Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Szwajcaria – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Jak wynagradzani są politycy? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-wynagradzani-sa-politycy/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-wynagradzani-sa-politycy/#respond Thu, 20 Aug 2020 09:59:51 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6353 Dyskusja na temat wynagrodzeń parlamentarzystów i członków rządu wybucha w Polsce co kilka lat, przy okazji kolejnych propozycji zmian ich wysokości. Zazwyczaj skupia się na samych kwotach jakie politycy mieliby zarabiać. Mało kto jednak porusza temat otoczenia regulacyjnego wynagrodzeń oraz możliwości powiązania ich z obiektywnymi czynnikami. W niniejszym artykule postaram się pokazać różne modele wynagradzania […]

Artykuł Jak wynagradzani są politycy? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Pixabay

Dyskusja na temat wynagrodzeń parlamentarzystów i członków rządu wybucha w Polsce co kilka lat, przy okazji kolejnych propozycji zmian ich wysokości. Zazwyczaj skupia się na samych kwotach jakie politycy mieliby zarabiać. Mało kto jednak porusza temat otoczenia regulacyjnego wynagrodzeń oraz możliwości powiązania ich z obiektywnymi czynnikami. W niniejszym artykule postaram się pokazać różne modele wynagradzania osób sprawujących najwyższe funkcje państwowe, ich ograniczenia oraz powiązania. Bardziej pogłębione analizy powinny towarzyszyć zmianom ustawowym w tym zakresie i stanowić istotny element uzasadnienia ustawy czy oceny skutków regulacji.

Stany Zjednoczone: Podwyżka dopiero po wyborach

Diety członkom Senatu oraz Izby Reprezentantów należą się na mocy Art. 1 §6 Konstytucji USA, który gwarantuje, iż będą one określone ustawą i wypłacane ze Skarbu Państwa Stanów Zjednoczonych. W praktyce oznacza to, że parlamentarzyści sami mogą uchwalić wysokość swoich diet. Wynagrodzenia polityków stanowiły temat dyskusji jeszcze wśród Ojców Założycieli USA; sprzeciwiał im się chociażby Benjamin Franklin. Jedną z propozycji poprawek do Konstytucji USA autorstwa Jamesa Madisona była poprawka zabraniająca wejścia w życie podwyżek dla Senatorów i Reprezentantów przed upływem kadencji. Kongres poprawkę przyjął, jednak zgodnie z amerykańską Konstytucją jej ratyfikacja wymagała również zgody ¾ stanów. Na tę poprawka, która ostatecznie uzyskała numer dwudziesty siódmy czekano… 202 lata. Temat ograniczenia władzy członków Kongresu w zakresie przyznawania podwyżek samym sobie powrócił dopiero w latach 80-tych XX wieku na fali społecznego niezadowolenia z przywilejów Kongresmenów, a ostatni wymagany do osiągnięcia większości przewidzianej w Konstytucji stan przyjął poprawkę w 1992 roku.

Australia i Wielka Brytania: płace ustalane przez odrębne instytucje

W Wielkiej Brytanii od lat 70 ustalaniem wynagrodzeń parlamentarzystów zajmuje się osobna instytucja, podając ich wysokość na początku każdego roku. Początkowo było to Senior Salaries Review Body (SSRB), od 2010 roku jej miejsce zajęła Independent Parliamentary Standards Authority, powołana na mocy uchwalonego rok wcześniej Parliamentary Standards Act w wyniku skandalu, który wybuchł wokół korzyści majątkowych osiąganych przez parlamentarzystów.

Podobny mechanizm funkcjonuje w Australii. W 1973 roku powołano tam Trybunał Wynagrodzeniowy (Renumeration Tribunal), który co roku ustala pensje. Od roku 2011 ustala on zarówno podstawową kwotę wynagrodzenia, jak i dodatki do pensji oraz uprawnienia w zakresie pobierania pieniędzy za pracę w Parlamencie.

Różne modele krajów niemieckojęzycznych

W Niemczech wysokość diet posłów do Bundestagu ustala sam Bundestag na wniosek jego przewodniczącego. Na początku obecnej kadencji głosami CDU, FDP i SPD wprowadzono przepisy o ich automatycznym dopasowaniu do indeksu płac nominalnych publikowanego co roku przez niemiecki Federalny Urząd Statystyczny. Tymczasowo jednak mechanizm został zniesiony ze względu na kryzys spowodowany koronawirusem.

W Austrii wynagrodzenia rządu, prezydenta i parlamentarzystów ustalone są w ustawie o dietach (Bezügegesetz) i powiązane z ogólnym systemem wynagradzania urzędników służby cywilnej. W jego ramach urzędnik przyporządkowany jest do określonej klasy służbowej (Dienstklasse) w ramach której funkcjonują różne poziomy wynagrodzeń (Gehaltsstufe). Wynagrodzenie Prezydenta ustala się jako 400 x 100% wypłaty dla 9 klasy oraz 6 poziomu wynagrodzeń (najwyższa możliwa). Kanclerz, wicekanclerz i ministrowie otrzymując 200 x 100%. Parlamentarzyści z kolei co dwa lata przemieszczają się o kolejny poziom wynagrodzenia w ramach klasy IX.

Zupełnie inaczej do kwestii wynagradzania polityków podchodzą Szwajcarzy. Deputowani do Rady Narodowej (która w większości nie składa się z zawodowych polityków) nie otrzymują miesięcznych wynagrodzeń, a jedynie dzienne diety za dni, w których uczestniczą w obradach Rady oraz roczną wypłatę w wysokości 26 tys. franków z tytułu rekompensaty za przygotowania do obrad parlamentu.

Rząd jak korporacja: model singapurski

Azjatyckie państwo-miasto posiada najlepiej wynagradzany rząd na świecie. Premier Singapuru zarabia ponad 2 mln dolarów rocznie, a cały system wynagrodzeń polityków opiera się na założeniu, w myśl którego płace rządowe muszą być przynajmniej częściowo konkurencyjne wobec sektora prywatnego, by przyciągnąć wysokiej klasy ekspertów. Wynagrodzenia singapurskich polityków przypominają jednak bardziej model funkcjonowania dużej korporacji, niż diet parlamentarnych.

Pensja członka rządu składa się z kilku komponentów: stałego wynagrodzenia, opcjonalnego rocznego dodatku, bonusu za indywidualne wyniki oraz ogólnonarodowego bonusu. Ten ostatni wylicza się na podstawie mediany wzrostu dochodu Singapurczyków, wzrostu dochodu dolnych 20 percentyli obywateli (⅕ najniżej zarabiających), stopy bezrobocia oraz wzrostu PKB. Również parlamentarzyści otrzymują stałą pensję, opcjonalny roczny dodatek oraz dodatek jeśli wzrost PKB przekracza 2%.

Polski pomysł na wynagrodzenia polityków

Kontrowersyjna ustawa podnosząca wynagrodzenia polityków miała uzależnić wynagrodzenia na najwyższych stanowiskach państwowych od jednej, wspólnej dla wszystkich  miary – wynagrodzenia sędziego Sądu Najwyższego, którego x-krotność mieliby otrzymywać Prezydent, Marszałkowie Sejmu i Senatu, parlamentarzyści, członkowie rządu oraz administracji zespolonej. Zgodnie z ustawą o SN poziom tego wynagrodzenia ustalany jest jako wielokrotność przeciętnego wynagrodzenia w drugim kwartale roku poprzedniego z mnożnikiem 4,13, czyli faktycznie wynagrodzenia polityków miały być powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem.

Choć sposób procedowania projektu z perspektywy standardów dobrej legislacji był skandaliczny (uchwalenie ustawy w kilka godzin, naruszenie zasady trzech czytań, brak spełnienia wymogu przedstawienia skutków dla finansów publicznych), nie znaczy to, że nie należy dyskutować o stworzeniu spójnego i sprawnie działającego modelu wynagradzania osób sprawujących najwyższe stanowiska państwowe. Jeśli politycy zdecydują się powrócić do prac w tym zakresie (oby w lepszym stylu), istnieje cały szereg zagranicznych wzorców i sprawdzonych rozwiązań, które można wykorzystać w poważnej debacie nt. wynagrodzeń polityków.

Share

Artykuł Jak wynagradzani są politycy? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-wynagradzani-sa-politycy/feed/ 0
Jak Szwajcarzy osiągnęli sukces? J.Mordasewicz o książce W.Koydla https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-szwajcarzy-osiagneli-sukces-j-mordasewicz-o-ksiazce-w-koydla/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-szwajcarzy-osiagneli-sukces-j-mordasewicz-o-ksiazce-w-koydla/#respond Mon, 15 May 2017 10:20:25 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4960 Autorem tekstu jest Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu i ekspert Konfederacji Lewiatan, członek Rady Dialogu Społecznego, członek Rady Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju. Skrócona wersja tekstu ukazała się najnowszym numerze miesięcznika „Region Fakty”. Większość Polaków zazdrości Szwajcarom dobrobytu i bezpieczeństwa, ale niewielu stara się zrozumieć, jak je osiągnęli. Szkoda, ponieważ skorzystanie z ich doświadczeń przyniosłoby nam i […]

Artykuł Jak Szwajcarzy osiągnęli sukces? J.Mordasewicz o książce W.Koydla pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu i ekspert Konfederacji Lewiatan, członek Rady Dialogu Społecznego, członek Rady Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju. Skrócona wersja tekstu ukazała się najnowszym numerze miesięcznika „Region Fakty”.

Większość Polaków zazdrości Szwajcarom dobrobytu i bezpieczeństwa, ale niewielu stara się zrozumieć, jak je osiągnęli. Szkoda, ponieważ skorzystanie z ich doświadczeń przyniosłoby nam i naszemu państwu wiele korzyści. Książka „Możesz być bogaty, czyli jak Szwajcarzy osiągnęli sukces” opisująca społeczność, gospodarkę i system polityczny tego alpejskiego kraju, może nam w tym pomóc. Autor, niemiecki dziennikarz Wolfgang Koydl, wykonał kawał rzetelnej roboty. Przeprowadził dziesiątki wywiadów z osobami różnych profesji i o różnych poglądach. Cytaty z tych rozmów są ogromnym walorem książki. Swoje wnioski oparł na licznych przykładach z życia wziętych, danych statystycznych i porównaniach mieszkańców i instytucji Szwajcarii oraz innych państw europejskich.

Podziw Koydla dla bohaterów jego książki jest uzasadniony. Szwajcarzy mają się czym chwalić: wysoką produktywnością i niskim bezrobociem, niskimi i efektywnymi wydatkami publicznymi, niewielkim zadłużeniem państwa, sprawną i życzliwą obywatelom biurokracją, efektywną opieką zdrowotną, wysokiej jakości szkołami i uniwersytetami. Szwajcarskie przedsiębiorstwa należą do najbardziej innowacyjnych na świecie i oferują produkty najwyższej jakości. W książce znajdziemy wiele, często zaskakujących, przykładów. Polacy kojarzą Szwajcarię z bankami i turystyką, a tylko nieliczni wiedzą, że należy ona do grana państw najbardziej uprzemysłowionych.

Moi znajomi, którzy pracowali w Szwajcarii lub często ją odwiedzają ze względów zawodowych lub rodzinnych, uznali tę książkę za: ciekawą, dającą do myślenia, pokrywającą się w dużej mierze z ich własnymi obserwacjami, świetnie napisaną. Podpisuję się pod tymi określeniami obiema rękami i od siebie dodam, że dla nas Polaków jest ona szczególnie pouczająca. Jeżeli chcemy szybciej się rozwijać i bogacić, podnosić standard życia, budować zaufanie i spójność społeczną, zmniejszać dystans do państw Zachodniej Europy, wzmacniać pozycję naszego państwa na arenie międzynarodowej, powinniśmy w wielu dziedzinach życia wzorować się na Szwajcarach.

Jeżeli czegoś mi zabrakło, to oszacowania, jaka część bogactwa Szwajcarii pochodzi z nieetycznych działań szwajcarskich banków, w których były ukrywane pieniądze pochodzące z przestępczej lub nieetycznej działalności. Bez wyjaśnienia tej kontrowersyjnej kwestii efektywność szwajcarskiej gospodarki będzie w dyskusjach podważana, czego sam miałem okazję kilkakrotnie doświadczyć.

Zdaniem Koydla, szwajcarski system polityczny trudno byłoby wdrożyć w pozostałych państwach europejskich, ponieważ ogranicza rolę zawodowych polityków i jednocześnie wymaga większego zaangażowania obywateli świadomych swoich praw i obowiązków, ale jest to możliwe i warto spróbować. Europejczycy odzyskaliby poczucie sprawstwa, wpływu na decyzje polityczne, które często mają na względzie przede wszystkim doraźne korzyści polityków a nie długoterminowe dobro mieszkańców. Jeśli demokracja w Europie ma być utrzymana, musi przejąć szwajcarskie właściwości: demokrację bezpośrednią, wysoki stopień samodzielności gmin i regionów, deprofesjonalizację klasy politycznej. Inaczej zostanie odrzucona z powodu poczucia bezsilności obywateli rozczarowanych politycznymi elitami. Przykład Szwajcarii, dobrowolnego związku kantonów o zróżnicowanej historii i kulturze, których mieszkańcy mówią czterema językami i wyznają cztery religie, a mimo to czują się wspólnotą, napawa optymizmem i inspiruje. A nadzieja jest nam bardzo potrzebna, szczególnie teraz, kiedy integracja europejska jest coraz częściej kwestionowana.

Szwajcarzy zawdzięczają dobrobyt i bezpieczeństwo cechom charakteru, które pielęgnują, i instytucjom, które stworzyli i które systematycznie doskonalą. Koydl w sposób prosty i przekonujący wyjaśnia, pod wpływem jakich czynników kształtowały się ich cechy: pracowitość, dyscyplina, niezawodność, punktualność, oszczędność, uprzejmość, skromność, przedsiębiorczość, innowacyjność, umiłowanie wolności, indywidualizm a jednocześnie poczucie wspólnoty, poszanowanie prawa, tolerancja religijna, umiejętność unikania konfliktów i budowania kompromisu i konsensusu.

Szwajcaria nie ma żyznych gleb i cennych surowców naturalnych. Życie w górach przez wieki było surowe i wymagało ciężkiej pracy. Poprawa warunków życia była uzależniona od pomysłowości, przedsiębiorczości, wytrwałości. Leży w górach, co nie sprzyjało otwartości na świat, jak w przypadku społeczności nadmorskich, ale jednocześnie w centrum Europy na skrzyżowaniu szlaków handlowych. To dawało kontakt z kupcami z innych regionów i dostęp do nowinek technicznych i społecznych.

Czytając o postawach Szwajcarów i stworzonych przez nich instytucji nie można powstrzymać się przed porównaniami z naszym własnym podwórkiem. Od momentu uzyskanie niepodległości wiele dokonaliśmy, ale jeszcze wiele mamy do zrobienia. Porównania ze Szwajcarią nie powinny nas frustrować, ale wskazywać dalszy kierunek ewolucji. I to jest pierwsze spostrzeżenie: Szwajcarzy wolą systematyczne doskonalenie niż rewolucje, które z natury rzeczy pociągają za sobą ogromne koszty. My przeciwnie, co kilka lat przewracamy do góry nogami instytucje, które powinny cechować się wyjątkową stabilnością, jak ubezpieczenia emerytalne, ochrona zdrowia czy edukacja.

Szwajcarzy są świadomi, że wolność jest nierozerwalnie związana z odpowiedzialnością. Ich poczucie odpowiedzialności za własny los kontrastuje z szeroko rozpowszechnionym u nas zwyczajem obarczania innych odpowiedzialnością za własne zaniedbania i niepowodzenia. Odpowiedzialność za własne czyny i dotrzymywanie umów owocuje wysokim poziomem zaufania i sprzyja współpracy, pozwala obniżyć koszty transakcyjne i zwiększyć produktywność. Polacy pragną wolności, ale nader często bez odpowiedzialności, samokontroli i samoograniczenia.

Szwajcarzy szukają kompromisu i starają się uwzględnić interesy mniejszości. Zwycięzca nie triumfuje, silniejszy nie upokarza słabszego, ponieważ to utrudni ewentualną współpracę w przyszłości. W Szwajcarii bezkompromisowość jest wadą, w Polsce jest godnym podziwu dowodem niezłomności. U nas zwycięzca bierze wszystko i ostentacyjnie lekceważy przegranych.

Szwajcarzy okazują sobie wzajemnie więcej życzliwości i cierpliwości, pomagają sobie nawzajem i jednocześnie nawzajem się pilnują. Kontrola społeczna jest silnie rozwinięta i przyczynia się do poszanowania przepisów. Demokracja bezpośrednia i zaangażowanie społeczne dają Szwajcarom poczucie sprawstwa. Skoro sami tworzymy przepisy i regulaminy, mówią, to jesteśmy zobowiązani ich przestrzegać i nie możemy tolerować ich łamania. Polaków cechuje brak poszanowania prawa i procedur, mają przekonanie, że prawo jest im narzucone przez obcą władzę. Jakby jeszcze do nas nie dotarło, że już nie rządzą nami okupanci, ale władza wybrana przez nas samych.

Brakowi tolerancji dla łamania prawa towarzyszy tolerancja dla różnorodności światopoglądowej, która sprzyja rozwojowi społecznemu i gospodarczemu umożliwiając wykorzystanie potencjału wszystkich mieszkańców i współpracę z innymi społecznościami. Szwajcaria i Polska są tego najlepszym dowodem. W historii Polski najlepszym okresem był XVI wiek, po którym następowało stopniowe ograniczanie tolerancji religijnej. Szwajcarzy zapłacili wyjątkowo wysoką cenę za wojny religijne i obecnie cenią sobie tolerancję światopoglądową. Pracując w Szwajcarii mieszkałem w miasteczku, w którym był tylko jeden kościół, z którego korzystali katolicy i protestanci. Po co utrzymywać drugi kościół, lepiej zbudować szpital, dom opieki lub przedszkole.

Obecne relacje społeczne Szwajcarów sięgają korzeniami do alpejskiej społeczność pasterzy wolnych od feudalnego poddaństwa, różniących się zamożnością, ale równych wobec prawa i mogących domagać się szacunku. Funkcje publiczne były i często nadal są sprawowane honorowo, bez wynagrodzenia. Nie wypada popisywać się bogactwem i na biedniejszych patrzeć z góry. To sprzyja poczuciu wspólnoty. W Polsce, zarówno w czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej, pod zaborami jak i w czasach komunizmu, tradycje były diametralnie odmienne. Folwarczne relacje przetrwały do dziś w przedsiębiorstwach i instytucjach publicznych, celem działalności politycznej jest bardzo często zwiększenie dochodów, a popisywanie się bogactwem jest normą.

Graniczący z dwoma mocarstwami Szwajcarzy zdają sobie sprawę, że wewnętrzne podziały mogą mieć katastrofalne skutki i zagrażają trwałości państwa. Udało się im zachować jedność nawet w momencie wybuchu pierwszej wojny światowej, kiedy relacje między niemiecko- i francuskojęzyczną społecznością napięły się do granic wytrzymałości. Gdybyśmy postępowali podobnie, w przeszłości nie utracilibyśmy niepodległości na dwieście lat, a obecnie, w momencie europejskiego kryzysu, nie tracilibyśmy energii na wewnętrzne waśnie osłabiające gospodarkę, struktury państwa i jego pozycję na arenie międzynarodowej.

Gorąco polecam przeczytanie i wyciągnięcie wniosków z książki Wolfganga Koydla. Będąc rodzicami, pracownikami, przedsiębiorcami, politykami codziennie musimy podejmować wiele decyzji. Warto dokonywać racjonalnych wyborów będąc świadomym ich potencjalnych skutków.

Share

Artykuł Jak Szwajcarzy osiągnęli sukces? J.Mordasewicz o książce W.Koydla pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-szwajcarzy-osiagneli-sukces-j-mordasewicz-o-ksiazce-w-koydla/feed/ 0
Czy demokracja bezpośrednia to wróg wolnego rynku? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-demokracja-bezposrednia-to-wrog-wolnego-rynku/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-demokracja-bezposrednia-to-wrog-wolnego-rynku/#respond Mon, 03 Apr 2017 06:01:42 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4914 Wielu autorów, którzy posądzają wolny rynek o wszelkie zło tego świata, jest przekonanych, że bezpośrednie zaangażowanie obywateli w życie polityczne – tak zwana demokracja partycypacyjna, deliberatywna czy uczestnicząca – doprowadzi właśnie do wprowadzenia w życie rozwiązań, które ten „zły neoliberalizm” zniszczą i na jego miejsce wcielą w życie, przykładowo, podwyżkę podatków. Myślę, że jest to […]

Artykuł Czy demokracja bezpośrednia to wróg wolnego rynku? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: Wikimedia

Wielu autorów, którzy posądzają wolny rynek o wszelkie zło tego świata, jest przekonanych, że bezpośrednie zaangażowanie obywateli w życie polityczne – tak zwana demokracja partycypacyjna, deliberatywna czy uczestnicząca – doprowadzi właśnie do wprowadzenia w życie rozwiązań, które ten „zły neoliberalizm” zniszczą i na jego miejsce wcielą w życie, przykładowo, podwyżkę podatków. Myślę, że jest to instrumentalne traktowanie demokracji bezpośredniej – „popierajmy szeroką partycypację, aby został wybrany jedynie słuszny pogląd”. Ciekawe, czy jeżeli w toku obywatelskiego uczestnictwa okazałoby się, że ludzie – jak na przykład w Szwajcarii – wybierają jednak rozwiązania wspierające własność prywatną, to czy ci sami autorzy zaczęliby promować powrót do demokracji przedstawicielskiej bądź nawet do autorytaryzmu?

Na polskim gruncie taki pogląd jest zawarty między innymi w książce Jana Sowy pt. „Inna Rzeczpospolita jest możliwa” (2015). Sowa w rozdziale „Demokracja – instytucje dobra wspólnego versus instytucje przedstawicielskie” słusznie zauważa, że jest w tym coś dziwnego i antyobywatelskiego, że posłowie i senatorowie – jak mówi polska konstytucja, której 20-lecie właśnie obchodzimy – „nie są związani instrukcjami wyborców”. Jak pisze autor książki, „w rzeczywistości [posłowie] po prostu sprawują władzę w ramach wyznaczonych przez prawo. W wyborach nie wyrażamy zatem wcale naszej woli, ale jedynie przyzwolenie na rządy tych lub owych” (s. 248). Przez wyrażanie woli Sowa rozumie dopiero bezpośrednie obywatelskie działanie, zabieranie głosu i wymyślanie przez ludzi rozwiązań różnych problemów podczas zgromadzeń ludowych: „głos jest wcieleniem obecności. A ona nie może zostać zastąpiona, wyklucza więc wszelkie formy reprezentacji” (s. 258). Jan Sowa krytycznie cytuje również jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych – Jamesa Madisona, który jako właściwy system polityczny postulował (w odróżnieniu od demokracji) republikę, przez którą rozumiał „oddanie władzy w ręce małej grupy obywateli wybranych przez resztę” oraz „całkowite wyłączenie ludu, w jego kolektywnej formie, z jakiegokolwiek udziału w rządzie” (s. 265). Jak komentuje Sowa, w świetle słów Madisona okazuje się, że „celem reprezentacji politycznej nie jest wcale afirmacja władzy ludu” (s. 266), tylko odsunięcie obywateli od uczestnictwa w demokracji.

Argumentów stosowanych przez Sowę mogliby używać również zwolennicy wolnego rynku, którzy uważają, że demokracja bezpośrednia byłaby remedium na wprowadzanie absurdów niesprawiedliwie ograniczających jednostkom prawo do własności prywatnej, czyli poszerzających możliwość odbierania ludziom przez państwo zarobionych przez nich pieniędzy. Przykładami z Polski są moim zdaniem podwyżka VAT z 22 proc. do 23 proc. (wprowadzona w 2011 roku przez rząd PO-PSL, a utrzymana od 2015 roku przez rząd PiS) oraz rozszerzenie zakresu oskładkowania umów zleceń decyzją Sejmu z października 2014 roku, również głosami zarówno PO, jak i PiS. Obie te złe, nieszanujące własności prywatnej decyzje to owoce demokracji przedstawicielskiej, parlamentarnej. Mimo tego Jan Sowa sprawia wrażenie przekonanego, że wprowadzenie demokracji bezpośredniej automatycznie będzie się łączyć z wyborem przez uczestniczących obywateli rozwiązań socjalistycznych, na przekór rzekomo prowolnorynkowym tendencjom demokracji parlamentarnej. Jak pisze Sowa, „parlamentaryzm jest logiką polityczną (…) późnego kapitalizmu”; „demokracja parlamentarna służy utrzymaniu przy życiu chwiejącej się władzy kapitału” (s. 267). Sowa nie dostrzega, że skostniały system demokracji przedstawicielskiej, pozostawiający mało miejsca dla bezpośredniej obywatelskiej partycypacji i kontroli, może służyć celom wręcz przeciwnym: umożliwia bowiem łatwe zagarnianie przez polityków pieniędzy obywateli, aby realizować obietnice wyborcze skierowane do poszczególnych grup (przykładem są podwyżki podatków dla ogółu pracujących, aby wypłacić zasiłek tylko części z nich). Wydaje się, że przedstawiciele ludu niestety znacznie chętniej wykorzystują swą władzę do realizacji etatystycznych zakusów i pozbawiania umiarkowanie zarabiających obywateli ich pieniędzy niż – jak twierdzą entuzjaści demokracji bezpośredniej w służbie walki z wolnością ekonomiczną – do podążania za „pokusą” „neoliberalnego” obniżania podatków czy wprowadzania ułatwień w działalności gospodarczej i zatrudnianiu.

Podobnego utożsamienia demokracji bezpośredniej z wyborem rozwiązań godzących we własność prywatną dokonuje światowej sławy badacz grupy zwanej „prekariatem”, Guy Standing z Wielkiej Brytanii. W książce „Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa” (2011, polskie wydanie 2014, tłum. Paweł Kaczmarski i inni) również zauważa, jakoby posiadające kapitał „elity” kierowały polityką, kierując ją na tory „neoliberalizmu” i uniemożliwiając uczestnictwo „zwyczajnym” obywatelom (s. 348, s. 350). Tak samo jak dla Sowy, dla Standinga doskonałą egzemplifikacją demokracji deliberatywnej jest ruch Occupy Wall Street. Co jeszcze bardziej znamienne, jako przykład na powodzenie demokracji deliberatywnej Standing przytacza następującą sytuację: „Jeden z eksperymentów, przeprowadzony w dotkniętym recesją stanie Michigan, doprowadził do wzrostu poparcia dla wyższych podatków (w wypadku stawki podatku dochodowego z 27 do 45 proc.). W eksperymentach tego typu największe zmiany opinii zachodzą wśród tych, którzy zdobywają najwięcej wiedzy. Nie znaczy to, ze zmiany takie są zawsze pożądane” (s. 350-351). We fragmencie tym autor sugeruje, że generalnie powinno być tak, iż za sprawą demokracji deliberatywnej obywatel zyskuje większą wiedzę, która oświeca go w taki sposób, że obywatel ten wybiera podwyżkę podatków (bo gdy wybierze jednak, że chce, aby państwo nie zabierało mu aż tyle wynagrodzenia, będzie pod wpływem „komunałów” i „sloganów” tworzonych przez „siłę kapitału elit” – por. s. 350). Czasem jednak do głowy uczestniczącego obywatela może wkraść się „niewłaściwa wiedza”, która zasugeruje zmiany – jak pisze sam Standing – „niepożądane”, czyli właśnie te „neoliberalne”. Stwierdzenie, że według autora zmiany „niepożądane” to właśnie zmiany wolnorynkowe, jest tym bardziej uzasadnione, że z pracy „Prekariat” wynika także, iż poglądy wspierające wolność ekonomiczną i własność prywatną są przez Guya Standinga utożsamiane z… populizmem. Wystarczy przyjrzeć się takim fragmentom: „Warto rozważyć tymczasowy wariant dochodu podstawowego, który mógłby pomóc odciągnąć prekariat od populizmu. Polegałby on na wymaganiu od wszystkich posiadających do niego prawo, by w trakcie rejestrowania się jako jego beneficjent, składali moralne zobowiązanie do głosowania w wyborach krajowych i lokalnych” (s. 351) oraz „Być może to obowiązek głosowania sprawia, że neoliberalizm cieszy się w Brazylii tak małym poparciem” (s. 353)…

Czyżby autorzy – używający w kontekście demokracji bezpośredniej czy deliberatywnej słów takich jak „wielość”, „pluralizm”, „różnorodność” – naprawdę nie zdawali sobie sprawy, że postulowana przez nich szeroka partycypacja obywatelska może prowadzić nie tylko do rozkwitu rozwiązań etatystycznych czy socjalistycznych, ale także do wyboru pomysłów niosących ochronę własności prywatnej, niskie podatki, elastyczność zatrudnienia i brak nadmiernej biurokracji? Przykładem na to, że obywatele mogą wybrać tę drugą opcję, jest choćby szwajcarskie referendum z września 2016 roku w sprawie wprowadzenia projektu „zielonej gospodarki”, który miał podporządkować gospodarkę celom ekologicznym. Jeżeli okresowe cele dotyczące „zrównoważenia gospodarki” nie zostałyby osiągnięte, władze federalne i lokalne miałyby prawo tak zaostrzać swoje działanie, aby doprowadzić do spełnienia tych celów – nawet kosztem rzeczy takich jak wzrost gospodarczy, zatrudnienie, czy też – puśćmy wodze wyobraźni – swobody obywatelskie. Jednak 63 proc. głosujących Szwajcarów (przy frekwencji 43 proc. uprawnionych do głosowania) powiedziało „nie” zielonej gospodarce. W Polsce, przy zachowaniu wszelkich proporcji, podobnym prowolnorynkowym bezpośrednim zaangażowaniem obywatelskim można nazwać akcję „Nie Zagłosuję”, prowadzoną w latach 2013-2014 przeciwko zagarnianiu przez rząd środków z Otwartych Funduszy Emerytalnych na własne wydatki. Akcja polegała na wysyłaniu apeli do polityków oraz umieszczaniu przez zaangażowane osoby na portalu społecznościowym swoich zdjęć z kartką zawierającą informację, ile środków „zabiorą” politycy tej osobie i jej bliskim. W końcu w 2014 roku w akcie protestu w OFE pozostało aż 2,5 mln Polaków, co wymagało samodzielnego złożenia deklaracji w urzędzie, w przeciwieństwie do zgody na przeniesienie wszystkich środków z OFE do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, która nie wymagała od obywatela żadnego działania.

Wydaje się, że w utożsamianiu demokracji bezpośredniej ze sprzeciwem wobec wolnego rynku i indywidualizmu nie chodzi jedynie o to, że wyrażający taki pogląd autorzy po prostu nie wierzą w to, że demokracja deliberatywna może przynieść rozwiązania wolnorynkowe. Autorzy ci często sugerują bowiem, że najchętniej wykluczyliby z ewentualnie powstałej demokracji bezpośredniej osoby o poglądach wolnorynkowych. Jan Sowa jedynie w kontekście walki z wolnym rynkiem, z „antydemokratyczną (…) prywatną własnością środków produkcji” (s. 267) wyraża następujące przekonanie: „Obecny ruch okupacji i protestów (…) nie oczekuje od polityków i rządzących niczego poza tym, żeby się wynieśli i pozwolili ludziom w demokratyczny sposób decydować o własnym życiu” (s. 267-268). „Decydowanie w demokratyczny sposób o własnym życiu” jest według autora przeciwieństwem poglądów wolnorynkowych, takich jak popieranie niskich podatków, choć wydawałoby się, że obywatelskie poparcie dla rozwiązań wolnorynkowych stanowi jeden z przejawów możliwości „decydowania [obywateli] o własnym życiu” w ramach demokracji. Zwłaszcza że w sferze pozapolitycznej to właśnie te wspomniane niskie podatki umożliwią mi w większym stopniu decydowanie o własnym życiu niż podatki wysokie, ponieważ to ja będę w większym stopniu decydować, na co przeznaczę moje wynagrodzenie. Z tekstu Sowy wynika jednak, że mamy prawo wykluczyć z demokracji bezpośredniej osobę, która głosi takie przekonania, bo jest ona niedemokratyczna. Jeszcze mocniej przekonanie takie wyraża Guy Standing: „Libertariańskim, paternalistycznym «popychaczom» powinno się powiedzieć, by zajęli się własnymi sprawami i swoją «architekturą wyboru», panoptykon należy zaś zdemontować. Aby wspierać ludzi w podejmowaniu samodzielnych decyzji, potrzeba odpowiedniej edukacji i quality time” (s. 307). A zatem widać tutaj jasne rozróżnienie: po jednej stronie są „libertarianie”, a po drugiej stronie są „ludzie”, którzy mają mieć udział w rządzeniu. Skoro, jak sugeruje Standing, zwolennikom wolności jednostki, ochrony własności prywatnej oraz wolnego rynku należy zamknąć usta, oznacza to, że nie są oni „ludźmi” demokracji bezpośredniej; że dopóki mają oni wolnościowe poglądy, nie są godni być uczestniczącymi obywatelami. Podobne stanowisko jest wyrażane w artykule „Neoliberalism, Austerity and Participatory Democracy” (2011) autorstwa Sveinunga Legarda. Autor bez ogródek mówi w nim o naturalnie antywolnorynkowym charakterze systemu politycznego opartego na bezpośrednim obywatelskim zaangażowaniu: jak pisze w imieniu socjalistów i działaczy ekologicznych (tłum. moje), „nasza aspiracja do bezpośredniej i uczestniczącej demokracji zawiera w sobie nasze rewolucyjne marzenia o życiu poza kapitalizmem”…

Skoro według osób utożsamiających demokrację bezpośrednią ze sprzeciwem wobec indywidualizmu i wolnego rynku poparcie dla wolności jednostki oraz wolności ekonomicznej nie mieszczą się w demokracji, to w gruncie rzeczy pozornie szlachetne postulaty tych autorów, aby dać ludziom uczestnictwo w rządzeniu poprzez wcielenie w życie demokracji bezpośredniej w miejsce parlamentarnej, są na wskroś antydemokratyczne czy też – stosując inną pojęciowość – antyobywatelskie: głoszą bowiem demokrację deliberatywną tylko pod warunkiem, że obywatele będą wyrażać „jedynie słuszne” poglądy. Wprowadzanie demokracji bezpośredniej z założeniem – choćby niepisanym, a obowiązującym tylko na mocy prawa zwyczajowego – że zamierzamy ignorować w niej osoby o poglądach odwołujących się do prawa do własności prywatnej i do pozbawionej absurdów swobody działalności gospodarczej, byłoby wprowadzaniem fałszywej demokracji.

Share

Artykuł Czy demokracja bezpośrednia to wróg wolnego rynku? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-demokracja-bezposrednia-to-wrog-wolnego-rynku/feed/ 0
Alternatywne modele współpracy Wielkiej Brytanii z UE https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/alternatywne-modele-wspolpracy-wielkiej-brytanii-z-ue/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/alternatywne-modele-wspolpracy-wielkiej-brytanii-z-ue/#respond Thu, 13 Oct 2016 08:22:37 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4377 Wspólny rynek w UE to swobodny przepływ towarów, usług, ludzi i kapitału pomiędzy krajami członkowskimi. Czy Wielka Brytania może zachować do niego dostęp i jednocześnie zamknąć swoje granice dla imigrantów? Czy po opuszczeniu wspólnoty może zachować tzw. prawo paszportowe, które umożliwiało działalność międzynarodowym bankom na terenie całej Unii za pośrednictwem londyńskiego City? Do tej pory […]

Artykuł Alternatywne modele współpracy Wielkiej Brytanii z UE pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Wspólny rynek w UE to swobodny przepływ towarów, usług, ludzi i kapitału pomiędzy krajami członkowskimi. Czy Wielka Brytania może zachować do niego dostęp i jednocześnie zamknąć swoje granice dla imigrantów? Czy po opuszczeniu wspólnoty może zachować tzw. prawo paszportowe, które umożliwiało działalność międzynarodowym bankom na terenie całej Unii za pośrednictwem londyńskiego City? Do tej pory Unia Europejska z nikim nie podpisała porozumienia, które gwarantowałoby powyższe prawa, ponieważ dostęp do wspólnego rynku wymusza wolny przepływ ludności. Żaden kraj spoza Unii nie posiada tzw. prawa paszportowego, którego utrata przez Wielką Brytanię jest niemalże pewna. Jak wobec tego może wyglądać przyszła współpraca Unii z Wielką Brytanią? Jest kilka alternatywnych możliwości.

Tabela podsumowująca: potencjalne modele współpracy UK z UE

  1.  Wielka Brytania otrzymuje zniżkę na wpłaty
  2. Za wyjątkiem porozumień, w których niektóre cła wynoszą zero
  3. Za wyjątkiem porozumień szczególnych
  4.  Rada opowiada za politykę azylową i imigracyjną, współpracę sądową w sprawach cywilnych i karnych, ochronę ludności oraz za zwalczanie poważnej i zorganizowanej przestępczości i terroryzmu

Legenda

Pełny dostęp

 

Częściowy / dobrowolny /porozumienie specjalne

 

Brak

 

Źródło: Opracowanie własne na podstawie Foreign and Commonwealth Office: Alternatives to membership: possible models for the United Kingdom outside the European Union

Tzw. model norweski jest oparty na porozumieniu o Wspólnym Obszarze Gospodarczym (EEA), którego Norwegia, podobnie jak Islandia i Lichtenstein są członkami. W odróżnieniu od krajów Unii, Norwegia nie uczestniczy w kilku europejskich programach, jak np. Wspólnej Polityce Rolnej (CAP), czy Łowieckiej (CFP) i ma większą swobodę do zawierania umów z krajami trzecimi, nie jest zobowiązana do uczestnictwa w unii walutowej, wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa UE, polityce sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Najważniejsze jest jednak to, że przyjęcie modelu norweskiego przez Wielką Brytanię oznaczałoby, że z „twórców” prawa dołączyłaby do grypy „biorących” prawo takim, jakie jest. To rozróżnienie jest istotne, ponieważ Norwegia jest krajem małym i nawet gdyby była w Unii, to miałaby ograniczony wpływ na tworzone prawo. W przypadku Norwegii, która jest krajem małym, to nawet gdyby była w Unii miałaby niewielki wpływ na tworzone prawo. W przypadku Wielkiej Brytanii przyjęcie takiego samego modelu wydaje się nie mieć sensu.  Oprócz tego Norwegia, w zamian za pełny dostęp do wspólnego rynku, ma wobec Unii szereg zobowiązań:

  • Po pierwsze, mieszkańcy z całej Unii mogą swobodnie żyć i pracować w Norwegii, a więc nie ma mowy o ograniczaniu przepływu imigrantów. Strefa Schengen zapewnia otwartość granic i reguluje politykę imigracyjną. Wielka Brytania przyjmując model norweski, nie spełni postulatu zwolenników Brexitu, o niewpuszczaniu imigrantów.
  • Po drugie, Norwegia jest zobowiązana do uiszczania wpłat do unijnego budżetu. Jeśli Wielka Brytania zawarłaby umowę w tzw. modelu norweskim, to musiałaby wpłacać do unijnego budżetu od ok. 80%[1] tego, co wpłaca obecnie, przy ograniczonym wpływie na unijne prawodawstwo.
  • Po trzecie, Norwegia musi akceptować unijne prawo (poza pewnymi wyjątkami, jak np. Wspólna Polityka Rolna, Wspólna Polityka Łowiecka). Po uwzględnieniu wszystkich typów praw ilość przyjmowanego prawa z Unii przez Norwegię wynosi około 30%, a duża jego część jest przyjmowana jako własne, by ułatwić międzynarodową współpracę przedsiębiorców i konsumentów.

Norwegii może próbować oddziaływać na unijne prawo na wczesnym etapie jego tworzenia, poprzez konsultacje i uczestnictwo w posiedzeniach, ale nie ma prawa głosu. Nie ma też prawa weta w stosunku do unijnego prawa, choć istnieje tzw. prawo rezerwacji, czyli teoretyczna możliwość zablokowania poprawek przez własny parlament i rząd w czasie tworzenia nowego prawa. Teoretyczną, ponieważ do tej pory Norwegia oficjalnie skorzystała z tego prawa jeden raz, w przypadku unijnej dyrektywy dot. deregulacji usług pocztowych.

Innym możliwym modelem współpracy z Unią i nie tylko dla Wielkiej Brytanii jest tzw. model szwajcarski, który opiera się na porozumieniu o Europejskim Stowarzyszeniu Wolnego Handlu (EFTA). Warunki handlu z Unią Szwajcaria reguluje są na podstawie ok.  120 bilateralnych umów, pokrywających część, ale nie wszystkie obszary handlu. Nie dotyczą także sektora bankowego i innych fragmentów sektora usług, które stanowią znaczną część gospodarki Wielkiej Brytanii. Ten model także wydaje się być nieatrakcyjnym dla Wielkiej Brytanii, ponieważ wiąże się z dużą niepewnością dot. długoterminowych negocjacji z byłymi partnerami z Unii, w tym ze stratą dla inwestycji i miejsc pracy. Przyjęcie modelu szwajcarskiego przez Wielką Brytanię może także oznaczać wzrost kosztów administracyjnych i celnych dla brytyjskich eksporterów. Ponadto, Szwajcaria odnosi znaczące korzyści ze względu na swoje położenie geopolityczne – jest położona w centrum Europy Zachodniej, a Wielka Brytania nie. Szwajcaria, w zamian za częściowy dostęp do wspólnego rynku, ma pewne zobowiązania.

  • Po pierwsze, porozumienie ze Szwajcarią obejmuje wolny przepływ ludności. Jednakże dwa lata temu odbyło się referendum, w którym Szwajcarzy zagłosowali za ograniczeniem swobodnego przepływu pracowników przybywających z UE. Podczas gdy takie ograniczenie nie zostało wprowadzone, Bruksela szybko odpowiedziała zablokowaniem niektórych umów i zamrożeniem udziału Szwajcarii w niektórych projektach UE.
  • Po drugie, Szwajcaria dokonuje wpłat do unijnego budżetu. Są one niższe, niż w przypadku porozumienia typu norweskiego.Szacunki mówią, że gdyby Wielka Brytania przyjęła szwajcarski model współpracy z UE, to wpłacałaby do unijnego budżetu około 40%[2] tego, co obecnie.
  • Po trzecie, UE ma wpływ na 40-60%[3] szwajcarskich przepisów, choć te dane nie są oficjalne i precyzyjnie wyliczone. Zamiast prawa stale napływającego do swojego systemu prawnego jak Norwegia, Szwajcaria negocjuje nowe traktaty lub zmieniała stare w zamian za kolejne „kawałki” dostępu do jednolitego rynku, gdy komisja dwustronna uzna konsensus. W 2010 roku Rada Unii Europejskiej stwierdziła, że umowa ze Szwajcarią staje się „coraz bardziej skomplikowana, trudniejsza do zarządzania i osiągnęła już swój limit”. Dlatego Szwajcaria przyjęła prawo, które w zakresie handlu i konsumenta automatyzuje niektóre procesy dostosowując prawo szwajcarskie do unijnego (to tzw. autonomiczna adaptacja).

Kolejną możliwością przyszłej współpracy UK z UE jest model turecki. Turcja nie jest ani członkiem EEA ani członkiem EFTA, ale tworzy z UE unię celną wyłącznie w zakresie towarów przemysłowych, co oznacza, że takie towary pochodzące z Turcji nie podlegają cłom i ograniczeniom, jak jest w przypadku wyrobów rolniczych, usług i krajów trzecich. Dostęp Turcji do wspólnego rynku jest bardzo ograniczony. Turcja nie ma wpływu na wysokość ceł nakładanych przez Unię Europejską na towary pochodzące spoza Unii, a więc musi automatycznie akceptować ich wysokość. Nie ma także wpływu na unijne prawo, przepływ ludności jest ograniczony i nie jest zobowiązana do wpłat do unijnego budżetu. Taki model współpracy UE z UK wydaje się mało opłacalny i perspektywiczny.

Inną możliwością dla Wielkiej Brytanii jest współpraca z Unią na zasadach zbliżonych do Kanady, które jest obecnie negocjowane, a więc jeszcze niezbyt niewiele o nim wiadomo. Na dziś, Kanada ma niepełny dostęp do wspólnego rynku, pozostają niektóre bariery pozataryfowe, wykluczonych jest większości usług finansowych. Nowe porozumienie (CETA), jak twierdzi Komisja Europejska, ma znieść cła, ograniczenia w zakresie dostępu do zamówień publicznych, otworzyć rynek usług, oferować przewidywalne warunki dla inwestorów i zapobiegać nielegalnemu kopiowaniu innowacji UE oraz tradycyjnych produktów.

Wielka Brytania mogłaby współpracować z Unią na zasadach podobnych do Singapuru i Hong Kongu. Oba kraje nie nakładają żadnych podatków na export oraz import. Niektórzy zwolennicy Brexitu propagowali przyjęcie właśnie takiego modelu: porzucenie wszelkich ograniczeń handlowych i oparcie relacji Wielkiej Brytanii na zasadach Światowej Organizacji Handlu. Jednakże jest prawdopodobne, że taki pomysł nie otrzyma wsparcia ze strony Brytyjczyków o lewicowych poglądach, krytykujących UE, ponieważ brak ceł na wszystkie towary w krótkim okresie czasu zaszkodziłby brytyjskiemu rolnictwu i sektorowi przemysłowemu, których produkty są często droższe, niż dostępne na świecie.

Innym możliwym scenariuszem dla Brytyjczyków jest tzw. opt out, czyli funkcjonowanie w oparciu o zasady Światowej Organizacji Handlu (WTO), czyli jak m.in. USA, Chiny, Indie. Choć Wielka Brytania nie musiałaby wpłacać nic do unijnego budżetu, to przyjęcie takiego modelu oznaczałoby wzrost ceł na różne produkty, przywrócenie barier pozataryfowych, w tym na produkty pierwszej potrzeby oraz wykluczenie Wielkiej Brytanii z dostępu do dużej części usług, ograniczenie przepływu ludności. Cła objęłyby około 90% produktów eksportowanych do UE, co odbiłoby się negatywnie na konkurencyjności brytyjskich eksporterów. Jednak groźba taryf w połączeniu z prawdopodobnym zmniejszeniem bezpośrednich inwestycji zagranicznych w średnim okresie i ryzyko ograniczeń kapitałowych dla londyńskiego City, zmniejszona elastyczność dla firm w dostępie do europejskich rynków pracy sprawiają, że porozumienie WTO jest najmniej atrakcyjne.


[1] Gavin Thompson and Daniel Harari, ‘The economic impact of EU membership on the UK’, House of

Commons Briefing papers, SN06730, 2013

[2] Gavin Thompson and Daniel Harari, ‘The economic impact of EU membership on the UK’, House of

Commons Briefing papers, SN06730, 2013

[3] Library Briefing, Library of the European Parliament 08/10/2012, Switzerland’s implementation of EU legislation

Share

Artykuł Alternatywne modele współpracy Wielkiej Brytanii z UE pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/alternatywne-modele-wspolpracy-wielkiej-brytanii-z-ue/feed/ 0
Czy dwa kolejne kraje Europy wprowadzą płacę minimalną? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-dwa-kolejne-kraje-europy-wprowadza-place-minimalna/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-dwa-kolejne-kraje-europy-wprowadza-place-minimalna/#respond Sat, 30 Nov 2013 21:55:29 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1967 Prawdopodobnie Niemcy i Szwajcaria dołączą do grona państw posiadających ogólnokrajową płacę minimalną. To rozwiązanie, stosowane w 37 z 48 krajów Europy, ma swoich zwolenników i przeciwników. Pierwsi z nich argumentują, że ustanowienie ogólnokrajowej stawki minimalnego wynagrodzenia zapobiegnie sytuacjom, w których pracownik otrzymuje płacę niewspółmiernie niską do wartości jego pracy. Ponadto według nich płaca minimalna powinna […]

Artykuł Czy dwa kolejne kraje Europy wprowadzą płacę minimalną? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Prawdopodobnie Niemcy i Szwajcaria dołączą do grona państw posiadających ogólnokrajową płacę minimalną. To rozwiązanie, stosowane w 37 z 48 krajów Europy, ma swoich zwolenników i przeciwników. Pierwsi z nich argumentują, że ustanowienie ogólnokrajowej stawki minimalnego wynagrodzenia zapobiegnie sytuacjom, w których pracownik otrzymuje płacę niewspółmiernie niską do wartości jego pracy. Ponadto według nich płaca minimalna powinna pokryć koszty utrzymania nie tylko samego pracownika, ale także jego rodziny. Za to ci drudzy podkreślają, że regulowane przez państwo minimalne wynagrodzenie zaburza wolny rynek. Płaca minimalna może być dla niektórych firm zbyt wysoka – i w konsekwencji powodować ich rezygnację z zatrudniania nowych pracowników bądź nawet zwolnienia wśród dotychczasowej kadry. A z punktu widzenia rozwoju gospodarczego i (w większości przypadków) samego pracownika, lepiej pracować za płacę niższą od potencjalnej minimalnej, niż nie mieć jej wcale. W dodatku przeciwnicy minimalnego wynagrodzenia utrzymują, że nie powinno się wprowadzać ustawowego najniższego wynagrodzenia z myślą o zapewnieniu pokrycia kosztów utrzymania dla pracownika i jego rodziny, bo hipotetyczny beneficjent płacy minimalnej nie musi być jedyną osobą, która zarabia na utrzymanie domu.

 

Argumenty zwolenników płacy minimalnej przeważyły w Niemczech, w których ustanowienie najniższego krajowego wynagrodzenia wydaje się być już przesądzone. Wprowadzenie minimalnego wynagrodzenia na poziomie krajowym było głównym warunkiem, pod jakim lewicowa Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) miała zgodzić się utworzyć wielką koalicję z partiami centroprawicowymi – Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną i sprzymierzoną z nią bawarską Unią Chrześcijańsko-Społeczną. Mimo początkowego sprzeciwu chadeckiej kanclerz Angeli Merkel 27 listopada br. przedstawiciele centroprawicy ulegli postulatowi SPD. W efekcie jeden z kluczowych elementów 185-stronicowej umowy koalicyjnej stanowi zapis, zgodnie z którym od 2015 roku w Niemczech zostanie wprowadzona ogólnokrajowa płaca minimalna na poziomie 8,50 euro za godzinę. Warto wspomnieć, że zarówno w 2015 r., jak i w 2016 r. będzie obowiązywał okres przejściowy, w czasie którego zarówno związki zawodowe, jak i organizacje pracodawców będą mogły negocjować między sobą ewentualne wyjątki od stosowania minimalnego wynagrodzenia.

 

Zwolennicy płacy minimalnej cieszą się, że za rok 17 proc. pracujących na terytorium Niemiec (ok. 5,6 mln osób), którzy nazywani są „pracującymi biednymi” („working poor”), będzie miało lepsze warunki płacowe. Argumentują, że zmniejszy to wydatki rządowe na zasiłki, które do tej pory były wypłacane najgorzej zarabiającym. Istnieją jednak poważne argumenty przeciwko wprowadzaniu za Odrą ustawowego minimalnego wynagrodzenia. Po pierwsze, wprowadzenie płacy minimalnej może zniechęcić firmy do zatrudniania pracowników. Ustanowienie ogólnokrajowego minimalnego wynagrodzenia może zaszkodzić szczególnie obszarom byłej NRD, która nadal jest gorzej rozwinięta niż dawne Niemcy Zachodnie. Po drugie, istnieje ryzyko, że wprowadzenie płacy minimalnej może obniżyć konkurencyjność, z której dotychczas słynęły Niemcy – potęga eksportowa Europy i jedno z „najzdrowszych” gospodarczo państw strefy euro. Po trzecie, w Niemczech istniał dotąd dobrze rozwinięty system układów zbiorowych, w ramach których przedstawiciele pracowników i pracodawców negocjowali warunki zatrudnienia dla danych branż czy swoich firm, w tym wysokość płacy minimalnej.

 

Kolejnym krajem, w którym toczy się dyskusja, czy wprowadzić ogólnokrajowe minimalne wynagrodzenie, jest Szwajcaria. Podobnie jak w Niemczech, w sondażach około 80 proc. ankietowanych obywateli Konfederacji Helweckiej popiera wprowadzenie płacy minimalnej. Lewicowe ugrupowania, m.in. Szwajcarska Partia Socjalistyczna (PSS), postulują, aby ustanowić ją na poziomie 4000 franków szwajcarskich brutto za miesiąc (22 CHF za godzinę). Nawiasem warto wspomnieć, że Polakom suma ta – odpowiadająca 13 600 zł za miesiąc – może wydawać się astronomiczna, jednak średnie wynagrodzenie w Szwajcarii wynosi – w przeliczeniu na złote – 16 700 zł na rękę, za czym idą wysokie ceny (np. równowartość 12 złotych za chleb czy 54 zł za pizzę).

 

Choć ogólnokrajowe referendum w sprawie wprowadzenia płacy minimalnej odbędzie się dopiero w połowie 2014 roku, to 27 listopada w Radzie Narodowej odbyła się burzliwa debata deputowanych na ten temat. Lewicowa posłanka Ada Marra, mówiąc o osobach zarabiających mniej niż 4000 franków miesięcznie, podkreśliła, że „to prawdziwy skandal, ponieważ sytuacja, w której pracownik zatrudniony w pełnym wymiarze godzin nie może nakarmić swojej rodziny, to przejaw neofeudalizmu”. Z kolei prawicowa deputowana Céline Amaudruz oponowała, że Szwajcaria nie może popełnić takiego błędu jak Francja, w której najniższe ustawowe wynagrodzenie, tzw. SMIC, „wprowadzone zostało jako minimalne, lecz szybko stało się typową płacą w wielu branżach”. Tak samo, jak w przypadku Niemiec, argumentem przeciwko wprowadzaniu minimalnego wynagrodzenia w Helwecji jest dobrze rozwinięty system układów zbiorowych. W dodatku biorąc pod uwagę, że 9 proc. pracujących Szwajcarów (ok. 312 tys. osób) zarabia mniej niż pożądane przez lewicowych polityków 22 franki za godzinę, po wprowadzeniu minimalnej stawki na takim poziomie część z tych pracowników może zostać zwolniona, ponieważ ich firm może nie być stać na zwiększanie płacy, które być może byłoby nawet niewspółmierne do wydajności pracujących osób.

 

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach na przykładzie Niemiec – a może również Szwajcarii – przekonamy się, jaki wpływ na poziom zatrudnienia ma wprowadzenie płacy minimalnej. Tymczasem w Polsce trwa debata na temat regionalizacji minimalnego wynagrodzenia, dzięki któremu gorzej rozwinięte regiony o stosunkowo wysokim bezrobociu mogłyby mieć niższą stawkę płacy minimalnej. Jeżeli, zgodnie z zapowiedziami ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza, regionalne stawki zostaną wprowadzone, w Polsce również będzie można obserwować efekty pewnego „eksperymentu” – okaże się, czy i w jakiej skali regionalizacja płacy minimalnej zwiększy zatrudnienie w gorzej rozwiniętych regionach naszego kraju.

Share

Artykuł Czy dwa kolejne kraje Europy wprowadzą płacę minimalną? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-dwa-kolejne-kraje-europy-wprowadza-place-minimalna/feed/ 0