania, efektywności i niezależności systemów sprawiedliwości poszczególnych krajów Wspólnoty.

Więcej przewlekłości, mniej niezależności

EU Justice Scoreboard jest przydatnym narzędziem do oceny ostatnich 5 lat “reformowania” wymiaru sprawiedliwości i porównań Polski z innymi krajami UE. Niestety, w świetle danych zebranych przez Komisję Europejską, nasz kraj nie ma powodów do dumy. Zarówno pod względem czasu trwania postępowań sądowych, jak i kwestii związanych z zaufaniem do wymiaru sprawiedliwości oraz jego niezależnością od polityków Polska plasuje się w końcówkach zestawień.

Wśród uzasadnień kontrowersyjnych posunięć rządu PiS w obszarze wymiaru sprawiedliwości usłyszeć mogliśmy o przewlekłości postępowań i braku zaufania Polaków do sądów. W świetle danych KE nie można jednak powiedzieć, żeby którakolwiek z tych bolączek została rozwiązana – co więcej, sytuacja uległa pogorszeniu.

W 2012 roku średni czas potrzebny na uzyskanie sądowego rozstrzygnięcia spraw sądowych ogółem (cywilnych, gospodarczych, administracyjnych i innych) w pierwszej instancji wynosił 50 dni. W 2016 roku było to już 85 dni, a w tegorocznej edycji czytamy o przeciętnym wyniku na poziomie 82 dni. Znacząco wydłużył się czas uzyskania orzeczenia w sprawach cywilnych i gospodarczych w pierwszej instancji – podczas gdy w 2012 roku było to 195 dni, już w 2017 przeciętny okres uzyskania sądowego rozstrzygnięcia w tym zakresie wydłużył się do 232 dni, a obecnie przyjął rekordową wartość 273 dni. Również patrząc na ilość spraw sądowych przypadających na stu mieszkańców mamy do czynienia z wzrostem – na stu Polaków w 2012 roku przypadało 3,6 sprawy sądowej, obecnie jest to 6,3 sprawy (w 2017 wskaźnik ten wynosił 6 spraw, a rok wcześniej 6,1). Polska i Węgry w tej ostatniej kategorii wypadają najgorzej spośród wszystkich krajów UE.

W zakresie zaufania do sądów bilans reform obecnego rządu także nie wypada korzystnie. W przytaczanym w tabeli badaniu Eurobarometru tylko Węgrzy i Słowacy gorzej oceniają niezależność swoich sądów. Również w sondażu przeprowadzonym przez World Economic Forum wśród przedstawicieli biznesu Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc, notując znaczny spadek. Ankietowani poproszeni o odpowiedź na pytanie o niezależność wymiaru sprawiedliwości w swoim kraju jeszcze w latach 2010-2012 podawali średni wynik 4,25 – obecnie jest to wynik na poziomie 2,66. Gorzej pod tym względem swoje sądy ocenia jedynie biznes węgierski.

Wysoki rachunek za brak praworządności?

Tegoroczna edycja EU Justice Scoreboard będzie miała większe znaczenie, niż poprzednie. Może bowiem posłużyć jako źródło danych dla europejskiego mechanizmu oceny praworządności, zapowiedzianego przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen, w związku z czym tabela została rozszerzona o sekcję poświęconą informacjom na temat strukturalnych uwarunkowań niezależności sądów i wymiaru sprawiedliwości. W zestawieniu możemy przeczytać, iż Polska jest jedynym krajem Unii, w którym W zestawieniu możemy przeczytać, iż Polska jest jedynym krajem Unii, w którym wybór sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa odbywa się w modelu, w ramach którego kandydatury do KRS mogą przedstawić nie tylko sędziowie a końcowa decyzja należy do Parlamentu. Również w kwestii postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów Polska zaznaczona jest na czerwono jako jedyny kraj, w którym takowe prowadzi nominat MS. 

Mając na uwadze powyższe, złe wyniki w raporcie Komisji Europejskiej mogą być dla Polski nie tylko niekorzystne wizerunkowo, ale i prowadzić do konkretnych, finansowych strat w ramach kolejnej perspektywy budżetowej.

Share

Artykuł Coraz gorzej w sądach po „reformach wymiaru sprawiedliwości” pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/coraz-gorzej-w-sadach-po-reformach-wymiaru-sprawiedliwosci/feed/ 0
Pełzający, koronawirusowy zamach stanu https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pelzajacy-koronawirusowy-zamach-stanu/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pelzajacy-koronawirusowy-zamach-stanu/#respond Thu, 16 Apr 2020 12:13:04 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6301 Autorem tekstu jest Adam Bartha, dyrektor EPICENTER, sieci wolnościowych think tanków, do której należy też Forum Obywatelskiego Rozwoju. Nadzwyczajne czasy wymagają nadzwyczajnych środków. Rządzący w całej Europie wprowadzają bezprecedensowe rozwiązania polityczne w celu zminimalizowania rozprzestrzeniania się COVID-19. W sytuacji niepewności politycznej niektóre autorytarne rządy wykorzystują pandemię do realizacji własnych celów politycznych i masowego poszerzania zakresu […]

Artykuł Pełzający, koronawirusowy zamach stanu pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Źródło: Pixabay

Źródło: Pixabay

Autorem tekstu jest Adam Bartha, dyrektor EPICENTER, sieci wolnościowych think tanków, do której należy też Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Nadzwyczajne czasy wymagają nadzwyczajnych środków. Rządzący w całej Europie wprowadzają bezprecedensowe rozwiązania polityczne w celu zminimalizowania rozprzestrzeniania się COVID-19. W sytuacji niepewności politycznej niektóre autorytarne rządy wykorzystują pandemię do realizacji własnych celów politycznych i masowego poszerzania zakresu władzy. Pomimo bezprecedensowego charakteru kryzysu, nie można pozostawić autokratom wolnej ręki, aby jeszcze bardziej wzmocnili swoją władzę – zwłaszcza gdy dzieje się to w kraju Unii Europejskiej.

Węgry – wraz z Polską – od dawna są czarną owcą UE, jeśli chodzi o poszanowanie rządów prawa i liberalno-demokratycznych zasad. Te poważnie naruszone fundamenty uległy dalszej erozji w wyniku ustawy uchwalonej przez Parlament 30 marca 2020 r. Celem przepisów miało być stworzenie narzędzi do spowalniania rozprzestrzenianie się koronawirusa. W rzeczywistości ustawa idzie znacznie dalej, potencjalnie dając premierowi nieograniczone uprawnienia na przyszłość.

Ustawa zawiesza parlament węgierski bezterminowo, a jego władza zostanie zastąpione przez bezpośrednie „rządy za pomocą dekretów” premiera Viktora Orbána. W efekcie oznacza to, że premier będzie mógł wprowadzać i odrzucać wszelkiego rodzaju akty prawne na czas nieokreślony. Marszałek Zgromadzenia Narodowego i przywódcy partii politycznych zasiadający w parlamencie „będą informowani” o tych decyzjach, ale nie będą mieli prawa do wywierania na nie wpływu. Trybunał Konstytucyjny będzie nadal funkcjonował i ma mieć nadzór nad dekretami wprowadzonymi przez premiera, ale Orbán miał 10 lat na obsadzenie tej instytucji zaprzyjaźnionymi sędziami, dlatego też prawdopodobnie nadal będą pomagać premierowi w jego przedsięwzięciach.

Obawy związane z ewentualnymi nadużyciami władzy w przyszłości pogłębiają inne przepisy z nowej ustawy. Zaproponowane zmiany legislacyjne pozwalają na „zawieszenie niektórych ustaw i podjęcie nadzwyczajnych środków w interesie zagwarantowania stabilizacji życia, zdrowia, bezpieczeństwa osobistego i materialnego obywateli, a także gospodarki”. Te nadzwyczajne środki obejmują trzy kluczowe punkty.

Po pierwsze, całkowity zakaz przeprowadzania wszelkich wyborów i referendów, w tym wyborów uzupełniających, w przypadku śmierci członka parlamentu lub niemożności pełnienia przez niego obowiązków. Po drugie, każdy, kto nie przestrzega nakazów kwarantanny, może zostać ukarany karą pięciu lat więzienia – ośmiu lat, jeśli działania te mogą być związane z czyjąś śmiercią. Po trzecie, każdy, kto rozpowszechnia kłamstwa lub „prawdziwe oświadczenia w sposób wypaczony”, które mogą zakłócić „skuteczną ochronę” społeczeństwa, budzić niepokój lub wzburzać opinię publiczną – może zostać ukarany karą do pięciu lat więzienia.

Te nadzwyczajne środki byłyby niepokojące również w dobrze funkcjonującej demokracji, ale Węgry są bardzo dalekie od tego, by nią być. Pod rządami Viktora Orbána Węgry spadały w indeksie Freedom House szybciej niż jakikolwiek inny kraj na świecie, poza siedmioma, w tym Wenezuelą, Turcją i Republiką Środkowej Afryki.

Rządy Orbana słynęła w ostatniej dekadzie z tego, że zdołał on skutecznie obalić liberalno-demokratyczne fundamenty państwa. Publiczne radio i telewizja to całodobowa propaganda partii rządzącej, a prywatne media znajdują się w rękach przyjaznych rządowi oligarchów, dlatego też głosów sprzeciwu jest niewiele, z wyjątkiem kilku mediów internetowych. W 2012 roku partia rządząca przyjęła konstytucję korzystną dla nie samej, która od tego czasu była modyfikowana siedmiokrotnie, w oparciu o chwilowe interesy polityczne Orbána. Trybunał Konstytucyjny, obsadzony przez życzliwych dla rządu sędziów, nigdy nie stanowił poważnego zagrożenia dla władzy partii rządzącej, podobnie jak partie opozycyjne, których możliwości działania są poważnie ograniczone.

Reakcja rządu na pandemię polegała na skupieniu się na politycznych gestach, a nie na rzeczywistych działaniach. To drugie jest znacznie trudniejsze do zrealizowania w kraju o nadmiernie scentralizowanym systemie opieki zdrowotnej, który już przed pandemią stopniowo chylił się ku upadkowi. Utrzymanie wizerunku kompetentnego zarządzania będzie wymagało jeszcze większej ilości fałszywych informacji, jeszcze ostrzejszych środków służących tłumieniu głosów sprzeciwu i jeszcze bardziej scentralizowanej władzy niż ta, którą miał Orbán w ostatnim dziesięcioleciu.

Niektóre z tych środków mogą nie wydawać się dziś tak nadzwyczajne, jak mogłyby mieć to miejsce dwa miesiące temu. Inne kraje europejskie również wprowadzają środki, które poważnie ograniczają swobody obywatelskie w celu zwalczania pandemii. Choć ograniczone w czasie, podlegające nadzorowi środki nadzwyczajne są zrozumiałe w czasach bezprecedensowego kryzysu, to propozycje węgierskiego rządu wykraczają daleko poza to.

Już przed kryzysem związanym z koronawirusem Orbán dysponował znacznie większą władzą niż którykolwiek z europejskich premierów. Ale jak każdy dobry autokrata, dojrzał ogromną szansę na dalsze umocnienie swojej władzy. Ponieważ rządy europejskie walczą z pandemią, a instytucje UE zajmują się utrzymaniem przepływu towarów i jakiejś solidarności między członkami Unii Europejskiej, mały kraj z problematycznym przywódcą to dziś najmniejsze z ich zmartwień. Być może mają rację, ale działania Węgier ustanowiły niebezpieczny precedens dla każdego państwa członkowskiego UE.

Niechęć i niezdolność przywódców UE do zaprzestania finansowania autorytarnego rządu Węgier w normalnych czasach odbija się czkawką w czasie obecnego, bezprecedensowego kryzysu. Ponieważ rząd węgierski uczynił kolejny krok w kierunku dalszego pogłębienia autokratycznych rządów, przywódcy europejscy powinni ponownie przemyśleć swoje stosunki z Węgrami i pomoc finansową, jakiej udzielają autorytarnym przywódcom w krajach członkowskich.

Tekst ukazał się wcześniej w języku angielskim na stronie EUREPORTER.

Polecamy również komunikat Elizy Rutynowskiej, prawniczki FOR, pt. „Rządzący na Węgrzech i w Polsce wykorzystują pandemię w walce o władzę”.

Share

Artykuł Pełzający, koronawirusowy zamach stanu pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pelzajacy-koronawirusowy-zamach-stanu/feed/ 0
Żarówki i żar polaryzacji https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/#respond Fri, 16 Nov 2018 09:57:11 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5955 Polaryzacja polskiego społeczeństwa i związana z nią nieodparta pokusa używania narracyjnych „gotowców” sprawia, że wiele osób nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że osoba z „przeciwnej strony” też może czasem mieć rację. Może, ponieważ tak samo jak nikt nie jest wszechwiedzący, tak też nikt nie może mylić się w stu procentach. Nawiązuję tu […]

Artykuł Żarówki i żar polaryzacji pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Pixabay

Polaryzacja polskiego społeczeństwa i związana z nią nieodparta pokusa używania narracyjnych „gotowców” sprawia, że wiele osób nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że osoba z „przeciwnej strony” też może czasem mieć rację. Może, ponieważ tak samo jak nikt nie jest wszechwiedzący, tak też nikt nie może mylić się w stu procentach.

Nawiązuję tu oczywiście do reakcji na wygłoszone 23 października br. w Berlinie słowa Andrzeja Dudy na temat żarówek:

Mam poczucie, że my w ramach Unii Europejskiej mamy niedosyt demokracji. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego Unia Europejska zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo Unia Europejska zakazała. To są problemy, nad którymi zastanawiają się ludzie. Nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jedna z przyczyn Brexitu.

Niektóre osoby, które identyfikują się jako liberalna opozycja wobec rządów PiS, błyskawicznie potraktowały wypowiedź Dudy jako śmieszne i zarazem bezsensowne słowa. Osoby te, mimo deklarowanego liberalizmu, zachowały się tak, jakby bezwzględnie akceptowalne i godne pochwały miało być to, że instytucje państwowe lub ponadnarodowe zakazują obywatelom nabywania czy sprzedawania jakiegoś przedmiotu codziennego użytku, a krytykowanie takiego zakazu oznacza rzekomo bycie zacofanym. „Oświecony Duda”, „Światłość narodu” – głosiły ironiczne memy i artykuły. Zapadł mi w pamięć udostępniony przez znajomą osobę rysunek przedstawiający mapę Polski, gdzie część kraju na zachód od Wisły – w domyśle: Polska nowoczesna, liberalna – oznaczona jest symbolem żarówki energooszczędnej, a wschodnia część kraju – w domyśle: zacofana, przeciwna wolności osobistej – symbolizowana jest przez żarówkę tradycyjną. „Trzeba potrafić mniej mówić” – tak lider PO Grzegorz Schetyna skomentował zwrócenie przez Dudę uwagi na unijny zakaz handlu żarówkami tradycyjnymi.

Satyryk Krzysztof Daukszewicz opublikował wiersz o energooszczędnej żarówce, która chce stać się „normalna”: „Szlocha żarówka do żarówki: (…) / Ja się już całkiem pogubiłam! / Po co mnie Unia wykręciła!? / Odchodzę stąd i zgasnąć idę. / Chcę być normalna jak prezydent. / Termometr nagle się odezwał: / – Ja też mam chęć na starą rtęć”. Sęk w tym, że rtęć – w przeciwieństwie do żarówki tradycyjnej – znajduje się również w „nakazanej” przez UE żarówce energooszczędnej, dlatego nie należy jej wyrzucać do zwykłego śmietnika, a po jej rozbiciu się należy wietrzyć mieszkanie przez pół godziny. Ten „szczegół” znika jednak w polaryzacyjnym nakazie salwy śmiechu z nielubianego polityka. „Cała Europa śmieje się do dziś z polskiego prezydenta z powodu jego wypowiedzi na temat żarówek” – można przeczytać na portalu Koduj24. „[Andrzej Duda] przebił na trzy długości wcześniejsze kompromitacje dywagacjami na temat żarówek. (…) Nasi kabareciarze są bez szans, aby wygenerować z siebie coś bardziej kuriozalnego i śmiesznego” – pisze redaktor podobnego opozycyjnego portalu „Skwer Wolności”. I z akceptacją dla antyliberalnego paternalizmu, którego krytyka ustępuje przed możliwością zakpienia z Dudy, redaktor ten, podpisany jako Zbyszek Wolski, dodaje: „A tymczasem Europarlament przegłosował kolejny zakaz: wkrótce nastąpi koniec plastikowych sztućców i patyczków higienicznych. Ja spodziewam się kolejnego wyskoku Andrzeja, a Wy?”.

Gdyby u tych deklaratywnych zwolenników liberalizmu faktycznie przeważała chęć obrony wolności jednostki przed demontażem, a nie jedynie pragnienie przyjemnego pływania w kisielu polaryzacyjnej narracji, osoby te uznałyby, że tak samo, jak należy bronić prawa jednostki do sprawiedliwego sądu przed dokonywanym m.in. przez Andrzeja Dudę uzależnieniem sądownictwa od PiS, tak też należy bronić wolności jednostki przed wyrażaną przez zarówno krajowe, jak i ponadnarodowe instytucje chęcią zakazu użytkowania pewnych towarów codziennego użytku (następne w kolejce są właśnie plastikowe sztućce i patyczki do uszu).

Być może niektórzy liberałowie za bardzo przejęli częsty w myśli konserwatywnej, w tym u autorów związanych z PiS (np. Ryszarda Legutki czy autorów ze środowiska Teologii Politycznej), podział – a wręcz antagonizm – między wygodnym życiem jednostki oraz „wielkimi sprawami”, które wymagają od jednostki poświęcenia i niewygody. Dlatego właśnie w protestach przeciw zmianom w Sądzie Najwyższym czy Trybunale Konstytucyjnym chyba zbyt rzadko, w porównaniu z wielkimi słowami typu „obrona demokracji”, „obrona wolności”, pojawiają się odniesienia do tego, że przeprowadzane przez PiS zmiany mogą być szkodliwe w konkretnych sytuacjach, w jakich może znaleźć się obywatel, np. mogą prowadzić do niesłusznej konfiskaty mienia czy delegalizacji działalności jakichś partii czy stowarzyszeń. Uruchomienie wyobraźni pokazuje jednak, że ostatecznie idea wolności indywidualnej oraz związanego z tą wolnością – o czym pisał Alexis de Tocqueville – prawa do bycia traktowanym przez instytucje państwowe jak człowiek dorosły, a nie jak dziecko wymagające wychowania, sprowadza się najczęściej właśnie do przykładów codziennych, „przyziemnych”: jednostka ma prawo zdecydować, czy lepszy jest produkt zwykły, czy ekologiczny, i ocenić, czy jest on rzeczywiście „ekologiczny”, zamiast być przymuszaną do wyboru jednej z opcji; podobnie jak jednostka ma prawo do tego, że nie będzie stać na przegranej pozycji w sądowym sporze między nią a sympatykiem partii rządzącej. Dlatego, jak sądzę, obrona jednostki przed unijnym paternalizmem i obrona jednostki przez PiS-owskim obniżaniem szans na sprawiedliwy wyrok to sprawy, które na równi powinny angażować konsekwentnego liberała.

Czy osoby, które w reakcji na „żarówkową” wypowiedź prezydenta automatycznie zaniosły się śmiechem, zdawały sobie sprawę, że ich tok rozumowania – który można streścić następująco: „co ten Duda, przecież UE słusznie zakazała nam żarówek, bo są nieekologiczne!” – jest antyliberalną pochwałą państwowego paternalizmu? Być może nadarzająca się okazja do chóralnego wyśmiania nielubianego (i słusznie za wiele rzeczy krytykowanego) polityka zagłuszyła możliwość dostrzeżenia, że osoba śmiejąca się w tym przypadku zaprzecza własnemu (deklarowanemu) liberalizmowi… Mimo wszystko brak refleksji byłby mniej pesymistycznym wytłumaczeniem niż to, że ktoś może świadomie uznawać wyśmiewanie każdej wypowiedzi prezydenta za większy dowód obrony liberalizmu niż byłoby nim krytykowanie paternalizmu instytucji wobec jednostek.

Niezależnie od intencji prezydenta, nawiązująca do codzienności wypowiedź Andrzeja Dudy była – niestety, w obliczu chóralnego śmiechu częściowo zmarnowaną – szansą na podniesienie problemu coraz częstszego zniewalania unijnych obywateli w codziennych sprawach (na marginesie: taki sam problem zniewalania obywateli występuje w przypadku szykowanego przez PiS dnia wolnego w poniedziałek 12 listopada, tzn. także przymusowego dnia bez handlu). Na mocy dyrektywy z 2014 r. UE wprowadziła obowiązek wycofania papierosów mentolowych, a na mocy dyrektywy z 2006 r. w tym roku wszedł w życie zakaz oferowania klientom sklepów darmowych nylonowych torb na zakupy. Wprowadzony przez UE w 2013 r. obowiązek informowania przez autorów stron internetowych o plikach cookies – a oprócz tego od 2018 r., przy okazji RODO, o sposobach przetwarzania danych osobowych – sprawił, że okienka z klauzulami są zmorą wielu osób przeglądających strony internetowe na telefonie komórkowym; na niektórych stronach nie sposób skasować (nawet po kliknięciu „x”) upartego okienka, które zakrywa cały ekran telefonu. Ponadto słowa Andrzeja Dudy o żarówkach – choć być może prezydent nie był tego świadom – padły w przeddzień podjęcia przez Parlament Europejski decyzji o poparciu wprowadzenia do 2021 r. zakazu sprzedaży talerzy i sztućców plastikowych oraz patyczków higienicznych (zgodnie z unijnym procesem legislacyjnym, inicjatywa ta będzie wymagać akceptacji Rady UE, czyli rządów państw członkowskich). Owszem, można kontrargumentować, że plastikowe talerze nadal będą w sprzedaży, tylko że jako przedmioty „kolekcjonerskie” czy „specjalistyczne” – tak jak teraz dzieje się z żarówkami tradycyjnymi. Tyle że chodzi właśnie o to, aby zakup codziennych przedmiotów nie stawał się po kafkowsku procederem, by tak rzec, półlegalnym.

Oczywiście, można mówić, że wszystkie tego rodzaju dyrektywy – jak ta z 2009 roku o żarówkach – wymagają zgody rządów państw członkowskich, a zatem: Polska miała możliwość zaprotestowania przeciwko wszystkim wymienionym przykładom unijnego paternalizmu. Jakoś jednak wtedy nie było słychać obywatelskiego nacisku, aby takich rozwiązań nie wprowadzać. Być może gdyby było w państwach członkowskich i w instytucjach Unii Europejskiej więcej możliwości demokratycznego zaangażowania, obywatele mogliby chętniej śledzić procedowane akty prawne, a w sytuacji dostrzeżenia niebezpieczeństwa skrzyknąć się i zaprotestować – w tym np. wywrzeć wpływ na rządy – i dzięki temu akty prawne groźne dla swobody jednostki mogłyby zostać zablokowane. Ale w żarze polaryzacji „najlepiej” było po prostu wyśmiać powiązanie żarówek z deficytem demokracji, zamiast spojrzeć na problem z należytą powagą.


Komentarz Leszka Balcerowicza

Blog FOR zamieszcza wypowiedzi różnych autorów, odwołujących się do idei liberalizmu, nawet jeśli nie są one w pełni zgodne z merytoryczną linią FOR. Na tej zasadzie opublikowano powyżej tekst Anny Czepiel, która jest z FOR związana od jej gimnazjalnych lat. Aby jednak nie było nieporozumień co do merytorycznego stanowiska FOR w sprawie Unii Europejskiej, zamieszczam parę słów komentarza:

  1. Autorka mówi o „unijnym paternalizmie” opierając się na wybranych przykładach. Przykłady nie zastąpią dowodów dla generalnej tezy.
  2. Wedle mojej wiedzy najgorsze regulacje w krajach UE są produkcji krajowej, a nie unijnej. Dotyczy to z pewnością Polski, zwłaszcza pod rządami PiS. Koncentrowanie się na regulacjach unijnych, szczególnie bez ich całościowej analizy, grozi odwróceniem uwagi od najważniejszego problemu.
  3. Wbrew temu, o czym mowa w tekście, atak PiS na niezależność sądów ( a także prokuratury) jest o wiele gorszym naruszeniem liberalnych idei (idei rządów prawa), niż jakieś krępujące regulacje gospodarcze.
  4. Od prezydenta RP należy oczekiwać kierowania się racją stanu, tzn. umacniania pozycji Polski w UE, co jest kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju i o wiele ważniejsze, niż dla Wlk. Brytanii. W świetle tego faktu, skupianie się A. Dudy, na zakazach dotyczących żarówek jest rażące, zwłaszcza że podpisywał on o wiele gorsze ustawy.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Żarówki i żar polaryzacji pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/feed/ 0
Zakaz stosowania plastiku jednorazowego użytku to przykład zwycięstwa dobrych intencji nad rozsądkiem https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zakaz-stosowania-plastiku-jednorazowego-uzytku-to-przyklad-zwyciestwa-dobrych-intencji-nad-rozsadkiem/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zakaz-stosowania-plastiku-jednorazowego-uzytku-to-przyklad-zwyciestwa-dobrych-intencji-nad-rozsadkiem/#respond Wed, 31 Oct 2018 05:31:23 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5958 Autorem artykułu jest Frits Bolkesteim, były komisarz Komisji Europejskiej ds. Rynku Wewnętrznego i Usług. Artykuł ukazał się 22.10 na blogu Epicenter Network, jeszcze przed tym, jak sprawą zajął się Parlament Europejski. Jednym z ostatnich wyzwań, jakie pozostały Komisji Europejskiej i Parlamentowi w ich ostatnim roku legislacyjnym, jest kwestia, co zrobić z plastikowymi przedmiotami jednorazowego użytku. […]

Artykuł Zakaz stosowania plastiku jednorazowego użytku to przykład zwycięstwa dobrych intencji nad rozsądkiem pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Pixabay

Autorem artykułu jest Frits Bolkesteim, były komisarz Komisji Europejskiej ds. Rynku Wewnętrznego i Usług. Artykuł ukazał się 22.10 na blogu Epicenter Network, jeszcze przed tym, jak sprawą zajął się Parlament Europejski.

Jednym z ostatnich wyzwań, jakie pozostały Komisji Europejskiej i Parlamentowi w ich ostatnim roku legislacyjnym, jest kwestia, co zrobić z plastikowymi przedmiotami jednorazowego użytku. Propozycja obecnie rozważana przez Parlament Europejski zakazuje sprzedaży produktów do jednorazowego użytku, wykonanych z tworzyw sztucznych, od patyczków kosmetycznych po słomki. Od państw członkowskich oczekuje się zwiększenia wysiłków w zbiórce zużytych jednorazowych butelek po napojach tak, by do 2025 r. objęła 90% z nich. Koszty programu mają być finansowane przez przedsiębiorstwa, które mają również płacić za nowe programy gospodarki odpadami i projekty oczyszczania.

Zdaniem komisarza Fransa Timmermansa, rozważane projekty nowych przepisów mają zapoczątkować globalne współzawodnictwo w dbaniu o czystość oceanów, jakość środowiska, żywności, a nawet naszych ciał. Trudno nie być pod wrażeniem tak szlachetnych celów. W końcu, kto nie chciałby ich realizacji? Jednak propozycję można uznać za naprawdę imponującą, gdy jej wyniki są równie inspirujące co jej intencje. Właśnie w tej kwestii projekt, w jego obecnej postaci, zawodzi.

Może się wydawać, że łatwo się zgodzić z zakazem stosowania jednorazowego plastiku. W praktyce nie tak prosto znaleźć zastępcze produkty, które byłyby równie niezawodne. Używamy plastikowych produktów jednorazowego użytku w wielu sytuacjach: do zapewnienia, by żywność pozostała świeża po sterylność przyrządów medycznych. Zastąpienie tworzyw sztucznych w tych sytuacjach to poważne wyzwanie badawczo-rozwojowe. Istnieją alternatywy dla zwykłych tworzyw sztucznych, na przykład biopolimery (tworzywa sztuczne wytwarzane z biomasy), jednak obecnie przemysł nie jest w stanie wytwarzać ich w skali potrzebnej do zastąpienia tradycyjnych jednorazowych tworzyw sztucznych.

Brak równie skutecznego materiału zastępczego dla plastiku jednorazowego użytku groziłby mnóstwem nowych problemów. Przykładowo żywność zaczęłaby się psuć znacznie szybciej. Większe straty wymusiłyby jej szybszą produkcję, co doprowadziłoby do napięć w gospodarowaniu gruntami i wodą. Wzrosłaby emisja CO2 i metanu. Dodatkowe koszty byłyby odczuwane nie tylko przez rządy, ale również przez zwykłych konsumentów, którzy musieliby częściej wymieniać produkty w swoich lodówkach i szafkach.

Co więcej, możliwe alternatywy nie są zdecydowanie bardziej ekologiczne. Większość nadających się do kompostowania materiałów zastępczych można skutecznie rozłożyć tylko w specjalistycznych kompostownikach, obecnie bardzo nielicznych. Wyrzucone w innym miejscu będą tak samo zanieczyszczać środowisko jak zwykłe tworzywa sztuczne.

Ta kwestia doprowadza nas do prawdziwego problemu: recyklingu. A raczej jego braku. Najważniejszym obecnie priorytetem UE w kwestii ochrony środowiska powinno być zobowiązanie państw członkowskich do osiągnięcia obiecanego poziomu recyklingu co najmniej 50% wszystkich odpadów komunalnych. To nie tylko właściwe, ale również opłacalne. Według komisarza Jyrki Katainena, tylko 5% unijnych tworzyw sztucznych jest obecnie poddawanych recyklingowi, co oznacza, że ​​każdego roku  europejska gospodarka wyrzuca plastik o wartości około 100 miliardów euro. Odzyskanie choćby ułamka tej kwoty zrobi więcej dla ochrony środowiska i wzrostu gospodarki niż proponowany zakaz.

Parlament rozważy projekt na sesji plenarnej w tym miesiącu. Warto, by go jeszcze raz przemyślał. Proponowana ustawa zaszkodzi konsumentom i w rzeczywistości niewiele zrobi dla ochrony środowiska. Lepiej byłoby skoncentrować się na zapewnieniu, że państwa członkowskie wypełniają już uzgodnione cele w zakresie recyklingu. To byłoby korzystne zarówno dla środowiska, jak i konsumentów.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Zakaz stosowania plastiku jednorazowego użytku to przykład zwycięstwa dobrych intencji nad rozsądkiem pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zakaz-stosowania-plastiku-jednorazowego-uzytku-to-przyklad-zwyciestwa-dobrych-intencji-nad-rozsadkiem/feed/ 0
Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/#respond Wed, 05 Sep 2018 07:31:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5892 Podstawowym ekonomicznym celem Unii Europejskiej jest ustanowienie rynku wewnętrznego między państwami członkowskimi (1). Cel ten jest jednak bardzo elastyczny – Unia nie posiada sztywnego terminu na jego implementację sugerując, że ustanawiane rynku wewnętrznego jest procesem ciągłym, ewoluującym oraz prawdopodobnie, w jego skrajnej interpretacji, nieosiągalnym. W Art. 26 Traktatu o Funkcjonowaniu UE (TFUE) są jednak wymienione […]

Artykuł Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Pixabay

Podstawowym ekonomicznym celem Unii Europejskiej jest ustanowienie rynku wewnętrznego między państwami członkowskimi (1). Cel ten jest jednak bardzo elastyczny – Unia nie posiada sztywnego terminu na jego implementację sugerując, że ustanawiane rynku wewnętrznego jest procesem ciągłym, ewoluującym oraz prawdopodobnie, w jego skrajnej interpretacji, nieosiągalnym.

W Art. 26 Traktatu o Funkcjonowaniu UE (TFUE) są jednak wymienione elementy składowe rynku wewnętrznego. Są nimi swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału.

Jeśli niniejsze swobody mają funkcjonować poprawnie, muszą być przestrzegane jednakowo między państwami Unii. W innym wypadku rynek nie byłby “wewnętrzny”, a prawo unijne różniłoby się pomiędzy państwami członkowskimi. Z tego powodu jego horyzontalne funkcjonowanie leży w samym sercu unijnej polityki i prawa. Jednak państwa się różnią i ustanawianie rynku wewnętrznego skutkowało licznymi tarciami między polityką unijną i państwową. Najbardziej kontrowersyjnych przykładów można się doszukać w dziedzinie swobodnego przepływu usług. Legalność (i moralność) niektórych usług różni się pomiędzy państwami. Przykładowo – w sprawie Jany, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) stwierdził, że prostytucja to jest usługa w rozumieniu prawa europejskiego(2). Pomimo że Unia nie interweniuje w legalność czy moralność usług w poszczególnych prawach narodowych, wymaga respektowania legalności i moralności niniejszych usług w innych państwach członkowskich. Jest to logiczne następstwo rynku wewnętrznego, który wymaga horyzontalnej aplikacji prawa pomiędzy państwami Unii.

Wyrok

Wyrok w Relu Adrian Coman dotyczy swobodnego przepływu osób. Dokładniej, statusu osób będących w małżeństwie homoseksualnym zawartym w innych państwach Unii z obywatelami innego państwa członkowskiego lub obywatelami państw trzecich. W orzeczeniu Trybunał uznaje niniejsze małżeństwa na potrzeby przyznawania praw wynikających ze swobodnego przepływu osób. Szczególnie jest to istotne dla określenia wymaganego okresu pobytu danej osoby w celu przyznania jej konkretnych praw (dla różnych okresów pobytu i różnych kategorii obywatela przypisane są inne prawa – Dyrektywa o Swobodnym Przepływie Osób). Reguły ze swobodnego przepływu usług wspomniane wcześniej mogą zostać użyte także tutaj – Unia nie stara się zmienić prawa narodowego. Jednak to, że prawo narodowe czegoś nie rozpoznaje nie oznacza, iż nie istnieje ono w rzeczywistości. Kontrast między rzeczywistością a prawem często pojawia się w orzecznictwie Trybunału. Ponadto, wyrok w Relu Adrian jest istotny jedynie na potrzeby prawa unijnego, nie polskiego. Polska nie musi rozpoznawać małżeństw homoseksualnych w prawie narodowym.

Zasięg wyroku jest bardzo ograniczony. Jeśli obywatel chce skorzystać z praw unijnych, musi być obecny tzw. element transgraniczny w jego aktywności. Najprostszym przykładem wystąpienia niniejszego elementu jest przekroczenie granicy państw członkowskich. Przez to rozumiany jest właśnie “przepływ” jednej ze wspomnianych czterech swobód. Wyrok w Relu Adrian Coman będzie natomiast dotyczył sytuacji, w których obywatel UE jest w związku małżeńskim z osobą tej samej płci pochodzącej z innego państwa członkowskiego lub (jak miało miejsce w samej sprawie) z obywatelem państwa trzeciego. Wyrok nie dotyczy w żadnym stopniu związków osób z jednego państwa członkowskiego – nie występuje w nich ww. element transgraniczny. Oznacza to, że Polska ma swobodę w regulowaniu związków homoseksualnych między własnymi obywatelami, a sam wyrok nie wymusza liberalizacji prawa narodowego. Wymaga natomiast rozpoznania przez polskie sądy faktu, że niniejsze związki istnieją między cudzoziemcami. To natomiast jest jedynie akceptacją rzeczywistości.

Protokół 30

Jedną z podstaw prawnych, w oparciu o którą został wydany wyrok w Relu Ardian jest Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Karta ma jednakową moc prawną jak Traktat o Unii Europejskiej oraz Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (3). Pierwszym argumentem użytym przeciwko aplikacji wyroku w Polsce jest to, że Polska wraz z Wielką Brytanią „wypisała się” z Karty Praw Podstawowych w Protokole 30 (tzw. Protokole Brytyjskim) (4). Nic bardziej mylnego.

Sam Protokół jest bardzo prosty – składa się z dwóch artykułów i był interpretowany w sprawie NS w 2011 roku. Trybunał wyraźnie orzekł, że Protokół nie jest odstąpieniem Polski i Zjednoczonego Królestwa od praw i obowiązków zawartych w Karcie Praw Podstawowych. Stwierdzono, że Protokół ma jedynie na celu dalsze wyjaśnienie Karty pod względem jej stosunku z prawem narodowym (5). Wyrok jest logiczny biorąc pod uwagę argumenty wspomniane wcześniej – prawo europejskie wymaga horyzontalnej aplikacji pomiędzy państwami członkowskimi. Jakiekolwiek odstępstwa od tej reguły naruszają prawidłowe funkcjonowanie rynku wewnętrznego oraz zagrażają integracji europejskiej, która zakłada funkcjonowanie państw członkowskich na tych samych regułach.

Unia Europejska vs polska Konstytucja

Wspomniane zasady powodowały też tarcia z ustrojami konstytucyjnymi państw członkowskich. Koncepcja, że prawo nienarodowe może mieć większą wartość prawną od narodowych konstytucji, wyrażona po raz pierwszy w sprawie Costa v ENEL, jest kontrowersyjna. Zasada sformułowana w orzeczeniu jest znana jako pierwszeństwo prawa wspólnotowego (6). Oznacza ona, że w wypadku konfliktu między prawem wspólnotowym oraz narodowym, prawo wspólnotowe będzie miało pierwszeństwo. W oparciu o niniejsze założenie systemy prawne państw członkowskich wypracowały metody wytłumaczenia tej relacji.

W sprawie Internationale Handelsegesellschaft stwierdzono, że granicą pierwszeństwa prawa unijnego są naczelne reguły ustroju konstytucjonalnego. Trybunał Konstytucyjny w Polsce zgodził się z tą interpretacją (7). Ponadto, stwierdzono, że pierwszeństwo prawa unijnego stanowi ograniczenia suwerenności, ale jest jego wyrazem (8). Trudno zatem interpretować nielegalność małżeństw homoseksualnych za naczelną regułą prawa polskiego. Argument, że polska Konstytucja ma pierwszeństwo przed prawem unijnym jest w tym przypadku niepoprawny.

Wyjątki

Swobodny przepływ osób nie jest absolutny i może zostać ograniczony w pewnych sytuacjach określonych w TFUE. Państwa członkowskie mogą argumentować wykorzystanie obiektywnych względów interesu ogólnego, które muszą i tak być proporcjonalne do osiągnięcia celu prawa krajowego. Proporcjonalność oznacza, że działanie nie wykracza poza to, co jest konieczne do osiągnięcia celu (9).  

W Relu Adrian rząd łotewski przedstawił uzasadnienie porządku publicznego jako niniejszy, obiektywny interes uzasadniający nierozpoznawanie związków homoseksualnych. Trybunał stwierdził, że uzasadnienie działań porządkiem publicznym należy interpretować wąsko. W innym przypadku państwa członkowskie mogłyby jednostronnie ograniczać zasięg swobodnego przepływu osób. Wyjątek mógłby zostać wykorzystany jedynie w przypadku “realnego i wystarczająco poważnego zagrożenia dla jednego z podstawowych interesów społeczeństwa” (10).

Podsumowanie

Wyrok w Relu Adrian nie jest kontrowersyjny z prawnego punktu widzenia – podąża znaną drogą orzecznictwa unijnego. Jego wyjątkowość wynika jedynie z jego upolitycznienia oraz kontrowersyjnej dla niektórych osób w Polsce tematyki. Argumenty przedstawiane przeciwko aplikacji orzeczenia w Polsce są również nieuzasadnione. Prawo unijne udzieliło na nie odpowiedzi w przeszłości i sformułowane reguły mogą w modelowy sposób zostać użyte jako kontrargumenty.

W przypadku oceny działań Unii należy wyraźne rozróżnić pomiędzy kwestiami prawa unijnego i polityki unijnej – obie mają źródła w innych instytucjach wspólnotowych i w znacznym stopniu się nie przenikają. Przykładowo Komisja, Parlament oraz Rada Europejska nie odgrywały żadnej roli w sprawie Relu Adrian – pytanie dotyczące rozpoznawalności małżeństw zostało skierowane do Trybunału przez rumuński sąd narodowy. Wyrok Trybunału nie jest zatem jakąkolwiek próbą narzucenia na Polskę polityki unijnej, która sama w sobie nie ma żadnego powodu dla regulowania kwestii małżeństw homoseksualnych – zagadnienie nie mieści się w żadnym z celów wspólnoty. Wyrok wynika natomiast z interpretacji prawnej podstawowych zasad prawa unijnego.


Bibliografia

(1) Art 3(3) Traktatu o Unii Europejskiej

(2) Case C-268/99, Jany, [2001] ECLI:EU:C:2001:616 [69 – 71]

(3) Art 6(1) Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej

(4) Tomasz Ławnicki, ‘Jak to jest ze związkami homoseksualnymi – naprawdę Polska będzie musiała je uznać po wyroku TSUE?’ (Trudat, 6 czerwca 2018 r.), <http://trudat.natemat.pl/240177,pary-homoseksualne-w-polsce-co-zmienia-wyrok-trybunalu-sprawiedliwosci-ue> odwiedzono: 1 lipca 2018 r.

(5) C‑411/10 i C‑493/10, NS, [2011] ECLI:EU:C:2011:865 para. 120.

(6) C-6/64, Flaminio Costa vs. ENEL, [1964] ECLI:EU:C:1964:66

(7) Wyrok sygn. akt K 18/04

(8) Gładysz, ‘Pierwszeństwo Prawa Unijnego Przed Państwowym’ (Ptak & Wspólnicy, 2018) <https://www.i-kancelaria.pl/publikacje/pierwszenstwo-prawa-unijnego-przed-prawem-krajowym/> odwiedzono: 20 lipca 2018 r.

(9) C‑359/13, Martens, EU:C:2015:118, pkt 34.

(10) Case C-673/16, Relu Adrian Coman, [2018] ECLI:EU:C:2018:385


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/feed/ 0
Hic Rhodus, hic salta: przełomowe przesłuchanie przed TSUE w sprawie Celmer https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/hic-rhodus-hic-salta-przelomowe-przesluchanie-przed-tsue-w-sprawie-celmer/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/hic-rhodus-hic-salta-przelomowe-przesluchanie-przed-tsue-w-sprawie-celmer/#respond Thu, 28 Jun 2018 06:33:23 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5874 Tekst jest tłumaczeniem artykułu autorstwa Adriani Dori, opublikowanego w dniu 6 czerwca 2018 r. w serwisie Verfassungsblog. W dniu 1 czerwca 2018 r. odbyła się długo oczekiwana rozprawa przed Wielką Izbą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie Celmer (C-216/18 PPU). Czytelnikom nieznającym tej sprawy wyjaśniam: Celmer dotyczy wykonania europejskiego nakazu aresztowania (ENA) wobec Artura […]

Artykuł Hic Rhodus, hic salta: przełomowe przesłuchanie przed TSUE w sprawie Celmer pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Tekst jest tłumaczeniem artykułu autorstwa Adriani Dori, opublikowanego w dniu 6 czerwca 2018 r. w serwisie Verfassungsblog.

W dniu 1 czerwca 2018 r. odbyła się długo oczekiwana rozprawa przed Wielką Izbą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie Celmer (C-216/18 PPU).

Czytelnikom nieznającym tej sprawy wyjaśniam: Celmer dotyczy wykonania europejskiego nakazu aresztowania (ENA) wobec Artura Celmera (oznaczonego w postępowaniu jako LM) – Polaka podejrzanego o handel narkotykami. W marcu br. irlandzki High Court odmówił jego ekstradycji z obawy o stan praworządności w Polsce, wynikających z ostatnich zmian w sądownictwie. Rozumowanie sędzi Aileen Donnelly – autorki pytania – opierało się przede wszystkim na wniosku Komisji Europejskiej z dnia 20 grudnia 2017 r., złożonym na podstawie art. 7 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE).

High Court zwrócił się do TSUE o odpowiedź na dwa pytania:

  1. Czy wynikający z orzeczenia w sprawie Aranyosi i Căldăraru podwójny test dotyczący zawieszenia ENA stosuje się do sprawy Celmer? Przypominam, że w orzeczeniu w sprawie Aranyosi TSUE wskazał na dwojaki obowiązek organu sądowego wykonującego ENA: (i) przeprowadzenie oceny systemowych lub ogólnych nieprawidłowości w państwie wydającym nakaz oraz (ii) konkretne i precyzyjne zbadanie sytuacji zainteresowanej osoby.
  2. Jeżeli powyższy test nie ma zastosowania, to czy pomimo ogólnego stwierdzenia, że dochodzi do systemowego naruszania praworządności, należy także ustalić, czy konkretnie A. Celmer jest narażony na ryzyko „rażącego naruszenia” standardów rzetelnego procesu oraz jakie dowody (na brak tego ryzyka) organ sądowy wykonujący ENA może uznać za wystarczające?

Bez wątpienia stawka w tej sprawie jest wysoka. Z jednej strony wyraźnie zagrożona jest skuteczność mechanizmu ENA, określonego w decyzji ramowej (DR) i sprecyzowanego w orzeczeniu w sprawie Melloni. Może to doprowadzić do znacznie większych konsekwencji dla całej architektury wzajemnego zaufania i uznawania orzeczeń w sprawach karnych (patrz tutaj i tutaj ) i cywilnych w ramach europejskiej przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Z drugiej strony Celmer dotyka sedna problemów związanych z obecnymi reformami polskiego wymiaru sprawiedliwości i wynikających z tego obaw o niezależność sądownictwa.

Sprawa jest tym bardziej delikatna, że niedawno TSUE uznał prawo do skutecznej ochrony przez niezależny sąd za ogólną zasadę prawa unijnego (zob. orzeczenie w sprawie Associação Sindical dos Juízes Portugueses, pkt 35; jego dogłębną analizę można znaleźć tutaj). Biorąc pod uwagę trwające negocjacje w ramach art. 7 TUE między rządem polskim a Komisją, sprawa Celmer jest niewątpliwie zarówno skrajnie polityczna jak i skrajnie delikatna.

Celmer uwidacznia również, bardziej ogólny i nasilony w ciągu ostatnich lat, proces „usądowienia” polityk Unii Europejskiej (dobitny przykład to sprawa Gauweiler dotycząca polityki gospodarczej i monetarnej UE). Ze swojej natury, ENA okazał się dla krajowych sędziów przydatnym narzędziem zaangażowania TSUE do kwestii politycznych dotyczących UE (oprócz Celmer zob. także sprawę C-191/18, zainicjowaną przez irlandzki High Court, a dotyczącą ekstradycji do Wielkiej Brytanii po Brexicie).

Biorąc to pod uwagę, nie dziwi, że orzeczenie w sprawie Celmer zostało uznana przez mainstreamowe media za prawdopodobnie najważniejszy werdykt TSUE wydany w tym roku. Sprawa zrodziła kontrowersje polityczne, doprowadziła do bezpardonowych ataków na sędzię Donnelly (patrz tutaj i tutaj) i jest szeroko dyskutowana na branżowych blogach i w mediach społecznościowych.

Rozprawa

W piątek, 1 czerwca, podczas długiej 4-godzinnej rozprawy, sędziowie TSUE wysłuchali argumentów irlandzkiego ministra sprawiedliwości i równości oraz adwokata A. Celmera. Uwagi na piśmie przedstawiły Polska i Węgry (poddawane obecnie silnej krytyce z powodu ataków na praworządność), Hiszpania (szczególnie zainteresowana ENA ze względu na sprawę C. Puigdemonta), Holandia (oczekująca na decyzje w sprawie zawieszenia ENA) oraz Komisja Europejska. Trybunał bardzo aktywnie uczestniczył w postępowaniu, a rzecznik generalnyTSUE E. Tanczew, podobnie jak sędziowie, zadawali wszystkim uczestnikom wiele pytań.

Rozprawa skupiła się na dwóch głównych punktach: (i) warunkach zawieszenia ENA wobec A. Celmera w świetle podwójnego testu z orzeczenia Aranyosi i Căldăraru oraz (ii) związku między testem Aranyosi a art. 7 TUE.

Następna część artykułu podsumowuje główne argumenty uczestników i dokonuje próby wyprowadzenia wniosków. Dyplomatyczny język stosowany przez Komisję (i innych uczestników) nie przyczynia się do przejrzystości, a momentami pokazuje, jak problematyczna dla Brukseli jest ta sprawa. Poniższy tekst opieram na ustnym etapie postępowania, wskazując że warto skonfrontować go z uwagami zgłoszonymi na piśmie (jeśli tylko będą dostępne).

Czy test Aranyosi stosuje się do Celmera?

Pierwsza z dyskutowanych kwestii dotyczyła tego, czy podwójny test Aranyosi stosuje się do sprawy Celmer. Przedstawiciele Irlandii, Komisji i Holandii wyrazili pozytywną opinię co do zastosowania tego testu i uznania obowiązku sądów do zastosowania obu jego etapów. Pierwszy z nich dotyczy sprawdzenia, czy istnieją systemowe nieprawidłowości w wymiarze sprawiedliwości państwa wydającego ENA. W tym przypadku można to udowodnić tym, że Komisja wszczęła postępowania w sprawie art. 7 TUE. Ten argument podzieliła większość uczestników. Hiszpania, Polska i Węgry (z różnych powodów) poparły przeciwny pogląd odrzucając możliwość zastosowania testu Aranyosi. Argument Hiszpanii dotyczył absolutnego charakteru prawa zagrożonego w sprawie Aranyosi (zakazu nieludzkiego traktowania z art. 4 Karty Praw Podstawowych UE i art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka; zob. też Aranyosi, pkt. 85–87) w porównaniu z względnym charakterem prawa do sądu wynikającego art. 47 KPP i art. 6 EKPCz. Zdaniem Hiszpanii, istota sprawy Celmer dotyczy wzajemnego zaufania i może prowadzić do niezgodności z linią orzeczniczą TSUE opartą o orzeczenie Melloni. Ponadto, Hiszpania utrzymuje, że pełne zastosowanie testu Aranyosi wymagałoby od sądu dogłębnej oceny stanu wymiaru sprawiedliwości w innym państwie, co jest zadaniem niewykonalnym dla krajowych organów sądowych. Węgry i Polska również były przeciwne zastosowaniu testu Aranyosi, uznając że procedura z art. 7 TUE ma charakter przede wszystkim polityczny. Co więcej, Węgry wskazały że istnienie mechanizmów monitorowania (takich, jak oficjalne statystyki dotyczące przeludnienia więzień) ułatwiło dochodzenie organowi sądowemu wykonującemu nakaz w sprawie Aranyosi, podczas gdy w sprawie Celmer ustalenie naruszenia przepisów prawa wymaga bardziej kompleksowej oceny, która – właśnie ze względu na jej złożoność – podlega procedurze przewidzianej w art. 7 TUE.

Indywidualna ocena a „rażące naruszenie” prawa do sądu

Drugi etap testu Aranyosi (wymagający indywidualnej oceny sytuacji) był szeroko dyskutowany podczas rozprawy, co może sugerować kształt ostatecznego rozstrzygnięcia w sprawie Celmer. Pytania sędziego-sprawozdawcy (Rosario Silvy de Lapuerty) i rzecznika generalnego (Ewgenija Tanczewa) dotyczące potencjalnego lub rzeczywistego ryzyka „rażącego naruszenia” prawa do sprawiedliwego procesu rzucają światło na pisemne uwagi przedstawione przez uczestników.

Adwokat A. Celmera przypomniał, że nie należy lekceważyć negatywnych ocen dotyczących ogólnych problemów z niezależnością polskiego sądownictwa, dokonanych przez różne organy (Komisję, Parlament Europejski, Komisję Wenecką i organizacje pozarządowe) – również w świetle sprawy Associação Sindical dos Juízes Portugueses. Poproszony o dalsze wyjaśnienia, wskazał że prawo jego klienta do rzetelnego procesu w Polsce może być zagrożone, np. poprzez projektowane zmiany w postępowaniach dyscyplinarnych wobec sędziów (z czym zgodziła się Komisja, zauważając jednak, że A. Celmera nie oskarżono o przestępstwo polityczne). Niemniej jednak, pełnomocnik Celmera wskazał, że organ sądowy wykonujący ENA napotkał na praktyczne przeszkody w uzyskaniu informacji w sprawie naruszeń art. 47 KPP i art. 6 EKPCz od polskiego sądu wydającego nakaz. Sprawiło to, że indywidualna ocena, wymagana przez Aranyosi, nie mogła być odniesiona do przypadku A. Celmera.

Pozostali uczestnicy zgodzili się z tym, że przeprowadzenie indywidualnej oceny jest niezbędne dla zawieszenia ENA. Odniesiono się do punktu 10 preambuły i art. 1 ust. 3, art. 15 ust. 2 DR, jak również do orzecznictwa TSUE (sprawy Aranyosi i Căldăraru, Piotrowski i Banger) i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (sprawy Harkins p. Zjednoczonemu Królestwu, Urban p. Polsce i Baka p. Węgrom odnośnie konkretnego „rażącego naruszenia” prawa do sądu). Zdaniem Irlandii, Komisji i Holandii to na A. Celmerze spoczywa obowiązek wykazania konkretnych zagrożeń co do rzetelności jego procesu w Polsce. Irlandzki High Court mógłby wówczas skorzystać z art. 15 ust. 2 DR i zwrócić się do organu wydającego ENA o wszystkie niezbędne informacje uzupełniające – podejmując następnie decyzję w sprawie ekstradycji, wysłuchując argumentów strony polskiej.

Zauważam, że Hiszpania wyraziła wątpliwości co do zastosowania art. 15 ust. 2 DR, uznając, że jest to możliwe wyłącznie jako środek ostateczny. W tym samym wątku, jak się wydaje, Komisja – w pewnym stopniu – przyznała rację argumentowi adwokata A. Celmera odnośnie indywidualnej oceny na podstawie art. 15 ust. 2 DR w tym konkretnym przypadku. Sędziowie zwracali też uwagę na sprzeczność w sytuacji, gdy istnieje przekonujący dowód braku gwarancji na sprawiedliwy proces, a jednak wymaga się od podejrzanego, by udowodnił możliwość wystąpienia nieprawidłowości w jego konkretnym przypadku. Uważam więc, że opinia rzecznika generalnego Eleanor Sharpston w sprawie Radu (pkt. 82–84) może mieć również znaczenie dla tego postępowania.

Dygresja: dowody w teście Aranyosi

Jedna z najbardziej kontrowersyjnych kwestii, co do zastosowania testu Aranyosi w praktyce, dotyczy dowodów, które należy wziąć pod uwagę – po pierwsze – przy ocenie systemowych lub ogólnych nieprawidłowości w państwie wydającym ENA, a po drugie – przy weryfikacji indywidualnej sytuacji zainteresowanej osoby. Odnosi się to również do sprawy Celmer.

Z jednej strony Komisja zaproponowała pewne kryteria pozwalające na ocenę poszczególnych czynników ryzyka – oparte albo na obiektywnych przesłankach, takich jak charakter przestępstwa (np. przestępstwa polityczne) lub na subiektywnych ocenach (np. podejrzany jest aktywnym przeciwnikiem partii rządzącej lub może spotkać się z dyskryminacją ze względu na np. cechy etniczne). Jednakże, według mnie, kryteria te wydają się zbyt wąskie, by objąć szersze spektrum naruszenia art. 47 KPP lub art. 6 EKPCz.

Z drugiej strony, co ciekawsze, dyskutowano również o wartości wniosku z art. 7 ust 1 TUE autorstwa Komisji. Państwa członkowskie opowiadające się za stosowaniem testu Aranyosi (Irlandia i Holandia) podzielają pogląd, że wniosek ten spełnia wymogi pierwszego kroku omawianego testu i może stanowić punkt wyjścia dla indywidualnych ocen, nawet jeśli (zdaniem Irlandii) sądy zobowiązane są do działania case-by-case. Komisja zgodziła się z tą opinią.

Węgry i Polska – przeciwnie – oparły się na kolejnych etapach procedury art. 7 TUE (opisanych w pierwszych trzech ustępach tego artykułu) nie tylko w celu zakwestionowania prawa Komisji do stwierdzenia naruszeń wartości Unii określonych w art. 2 TUE, ale także do pomniejszenia znaczenia komisyjnego wniosku w omawianym postępowaniu. Ich zdaniem dokumenty wydane na pośrednich etapach procedury art. 7 TUE nie mogą służyć podważeniu wzajemnego zaufania między państwami członkowskimi. Według Polski i Węgier dokumenty te jedynie zwracają uwagę na niebezpieczeństwo naruszeń w świetle nieaktualnej analizy, która nie uwzględnia poprawek do ustaw sądowych już zaproponowanych przez polski rząd, nie wspominając o dalszych zmianach, które mogą się pojawić w wyniku wciąż trwających negocjacji z Komisją. Przeciwnie – tylko Rada ma ostatnie słowo jeśli chodzi o stwierdzenie naruszenia art. 2 TUE. Oparcie się na wstępnej ocenie Komisji – wedle argumentacji Polski i Węgier – oznaczałoby istnienie domniemania naruszenia praworządności i mogłoby być uznane jako naruszenie prawa Polski do bycia wysłuchanym w trybie art. 7 TUE i możliwości kwestionowania wniosku Komisji.

Związek między testem Aranyosi a art. 7 TUE

Relacji między testem Aranyosi a art. 7 TUE nie można analizować bez uwzględnienia potencjalnego wpływu orzeczenia w sprawie Celmer na wzajemne zaufanie w ramach unijnej przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Niemal wszyscy uczestnicy rozprawy zgodzili się co do znaczenia wzajemnego zaufania dla kwestii egzekwowania ENA, co wyrażono również w sprawie Melloni. Uczestnicy zgodzili się z argumentami Irlandii, iż sprawa Celmer może wywołać chaos w mechanizmie ENA i doprowadzić do bezkarności przestępców. Niemniej jednak, jak zauważyło wielu uczestników, wzajemne zaufanie nie bezgraniczne, a wyjątki zostały określone w DR (pkt 10 preambuły oraz art. 1 ust. 3) oraz w orzecznictwie TSUE. Z drugiej strony adwokat A. Celmera odrzucił argument dotyczący skutków wyroku w sprawie jego klienta dla mechanizmu ENA, twierdząc że wyjątkowość rozpatrywanej sprawy (trwające postępowanie z art. 7 TUE wobec Polski) mógłaby przybrać rolę „filtra”, co według niego oznacza, że generalne zawieszenie ENA nie wchodzi w grę.

Jeśli chodzi o szczególny związek między Aranyosi a procedurą z art. 7 TUE, to opinie uczestników były różnorodne.

Aby rozwiązać konflikt między niezależnością sądownictwa a wzajemnym zaufaniem, adwokat A. Celmera wezwał TSUE do przypomnienia sobie wartości wyrażonych w TUE. Dokonał rozróżnienia między podstawowymi wartościami Unii (art. 2 TUE), celami, dla których ustanowiono UE (art. 3 TUE) i środkami służącymi osiągnięciu tych celów (art. 4 TUE). Twierdził, że te ostatnie nie powinny przeważać nad wartościami UE i wezwał sędziów do zachowania równowagi między artykułem 2 TUE, wyrażającym „całe dziedzictwo ludzkiej cywilizacji i demokracji” a wzajemnym zaufaniem, które porównał do małżeństwa („mąż nie ma prawa żądać miłości, powołując się na zobowiązanie małżeńskie żony”). Co więcej, kontrola praworządności w ramach mechanizmu z art. 7 TUE nie może być zamiennikiem dla ochrony praw człowieka: choć ich treść może się pokrywać, podejście Rady do art. 7 ma zupełnie inny charakter.

Polska i Węgry domagały się wyraźnego rozróżnienia między procedurą z art. 7 TUE a oceną sądów jeśli chodzi o ENA. Ich zdaniem, zastosowanie testu Aranyosi do sprawy Celmer może doprowadzić do obejścia przepisów TUE. Oceny dotyczące praworządności powinny być dokonywane wyłącznie w ramach postępowania politycznego określonego w art. 7 TUE. Wywołują one skutki prawne tylko wtedy, gdy naruszenia zostaną stwierdzone na ostatnim etapie tej procedury (art. 7 ust. 3 TUE). Inna interpretacja pozostawiłaby uznaniu sądów krajowych wykonywanie ENA i mogłaby doprowadzić do ogromnych rozbieżności między poszczególnymi państwami. W konsekwencji Polska zakwestionowała też uprawnienia TSUE określone w art. 269 TUE do wydania orzeczenia w sprawie Celmer. Wedle tej argumentacji, Trybunał miał prawo działać wyłącznie w przypadku skargi wniesionej przez Komisję przeciwko Polsce w marcu br. (C‑192/18).

Zdaniem Irlandii test Aranyosi zobowiązuje sądy do rozpatrzenia in concreto każdej sprawy, ale nie do zastąpienia roli Rady w procedurze z art. 7 TUE. Poszanowanie dla zasad praworządności ma znaczenie przy badaniu prawa do rzetelnego procesu według wymogów testu Aranyosi, ale samo w sobie nie jest wystarczające.

Argumenty Komisji i Holandii również odnosiły się do tej ostatniej kwestii. Chociaż procedura z art. 7 TUE jest niezależna od postępowania sądowego, organy sądowe wykonujące ENA zachowują prawo do badania takich kwestii in concreto w ramach obowiązku wynikającego z drugiego etapu testu Aranyosi. Ich zdaniem, aby sprostać temu zadaniu sądy krajowe nie mogą ignorować przekonywających dowodów na istnienie zagrożenia dla niezawisłości sądów. Poproszona o wyjaśnienie swojego stanowiska – w kwestii relacji pomiędzy procedurą z art. 7 TUE a drugim etapem testu Aranyosi – Komisja przyznała, że to problem delikatny i odpowiedziała, że z istoty art. 7 TUE wynika zawieszenie europejskich nakazów aresztowania, ale tylko wtedy, gdy wszystkie etapy procedury z art. 7 TUE zostały zakończone.

Jeśli chodzi o rozróżnienie między postępowaniem z art. 7 TUE a rozstrzyganiem przez sądy krajowe, stanowisko Hiszpanii było generalnie podobne do tego prezentowanego przez Węgry i Polskę. W opinii tego kraju, rozwiązanie pozwalające sądom krajowym na przeprowadzanie szerokiego badania stanu obcego wymiaru sprawiedliwości jest nie tylko nierealne, ale może również naruszać skutki wynikające z orzeczenia Melloni. Gdyby takie działanie było dozwolone, sądy mogłyby stosować wyższe standardy oceny innego państwa, wykraczające poza te ustanowione w DR (pkt 10 preambuły i art. 1 ust. 3).

Epilog

Nie mam wątpliwości, że wątpliwości prawne, wynikające z omawianej sprawy, będą szeroko opisywane na wielu stronach. Bez względu na odpowiedzi, których udzieli TSUE w sprawie Celmer, już sama rozprawa była cenną lekcją, pokazującą wyraźne stanowisko Komisji w sprawie zmian w polskim sądownictwie.

Przedstawiciel Polski twierdził, że argumenty podniesione przez adwokata A. Celmera – takie jak brak wykonania i publikacji orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości, czy udział władzy wykonawczej w postępowaniach dyscyplinarnych sędziów – są zbyt daleko idące i nie odzwierciedlają rzeczywistości. Co bardziej istotne, prawnik reprezentujący Polskę stwierdził, że trwający dialog pozwolił na zmniejszenie różnic między większością rządową w Polsce a Komisją. Dialog ten już doprowadził do wycofania się niektórych kontrowersyjnych zmian (takich jak wprowadzenie różnego wieku emerytalnego dla sędziów kobiet i mężczyzn).

Z drugiej strony Komisja odrzuciła wszystkie polskie argumenty. Jej zdaniem, proponowane zmiany w żadnym wypadku nie są wystarczające, aby złagodzić nadal aktualne obawy Komisji. Obawy te dotyczą tak kluczowych kwestii, jak „autorytarna” reorganizacja sądów, przymusowe przejście w stan spoczynku znacznej liczby sędziów Sądu Najwyższego, bojkot wyborów Krajowej Rady Sądownictwa, czy wreszcie umożliwienie władzy wykonawczej wywierania bezpośredniego lub pośredniego wpływu na postępowanie dyscyplinarne sędziów, którzy mogą być teraz pociągnięci do odpowiedzialności za treść swoich wyroków. Tę ostatnią kwestię w pytaniach do strony Polskiej podkreślał szczególnie prezes TSUE, sędzia Koen Lenaerts (zob. więcej informacji na temat zmian w polskim sądownictwie na stronach Iustitii; zwięzłe podsumowanie znajduje się tutaj). Konkludując, Komisja stwierdziła, że wszystkie zarzuty wobec Polski pokazują ponury obraz polskiego sądownictwa, oraz że odnotowano już podejrzane przypadki postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Podobnego zdania były Irlandia i Holandia. Oba państwa wspólnie stwierdziły, że sprawy Celmer nie należy instrumentalnie wiązać ze stanem polskiego sądownictwa celem poparcia zmian przeprowadzanych przez polski rząd.

Jak pokazała rozprawa, Trybunał mógłby z łatwością zastosować wąskie (i wygodne) podejście, orzekając że do Celmera również stosuje się testy in concreto i „rażącego naruszania” prawa do sądu, wskazane w wyroku Aranyosi i orzecznictwie ETPCz (w tym zakresie zob. także ostatnie wnioski rzecznika generalnego TSUE Michala Bobka w trwającym postępowaniu w sprawie C-89/17, Banger, pkt. 78–81). Nawet w takim przypadku nie należy jednak lekceważyć wartości opartych na dowodach, indywidualnych zapytań dotyczących stanu polskiego sądownictwa zadawanych przez sądy krajowe, ani wnioskowań opartych o logikę.

Z drugiej strony, dopiero okaże się czy TSUE jest gotów stawić czoła zjawisku odstępstw od praworządności (rule of law backsliding) i na ile jest skłonny skupić się na kontrowersyjnych reformach polskiego sądownictwa, które podważają niezależność wymiaru sprawiedliwości w jednym z państw członkowskich. Niedawne orzeczenie w sprawie Associação Sindical dos Juízes Portugueses (pkt. 36–37, 41–44) pokazało, jak ważna jest gotowość  TSUE do działania jako organ quasi-konstytucyjny (zob. również tutaj), gotowy do ochrony samej istoty Unii Europejskiej i podstawowych wartości z art. 2 TUE. Wyrok w sprawie sędziów portugalskich był przez niektórych postrzegany jako sygnał dla Warszawy (zob. tutaj i tutaj).

Sprawa Celmer stwarza TSUE doskonałą okazję, by wspomóc instytucje Unii w sytuacji, gdy natrafiają na polityczny ślepy zaułek (przypominam, że art. 7 ust. 2 TUE wymaga jednomyślności Rady) i wkroczyć w sedno problemów politycznych trapiących UE i zagrażających jej przyszłości.

Przecież nie wydarzy się to po raz pierwszy – była już sprawa Gauweiler. Hic Rhodus, hic salta!

Opinia rzecznika generalnego zostanie wydana w dniu 28 czerwca 2018 r.

Źródło zdjęcia: strona Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Share

Artykuł Hic Rhodus, hic salta: przełomowe przesłuchanie przed TSUE w sprawie Celmer pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/hic-rhodus-hic-salta-przelomowe-przesluchanie-przed-tsue-w-sprawie-celmer/feed/ 0
Dokąd zaprowadzi Europę „sprawiedliwa mobilność”? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dokad-zaprowadzi-europe-sprawiedliwa-mobilnosc/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dokad-zaprowadzi-europe-sprawiedliwa-mobilnosc/#respond Thu, 22 Mar 2018 05:41:21 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5733 Szef Komisji Europejskiej oficjalnie wprowadził pojęcie „sprawiedliwej mobilności”, która może niebezpiecznie zredefiniować wspólny unijny rynek. W wygłaszanym co rok orędziu szefa Komisji Europejskiej o stanie Unii widać było zadowolenie z sytuacji gospodarczej: „Dziesięć lat od wybuchu kryzysu europejska gospodarka wreszcie odzyskuje swoją pozycję” – mówił Jean-Claude Juncker jesienią ub. r., czyli w ostatnim tego typu […]

Artykuł Dokąd zaprowadzi Europę „sprawiedliwa mobilność”? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Szef Komisji Europejskiej oficjalnie wprowadził pojęcie „sprawiedliwej mobilności”, która może niebezpiecznie zredefiniować wspólny unijny rynek.

W wygłaszanym co rok orędziu szefa Komisji Europejskiej o stanie Unii widać było zadowolenie z sytuacji gospodarczej: „Dziesięć lat od wybuchu kryzysu europejska gospodarka wreszcie odzyskuje swoją pozycję” – mówił Jean-Claude Juncker jesienią ub. r., czyli w ostatnim tego typu przemówieniu. „Obecnie aktywnych zawodowo w Unii Europejskiej jest 235 mln osób – jeszcze nigdy liczba zatrudnionych nie była tak wysoka” – dodał.

Niewątpliwie Unia, a dokładniej – istnienie wspólnego unijnego rynku, przyczyniło się do tak dobrych danych o zatrudnieniu. Słuszny trop, jeżeli chodzi o przyczynę tak optymistycznego wyniku, podsuwa też zawarta w projekcie dyrektywy o przewidywalności zatrudnienia sugestia, że 20 proc. powstałych od 2014 r. miejsc pracy to „nowe formy zatrudnienia”, ze szczególnym uwzględnieniem zarobku w ramach internetowych platform gospodarki współdzielenia jak Uber czy Airbnb. Na przykładzie optymistycznych danych o aktywności zawodowej w UE można więc powiedzieć, że do wzrostu zatrudnienia najlepiej przyczynia się spontaniczne rozwijanie się różnych projektów biznesowych, a nie próby uregulowania gospodarki w ramach innych planów.

To właśnie ten fragment orędzia, który odnosi się do „planowania”, ewidentnie zanadto uwypukla sprawczość Unii Europejskiej. Szef Komisji stwierdził: „Jesteśmy odpowiedzialni za sukces Planu Inwestycyjnego dla Europy, dzięki któremu do tej pory uruchomiono 225 mld euro na inwestycje. Udzielono pożyczek 450 tys. małych przedsiębiorstw i na ponad 270 projektów infrastrukturalnych. Możemy przypisać sobie zasługi za to, że dzięki zdecydowanemu działaniu europejskie banki znów dysponują zasobami finansowymi, by pożyczać przedsiębiorstwom środki, tak aby te mogły się rozwijać i tworzyć miejsca pracy”. Ale rozpoczęty w 2015 r. Plan Inwestycyjny dla Europy (potocznie zwany planem Junckera), mimo pokaźnych danych o udzielonych pożyczkach, na razie nie wydaje się spełniać jednego ze swoich głównych celów, czyli doprowadzenia do wzrostu nakładów inwestycyjnych na badania i rozwój.

Jak pokazują dane Eurostatu (stan na 14.01.2018 r.), w 2016 r. inwestycje gospodarek 28 krajów UE w badania i rozwój wynosiły 2,03 proc. PKB – tyle samo, co w roku 2014 i 2015. W przypadku strefy euro nakłady na B&R w 2016 r. osiągnęły poziom 2,12 proc. PKB, czyli nawet nieco mniej niż w latach 2014 i 2015, kiedy wskaźnik ten wynosił 2,13 proc. Do wzrostu tego wskaźnika zarówno w całej UE, jak i w strefie euro – odpowiednio z 2,02 do 2,03 oraz z 2,1 do 2,13 proc. PKB – doszło jeszcze przed rozpoczęciem realizacji planu Junckera, czyli w roku 2014 w porównaniu z 2013.

Potrzebna czujność „nowej UE”

Jednym ze znajdujących się w orędziu konkretów, na które szczególnie warto zwrócić uwagę, jest zapowiedź dbania o wysoki standard socjalny zatrudnienia. Jak mówił Juncker:

„Jeśli chcemy uniknąć fragmentacji społecznej i dumpingu socjalnego w Europie, (…) powinniśmy przynajmniej dojść do porozumienia w sprawie unii europejskich standardów społecznych, w której istniałby konsensus w sprawie tego, co jest sprawiedliwe ze społecznego punktu widzenia na naszym jednolitym rynku. Jestem przekonany: Europa nie może funkcjonować, zaniedbując pracowników”.

W słowach tych widać zmianę w koncepcji wspólnego unijnego rynku: nie chodzi już o samą swobodę przemieszczania się między krajami Wspólnoty w celu podjęcia tam zatrudnienia lub działalności gospodarczej; ta wolność ma być, wedle nowej wizji, jedynie warunkowa: skorzystać z niej będą mogli ci, którzy dopasują się do odpowiednich standardów socjalnych. A te wyznacza stara Unia – przede wszystkim Francja, Niemcy, Holandia, Austria. To, że Komisja Europejska będzie zdecydowanie dążyć do zaostrzenia przepisów dotyczących zatrudnienia, udowodniła już trwająca w latach 2016-2017 gorąca debata o pracownikach delegowanych.

Bez wątpienia w interesie rodzimych pracowników (w przeciwieństwie do właścicieli firm!) z Francji czy Niemiec było na przykład to, żeby pracownicy delegowani, najczęściej wysyłani przez firmy z krajów „nowej UE” takich jak Polska czy Czechy, nie mogli zarabiać mniej niż pracownicy miejscowi, czyli korzystać z czegoś, co w tradycyjnej koncepcji wspólnego rynku jest naturalne – komparatywnej przewagi płacowej. Gdyby ta przewaga pejoratywnie nazywana w orędziu Junckera, a także m.in. w wypowiedziach prezydenta Francji Emmanuela Macrona „dumpingiem socjalnym” została zakazana, pracownicy lokalni z Europy Zachodniej nie musieliby obawiać się utraty pracy wynikającej z większej atrakcyjności pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej.

Interes „starej UE” (a dokładniej: popartych przez tamtejsze rządy związków zawodowych i środowisk lewicowych), w gruncie rzeczy dzielący Europę, a nie ją jednoczący, był przyczyną ślepego uporu Komisji Europejskiej przy pomyśle „równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu” mimo zgłoszonego w 2016 r. przez parlamenty 11 państw UE (Bułgarii, Chorwacji, Czech, Danii, Estonii, Węgier, Łotwy, Litwy, Polski, Rumunii i Słowacji) sprzeciwu wobec tego projektu w ramach „procedury żółtej kartki”. Tym ostrzeżeniem przed łamaniem zasady subsydiarności Komisja się nie przejęła. Ostatecznie, przy sprzeciwie Litwy, Łotwy, Polski i Węgier i wstrzymaniu się od głosu Chorwacji, Irlandii i Wielkiej Brytanii, większość Rady UE 24 października 2017 r. wyraziła przychylność wobec „równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu” w odniesieniu do pracowników delegowanych.

Zdecydowane opowiedzenie się Junckera przeciw korzystaniu z przewag komparatywnych („dumpingu socjalnego”?) każe spodziewać się, że sprawa pracowników delegowanych – którzy stanowią jedynie 1 proc. unijnej siły roboczej – to dopiero początek „modyfikowania” wspólnego rynku na modłę „dzielącą”, a nie „jednoczącą”. Politycy i eksperci z krajów, które mogą stracić na zmianie koncepcji wspólnego rynku UE – w tym z Polski – powinny teraz zgodnie i ponad politycznymi podziałami bacznie przypatrywać się płynącym z Komisji propozycjom, które zapowiadałyby modyfikowanie wspólnego rynku. Na modyfikację tę Komisja Junckera ma zresztą już dyplomatyczną nazwę: „sprawiedliwa mobilność”.

Groźba biurokratycznego marazmu

Bezpośrednio wspomnianym w orędziu dowodem na powstawanie modyfikującej tradycyjny wspólny rynek „unii europejskich standardów społecznych” jest Europejski Filar Praw Socjalnych. Realizowany ma on być przez projekty, które – obok niewątpliwie pozytywnych rozwiązań – niosą również ryzyko biurokratyzacji, a więc spowolnienia, unijnej gospodarki. Przykładowo, jednym z pomysłów  wprowadzanych w ramach Filara ma być dyrektywa w sprawie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym rodziców.

Uważne przyjrzenie się projektowi tego aktu prawnego pozwala dostrzec, że jego antydyskryminacyjny „duch” jest tak szeroki, że w obliczu dyrektywy pracodawca będzie miał praktyczny zakaz zwalniania pracowników, którzy poproszą o urlop rodzicielski bądź o elastyczną organizację pracy z powodu opieki nad dzieckiem. Przykładem jest następujący zapis:

„Ciężar dowodu świadczącego o tym, że zwolnienie z pracy nie nastąpiło z powodu ubiegania się przez pracownika o urlop lub skorzystania z urlopu, o którym mowa w art. 4, 5 lub 6, ani z powodu skorzystania z prawa do wystąpienia o elastyczną organizację pracy, o której mowa w art. 9, powinien spoczywać na pracodawcy, jeżeli pracownik przedstawi przed sądem lub innym właściwym organem fakty, na podstawie których można domniemywać, że został zwolniony z takich powodów”.

Dodatkowo warto zauważyć, że w tego typu zapisach pracodawca jest stereotypowo przedstawiany jako szwarccharakter, który tylko czyha na to, aby zwolnić pracownika, i który ma niemal niewyczerpane zasoby, pozwalające na swobodne rozdawanie pracownikom ulg z powodów takich jak rodzicielstwo.

Innym niepokojącym elementem Europejskiego Filara Praw Socjalnych jest zapowiedź… utworzenia „Europejskiego Urzędu ds. Pracy”. Niestety, w tym sposobie myślenia – znanym nam też z polityki poszczególnych państw Europy – pokutuje przekonanie, że utworzenie kolejnego urzędu czy zespołu do zajmowania się jakimś problemem jest magicznym sposobem na ujarzmienie tego problemu. Co ciekawe, w swojej propozycji Bruksela wręcz chwali się tym, że urząd ten będzie istniał obok innych, funkcjonujących już instytucji. W folderze informacyjnym jedna z odpowiedzi na pytanie „Czym będzie zajmował się Urząd” brzmi następująco: „wykorzystywanie istniejących agencji i struktur do lepszego zarządzania transgranicznymi i wspólnymi działaniami, na przykład pod względem umiejętności prognozowania zapotrzebowania na umiejętności, bezpieczeństwa i higieny pracy, zarządzania restrukturyzacją i zwalczania pracy nierejestrowanej”.

Jakby tego było mało, poniżej wymieniona zostaje lista pt. „Agencje i podmioty działające w tej dziedzinie”: „Europejska Fundacja na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy, Europejskie Centrum Rozwoju Kształcenia Zawodowego, Europejska Agencja Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy, Europejska Fundacja Kształcenia, Europejski Portal Mobilności Zawodowej, Europejska platforma na rzecz usprawnienia współpracy w zakresie przeciwdziałania pracy nierejestrowanej”. Dodatkowo, zarówno planowany zakres zadań Europejskiego Urzędu ds. Pracy, jak i m.in. treść zaproponowanej 21 grudnia 2017 r. dyrektywy o przewidywalności zatrudnienia, budzą obawy, że UE będzie ściśle kontrolować to, aby na rynku pracy nie istniały kontrakty, które nie byłyby objęte składkami na ubezpieczenie społeczne. Biurokratyczny charakter modyfikacji wspólnego rynku w kierunku „sprawiedliwej mobilności” grozi tym, że obecni czy następni przywódcy Unii być może już nie będą mogli powiedzieć, że „w czasie mandatu obecnej Komisji powstało dotychczas blisko 8 mln miejsc pracy” czy że „jeszcze nigdy liczba zatrudnionych nie była tak wysoka”…


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Dokąd zaprowadzi Europę „sprawiedliwa mobilność”? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dokad-zaprowadzi-europe-sprawiedliwa-mobilnosc/feed/ 0
Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/#respond Thu, 15 Feb 2018 05:37:05 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5652 W wyniku austriackich wyborów w 1999 roku prawicowa koalicja pod przywództwem Jörga Haidera zdobyła większość parlamentarną. W odpowiedzi na zawiązanie koalicji, Unia Europejska niemal natychmiast nałożyła sankcje na Austrię. W ślad za nią Izrael zerwał stosunki dyplomatyczne, a Stany Zjednoczone zdystansowały się do nowego rządu. Gwałtowna reakcja spotkała się też z oporem, głównie ze strony […]

Artykuł Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Pixabay

W wyniku austriackich wyborów w 1999 roku prawicowa koalicja pod przywództwem Jörga Haidera zdobyła większość parlamentarną. W odpowiedzi na zawiązanie koalicji, Unia Europejska niemal natychmiast nałożyła sankcje na Austrię. W ślad za nią Izrael zerwał stosunki dyplomatyczne, a Stany Zjednoczone zdystansowały się do nowego rządu. Gwałtowna reakcja spotkała się też z oporem, głównie ze strony zachodnich partii opozycyjnych oraz wielu państw, na przykład Serbii [1]. Z powodu braku jednomyślności w podjętych krokach, od 2000 roku Unia przyjęła nowe podejście do podobnych zagrożeń ze strony państw członkowskich.

Polska obecnie jest znacznie poważniejszym zagrożeniem dla wartości unijnych niż niemal dwie dekady temu Austria, jednak próżno szukać jakichkolwiek porównywalnie zdecydowanych działań ze strony UE. Liczni komentatorzy sugerowali, że procedura Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE) powinna była zostać użyta natychmiast po wystąpienia pierwszych objawów zagrożenia dla praworządności w Polsce – czyli w grudniu 2016 roku [2]. Została natomiast użyta dopiero rok później. To sugeruje, że polityka Unijna wobec Polski będzie najprawdopodobniej umiarkowana. Jednak wraz z uruchomieniem Art. 7 TUE, dalsze reakcje Unii na sytuację w Polsce są zaledwie kwestią czasu. W tym eseju zostaną przedstawione niniejsze możliwe scenariusze.

Artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej

Wstrzymanie uruchamiania Art. 7 przez Parlament Europejski może zostać niepoprawnie interpretowane jako całkowite wycofanie się Unii z uruchamiania niniejszej procedury. To nieprawda. Decyzja Parlamentu ma na celu uniknięcie uruchomienia Art. 7 dwukrotnie – przez Parlament i przez Komisję jednocześnie [3]. Komisja natomiast nie wycofała swojego własnego uruchomienia procedury. Z tego powodu, użycie Art. 7 wobec Polski jest nadal aktualne.

Art. 7 TUE zawiera w rzeczywistości dwie procedury. Pierwsza, prewencyjna, (Art. 7 (1)) może zostać użyta w wypadku wystąpienia ryzyka dla wartości unijnych zawartych w Art. 2 (m.in. rządów prawa). Druga, sankcjonująca, dostępna jest dopiero w wypadku “poważnych i stałych” naruszeń niniejszych wartości. Wobec Polski uruchamiana jest procedura prewencyjna pomimo wystarczających dowodów na uruchomienie procedury sankcjonującej. Na tym etapie, nie wiadomo wobec czego Unia chce zastosować prewencję i czy w tym wypadku Art 7 (1) miałby jakąkolwiek siłę. Decyzja o wykorzystaniu go jest jednak najprawdopodobniej polityczna – Art. 7 nie był stosowany nigdy wcześniej, zatem natychmiastowe użycie procedury sankcjonującej może się okazać w praktyce zbyt gwałtowne.

Uruchomienie Art. 7 wiąże się z dostarczeniem wniosku do Rady Europejskiej (składającej się z głów państw lub szefów rządu). Rada, po uzyskaniu zgody Parlamentu i po wysłuchaniu stanowiska Polski, może stwierdzić wystąpienie ryzyka naruszenia wartości unijnych i skierować zalecenia do rządzących w danym kraju.  Jednak wraz z dostarczeniem Art. 7 (1) Komisja doręczyła Polsce własną rekomendacje w sprawie rządów prawa, z trzymiesięcznym okresem na odpowiedź. Oznacza to, że rozmowy z Radą nie odbędą się najprawdopodobniej do kwietnia 2018 roku [4]. Ponadto, Unia będzie omawiała problem czysto teoretyczny. Łamanie reguł praworządności nie jest w Polsce zagrożeniem tylko faktem – Art. 7 (1) może odbiegać od rzeczywistości. Zaskakującym byłoby zatem, gdyby Rada skierowała Polsce zalecenia na zażegnanie już nieistniejącego kryzysu. Bardziej prawdopodobnym jest, że Rada potratuje Art. 7 (1) jako jedynie formalny wymóg uruchomienia Art. 7 (2). Z drugiej strony, zastosowanie wobec Polski sankcji zgodnie z następstwami Art. 7 (2) i 7 (3), może być z góry skazane na niepowodzenie. Sankcje wymagają jednomyślności wszystkich pozostałych państw członkowskich, a Unia nie jest pewna m.in. stanowiska Węgier. Zatem bezpieczniejszym działaniem może się okazać procedura prewencyjna, która owej jednomyślności nie wymaga, a może wystarczająco wpłynąć na Polskę oraz dać czas na określenie pozycji rządu węgierskiego.

Kryzys praworządności był już głównym powodem dla stracenia przez Polskę trzech pozycji w tegorocznym „Indeksie Rządów Prawa” [5]. Unia może zakładać, że podobne presje polityczne będą wystarczające na zażegnanie kryzysu oraz że w ich konsekwencji Prawo i Sprawiedliwość nie wygra wyborów parlamentarnych w 2019 roku, choć to wymaga przede wszystkim wzrostu poparcia dla partii opozycyjnych [6].

Zachowanie Unii można tłumaczyć także starannym doborem priorytetów, które prawdopodobnie wynikają z Brexitu, wobec którego UE musi zachować spójność i jednomyślność. Tłumaczy to, dlaczego Unia zwlekała z uruchomieniem Art. 7 o rok. Jeśli zostałby on użyty rok temu (czyli w grudniu 2016 roku), zamknięcie rozmów z Wielką Brytanią oraz ewentualne nałożenie sankcji na Polskę (oraz Węgry) odbyłoby by się w tym samym czasie. W obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę wszystkie formalne kroki zawarte w Traktacie, przejście z Art. 7 (1) do 7 (2) powinno odbywać się dopiero pod koniec bieżącego roku. Ponadto, Unia może chcieć uniknąć możliwości wzięcia udziału Wielkiej Brytanii w głosowaniach w Radzie i Parlamencie. Gdyby Art. 7 został uruchomiony wcześniej, Zjednoczone Królestwo mogłoby mieć roszczenia do głosowania w tych sprawach pomimo Brexitu – prawa do głosowania nie zostały im odebrane do czasu ostatecznego wyjścia z Unii. Premier Wielkiej Brytanii, Theresa May, podczas wizyty w Polsce nie skrytykowała kryzysu sądowniczego twierdząc, że “kwestie konstytucyjne to wewnętrzna sprawa poszczególnych krajów”. Innymi słowy, UE nie powinna liczyć na przychylny głos Brytyjczyków w przypadku użycia Art. 7 (2), co tłumaczy przedkładanie  Brexitu nad sprawę Polski.

Sankcje 

Jeśli Unia zdecyduje się na nałożenie sankcji na Polskę, projekt musi zostać jednomyślnie przegłosowany przez Radę i zatwierdzony przez Parlament Europejski. To oznacza poparcie Węgier. Z drugiej strony, polski rząd nie powinien zakładać gwarantowanego wsparcia ze strony Budapesztu. Na przykład, Węgry nie zagłosowały przeciwko drugiej kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Premier Orbán kieruje się przede wszystkim interesem własnego kraju i partii [7], a sytuacja w Polsce może skutecznie przysłonić jego własne reformy.

Jednakże, nawet jeśli pozycja Węgier się nie zmieni, alternatywnie UE może chcieć zastosować Art. 7 (2) kolektywnie, zarówno przeciwko Polsce, jak i Węgrom [8]. W tym wypadku, oba kraje mogłyby być wyłączone z głosowania w Radzie w sprawie sankcji i nie będą mogły zawetować sankcji przeciwko sobie nawzajem. Oczywiście, kolektywne ukaranie dwóch środkowoeuropejskich państw może mieć polityczne konsekwencje. Sytuacja w Polsce i na Węgrzech nie jest identyczna, a niniejsza decyzja Unii może sugerować potraktowanie innych problemów jednakowo. Ponadto, jeśli na oba kraje będą nałożone sankcje w tym samym czasie, pojawi się pytanie, dlaczego UE nie zareagowała na sytuację na Węgrzech szybciej. Oczywistym będzie, że Unia zareagowała w podobny sposób tylko w celu uniknięcia weta któregokolwiek z tych państw. To z kolei podważa cel istnienia jednomyślności w nakładaniu sankcji.

Ograniczenie funduszy

Polska jest największym beneficjentem środków UE – otrzymała 7 mld euro w 2016 roku. Prawie 60% inwestycji publicznych pochodzi z unijnej kasy.[9] Najsprawniejszą metodą uderzenia w Polskę jest zatem ograniczenie otrzymywanych środków, co było już sugerowane przez Gunthera Oettingera, komisarza ds. budżetu i zasobów ludzkich [10]. Zmniejszenie budżetu byłoby korzystne dla Unii, która straci finansowy wkład Wielkiej Brytanii i jest zmuszone przeprowadzić cięcia wydatkowe, które mogą w pierwsze kolejności uderzyć w kraj posiadający słabszą pozycję negocjacyjną w związku z polityką wewnętrzną, taki jak Polska.

Pozwy sądowe 

Utrata niezależności władzy sądowniczej nie jest wyłącznie wewnętrzną polską sprawą. Polskie sądy, jak wszystkie inne sądy państw członkowskich UE, mają jurysdykcję nad prawem unijnym. Jeśli polskie sądy mogą orzekać w prawie unijnym to mają na niego wpływ. Maximilian Steinbeis napisał, że w końcu “polskie sądy to nasze sądy” [11].

W lipcu ubiegłego roku Komisja pozwała Polskę za naruszenie Art. 19 (1) TUE oraz Art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Podstawą pozwu są uznaniowe kompetencje ministra sprawiedliwości do przedłużania kadencji sędziów Sądu Najwyższego oraz prawo do mianowania prezesów sądów. Według Komisji, kryteria korzystania z tych praw są zbyt ogólne, przez co pozwalają ministrowi na de facto arbitralne podejmowanie decyzji.

Komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova stwierdziła, że niezależne sądownictwo jest warunkiem właściwego korzystania z unijnych funduszy. Jeśli jej zapowiedzi znajdą odbicie w prawie unijnym, Unia będzie mogła pozwać Polskę za nienależyte korzystanie z unijnych środków. Możliwe też, że sprawa zostanie zgłoszona przez Europejski Trybunał Obrachunkowy, zajmujący się kontrolą unijnego budżetu.

Podsumowanie

W powyższym artykule zostały krótko przedstawione możliwe scenariusze na odpowiedź Unii wobec obecnego kryzysu w Polsce. Art. 7 (1) został już uruchomiony, zatem wystąpienie wspomnianych mechanizmów jest kwestią czasu, co może stanowić dodatkowy bodziec dla PiS do zmiany polityki wewnętrznej. Faktem jest też, że konsekwencje kryzysu są nadal w dużej mierze nieodczuwalne – nie dotknęły poważnie kondycji gospodarki. Momentem przełomowym może okazać się zakończenie negocjacji z Wielką Brytanią. Pozwoli to Unii na konsolidację i skupienie się w pełni na znalezieniu rozwiązania dla sytuacji w Polsce i na Węgrzech.

Austria prawie dwie dekady temu była przykładem determinacji Unii wobec podobnego zagrożenia. Mając obecnie więcej argumentów przemawiających za potrzebą interwencji, możemy doczekać się powtórki z historii, o ile Polski rząd nie zmieni kursu.


Bibliografia

[1] Ian Black, ‘Europe rallies against Haider coalition’ (The Guardian, 4.02.2000) adres strony: <https://www.theguardian.com/world/2000/feb/04/austria.ianblack> odwiedzono: 30.01.2018.

[2] Kochenov et al., ‘The European Commission’s Activation of Article 7: Better Late than Never?’ (EU Law Analysis, 23.12.2017) adres strony: <http://eulawanalysis.blogspot.co.uk/2017/12/the-european-commissions-activation-of.html> odwiedzono: 30.01.2018.

[3] Tomasz Bielecki, ‘Parlament Europejski rezygnuje z przygotowań do wszczęcia wobec Polski postępowania z art. 7. Nie chce dublować Komisji Europejskiej’ (Wyborcza, 16.01.2018) adres strony: <http://wyborcza.pl/7,75399,22904633,parlament-europejski-rezygnuje-z-wlasnych-przygotowan-do-wszczecia.html> odwiedzono: 31.01.2018.

[4] Kochenov et al., ‘The European Commission’s Activation of Article 7: Better Late than Never?’ (EU Law Analysis, 23.12.2017) adres strony: <http://eulawanalysis.blogspot.co.uk/2017/12/the-european-commissions-activation-of.html> odwiedzono: 30.01.2018.

[5] World Justice Project, ‘2017-2018 WJP Rule of Law Index’ (World Justice Project, 31.01.2018) adres strony: <https://worldjusticeproject.org/sites/default/files/documents/ROLIndex_2017-2018_Poland_eng_0.pdf> odwiedzono: 31.01.2018.

[6] CBOS, ‘ Sondaż Wyborczy’ (WNP, 11.01.2018) adres strony: <http://www.wnp.pl/parlamentarny/sondaze/pis-zostawia-w-tyle-inne-partie,248.html> odwiedzono: 31.01.2018

[7] Arkadiusz Jastrzębski, ‘”Orban nie takim pewnym sojusznikiem”. Węgierski politolog ostrzega PiS’ (WP, 27.12.2017) adres strony: <https://wiadomosci.wp.pl/orban-nie-takim-pewnym-sojusznikiem-wegierski-politolog-ostrzega-pis-6202871005656705a> odwiedzono: 31.01.2018.

[8] Kim Lane Schepelle, ‘Can Poland be Sanctioned by the EU? Not Unless Hungary is Sanctioned Too’ (Verfassungsblog, 24.10.2016) adres strony: <https://verfassungsblog.de/can-poland-be-sanctioned-by-the-eu-not-unless-hungary-is-sanctioned-too/> odwiedzono: 31.01.2018.

[9] Beata Stur, ‘Meet Poland’s new ministers’ (New Europe, 10.01.2018) adres strony: <https://www.neweurope.eu/article/meet-polands-new-ministers/> odwiedzono: 31.01.2018.

[10] Pawlak, Baczynska, ‘EU to Poland: comply with rules or you could lose cash’ (Reuters, 10.01.2018) adres strony: <https://www.reuters.com/article/us-eu-poland-morawiecki/eu-to-poland-comply-with-rules-or-you-could-lose-cash-idUSKBN1EZ1OY> odwiedzono: 31.01.2018.

[11] Maximilian Steinbeis, ‘Polish Courts are Our Courts’ (Verfassungsblog, 15.07.2017) adres strony: <https://verfassungsblog.de/polish-courts-are-our-courts/> odwiedzono: 31.01.2018.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/feed/ 0
Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/#respond Mon, 12 Feb 2018 09:43:00 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5643 Unia Europejska chce od 2021 roku uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od przestrzegania zasad praworządności. Propozycja ta niewątpliwie jest reakcją na obserwowalne w latach 2015-2018 przejawy ignorowania rządów prawa w Polsce – m.in. podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego upodobaniom rządu i dążenie do uczynienia tego samego z Sądem Najwyższym. Według informacji Financial Timesa z 22 stycznia br., w […]

Artykuł Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Pixabay

Unia Europejska chce od 2021 roku uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od przestrzegania zasad praworządności. Propozycja ta niewątpliwie jest reakcją na obserwowalne w latach 2015-2018 przejawy ignorowania rządów prawa w Polsce – m.in. podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego upodobaniom rządu i dążenie do uczynienia tego samego z Sądem Najwyższym.

Według informacji Financial Timesa z 22 stycznia br., w przyszłej, 7-letniej perspektywie budżetowej UE (2021-2027) Komisja Europejska zamierza uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od tego, czy państwa członkowskie spełniają kryteria praworządności. Jak stwierdzili cytowani przez „FT” komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova i komisarz ds. budżetu Günther Oettinger, rozważane są dwa warianty: wedle wariantu mocniejszego posiadanie praworządności będzie warunkiem otrzymywania jakichkolwiek unijnych pieniędzy; wedle wariantu słabszego – UE poprzestanie na skonstruowaniu systemu zachęt, w którym spełnianie konkretnych wymagań odnoszących się do praworządności będzie umożliwiało krajowi wnioskowanie o więcej unijnych środków.

Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wygląda na kontynuowanie paternalistycznego postrzegania Polski przez kraje tzw. „starej UE” – „wiemy, że dla Was nie jest ważna praworządność, ale bądźcie praworządni dla nas, a dostaniecie pieniądze”. Trudno orzec, czy taki paternalistyczny sposób myślenia – opisywany m.in. przez Jana Zielonkę w „Europe’s new civilizing missions: the EU’s normative power discourse” – rzeczywiście kierował pomysłodawcami tego rozwiązania, czyli komisarz Verą Jourovą i komisarzem Güntherem Oettingerem. Polska sama wielokrotnie pokazywała, że to, na czym jej najbardziej zależy w UE, to fundusze; przypomnijmy sobie choćby słynny tort w kształcie banknotów euro, zaprezentowany przez premiera Donalda Tuska po pomyślnych negocjacjach budżetowych w Brukseli w 2013 roku, czy wyrażany jednym tchem mało zniuansowany komentarz polityków wszelkich opcji – w tych z obecnego rządu PiS – że pomysł Europy dwóch prędkości jest zły, bo odbiorą nam fundusze.

Warto jednak zwrócić uwagę, że niezależnie od sposobu postrzegania polskich priorytetów w Unii przez inne kraje, propozycja uzależnienia funduszy unijnych od poziomu praworządności jest zgodna z podstawowymi zasadami funkcjonowania Unii Europejskiej – co więcej, właśnie dla tych wyróżników UE tak bardzo chcieliśmy do niej przystąpić na przełomie XX i XXI wieku! Wspomniana propozycja Komisji przypomina, że UE to przede wszystkim grupa skupiająca państwa charakteryzujące się nie tylko wspólnym rynkiem, ale także wysokim poziomem praworządności. Podpisany w 1957 roku Traktat Rzymski ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą rozpoczynał się słowami: „Zadaniem Wspólnoty jest, przez ustanowienie wspólnego rynku i stopniowe zbliżanie polityk gospodarczych państw członkowskich, popieranie w całej Wspólnocie harmonijnego rozwoju działalności gospodarczej, stałego i zrównoważonego wzrostu, zwiększonej stabilności, przyspieszonego podwyższania poziomu życia oraz ściślejszych związków między państwami członkowskimi”.

Fundusze unijne pojawiły się dopiero w 1972 roku jako jeden ze sposobów na osiągnięcie konwergencji poziomu gospodarczego. Rola funduszy stopniowo rosła, ale zawsze były one czymś pomocniczym, a nie fundamentem Unii Europejskiej. Dowodzi tego fakt, że o funduszach unijnych nie ma mowy we wprowadzonej w 2010 roku Karcie Praw Podstawowych UE – Karta skupia się na wolnościach indywidualnych i obywatelskich, na zasadzie praworządności, ale lektura Karty  żadnym pozorem nie można stwierdzić, że fundusze są w UE jedną z najważniejszych rzeczy.

Kiedy UE przekształcała się z unii ściśle gospodarczej w unię polityczną, Rada UE w 1993 roku uchwaliła kryteria kopenhaskie, które jasno określały tożsamość Unii jako zbioru państw praworządnych: do kryteriów tych należą rządy prawa, poszanowanie praw człowieka i stabilna demokracja; pod względem ekonomicznym wymagany jest sprawnie funkcjonujący wolny rynek. Zarówno Traktat Rzymski, jak i kryteria kopenhaskie udowadniają, że praworządność i rynkowość to podstawowa treść ideowej tożsamości praw Unii, a reszta – jak zasada wspierania krajów członkowskich funduszami strukturalnymi – jest na dalszym planie, w pewnym sensie jako zasada dodatkowa, pomocnicza. Z aktualnej wersji Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej nie można wnioskować, jakoby do zadań UE należało gwarantowanie funduszy. Punkt 2. art. 3 TUE brzmi: „Unia zapewnia swoim obywatelom przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości bez granic wewnętrznych, w której zagwarantowana jest swoboda przepływu osób, w powiązaniu z właściwymi środkami w odniesieniu do kontroli granic zewnętrznych, azylu, imigracji, jak również zapobiegania i zwalczania przestępczości”. W pkt. 3 można przeczytać, że Unia „wspiera spójność gospodarczą, społeczną i terytorialną oraz solidarność między państwami członkowskimi”, jednak nie jest to zapis czyniący z funduszy fundamentalną zasadę funkcjonowania UE: wspomniane wspieranie spójności może się odbywać drogą rynkową – drogą rozwoju wolności gospodarczej, poszerzania wspólnego rynku.

Właśnie ze względu na te dwie zasady – praworządność i rynkowość – przystąpienie do UE jawiło się Polsce i innym krajom Europy Środkowo-Wschodniej w latach 90. czymś pożądanym, równoznacznym z wstąpieniem do elitarnego klubu państw, z którymi – ze względu na ich dobre cechy – należy się liczyć. Uroczystości państwowe związane z wejściem Polski do UE 1 maja 2004 roku nie odbywały się – zarówno ze strony przedstawicieli polskich władz, jak i instytucji unijnych – w atmosferze pod tytułem „teraz wreszcie Polska będzie mieć fundusze strukturalne”. Obie strony świętowały włączenie się Polski do wspólnoty państw praworządnych, metaforycznie „zachodnich”. Również dzisiaj w negocjacjach akcesyjnych z krajami bałkańskimi (Serbia i Czarnogóra mają szansę na wejście do UE w 2025 roku) zarówno zainteresowane kraje, jak i unijne instytucje podkreślają cywilizacyjne znaczenie przystąpienia tych krajów do Wspólnoty: „Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo, Macedonia, Czarnogóra oraz Serbia będą musiały z dużo większą powagą podejść do tworzenia rządów prawa, walki z korupcją i zorganizowaną przestępczością, rozwiązywania sporów z innymi krajami oraz innych demokratycznych przemian” – można przeczytać w jednym z tekstów poświęconych akcesji państw bałkańskich do UE. Cytowana jest też nowa, opublikowana w 2018 roku strategia Komisji Europejskiej na rzecz rozszerzenia: „Przystępowanie do UE to nie jest tylko proces techniczny. To wybór pokoleniowy, oparty na pewnych podstawowych wartościach”.

Widać zatem jak na dłoni, że w przeciwieństwie do zasady wspólnego rynku oraz zasady praworządności, przekazywanie funduszy unijnych krajom o niższym poziomie rozwoju gospodarczego nie jest fundamentem, na którym opiera się Unia Europejska. Fundusze pełnią tylko rolę techniczno-pomocniczą. Dlatego uzależnienie otrzymywania funduszy od zasady ważniejszej, jaką jest praworządność, jest zgodna z logiką, według której działa UE i nie ma racjonalnego uzasadnienia, dla którego takie uzależnienie miałoby budzić oburzenie. Ale to oburzenie nastąpi – a właściwie już jest; już w środę 24 stycznia br. wiceszef polskiej dyplomacji Konrad Szymański powiedział w odniesieniu do pomysłu Komisji Europejskiej, że „na polityczne ich [kryteriów praworządności] nadużywanie nie będzie zgody”. Wypowiedź wiceministra pokazuje, że jego oburzenie wynika z zapomnienia o opisanej wyżej hierarchii zasad: zasada praworządności zdaniem Szymańskiego wcale nie jest ważniejsza od zasady rozdawania funduszy; wręcz przeciwnie, praworządność jest nawet czymś mniejszym w porównaniu z funduszami – podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Niezrozumienie tego prowadzi właśnie do oburzenia, które przybiera następujący kształt: jesteśmy pełnoprawnymi członkami UE, jak można nam odbierać fundusze tworzeniem złośliwych zasad, te pieniądze nam się należą. Zamiast powoływać się na rzekome święte prawo do funduszy, warto przypomnieć sobie klimat lat 1990-2004 – dlaczego wstępowaliśmy do Unii? Dla funduszy – czy raczej dla chęci udowodnienia i utrwalenia naszych wysokich, zachodnich standardów prawno-politycznych? Druga odpowiedź narzuca się sama.

Wracając do tematu samych funduszy, należy wskazać, że istnieją dane, które pozwalają stwierdzić, że fundusze unijne wcale nie rozwijają polskiej gospodarki w znaczącym stopniu; nie rozwiązują też jej strukturalnych problemów, takich jak m.in. brak dostępu młodych ludzi do mieszkań. Jak pisałam w komunikacie FOR z 17 października 2013 roku, „w 2009 roku J. Varga i J. in’t Veld opublikowali prognozy, zgodnie z którymi unijne fundusze przeznaczone na samą tylko politykę spójności miały zwiększać PKB Polski w latach 2005-2011 o około 1,1 pkt proc. rocznie. Tymczasem badania opublikowane przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wskazują, że pieniądze z Unii w analogicznym okresie powiększały polską gospodarkę według pierwszego modelu o średnio 0,4 pkt proc. w skali roku, a według drugiego modelu o około 0,7 pkt proc. rocznie, co dowodzi, że unijne fundusze nie są w Polsce wydatkowane w sposób skutkujący dużo wyższym tempem wzrostu PKB niż w sytuacji, w której nasz kraj nie otrzymywałby pieniędzy z UE”.

Groźba ograniczenia Polsce dostępu do funduszy może sprawić, że podejmiemy analizę faktycznej efektywności ich wykorzystania. Przy czym najlepiej by było, gdyby polski rząd zdecydował się na zwiększanie, a nie zmniejszanie praworządności w naszym kraju wcale nie ze względu na groźbę zablokowania funduszy, ale po prostu ze względu na uświadomienie sobie, że reformowanie Polski nie powinno polegać na jej deformowaniu, czyli na powrocie do standardów PRL-u.

Na koniec warto zaznaczyć, że z propozycji Komisji Europejskiej wynika plan enumeracji warunków praworządności, których przestrzeganie będzie stanowiło coś w rodzaju „credo” UE, które jest ponad sprawami pomniejszymi, takimi jak przyznawanie unijnych funduszy. Warto, aby unijni obywatele interesowali się tworzeniem takiej listy, gdyż to ostatecznie ich indywidualnej sytuacji dotyka ochrona praworządności lub tej ochrony brak.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/feed/ 0
Porozumienie UE z Japonią ważną odpowiedzią dla protekcjonizmu i Brexitu https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/porozumienie-ue-z-japonia-wazna-odpowiedzia-dla-protekcjonizmu-i-brexitu/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/porozumienie-ue-z-japonia-wazna-odpowiedzia-dla-protekcjonizmu-i-brexitu/#respond Thu, 20 Jul 2017 06:01:41 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5238 Autorem tekstu jest Philippe Legrain, twórca OPEN, think tanku zajmującego się otwartością. Tekst został opublikowany po raz pierwszy na portalu CapX. Tłumaczył Aleksander Mielnikow (FOR). W czasach, gdy wolny handel jest zagrożony przez zwolenników protekcjonizmu takich jak Donald Trump, podpisanie umowy handlowej między Unią Europejską a Japonią można uznać za sukces na skalę światową. Mimo że, […]

Artykuł Porozumienie UE z Japonią ważną odpowiedzią dla protekcjonizmu i Brexitu pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Tokio

Autorem tekstu jest Philippe Legrain, twórca OPEN, think tanku zajmującego się otwartością. Tekst został opublikowany po raz pierwszy na portalu CapX. Tłumaczył Aleksander Mielnikow (FOR).

W czasach, gdy wolny handel jest zagrożony przez zwolenników protekcjonizmu takich jak Donald Trump, podpisanie umowy handlowej między Unią Europejską a Japonią można uznać za sukces na skalę światową. Mimo że, porozumienie zostało przyjęte w ogólnym zakresie, z wieloma ważnym szczegółami do ustalenia, to największy na świecie wspólny rynek oraz trzecia największa gospodarka świata zgodziły się, aby obustronnie znieść większość ceł na swoje towary oraz wspólnie zminimalizować liczbę barier handlowych, co pozwoli na stworzenie największej na świecie strefy wolnego rynku. Niestety, Wielka Brytania nie będzie beneficjentem umowy z powodu wyjścia z UE. W efekcie, to porozumienie może sprawić, że brytyjskie firmy staną się mniej konkurencyjne na japońskich i unijnych rynkach.

Ten rok był jak na razie bardzo trudnym okresem dla wolnego handlu. Na początku prezydent Donald Trump wyciągnął USA z Trans-Pacific Partnership (TPP), pozostawiając swoich sojuszników, Japonię i Australię, w niezręcznej sytuacji w stosunku do pozostałych jedenastu członków. D.Trump chciał również zagrozić istnieniu North American Free-Trade Agreement (NAFTA) z Kanadą i Meksykiem. Teraz obiecuje, że zacznie ponowne rozmowy dotyczące renegocjacji tej umowy. Mimo że USA nie wycofały się z Translatic Trade and Investment Partnership (TTIP), to rozmowy z UE w tym obszarze zostały opóźnione.

Prezydent Trump zaczął korzystać z wielu protekcjonistycznych instrumentów, o czym z niepokojem poinformował Global Trade Alert w jednym z ostatnich raportów. Ponadto grozi on irracjonalną wojną celną z Niemcami, które więcej eksportują do USA niż importują z tego kraju. Groził także zaprzestaniem importowania stali, gdyż ściąganie tego surowca z zagranicy może „zagrozić amerykańskiemu bezpieczeństwu”. To spowodowałoby starcia w centralą World Trade Organisation (WTO), co ostatecznie mogłoby zniszczyć wielostronny handel międzynarodowy. Nic dziwnego, że pojawiają się obawy dotyczące przyszłości globalizacji.

Co ciekawe, zagrożenie wynikające z poczynań D. Trumpa odwracają uwagę od Stanów Zjednoczonych. Okres negocjacyjny pomiędzy UE i Japonią trwał aż przez 4 lata, ponieważ do wyboru D. Trumpa na prezydenta, ważniejsze dla nich było utrzymanie dobrych relacji z USA. Teraz, poświęciwszy więcej czasu na wzajemne relacje, podmioty te zdecydowały się zrezygnować z większości ceł na dobra i usługi oraz pozwolić firmom z UE walczyć o zamówienia publiczne rządu Japonii.

Jest to dobra wiadomość dla europejskich oraz japońskich producentów i konsumentów. Dogadanie się UE i Japonii w przeddzień szczytu G20 w Hamburgu wysłało mocny sygnały w kierunku D. Trumpa i innych zwolenników protekcjonizmu. Zamiast doprowadzić do realizacja hasła „najpierw Ameryka”, wycofanie się z TPP, opóźnienie TTIP oraz podpisanie przez UE i Japonię umowy handlowej, spowodowało, że firmy amerykańskie będą nadal napotykać wiele utrudnień na rynkach europejskich i japońskich.

Porozumienie zostało określone hasłem “nabiał za samochody”, ponieważ Japonia otworzy swój sektor rolniczy na produkty spożywcze z UE, podczas gdy UE całkowicie otworzy się na japoński przemysł motoryzacyjny oraz na produkcje półproduktów z tego sektora, który dotychczas był blokowany 10% cłami nakładanymi na japońskich eksporterów. Szacuje się, że porozumienie to zwiększy eksport w obu kierunkach o jedną trzecią.

W chwili, gdy politycy zaakceptowali publicznie współpracę, dalej trwają prace nad wynegocjowaniem ważnych szczegółów dotyczących owej umowy. Ostateczne porozumienie będzie musiało przejść przez parlament japoński, a następnie trafi do Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Zależnie od treści porozumienia może też ono wymagać zgoda poszczególnych narodowych i regionalnych parlamentów jak np. parlamentu w Walonii, która mogła zaprzepaścić umowę handlową EU z Kanadą.

Niektórzy krytycy już pierwszego dnia wyrazili swój sceptycyzm. W Financial Times, Wolfgang Münchau stwierdził, iż: “Problemem porozumienia europejsko-japońskiego jest fakt, że nie jest ono jeszcze tak naprawdę porozumieniem. Dalej jest wiele ważnych szczegółów, które muszą zostać wynegocjowane”. W The Spectator natomiast Fraser Nelson napisał, że: „Umowa Japonii z UE? Nie, nie teraz i jeszcze nie przez długi czas. To jest jedynie postęp w ustaleniach, który został ujawniony przed szczytem G20, aby przedstawić Amerykę w złym świetle”.

Oczywiście, że ujawnienie publicznie informacji dotyczących umowy, miało również cel polityczny. Jednakże, błędem jest niedocenienie tego co się właśnie wydarzyło. Wizja Hosuk Lee-Makiyama współtwórcy OPEN, międzynarodowego think tanku, którego misją jest obrona oraz pomoc w rozwoju otwartych gospodarek i społeczeństw, jest bardziej optymistyczna. W przeciwieństwie do Münchau i Nelsona jest on ekspertem w dziedzinie handlu, a w szczególności właśnie tej umowy. Wierzy on, że: „negocjowanie szczegółów może zająć jedynie rok, co może spowodować, że UE zacznie ratyfikować porozumienie już w 2019 roku”.

Niezależnie od tego czy umowa wejdzie w życie w 2019 roku czy trochę później, jedno jest pewne – Wielka Brytania po Brexicie na pewno nie będzie mogła z niej skorzystać. Podczas gdy producenci francuskich roquefortów oraz producenci hiszpańskiego manchego oczkują z niecierpliwością na czasy, kiedy bez większych kosztów, będą mogli dostarczać swoje produkty do Japonii, to dla brytyjskich firm produkujących cheddary nie będzie to tak dobry okres.

Poza tym porozumienie może okazać się ostatnim gwoździem do trumny dla japońskich fabryk samochodowych w Wielkiej Brytanii, które w większości eksportują swoje produkty do UE. Jeśli Wielka Brytania wyjdzie ze wspólnego rynku i unii celnej, to samochody wyprodukowane w Wielkiej Brytanii będą obłożone 10% cłem. W efekcie import aut do Unii Europejskiej będzie się wiązał z wieloma kontrolami dotyczącymi także półproduktów. Kiedy więc fabryki Nissana w Barcelonie będą mogły bez dodatkowych kosztów sprowadzać części z Japonii, to korzyści te nie będą dotyczyły producentów z Sunderlandu.

Ma to też pozytywne aspekty. Teraz Wielka Brytania ma jeszcze więcej powodów, aby pozostać częścią wspólnego rynku i unii celnej z UE – nawet jeśli tylko na okres przejściowy, kiedy szczegóły porozumienia japońsko-europejskiego będą w końcu dookreślone. W innym przypadku, to nie tylko pracownicy fabryk Nissana w Sunderlandzie będą należeć do grup wkurzonych pracowników na Wyspach.

Share

Artykuł Porozumienie UE z Japonią ważną odpowiedzią dla protekcjonizmu i Brexitu pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/porozumienie-ue-z-japonia-wazna-odpowiedzia-dla-protekcjonizmu-i-brexitu/feed/ 0