Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Łukasz Maźnica – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Po co nam (publiczna) kultura? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/po-co-nam-kultura/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/po-co-nam-kultura/#respond Wed, 15 Jan 2014 12:30:32 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1991 Co finansowany ze środków publicznych teatr daje społeczeństwu w zamian za dotacje? Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu na łamach portalu kwartalnika Res Publica Nowa, odpowiada: Demokrację. Strefę wolności. Dyskusję nieograniczoną doraźnym interesem politycznym[1]. To wszystko prawda, niemniej w świecie zdominowanym przez ekonomię, liczby i maksymalizację użyteczności jest to prawda niewystarczająca. Myli się jednak ten, kto sądzi, że […]

Artykuł Po co nam (publiczna) kultura? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Co finansowany ze środków publicznych teatr daje społeczeństwu w zamian za dotacje? Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu na łamach portalu kwartalnika Res Publica Nowa, odpowiada: Demokrację. Strefę wolności. Dyskusję nieograniczoną doraźnym interesem politycznym[1]. To wszystko prawda, niemniej w świecie zdominowanym przez ekonomię, liczby i maksymalizację użyteczności jest to prawda niewystarczająca.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że w kolejnych kilku akapitach znajdzie krytykę obecnego systemu, dopuszczającego wspieranie instytucji kultury (w tym teatrów) z pieniędzy publicznych. Wprost przeciwnie. Niniejszy tekst ma raczej na celu legitymizację takiej formy wsparcia z punktu widzenia racjonalności ekonomicznej.

W tym duchu odpowiedź na pytanie zadane dyrektorowi Mieszkowskiemu brzmieć może bowiem zgoła inaczej. Nie będzie tu mowa o odpowiedzi lepszej bądź gorszej. Chodzi raczej o komplementarne i uzupełniające spojrzenie, tkwiące w gruncie rzeczy w tej samej logice myślowej. Ta podpowiada, że kultura (w wąskim rozumieniu – instytucji kultury) może mieć dla gospodarki niebagatelne znaczenie.

Nie jest to jednak znaczenie najczęściej dostrzegane i podkreślane przez ekonomistów. Ci patrzą niestety zbyt wąsko, a przez nie to nie ocierają się nawet o sedno problemu. W jednej ze swoich wypowiedzi cytowany wcześniej dyrektor Mieszkowski trafnie zauważa – „Podobno jedna złotówka wydana na kulturę daje zysk do budżetu 4 zł. Ale wartości materialne nie mogą być jedyną miarą wartości naszego życia”. Być może przypadkowo, ale jednocześnie niezwykle słusznie apeluje tym samym o nie sprowadzanie kultury to czystko matematycznych i łatwo ujmowanych w modelach wartości (np. wkład przemysłów kreatywnych do PKB (w skali makro), efektywność osiągnięcie z zatrudnienia w przedsiębiorstwie designera(w skali mikro)).

Kultura (teatr, muzeum, kino, dom kultury, organizacje pozarządowe, samozwańczy aktywiści kulturowi) ma znacznie ważniejszą gospodarczą misję do wypełnienia. Kształtuje ona orientacje mentalne każdego członka społeczeństwa. Niezauważalne, choć przez każdego odczuwalne, procesy socjalizacji (wrastania w społeczeństwo) oparte są na kulturze. Dziełach literackich, dziedzictwie kulturowym, wynikającym z nich tradycjom, obrzędom itd. Nie mało jest przesłanek wskazujących, że charakter uczestnictwa jednostki w kulturze może kształtować charakter jej późniejszego uczestnictwa w życiu gospodarczym i społecznym. Wspaniale i obrazowo pisze o tym Czapliński – „słowa, metafory, zdania, narracje kształtują nasze postrzeganie świata, odczucia, sympatie i antypatie. Kochamy na miarę tekstów, które nauczyły nas kochać. Podziwiamy tych, którzy zostali uwzniośleni przez literaturę. Brzydzimy się tym, co kultura przedstawiła jako obrzydliwe[2]”.

Z ekonomicznego punktu widzenia wartości te – nabywane przez całe nasze życie – sprowadzić można do niematerialnych (co nie oznacza nieważnych!) kapitałów: społecznego i kulturowego. O ich gospodarczym znaczeniu (potwierdzonym empirycznymi przykładami) od lat piszą badacze tacy Coleman, Huntington, Landes, Putnam, Fukuyama, czy w Polsce Czapiński, Hausner. Wcześniej kwestie te podnosiły umysły m.in. Tocqueville’a, Webera, czy Banfielda. Rozważania te sprowadzają się do przekonania, że kultura w przedstawianym wąskim rozumieniu (utożsamianym z wytworami kultury, dziedzictwem kultury) może być swego rodzaju transmiterem kultury rozumianej w sposób szeroki, tj. indywidualnych i społecznych orientacji mentalnych. Mówiąc mniej zawile może ona wpływać na naszą przedsiębiorczość, kreatywność, zaufanie do innych, skłonność do współpracy i wchodzenia w interakcje społeczne, zaangażowanie społeczne, ale i na cechy negatywne: bierność społeczna, skłonność do ulegania korupcji, czy prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu (determinuje bowiem tak pozytywne, jak i negatywne cechy) itd.. Nie będzie przesadą zaryzykowanie stwierdzenia, że we współczesnym świecie to właśnie te – miękkie – kapitały (stanowiące poniekąd rozszerzenie i rozwinięcie koncepcji związanych z kapitałem ludzkim) decydują w dużej mierze o konkurencyjności poszczególnych gospodarek narodowych, czy lokalnych.

To oczywiście tylko jedna z opowieści ekonomicznych, uzurpująca sobie prawo do tłumaczenia obserwowanych w naszej codzienności zjawisk. Ciężko na ten moment ostatecznie i jednoznacznie wykazać jej prawdziwość, ale nie sposób na ten moment zaprzeczyć wielu powyższym tezom. Nasuwa się w tym kontekście wniosek, iż jeżeli w istocie wąsko rozumiana kultura może znacząco wpływać na ważne cechy społeczeństwa (pośrednio także na dobrobyt), to należałoby szczególną uwagę zwrócić w kierunku polityki kulturalnej. Ta staje się w tym kontekście istotnym elementem szeroko rozumianej polityki rozwoju (wnosi istotną ekonomicznie – szczególnie w długim okresie – społeczną wartość dodaną). Wymaga to także zrewidowania i przemyślenia podejścia państwa do instytucji kultury, edukacji kulturalnej, czy organizacji pozarządowych, które na co dzień podejmują się działalności o charakterze animacji kulturowej.

Ludzie kultury często niechętnie spoglądają na ekonomistów. Postrzegają ich jako intruzów, który apelują o efektywność w sztuce. Z kolei ekonomiści w wielu przypadkach nie rozumieją artystów, opowiadających o mistycznym „efekcie artystycznym” swoich przedsięwzięć. Takie wzajemne antagonizmy nie są jednak potrzebne. Przynajmniej wobec części artystów i części ekonomistów. Istnieją bowiem grupy w obu tych środowiskach, które starają się poszukiwać wspólnego języka, dając kulturze do ręki ekonomiczne narzędzia wspierające jej batalię o środki na działalność.

 

 

Autor jest współautorem publikacji „Kultura a rozwój” redagowanej przez profesorów: Jerzego Hausnera, Annę Karwińską oraz Jacka Purchlę. Premiera książki odbędzie się 21 stycznia. Jej wydawcą jest Narodowe Centrum Kultury (https://www.nck.pl/artykuly/100679.html).

Share

Artykuł Po co nam (publiczna) kultura? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/po-co-nam-kultura/feed/ 0
ZUSowskie limuzyny https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zusowskie-limuzyny/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zusowskie-limuzyny/#comments Sat, 20 Jul 2013 16:13:43 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1831 Audi A6, Jaguar XF, Mercedes E  – jak donosi Rzeczpospolita[1] te trzy luksusowe auta, będą wynajmowane przez ZUS przez najbliższe 36 miesięcy. Luksus ten kosztować będzie budżet państwa ponad 0,5 mln zł. Ale właściwie czymże jest 540 000 zł dla liczącego sobie ponad 4 mld zł rocznego kosztu utrzymania ZUS? Dla zarządzających tą instytucją urzędników zapewne […]

Artykuł ZUSowskie limuzyny pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Audi A6, Jaguar XF, Mercedes E  – jak donosi Rzeczpospolita[1] te trzy luksusowe auta, będą wynajmowane przez ZUS przez najbliższe 36 miesięcy. Luksus ten kosztować będzie budżet państwa ponad 0,5 mln zł.

Ale właściwie czymże jest 540 000 zł dla liczącego sobie ponad 4 mld zł rocznego kosztu utrzymania ZUS? Dla zarządzających tą instytucją urzędników zapewne kroplą w morzu. Być może kroplą sporych rozmiarów, wciąż jednak na tyle nieistotną, że nie warto dłużej zastanawiać się nad jej efektywnością.

Źródło: Strony internetowe producentów pojazdów

Nam nie-urzędnikom pozostaje zapytać, na co instytucji takiej jak ZUS tego typu pojazdy? Być może Zakład Ubezpieczeń Społecznych chce na nich w jakiś sposób zarobić. Cel wynajęcia aut byłby wówczas szczytny, a krytyka nieuzasadniona. Intuicyjnie wydaje się, że nie chodzi tu raczej o akwizycję nowych klientów. Byłoby to działanie obarczone wysokim stopniem trudności w kraju, gdzie każdy chcąc nie chcąc oddaje ZUS część wynagrodzenia. Skoro nie akwizycja, to co? Pytanie to pozostawiam otwarte. Troszcząc się o finanse publiczne mam nadzieję, że istnieje na nie jakakolwiek sensowna odpowiedź.

Brak logiki w ludzkim działaniu (a szczególnie działaniu urzędniczym) to jedna z tych rzeczy, która najbardziej irytuje w otaczającym świecie. Wynajęcie przez ZUS Audi A6, Jaguara XF i Mercedesa E to najwyższa forma hołdu dla działań nielogicznych i niczym nieuzasadnionych.

Warto pamiętać, że wszystko to dzieje się w sytuacji, w której rząd stara się przekonać obywateli, iż to nie ZUS, a OFE są piekielnie drogie w utrzymaniu. Jak wyliczyło MPiPS te ostatnie przez 14 lat swojej działalności kosztowały przyszłych emerytów 17 mld zł, co daje roczną średnią na poziomie ok. 1 mld 200 mln zł. Liczba ta dość blado wygląda jednak przy przywoływanych już ponad 4 mld, jakie w samym 2011 roku wydatkowane zostały wyłącznie na samo utrzymanie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.


[1] https://www.ekonomia.rp.pl/artykul/1012056.html

Share

Artykuł ZUSowskie limuzyny pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zusowskie-limuzyny/feed/ 1
Stracone pokolenie? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/stracone-pokolenie/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/stracone-pokolenie/#respond Mon, 10 Dec 2012 22:44:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1661 Młodzi Polacy mają duży problem z odnalezieniem się na rynku pracy. Absolwenci uczelni wyższych winą za taki stan rzeczy chętnie obarczają system kształcenia. Być może jednak winni są oni sami. W I kwartale 2012 roku najwyższą stopę bezrobocia odnotowano wśród dwóch najmłodszych grup badanych do 24 lat i 25-34 lata [GUS]. Prawidłowość ta na stałe wpisała […]

Artykuł Stracone pokolenie? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Młodzi Polacy mają duży problem z odnalezieniem się na rynku pracy. Absolwenci uczelni wyższych winą za taki stan rzeczy chętnie obarczają system kształcenia. Być może jednak winni są oni sami.

W I kwartale 2012 roku najwyższą stopę bezrobocia odnotowano wśród dwóch najmłodszych grup badanych do 24 lat i 25-34 lata [GUS]. Prawidłowość ta na stałe wpisała się w krajobraz naszego rynku pracy. Młodzi Polacy – dzisiejsi uczniowie, studenci i niedawni absolwenci – coraz częściej określani są przez to jako „stracone pokolenie”. W parze z tym sformułowaniem idzie mocna krytyka krajowego systemu kształcenia. Rzadko pojawia się natomiast refleksja, czy takie podejście w całości wyczerpuje przyczyny opisywanego problemu. Warto się nad tą kwestią pochylić nieco mocniej. Od prawidłowo postawionej diagnozy może zależeć odpowiedź na pytanie kim będą Polacy za kilkanaście i kilkadziesiąt lat.

Analizując opisany problem szczególną uwagę wypada poświęcić studentom. To od ich kompetencji zależeć będzie przyszłe miejsce Polski w światowej gospodarce. Powszechnie już pisze i mówi się o błędach polskich szkół wyższych. Na stałe do słownika weszły słowa opisujące uniwersytety jako „fabryki bezrobotnych”. Krytycy jednym tchem wymieniają główne grzechy systemu – niska jakość i niedostosowanie kształcenia do potrzeb rynku pracy – to najczęściej wskazywane problemy. Razy spadają także na głowę kadry dydaktycznej. Zarzuca się jej koncentrację na własnych badaniach i niezainteresowanie studentami. Często zapomina się natomiast o roli tych ostatnich, choć wydaje się, że ta nie jest wcale błaha.

Żaków jest w Polsce coraz więcej. Według danych GUS ponad połowa Polaków w przedziale wiekowym 19-24 lata to studenci. Lokuje nas to w światowej czołówce, jeśli chodzi o popularność studiów. Moda ta dotyczy przede wszystkich studiów humanistycznych (w roku akademickim 2010/2011 udział studentów uczelni technicznych do studentów ogółem wynosił mniej niż 25%). Stało się to zresztą przyczynkiem do krytyki uczelni za zbyt dużą dostępność tego typu kierunków. Zdaniem wielu jedyny ich cel to produkcja bezrobotnych z dyplomem  i z tego względu ich powszechność powinna zostać ograniczona.

Warto zastanowić się jednak, czy na pewno rolą systemu kształcenia jest racjonowanie dostępu do wiedzy i studiów. Młody człowiek ma prawo wybierać i zgłębiać te dziedziny nauki, które z różnych względów przyciągają jego uwagę i zainteresowania[1]. Nie powinien on natomiast oczekiwać, że każde studia same w sobie zapewnią mu poprzez tytuł licencjata lub magistra bezpieczny start w zawodowe życie. Jest to postawa roszczeniowa, dla której ciężko znaleźć uzasadnienie. Co gorsza, wydaje się, że jest to popularne wśród studentów spojrzenie.

Bez wątpienia nie jest rolą uczelni przejmowanie wyłącznej odpowiedzialności za zawodowe losy studenta. Studia nie stanowią i nie powinny stanowić przygotowania do wykonywania jednego, konkretnego zawodu. Ich spektrum z natury rzeczy jest bardzo szerokie, przez co i zakres możliwych ścieżek kariery jest obszerny. Zadaniem uczelni jest przekazanie wiedzy oraz umiejętności i budowa poprzez nie możliwie otwartej i kreatywnej postawy życiowej studenta.

Z kolei zadaniem żaka jest wybór takiej ścieżki kształcenia, która pozwoli mu spełnić zawodowe marzenia. Trzeba przez to rozumieć nie tylko wybór kierunku studiów, ale też zaangażowanie w inne aktywności, które muszą zostać podjęte przez studenta, aby spełniał on kryteria, jakie stawia przed nim pożądany pracodawca. Jakie to aktywności?

Ich gama jest niezwykle zróżnicowana i zależna od ambicji młodego człowieka. Przykładowo „student  –  nie dziennikarz” nie musi rekrutować się na kierunek dziennikarstwo, aby stać się dobrym autorem artykułów prasowych. Swoje zainteresowania może rozwijać w stosownym kole naukowym, redakcji miesięcznika studenckiego, podczas szkoleń, czy warsztatów organizowanych przez organizacje studenckie bądź pozarządowe. Pula możliwości jest szeroka i dotyczy nie tylko amatorów dziennikarstwa. Aktywną rolę na tym polu może i powinna odgrywać także uczelnia.

Zgodnie z ideą zawartą w polskim przysłowiu „Umiesz liczyć? Licz na siebie!” należy stwierdzić, że przyzwoitość wymaga od dorosłego człowieka, aby brał odpowiedzialność za swoje decyzje i wybiegał myślami dalej niż tylko o kilka dni do przodu. Żak, który weźmie swój los we własne ręce i nie ograniczy się jedynie do wyboru kierunku studiów, ma znacznie większe szanse na znalezienie wymarzonej pracy. Nie ważne będzie wówczas czy jest polonistą, finansistą, czy inżynierem.

Daleko idącym uproszczeniem jest obarczenie uczelni główną odpowiedzialnością za sytuację studentów na rynku pracy. Droga do naprawy obecnej sytuacji wiedzie również przez wzrost świadomości i aktywności obecnych żaków. Trzeba i należy wymagać zmian na lepsze od systemu kształcenia. Niemniej duży potencjał zmiany jakościowej tkwi w samych studentach. Pora by obok wymagania od innych zaczęli wymagać także od siebie.


[1] Oddzielną i wartą osobnej analizy kwestią jest pytanie, czy studia te powinny być finansowane przez państwo.

Share

Artykuł Stracone pokolenie? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/stracone-pokolenie/feed/ 0
Rozwój Krakowa a Euro 2012 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/rozwoj-krakowa-a-euro-2012/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/rozwoj-krakowa-a-euro-2012/#comments Wed, 09 Nov 2011 20:31:46 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=820 Jakiś czas temu Holendrzy, ostatnio Anglicy, a niebawem Włosi – reprezentacje tych krajów mają mieć w Krakowie swoje centra pobytowe podczas Euro 2012. Powoli zaczyna się mówić, że Kraków mimo statusu miasta rezerwowego pełnić będzie rolę piątego polskiego miasta-organizatora Euro. Miejskie władze po miesiącach tłumaczeń dlaczego stolica Małopolski jest jedynie „w rezerwie”, powoli zaczynają podnosić głowę […]

Artykuł Rozwój Krakowa a Euro 2012 pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Jakiś czas temu Holendrzy, ostatnio Anglicy, a niebawem Włosi – reprezentacje tych krajów mają mieć w Krakowie swoje centra pobytowe podczas Euro 2012. Powoli zaczyna się mówić, że Kraków mimo statusu miasta rezerwowego pełnić będzie rolę piątego polskiego miasta-organizatora Euro. Miejskie władze po miesiącach tłumaczeń dlaczego stolica Małopolski jest jedynie „w rezerwie”, powoli zaczynają podnosić głowę i triumfować. Podstawowe pytanie (którego brak w lokalnych mediach) brzmi jednak, czy z punktu widzenia miejskich finansów faktycznie jest się z czego cieszyć.

 

Listopad 2006 roku

Miesiąc dla tego wpisu i zamieszczonej tu krótkiej analizy szczególny. Wówczas Polska wciąż była jedynie kandydatem na organizatora Euro, a Kraków posiadał status kandydata na rezerwowego organizatora mistrzostw. Wtedy również władze Krakowa po raz ostatni przed przyznaniem Polsce Euro 2012 opublikowały Wieloletni Plan Inwestycyjny miasta. Obejmował on lata 2007-2022. Co możemy znaleźć w przytaczanym dokumencie?

Kilka informacji, które z dzisiejszego punktu widzenia wydają się być co najmniej zaskakujące. Stosunek zadłużenia miasta do dochodów planowany na koniec roku 2011 wynosił wówczas ok. 50%, a wydatki na obiekty piłkarskie planowane były do 2022 roku na ok. 120 mln zł.

Co wydarzyło się dalej?

18 kwietnia 2007 roku UEFA zadecydowała, że Polska i Ukraina wspólnie zorganizują Euro 2012. Od tego dnia władze Krakowa zaczęły zapewniać, że miasto wciąż ma szansę na ucieczkę od statusu miasta rezerwowego i wejście do grupy tzw. miast-organizatorów. Efektem tego była realizacja inwestycji, których czas, tempo i zasadność determinowane były wyłącznie piłkarskim mistrzostwom Europy.

Jaki jest skutek tych działań?

Dziś wiadomo już na pewno, że Kraków nie będzie gościć żadnego meczu Euro 2012. Bez względu na to w mieście powstały niemal równocześnie dwa duże obiekty piłkarskie. Stadion Wisły, który docelowo miał być areną mistrzostw, będzie kosztował (bo wciąż jest nieukończony) ok. 542,5 mln zł, stadion Cracovii zmodernizowano kosztem ok. 165 mln zł. Łącznie daje to niebagatelną kwotę ponad 700 mln zł. Kolejnych kilka milionów przeznaczono na modernizację stadionu Hutnika, który pełnić ma rolę obiektu treningowego dla reprezentacji Anglii. Tematem na osobny wpis jest kwestia zapełnienia tak dużych stadionów (odpowiednio 33 000 i 15 000 miejsc) lub raczej braku ich zapełnienia.

Jak dziś prezentuje się sytuacja budżetu?

W bieżącym roku budżet Krakowa znalazł się w opłakanym stanie. Do przełomu czerwca i lipca nie było wiadomo, czy w miejskiej kasie nie zabraknie środków na pensje, łatanie dziur w drogach, czy komunikację miejską.

Skumulowane zadłużenie miasta przekroczyło 2 mld zł. Jak łatwo policzyć wydatki na stadiony stanowią ok. 35% długu.

Rodzi się więc wątpliwość, czy aby Euro 2012, przedstawiane jako środek promocji Krakowa, nie jest dla miasta rozwojową barierą. Zadłużenie ocierające się o ustawowe 60% skutkuje opóźnianiem strategicznych dla miasta inwestycji. Bez odpowiedzi pozostawię pytanie, czy aby na pewno stadiony są ważniejsze niż choćby centrum kongresowe, którego w Krakowie wciąż brak.

Share

Artykuł Rozwój Krakowa a Euro 2012 pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/rozwoj-krakowa-a-euro-2012/feed/ 2
Ilościowy pęd szkół wyższych https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ilosciowy-ped-szkol-wyzszych/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ilosciowy-ped-szkol-wyzszych/#comments Thu, 13 Oct 2011 21:42:11 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=708 Drugi tydzień października oznacza dla studentów na ogół drugi tydzień studiów. Jak się okazuje nie dla wszystkich. Jak donosi Dziennik Polski w artykule „Uczelnie wciąż czekają” kilka spośród samych tylko krakowskich uczelni cały czas prowadzi rekrutację na studia. Przykładowo na Uniwersytecie Pedagogicznym wciąż czeka się z inauguracją zajęć aż na 18 kierunkach. Celem powyższego wstępu […]

Artykuł Ilościowy pęd szkół wyższych pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: https://www.sxc.hu

Drugi tydzień października oznacza dla studentów na ogół drugi tydzień studiów. Jak się okazuje nie dla wszystkich.

Jak donosi Dziennik Polski w artykule „Uczelnie wciąż czekają” kilka spośród samych tylko krakowskich uczelni cały czas prowadzi rekrutację na studia. Przykładowo na Uniwersytecie Pedagogicznym wciąż czeka się z inauguracją zajęć aż na 18 kierunkach.

Celem powyższego wstępu nie jest piętnowanie tej, czy innej uczelni. Podobne do powyższej informacje ukazały się zapewne w ostatnim czasie w lokalnych dziennikach na terenie całego kraju. Powołanie się na ten konkretny artykuł wynika z przekonania, że dobrze ukazuje on dwa fakty dotyczące polskiego szkolnictwa wyższego. Po pierwsze w najbliższych latach szkoły wyższe czeka bolesne zderzenie z demograficznym niżem, jaki już teraz zaczyna objawiać się na niektórych spośród nich. Po drugie (i chyba ważniejsze) w sposób dobitny pokazuje, że w polskich realiach jedynce co liczy się dla władz uczelni to liczba kandydatów, których uda się przyjąć na studia.

Podczas gdy praktycznie wszędzie powszechne już dawno stało się dążenie do coraz wyższej jakości kształcenia, u nas wciąż króluje owczy pęd w kierunku liczby studentów bez względu na poziom ich późniejszej wiedzy.

Potwierdzenie powyższych tez z łatwością znaleźć można w statystykach. Z jednej strony mamy bowiem jako kraj jeden z najwyższych na świecie odsetków studentów na liczbę ludności w przedziale wiekowym 19-24 lata, z drugiej zaś strony w rankingach najlepszych światowych uczelni pierwsi reprezentanci naszego kraju pojawiają się dopiero w czwartej setce (ranking Times Higher Education 2011/2012).

W ostatnim czasie dużo mówi się o następujących właśnie zmianach w szkolnictwie wyższym. Te ostatecznie potwierdzają, że obecna polityka państwa nastawiona jest w sposób zdecydowany na liczbę kształconych studentów, nie zaś na poziom zdobywanych przez nich kompetencji. Hasłem wciąż powtarzanym przy uzasadnieniach, czy to drugiego płatnego kierunku studiów, czy też studenckich ulg kolejowych, jest powiększanie dostępności studiów. Pytanie tylko czy owa dostępność nie pociągnie polskiego szkolnictwa wyższego na dno.

Ogromny wzrost liczby studentów przez ostatnie 20 lat przy relatywnie znaczniej wolniej rosnących wydatkach publicznych na szkolnictwo wyższe sprawia, że kwoty przeznaczane na 1 studenta zamiast wzrosnąć spadły i są na tle Europy bardzo niskie. To zaś zamyka drogę do wyższej jakości kształcenia i tak oto błędne koło się zamyka, a boom edukacyjny z sukcesu polskiej transformacji już niebawem może zacząć przeradzać się w jedną z jej większych porażek.

Share

Artykuł Ilościowy pęd szkół wyższych pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ilosciowy-ped-szkol-wyzszych/feed/ 1