Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Rafał Trzeciakowski – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Ustawa o wypychaniu z pracy na etacie https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ustawa-o-wypychaniu-z-pracy-na-etacie/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ustawa-o-wypychaniu-z-pracy-na-etacie/#respond Wed, 06 Jun 2018 09:32:21 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5852 Nie nowe regulacje, ale utrzymanie wysokiego wzrostu gospodarczego pozwoli Polakom pracować krócej. Skrócenie ustawowego czasu pracy zamiast pomóc pracownikom, dodatkowo utrudni osobom młodym, słabiej wykształconym i z mniejszych miejscowości dostęp do zatrudnienia na czas nieokreślony. Partia Razem zbiera podpisy pod projektem ustawy o skróceniu tygodniowego wymiaru czasu pracy z 40 do 35 godzin. Można się spodziewać, […]

Artykuł Ustawa o wypychaniu z pracy na etacie pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Autor: Eugene Kim (CC BY 2.0)

Nie nowe regulacje, ale utrzymanie wysokiego wzrostu gospodarczego pozwoli Polakom pracować krócej. Skrócenie ustawowego czasu pracy zamiast pomóc pracownikom, dodatkowo utrudni osobom młodym, słabiej wykształconym i z mniejszych miejscowości dostęp do zatrudnienia na czas nieokreślony.

Partia Razem zbiera podpisy pod projektem ustawy o skróceniu tygodniowego wymiaru czasu pracy z 40 do 35 godzin. Można się spodziewać, że konieczną liczbę podpisów osiągnie z łatwością, w końcu kto nie chciałby pracować krócej? Niestety ustawa nie jest drogą do osiągnięcia tego celu i projekt zaszkodziłby pracownikom, gdyby naprawdę został zrealizowany.

Czy Polacy naprawdę pracują najdłużej w Europie?

Autorzy projektu powielają bezzasadnie pojawiające się kilka razy do roku doniesienia medialne, jakoby Polacy znajdowali się w czołówce najdłużej pracujących w Europie. Uzasadnienie ustawy wprost powołuje się na dane zbierane przez OECD o liczbie przepracowanych godzin w roku. Tylko, że samo OECD w opisie danych stwierdza, że są zbierane przez krajowe urzędy statystyczne według różnych metodologii co powoduje, że są porównywalne w czasie, ale nie pomiędzy krajami. Zwolennicy ustawy przytaczają też często dane zbierane przez Eurostat o przeciętnym czasie pracy w „typowym tygodniu”. Tutaj problem polega na tym, że „typowy tydzień” nie zawiera świąt, urlopów czy zwolnień chorobowych. Co więcej, Eurostat wprost stwierdza, że taki statystyczny tydzień pracy jest dłuższy dla krajów, w których praca na część etatu jest rzadka, w których większa część pracowników jest zatrudniona w rolnictwie, budownictwie i przetwórstwie przemysłowym, w których większa część pracujących jest samozatrudniona, a aktywność zawodowa kobiet niższa. Tymczasem w Polsce na 28 państw członkowskich Unii Europejskiej praca na część etatu jest szósta najrzadsza, odsetek pracujących w rolnictwie trzeci najwyższy, w budownictwie najwyższy, w przetwórstwie przemysłowym piąty najwyższy, odsetek samozatrudnionych poza rolnictwem jedenasty najwyższy, a aktywność zawodowa kobiet szósta najniższa. Dlaczego tak się dzieje? M.in. dlatego, że:

  • Godzinowa sztywność polskiego kodeksu pracy ogranicza atrakcyjność pracy na część etatu. Firmy mogą co prawda zatrudniać na część etatu, ale naginania kodeksu pracy może wymagać już praca z grafikiem umawianym z krótkim wyprzedzeniem, np. poniedziałek-środa trzy godziny na 9, czwartek dziewięć godzin na 8, a piątek siedem godzin na 10. Jeżeli np. emeryt ma częste wizyty u lekarza o różnych porach dnia, to sztywna praca na pół etatu 9-13 nie rozwiązuje jego problemu. Niedawno w „Liberte!” opisywała to Joanna Tyrowicz w artykule pt. „Po co komu ten nowy kodeks pracy?”.
  • Polscy i unijni podatnicy dorzucają do polskiego rolnictwa w subsydiach, preferencjach podatkowych i ubezpieczeniowych drugie tyle co rolnictwo wytwarza, a przewlekłe procedury przyznawania pozwoleń na budowę w dużych aglomeracjach hamują budownictwo mieszkaniowe, blokując tym samym odpływ pracowników ze wsi do najbardziej aglomeracji o najszybciej rosnących płacach.
  • Braki w instytucjonalnej opiece nad dziećmi utrudniają młodym kobietom łączenie macierzyństwa z pracą zawodową, a obecnie dodatkowo dezaktywizuje je program „Rodzina 500+”. Z kolei starsze kobiety wcześnie przechodzą na emeryturę, bo po obniżce wieku emerytalnego mamy najniższy wiek emerytalny kobiet w Europie (a już wcześniej wolno go podnosiliśmy).

Trudno powiedzieć, ile naprawdę pracujemy w porównaniu do innych krajów. W 2014 roku w analizie dla „Polityki Insight” Piotr Arak, obecnie ekonomista Deloitte, skorygował dane OECD uwzględniając urlopy, zwolnienia lekarskie i święta państwowe. To poprawiło porównywalność danych pomiędzy krajami. Wniosek? Okazało się, że pracujemy nieco krócej niż średnia krajów OECD. Problem jest jednak złożony i trudno uznać to za ostateczny głos w temacie.

Jak pracować krócej? Wspierać wzrost gospodarczy

Małą popularność pracy na część etatu w Polsce, ekonomiści zwykle tłumaczą niższym niż w Europie Zachodniej odsetkiem pracujących. W Polsce gorzej niż w wielu innych krajach wciągamy najsłabszych na legalny rynek pracy. Nieskoordynowanie systemu podatkowego i świadczeń społecznych tworzy pułapki powodujące, że zasiłki wycofywane są tak szybko, że ograniczają bodźce do legalnej pracy. Podobnie wysokie na tle OECD opodatkowanie niskich dochodów i wysoka płaca minimalna. To wszystko wypycha do szarej strefy i dezaktywizuje zawodowo. I rzeczywiście, mamy w Polsce dziewiąty najniższy odsetek pracujących na 28 krajów UE. To jednak nie całość historii.

Wraz ze wzrostem zarobków ludzie coraz bardziej cenią czas wolny. Im więcej zarabiamy, tym krócej musimy pracować, żeby się utrzymać i częściej wybieramy pracę na część etatu. W Europie Zachodniej nie tylko najsłabsi decydują się na krótszą pracę. Inaczej trudno byłoby wyjaśnić fakt, że w Holandii 74% kobiet pracuje na część etatu. W wysoko-produktywnych gospodarkach pracownik wytwarza w ciągu godziny kilkukrotnie więcej dóbr i usług niż jest w stanie pracownik w Polsce. Dlatego więcej zarabia i może pracować krócej. Tylko w czterech krajach UE ustawowy tygodniowy czas pracy jest krótszy niż 40 godzin. To nie ustawy pozwalają pracować krócej, ale naturalne procesy rynkowe. Jeżeli chcemy pracować krócej, to powinniśmy wspierać wzrost gospodarczy. Im szybciej zamkniemy lukę rozwojową w stosunku do Europy Zachodniej, tym szybciej ci z nas chcący pracować krócej, będą mogli sobie na to pozwolić.

Skrócenie czasu pracy pogłębi problem nietypowych form zatrudnienia

Jeżeli autorzy projektu ustawy skracającej tygodniowy czas pracy do 35 godzin mają pomysł jak sprawić, żeby pracownik w Polsce wytwarzał tyle towarów i usług w 7 godzin, ile obecnie wytwarza w 8 godzin, to powinni zająć się biznesem. Taka spółdzielnia mogłaby osiągnąć sukces na miarę Henry’ego Ford’a, który dzięki wyższym płacom był w stanie ściągać do firmy najlepszych pracowników. Przedsięwzięcie byłoby oczywiście społecznie odpowiedzialne i przeznaczało wszystkie zyski na ważne dla partii Razem cele społeczne. To oczywiście złośliwość, ale nie bezpodstawna. Na rynku sytuacja pracowników poprawia się właśnie dlatego, że ktoś wpada na pomysł jak sprawić, żeby przy tych samych nakładach wytwarzali więcej. Firmy konkurując o najlepszych pracowników podnoszą wynagrodzenia i tak wzrost produktywności zostaje odzwierciedlony w wyższych płacach.

Często pojawia się argument, że przedsiębiorcy przymuszeni krótszym czasem pracy staną się bardziej innowacyjni, podniosą inwestycje i skończą z „modelem gospodarczym opartym na niskich kosztach pracy”. Jednak ten „model gospodarczy” to nie kwestia przestawienia wajchy, której przedsiębiorcy na złość pracownikom nie chcą przestawić, tylko obiektywna luka rozwojowa, którą sukcesywnie nadrabiamy. Jeżeli w tej sytuacji przedsiębiorcom „dokręcić śrubę” to staną się innowacyjni, ale w takim sensie, w jakim nadużywanie umów cywilnoprawnych i samozatrudnienia jest „innowacyjne”. To nie tak, że przedsiębiorcy nie zwiększają teraz produktywności, bo nie chcą wcale zarobić więcej i dopiero dzięki regulacjom zaczną myśleć jak usprawnić swój biznes.

W momencie, w którym Polska ma największy odsetek umów czasowych wśród krajów UE, zwiększenie restrykcyjności regulacji zatrudnienia etatowego pogłębi tylko problem. Umowy o pracę na czas nieokreślony są w Polsce rzadsze niż w innych krajach, bo ich opodatkowanie i oskładkowanie jest wyższe niż umów cywilnoprawnych i samozatrudnienia, a regulacja bardziej restrykcyjna, w szczególności trudniej je rozwiązać. Jednocześnie czas pracy dotyczy umów o pracę, ale już nie umów cywilnoprawnych i samozatrudnienia. Dlatego jego skrócenie jeszcze bardziej ograniczy atrakcyjność umów o pracę i dodatkowo będzie wypychało pracowników na nietypowe formy zatrudnienia. Jeżeli chcemy pomóc pracownikom, to powinniśmy ujednolicić opodatkowanie i oskładkowanie dochodów z różnych typów umów i uelastycznić umowy o pracę. Projekt skrócenia czasu pracy idzie niestety w przeciwnym kierunku. Gdyby był zrealizowany dzisiaj, to nie byłby ustawą „pracujmy krócej”, jak chcą pomysłodawcy, ale raczej ustawą „o wypychaniu z pracy na etacie”.


Wszystkie dane w artykule pochodzą z Eurostatu i są podawane dla grupy wiekowej 20-64 lat za 2017 rok.

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Liberte.pl liberte.pl/ustawa-o-wypychaniu-z-pracy-na-etacie/

Share

Artykuł Ustawa o wypychaniu z pracy na etacie pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ustawa-o-wypychaniu-z-pracy-na-etacie/feed/ 0
Komentarz do wywiadu z Piotrem Lewandowskim w Gazecie Wyborczej o płacy minimalnej https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/komentarz-do-wywiadu-z-piotrem-lewandowskim-w-gazecie-wyborczej-o-placy-minimalnej/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/komentarz-do-wywiadu-z-piotrem-lewandowskim-w-gazecie-wyborczej-o-placy-minimalnej/#respond Fri, 26 May 2017 10:25:15 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5100 Jak zawsze, z zainteresowaniem przeczytałem wywiad z Piotrem Lewandowskim, prezesem Instytutu Badań Strukturalnych, w Gazecie Wyborczej. Postanowiłem go krótko skomentować, ponieważ Adriana Rozwadowska prowadzi rozmowę kilkukrotnie odwołując się do argumentów przeciwko płacy minimalnej, których użyłem w polemice FOR z Grzegorzem Sroczyńskim w internetowym wydaniu GW. Zresztą powoływałem się m.in. na pracę Kamińskiej i samego Lewandowskiego. […]

Artykuł Komentarz do wywiadu z Piotrem Lewandowskim w Gazecie Wyborczej o płacy minimalnej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: flickr / woodleywonderworks

Jak zawsze, z zainteresowaniem przeczytałem wywiad z Piotrem Lewandowskim, prezesem Instytutu Badań Strukturalnych, w Gazecie Wyborczej. Postanowiłem go krótko skomentować, ponieważ Adriana Rozwadowska prowadzi rozmowę kilkukrotnie odwołując się do argumentów przeciwko płacy minimalnej, których użyłem w polemice FOR z Grzegorzem Sroczyńskim w internetowym wydaniu GW. Zresztą powoływałem się m.in. na pracę Kamińskiej i samego Lewandowskiego. Wywiad jest zresztą dwukrotnie dłuższy od mojej polemiki, dzięki czemu ma szanse zwrócić uwagę na więcej kwestii, takich jak argumenty przeciwko regionalizacji płacy minimalnej, czy paradoks Baumola.

(1) Piotr Lewandowski proponuje, żeby nie patrzeć jedynie na to, czy płaca minimalna obniża zatrudnienie osób o słabszej pozycji na rynku pracy. Przekonuje, że w ocenie podwyżek płacy minimalnej trzeba brać również pod uwagę wzrost zarobków osób które pracę zachowają i wpływ na produktywność. Truizmem jest, że zawsze trzeba brać pod uwagę jak najwięcej czynników. Oczywiście jeżeli będziemy przy pomocy płacy minimalnej chronić pracowników przed konkurencją ze strony najsłabszych uczestników rynku pracy, wypychając ich z legalnego rynku, to zarobki części osób które zachowają pracę wzrosną. Z perspektywy makroekonomisty wpływ na gospodarkę utraty pracy przez 100 tys. osób w morzu 15 milionów pracujących może być żaden w stosunku do wzrostu płac części osób, które pracę zachowają. Nie jest taki jednak dla osób, które prace straciły. Oczywiście w ekonomii jeśli jedna grupa traci, a druga zyskuje, to zyskujący mogą podzielić korzyściami z tymi, którzy stracili. Nie wydaje mi się jednak, żeby transfery socjalne mogły kompensować zamknięcie dostępu do legalnego rynku pracy.

Sama praca Kamińskiej i Lewandowskiego przedstawiała problem nieco inaczej niż wywiad. Rozdział dotyczący implikacji dla polityki zaznacza plusy i minusy podwyżek płacy minimalnej w Polsce, ale nie postuluje wcale, że korzyści osób które zachowały pracę równoważą utratę pracy przez pozostałych. Przede wszystkim zaznacza natomiast, że dotychczasowa ścieżka podwyżek płacy minimalnej powinna zostać skorygowana, a rząd powinien skupić się na obniżeniu opodatkowania osób o najniższych dochodach. I z tym się zgadzam.

(2) Dziennikarka pyta, czy płace rosną w Polsce szybciej niż produktywność. Odpowiedź Piotra Lewandowskiego brzmi „nie”, i całkowicie się z nią zgadzam. Problemem jest natomiast to, że sama płaca minimalna rośnie szybciej niż płace, co Kamińska i Lewandowski pokazują zarówno na danych GUS, jak i OECD. Według OECD płaca minimalna wzrosła w Polsce z wysokości 40% mediany płac w 2000 roku, do 51% w 2015 roku. Obecnie jest to jeszcze więcej, ponieważ rząd podwyższył w zeszłym roku płacę minimalną dwukrotnie silniej od ogólnego wzrostu płac.

Płaca minimalna jako % mediany płac, dane OECD

Płaca minimalna jako % mediany płac, dane OECD

(3) Piotr Lewandowski słusznie zwraca uwagę na różnice co do mechanizmu ustalania płacy minimalnej w Polsce i Wielkiej Brytanii. Nawet jeżeli przy umiarkowanym podnoszeniu płacy minimalnej, może ona nie mieć istotnego statystycznie negatywnego wpływu na zatrudnienie, to rzeczywistość wygląda w Polsce inaczej. Wysokość płacy minimalnej jest wypadkową gry interesów polityków, wielkiego biznesu i wielkich związków w Komisji Trójstronnej. Brak technokratycznego ciała, które by tym się zajmowało, powoduje że płaca minimalna jest w Polsce podnoszona w sposób nieprzemyślany – tak jak miało to miejsce w zeszłym roku.

(4) Jako ekonomista pracy i prezes thinktanku skupionego na tym wycinku polityki gospodarczej, Piotr Lewandowski z pewnością doskonale zna literaturę. Laik z wywiadu może jednak odnieść mylne wrażenie, że w ekonomii jedne badania wskazują na negatywny wpływ płacy minimalnej, inne na pozytywny i jest pomiędzy nimi równowaga.

Przytoczeni w wywiadzie Neumark i Wascher we wnioskach z przebadanych 100 prac dotyczących efektów płacy minimalnej pokazują, że po pierwsze 2/3 prac (tutaj licząc również wyniki nieistotne statystycznie) pokazuje negatywny wpływ płacy minimalnej na zatrudnienie. Po drugie, jeżeli ograniczyć próbę badań do 33 najbardziej wiarygodnych, to 85% z nich wskazuje na negatywny wpływ na zatrudnienie. Ich zdaniem bardzo niewiele badań znajduje wiarygodne dowody przypadków pozytywnego wpływu płacy minimalnej na zatrudnienie.

Natomiast wyniki cytowanej pracy Card’a i Krueger’a, które pokazywały przypadek silnego pozytywnego wpływu płacy minimalnej na zatrudnienie w gastronomii w New Jersey, pozostają kontrowersyjne. Najpierw Neumark i Wascher zakwestionowali dane Card’a i Krueger’a z sondażu telefonicznego, pokazując że jeżeli wykorzystać rzeczywiste dane administracyjne o płacach w gastronomii, to wpływ płacy minimalnej na zatrudnienie jest negatywny i istotny statystycznie. Następnie sami Card i Krueger skorygowali próbę Neumark’a i Wascher’a i reestymowali model, otrzymując wyniki małe i nieistotne statystycznie (w opinii Neumark’a i Wascher’a kwestionując swoje pierwotne badanie, a w opinii Card’a i Krueger’a podtrzymując, skróconego opisu kontrowersji dokonał np. Neumark dla IZA).

(5) W kwestii kluczowej rekomendacji, obniżenia opodatkowania pracy najmniej zarabiających, całkowicie się zgadzamy. Postulowałem to w swojej polemice, a FOR proponował w raporcie „Następne 25 lat”, czy proponując rozwiązania zmierzające do ograniczenia dualizmu na rynku pracy. Taka zmiana realnie pomoże najsłabszym uczestnikom rynku pracy w wyciąganiu się z biedy, nie zamykając przy tym części z nich dostępu do legalnego rynku pracy.

Share

Artykuł Komentarz do wywiadu z Piotrem Lewandowskim w Gazecie Wyborczej o płacy minimalnej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/komentarz-do-wywiadu-z-piotrem-lewandowskim-w-gazecie-wyborczej-o-placy-minimalnej/feed/ 0
Apteki: rządzący forsują regulacje szkodliwe dla pacjentów https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/apteki-rzadzacy-forsuja-regulacje-szkodliwe-dla-pacjentow/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/apteki-rzadzacy-forsuja-regulacje-szkodliwe-dla-pacjentow/#respond Thu, 23 Mar 2017 07:08:49 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4822 Artykuł ukazał się w ramach cyklu „FORum” w numerze z 27 stycznia 2017 roku dolnośląskiego miesięcznika „Region Fakty”  Otwarcie nowej apteki może za sprawą lobbingu samorządu aptekarskiego stać się wkrótce niemożliwe. Dotychczasowemu dynamicznemu rozwojowi aptek w Polsce zagraża nowy projekt ustawy autorstwa posłów PiS. Rząd mówi o uwolnieniu rozwoju przedsiębiorstw, a tymczasem na kolejnym rynku planuje […]

Artykuł Apteki: rządzący forsują regulacje szkodliwe dla pacjentów pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Artykuł ukazał się w ramach cyklu „FORum” w numerze z 27 stycznia 2017 roku dolnośląskiego miesięcznika „Region Fakty” 

Otwarcie nowej apteki może za sprawą lobbingu samorządu aptekarskiego stać się wkrótce niemożliwe. Dotychczasowemu dynamicznemu rozwojowi aptek w Polsce zagraża nowy projekt ustawy autorstwa posłów PiS. Rząd mówi o uwolnieniu rozwoju przedsiębiorstw, a tymczasem na kolejnym rynku planuje zahamowanie wzrostu najbardziej efektywnych firm.

Firmy w Polsce są małe na tle Europy Zachodniej, niewiele inwestują i mają trudności ze wzrostem. Zwracaliśmy na to uwagę w raporcie FOR „Następne 25 lat”. Realne działania rządu PiS jedynie pogłębiają ten problem, wbrew kolejnym prezentacjom wicepremiera Morawieckiego. Rozwój produkcyjnych gospodarstw rolnych jest hamowany przez zakaz handlu ziemią. Pracuje się nad zahamowaniem rozwoju sieci sklepów przez podatek od sprzedaży detalicznej i zakaz handlu w niedzielę. Rozwój banków jest hamowany przez podatek bankowy, któremu nie podlegają konkurencyjne SKOK-i. Przykładem branży w której firmy rozwijały się bardzo dynamicznie w ostatnich latach są apteki. Niestety posłowie PiS, pod wpływem lobbingu samorządu aptekarskiego, zgłosili projekt ustawy która ma zahamować otwieranie nowych aptek.

Projekt PiS wprowadza cały szereg ograniczeń dla nowych aptek. Otworzyć aptekę ma móc tylko aptekarz posiadający mniej niż cztery apteki. Będzie to mógł zrobić jedynie w gminie, w której na jedną aptekę przypada więcej niż 3000 osób i tylko w miejscu od którego nie ma innej apteki w promieniu pół kilometra.

Więcej niż cztery apteki to za dużo

Dzisiejsze niezależne apteki nie będą mogły wzrosnąć do więcej niż czterech punktów. Trudno to tłumaczyć zagrożeniem monopolizacją w kraju, w którym jest 15 tysięcy aptek, a kilkanaście sieci ma ich ponad 50.

Wzrost firm aptekarskich był w ostatnich latach bardzo dynamiczny. W 2004 roku mieliśmy jedynie 45 sieci aptecznych, kiedy dzisiaj według uzasadnienia projektu jest ich już ponad 380 (sieć jest definiowana jako pięć i więcej aptek). W ciągu ostatnich dwóch lat liczba sieci posiadających 50 i więcej aptek wzrosła z 9 do 14. Rynek aptek nie tylko się dynamicznie rozwija, ale ciągle pozostaje rozproszony – największa sieć posiada mniej 5% aptek w Polsce. Podobnie przedsiębiorstwa z kapitałem zagranicznym stanowią jedynie ok. 4% aptek.

Rozwój i inwestycje wymusza na przedsiębiorstwach konkurencja. W krajach o większych restrykcjach otwierania aptek jak Niemcy, Francja, czy Grecja, apteki inwestują mniej niż w tych bardziej liberalnych jak Polska, Wielka Brytania i (do niedawna) Estonia. W Polsce stopa inwestycji przedsiębiorstw na tle regionu jest niska, więc tym bardziej nie powinniśmy ich sztucznie hamować.

Koniec z nowymi aptekami w dużych miastach

Samo kryterium populacji, więcej niż 3000 osób na jedną aptekę, spowoduje że nie będzie można otworzyć nowej apteki w żadnym mieście wojewódzkim. Z miast wojewódzkich najwięcej osób na jedną aptekę przypada dzisiaj w Gorzowie Wielkopolskim – 2633. Najmniej w Poznaniu – 1750. Miejsc oddalonych o pół kilometra od najbliższej apteki jest niewiele.

W polskich miastach powstają nowe osiedla, niekiedy o skali całych dzielnic jak Miasteczko Wilanów czy Nowy Żoliborz w Warszawie. W przyszłości na tego rodzaju osiedlu nie będzie możliwe założenie apteki. Tylko Minister Zdrowia będzie mógł wydać specjalne zezwolenie na powstanie takiej apteki, co stanie się polem do rozrostu administracji i korupcji. Ile aptek byłoby dzisiaj w Miasteczku Wilanów, gdyby te przepisy obowiązywały już wcześniej? Jedna monopolizująca cały obszar dzięki specjalnemu zezwoleniu od ministra? Dzisiaj jest ich około dziesięciu.

Problem będzie powracał, bo pomimo niekorzystnej demografii, wzrost największych miast będzie trwał. Dzisiaj 11,5% pracujących w Polsce jest zatrudnionych w rolnictwie wobec zaledwie 1,5% w Niemczech. Ci ludzie przeprowadzą się z czasem do miast. Ale czy liczba aptek w miastach będzie mogła wzrosnąć?

Apteka dla aptekarza?

Na absurd zakrawa również obowiązek, aby otwierający nową aptekę był farmaceutą z prawem do wykonywania zawodu, czyli zrzeszonym w Naczelnej Izbie Aptekarskiej która stoi za tym pomysłem. Zmiana ma zapewnić większe bezpieczeństwo pacjentów. Tylko że już dzisiaj kierownikiem apteki musi być zrzeszony farmaceuta. To on odpowiada za standard obsługi. Podobnie w przychodni leczy nas lekarz, ale właścicielem jest inwestor.

Pomysł „apteki dla aptekarza” nie jest nowy. Trybunał Konstytucyjny orzekł o jego niekonstytucyjności już w 1992 roku. Od tego czasu uchwaliliśmy nową konstytucję, ale jej sens w tym zakresie nie uległ zmianie. Trybunał Sprawiedliwości UE uznał co prawda podobne praktyki w Niemczech i Włoszech za legalne, ale odwoływał się do prawa krajowego tych państw i wyroki nie mają zastosowania do Polski.

Apteka będzie również dla dzieci aptekarza. Jeżeli dziecko aptekarza będzie aptekarzem, to będzie mogło odziedziczyć po nim aptekę. Nie będzie potrzebne wydawanie nowego pozwolenia, które ze względu na kryteria populacji i geografii pewnie wydane by nie zostało. W ten sposób jeden student farmacji będzie wiedział, że kiedyś odziedziczy swoją własną aptekę, a drugi że nigdy własnej nie otworzy.

Ograniczenie wyboru konsumentów to wyższe ceny

Dzięki konkurencji nie jesteśmy skazani na jedną aptekę na osiedlu. Możemy wybrać aptekę ze strefą samoobsługową, aptekę bez dopłat za obsługę w godzinach nocnych, aptekę która jest danego dnia najbliżej, czy aptekę o tańszych lekach bez recepty. Zahamowanie otwierania nowych aptek, w przyszłości ten wybór ograniczy. Mniejszy wybór wiąże się z niższymi standardami obsługi i wyższymi cenami.

Trudno porównywać ceny leków pomiędzy państwami członkowskimi UE, bo wszędzie są silnie regulowane i to na różne sposoby. Różnią się poziomem refundacji leków na receptę, ustawową sztywnością cen części leków, skalą regulacji zawodu aptekarza, czy możliwościami reklamy. Dobrym przybliżeniem cen są jednak marże apteczne, czyli zyski aptek na sprzedaży leków. Na konkurencyjnym rynku apteka nie jest w stanie działać przy wysokiej marży, bo zachęca tym konkurencję do wejścia na rynek, co wymusza obniżenie marż, czyli z perspektywy pacjentów – cen. W państwach członkowskich UE o bardziej liberalnej regulacji aptek, takich jak Wielka Brytania i Holandia, marże aptek są niższe.

Regulacja aptek już dzisiaj szkodzi pacjentom

Już obecnie apteki w Polsce są przeregulowane, co szkodzi pacjentom. Ceny leków na receptę są sztywne, co uniemożliwia konkurencję poziomem cen. Sprzedaż leków na receptę przez Internet jest zabroniona, co utrudnia do nich dostęp na terenach wiejskich. Od nowego roku wchodzą w życie ograniczenia wielkości opakowań leków na przeziębienie, jakie będzie można nabyć bez recepty. Najgorszy jest jednak zakaz reklamy aptek, który nie tylko ogranicza możliwości wejścia na rynek nowych podmiotów, ale i wprowadzania nowych usług z zakresu promocji zdrowia, profilaktyki, czy monitorowania.

W Holandii, Stanach Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii apteki są miejscem organizowania prelekcji promujących zdrowie, spotkań z ekspertami radzącymi jak rzucić palenie, szczepień przeciwko grypie, czy podstawowych badań diagnostycznych. Umożliwiają również umówienie się na prywatne konsultacje z farmaceutą, czy wzięcie udziału w prelekcji przez Internet. Wszystkie te usługi są obecnie w Polsce de facto nielegalne. Zakaz reklamy obejmuje bowiem podawanie do publicznej wiadomości wszelkich informacji mogących zwiększyć sprzedaż leków poza danymi teleadresowymi.

Studia farmaceutyczne należą do bardzo wymagających i aptekarze są w stanie pełnić znacznie większą rolę w systemie ochrony zdrowia w Polsce niż do tej pory. Tak się niestety nie stanie jeżeli regulacje będą zabraniać próbowania nowych modeli biznesowych i wprowadzania na rynek innowacyjnych usług.

Dajmy Polakom wybór

W każdym kraju są grupy zawodowe, które domagają się przywilejów twierdząc, że ich zawód jest z jakiegoś powodu inny od wszystkich pozostałych. Górnicy mają szczególnie ciężką pracę, więc podatnicy dopłacają im do emerytur. Notariusze są zawodem zaufania publicznego, więc państwo ogranicza ich liczbę, podnosząc tym samym ceny usług. Podobnie przewodnicy turystyczni. Koszty ponosi reszta społeczeństwa, a korzyści skoncentrowane grupy. To zły model. Im więcej wyboru mają Polacy, tym szybszy i uczciwszy jest wzrost gospodarczy. Niech o otwarciu nowej apteki decydują decyzje zakupowe pacjentów, a nie ustawodawcy.

Share

Artykuł Apteki: rządzący forsują regulacje szkodliwe dla pacjentów pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/apteki-rzadzacy-forsuja-regulacje-szkodliwe-dla-pacjentow/feed/ 0
Gdzie klasizm, a gdzie liberalizm? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/gdzie-klasizm-a-gdzie-liberalizm/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/gdzie-klasizm-a-gdzie-liberalizm/#respond Mon, 22 Feb 2016 08:43:46 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3255 „Dziennik Opinii” opublikował niedawno felieton Jana Śpiewaka pt. „500+ klasizm, rasizm i neoliberalizm”. Autor słusznie piętnuje różnego rodzaju przejawy klasizmu w komentarzach do programu „Rodzina 500+”. Temat jakiś czas temu bardzo dobrze opisał Trystero. Śpiewak słusznie również zauważa, że głównym problemem dzietności jest niska dostępność opieki instytucjonalnej.[1] Zdumienie natomiast wzbudza fakt, że Śpiewak łączy klasizm […]

Artykuł Gdzie klasizm, a gdzie liberalizm? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

autor: Kristina Alexanderson

„Dziennik Opinii” opublikował niedawno felieton Jana Śpiewaka pt. „500+ klasizm, rasizm i neoliberalizm”. Autor słusznie piętnuje różnego rodzaju przejawy klasizmu w komentarzach do programu „Rodzina 500+”. Temat jakiś czas temu bardzo dobrze opisał Trystero. Śpiewak słusznie również zauważa, że głównym problemem dzietności jest niska dostępność opieki instytucjonalnej.[1] Zdumienie natomiast wzbudza fakt, że Śpiewak łączy klasizm (argumentację w rodzaju „biedni przepiją 500 zł, bo są moralnie gorsi”) z liberalizmem. Jestem ekonomistą liberalnego thinktanku i przeciwnikiem programu „Rodzina 500+”, ale nie zauważyłem klasizmu ani w opinii FOR na ten temat, ani w analizie FOR którą napisaliśmy razem z Olgą Zajkowską.

Liberałowie uważają, że ludzie sami najlepiej wydają swoje pieniądze. Jest to pogląd dokładnie przeciwny do klasistowskich przekonań w rodzaju „biedni przepiją 500 zł, bo są moralnie gorsi”. Dlatego zazwyczaj liberałowie w ramach polityki społecznej, o ile już z jakichś przyczyn i tak jest prowadzona, proponują rozwiązania pozostawiające maksimum swobody beneficjentom transferów socjalnych. Milton Friedman zaproponował tzw. negatywny podatek dochodowy, w którym osoby poniżej pewnego progu dochodowego otrzymują transfery od państwa. Wielu współczesnych liberałów uważa natomiast dochód gwarantowany, propozycję w ramach której każdy dorosły obywatel otrzymuje pewien minimalny dochód od państwa, za preferowalny w stosunku do istniejących, np. w USA, programów socjalnych. Za preferowalny uważają go właśnie dlatego, że pozwala na rozproszone decydowanie o wydawaniu pieniędzy – wydawanie ich przez samych beneficjentów pomocy zamiast urzędników, którzy nie mogą mieć wiedzy o indywidualnych potrzebach każdej osoby otrzymującej transfery od państwa. Pomysł Zbigniewa Ziobry, żeby 500 zł mogło być wydawane jedynie imienną kartą płatniczą w ramach ustalonego przez administrację katalogu artykułów jest z tej perspektywy wręcz katastrofalny.

Jan Śpiewak w swoim felietonie przywołuje opinie wygłaszane przez profesor Magdalenę Środę, Jeremiego Mordasewicza, Dominikę Wielowieyską i profesora Jana Hartmana. Osobiście zauważam tylko jednego liberała w tym gronie. Nie wydaje mi się również, żeby w środowiskach liberalnych szczególnie popularnym filmem była przywołana „Arizona”, która w 1997 roku pokazała obraz biednych jako żyjących w beznadziei pijaków.

Nie znalazłem w felietonie tytułowego rasizmu, ale jak rozumiem miał się odnosić  do zamieszczonego w tekście porównania klasistowskich poglądów na program „Rodzina 500+” do „eugeniki społecznej”. Gdzie jak gdzie, ale w eugenice lewica nie ma zbyt czystej karty, a przynajmniej jej wczesno-XX-wieczni przedstawiciele.[2] Mało kto wie, że pierwotnie płaca minimalna w USA miała eliminować z rynku pracy czarnoskórych, imigrantów i kobiety (które powinny „służyć rasie” zajmując się dziećmi). Niedawno wyszła na ten temat kolejna książka, tym razem badacza z Princeton University, „Illiberal Reformers: Race, Eugenics, and American Economics in the Progressive Era”. Przyznam, że jeszcze nie miałem okazji jej przeczytać, ale znam ją m.in. z recenzji lewicowego „New Republic”.[3] Ironiczne pytanie Śpiewaka „a w ogóle to kto im dał prawo do głosowania?” również wpisuje się w temat, ponieważ ówczesna „postępowa” legislacja zmierzała także do „poprawy elektoratu”. Wprowadzone wtedy dodatkowe wymogi (jak np. takie jak ten obowiązkowe testy, których dzisiaj nie przechodzą nawet studenci Harvard University) miały obniżyć partycypacje wyborczą grup uznawanych za gorsze. Nie chcę robić z tego dzisiaj zarzutu, eugenika była wtedy całkowicie głównonurtowym poglądem i jednym ciągiem mówiło się o higienie oraz kontroli urodzeń. Chodzi mi o to, że również ona nijak się ma do liberalizmu.

Niezrozumiałe pozostaje dla mnie również dlaczego Śpiewak wiąże z klasizmem prostą analizę ekonomiczną w której ludzie reagują na bodźce. Zasiłki na dzieci, tak jak wszystkie niepowiązane z pracą zasiłki, zawsze w jakimś stopniu zniechęcają do pracy zarobkowej. Taki efekt wystąpił chociażby w Hiszpanii w 2007 roku. Biedniejsi są statystycznie bardziej wrażliwi na tego rodzaju bodźce, bo przykładowe 500 zł stanowi większy procent ich dochodów. Jeżeli jednak zamiast 500 zł mielibyśmy 3000 zł to i wielkomiejska klasa średnia mogłaby zacząć masowo odpływać z rynku pracy. Zresztą 500 zł nie musi zachęcać do odchodzenia z rynku pracy, wystarczy np. zmniejszanie liczby jej godzin lub przechodzenie do szarej strefy. Szczególnie, że pomaga to spełnić kryterium dochodowe na pierwsze dziecko.

Czy jestem w stanie zapewnić, że nie ma liberałów, którzy przejawiają klasistowskie postawy? Oczywiście, że nie. Jak zauważył Trystero, klasizm pojawia się we wszystkich krajach i to na wskroś politycznego spektrum. Być może ma to związek z przywołanym przez niego efektem halo, w którym ludzie mają tendencje przepisywać sobie cechy na podstawie pierwszego wrażenia, np. skoro ktoś jest bogaty, to pewnie również pracowity i uczciwy. A może jest inne psychologiczne wytłumaczenie. Jednak to co było moim celem w niniejszym tekście, to pokazanie, że nie ma w liberalizmie niczego co można by wiązać z klasizmem, a nawet więcej, liberalizm jest z nim wprost sprzeczny.

 


[1] Tu nadmienię, że tą lukę szybko uzupełnia sektor prywatny, który wg GUS w 2014 roku dostarczał już 43% wszystkich miejsc w placówkach opieki dla dzieci do lat 3.

[2] Takim prominentnym liberałom jak Herbert Spencer, czy William Graham Sumner, darwinizm społeczny przypisali dopiero ich XX-wieczni krytycy i to bezpodstawnie.

[3] Nawiasem mówiąc podziwiam uczciwość intelektualną, że magazyn spowiada się w ten sposób z poglądów głoszonych m.in. przez jego własnych założycieli.

Share

Artykuł Gdzie klasizm, a gdzie liberalizm? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/gdzie-klasizm-a-gdzie-liberalizm/feed/ 0
Co by było bez prywatyzacji? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/co-by-bylo-bez-prywatyzacji/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/co-by-bylo-bez-prywatyzacji/#comments Sat, 10 Dec 2011 03:00:17 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1030 Pewnie to co w Chinach by było. Od początku chińskich reform w 1978 roku prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych jest blokowana. Z nieciekawym skutkiem. Zyski chińskich przedsiębiorstw państwowych systematycznie topnieją od lat ’80. Pomijając kwestię fundamentalną, jaką jest brak bodźców które miałby prywatny właściciel, wyróżnia się trzy główne powody tego procesu: 1) konkurencja ze strony przedsiębiorstw prywatnych, […]

Artykuł Co by było bez prywatyzacji? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Pewnie to co w Chinach by było. Od początku chińskich reform w 1978 roku prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych jest blokowana. Z nieciekawym skutkiem.

Zyski chińskich przedsiębiorstw państwowych systematycznie topnieją od lat ’80. Pomijając kwestię fundamentalną, jaką jest brak bodźców które miałby prywatny właściciel, wyróżnia się trzy główne powody tego procesu: 1) konkurencja ze strony przedsiębiorstw prywatnych, 2) porażka firm państwowych w kwestii poprawy efektywności, 3) zawyżone płace pracowników. Zresztą tracą również np. na skutek rozkradania przez dyrekcje i pracowników. W grudniu 1995 chińskie Państwowe Biuro Administracji Własności Państwowej oszacowało koszt tych defraudacji na 50 miliardów juanów rocznie od wczesnych lat ’80. Zyski brutto sektora przedsiębiorstw państwowych w 1978 roku wyniosły 19,1% PKB, w 1985 0,5% PKB, a w 1993 0,1% PKB. W 1996 sektor po raz pierwszy od 1949 zanotował straty.
Źródło danych.

Dzisiaj Chińczycy dalej topią połowę inwestycji w środki trwałe w firmach państwowych. Zwrot z kapitału wynosi 30% w chińskich przedsiębiorstwach prywatnych, a zaledwie 5% w państwowych. Wg słów przeprowadzającego badanie Loren’a Brandt’a z University of Toronto są to bardzo konserwatywne szacunki dla firm państwowych i w rzeczywistości zwrot jest zapewne ujemny.
Źródło danych (figure 2 i 7a).

Share

Artykuł Co by było bez prywatyzacji? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/co-by-bylo-bez-prywatyzacji/feed/ 5
„Inwestycja rządowa”: puste angielskie miasteczko https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/%e2%80%9einwestycja-rzadowa%e2%80%9d-puste-angielskie-miasteczko/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/%e2%80%9einwestycja-rzadowa%e2%80%9d-puste-angielskie-miasteczko/#respond Thu, 10 Nov 2011 04:00:22 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=764 Pogoda ostatnio w Szanghaju, mimo około 20 stopni, angielska. Częściowo z tej okazji wybrałem się do Thames Town, chińskiej imitacji brytyjskiego miasteczka. Nie parku rozrywki, a przynajmniej nie w zamyśle (chociaż taka to kategoria wg TravelAdvisor), tylko prawdziwego miasteczka-dzielnicy dla 10 000 ludzi na przedmieściach Szanghaju. To nie kolejna ekstrawagancja chińskich nowobogackich. Thames Town to […]

Artykuł „Inwestycja rządowa”: puste angielskie miasteczko pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Pogoda ostatnio w Szanghaju, mimo około 20 stopni, angielska. Częściowo z tej okazji wybrałem się do Thames Town, chińskiej imitacji brytyjskiego miasteczka. Nie parku rozrywki, a przynajmniej nie w zamyśle (chociaż taka to kategoria wg TravelAdvisor), tylko prawdziwego miasteczka-dzielnicy dla 10 000 ludzi na przedmieściach Szanghaju. To nie kolejna ekstrawagancja chińskich nowobogackich. Thames Town to wybudowany za 5 miliardów juanów (~2,5 mld złotych) pomysł lokalnych polityków w ramach projektu „Jedno Miasto, Dziewięć Miasteczek”, mającego na celu decentralizację aglomeracji. Właściwie Thames Town to rozbudowa większego Songjian, do którego odnosi się „Jedno Miasto”. Co do dziewięciu miasteczek to zrealizowano jeszcze włoskie, niemieckie, skandynawskie, hiszpańskie, holenderskie, kanadyjskie i tradycyjne chińskie. Tak, po ośmiu najwyraźniej ktoś się opamiętał i odpuścił dziewiąte. W sumie mieszkań na 500 000 ludzi.

Skutek nie jest zaskoczeniem – Thames Town jest miasteczkiem jedynie w tym sensie, że stoi wybudowane. Brakuje ludzi. Puste powierzchnie sklepowe, puste mieszkania, pusty kościół (zamknięty, a byłem w niedzielę). Spotkałem za to zaskakującą jak na taki nieatrakcyjny dzień liczbę par młodych robiących sobie zdjęcia ślubne. Jedna z lepszych ilustracji niechybnie dotykającego planistów braku wiedzy lokalnych okoliczności, o którym pisał Friedrich A. von Hayek. W dziedzinie urbanistyki niezależnie do praktycznie tych samych wniosków doszła Jane Jacobs. Ale niewykluczone, że większość mieszkań w Thames Town została sprzedana, Chińczycy z uwagi na ograniczone możliwości inwestowania masowo wykorzystują do tego nieruchomości, pozostawiając je przy tym niezamieszkałe. Ciągle pozostaje to jednak puste miasto, z pustymi powierzchniami sklepowymi, pustymi ulicami, które zostały wytworzone na skutek arbitralnej zewnętrznej ingerencji. Strata pieniędzy. Być może jeden z wielu przejawów bańki na chińskim rynku nieruchomości. Chiny zamierzają wybudować 20 miast w ciągu najbliższych 20 lat. Powodzenia. W myśl tego, czego nauczył nas Hayek, powodzenie pozostaje jednak zagrożone:

(…) Planiści miejscy (…) często domagają się planowania miejskiego na regionalną bądź nawet narodową skalę. To prawda, że zawsze istnieć będą jakieś czynniki których planowanie może być rozpatrzone tylko przez większe jednostki. Ale nawet bardziej pewne jest, że wraz z poszerzeniem obszaru jednolitego planowania, konkretna wiedza lokalnych okoliczności będzie, z konieczności, mniej efektywnie wykorzystana. (…) Prawdopodobnie nie istnieje idealna odpowiedź dla rzeczywistych problemów które stwarza złożoność zagadnienia. Ale tylko metoda która działa głównie poprzez bodźce i dane oferowane prywatnemu właścicielowi i która pozostawia mu dowolność w wykorzystaniu konkretnej części ziemi stwarza prawdopodobieństwo wytworzenia satysfakcjonujących rezultatów, skoro żadna inna metoda nie będzie w stanie w pełni spożytkować rozproszonej wiedzy perspektyw i możliwości rozwoju tak jak robi to rynek. (…) („Housing and Town Planning”)

Być może zresztą bańka już pęka, największy chiński deweloper notuje spadek sprzedaży trzeci miesiąc z rzędu. Z drugiej strony może być to skutek polityki rządu, który stara się od dłuższego czasu rozbroić tą potencjalną bombę.

Więcej zdjęć Thames Town.

UZUPEŁNIENIE: Przypadkiem zauważyłem dzisiaj w księgarni na ekspozycji najgłośniejszą książkę Jane Jacobs, czyli Chińczycy te kwestie rozważają 🙂

Share

Artykuł „Inwestycja rządowa”: puste angielskie miasteczko pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/%e2%80%9einwestycja-rzadowa%e2%80%9d-puste-angielskie-miasteczko/feed/ 0