Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
socjalizm – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Konsument, student, osoba najuboższa – batalie o ich wolność [ŚWIAT WOLNOŚCI] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/konsument-student-osoba-najubozsza-batalie-o-ich-wolnosc-swiat-wolnosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/konsument-student-osoba-najubozsza-batalie-o-ich-wolnosc-swiat-wolnosci/#respond Wed, 06 Feb 2019 10:00:34 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6034 Początek 2019 r. przyniósł nowe aktywności w organizacjach wolnościowych na całym świecie, które przypominam i podsumowuję w ramach cyklu „Świat Wolności”, korzystając głównie ze styczniowych materiałów opublikowanych przez zrzeszającą ponad 450 organizacji tego rodzaju sieć Atlas Network. Dlaczego warto czytać o działaniach innych? To przede wszystkim ważne źródło inspiracji, motywacji i pomysłów. Ponadto, można przekonać […]

Artykuł Konsument, student, osoba najuboższa – batalie o ich wolność [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Książka „Peace, Love & Liberty” wydana w Afganistanie, źródło: Atlas Network

Początek 2019 r. przyniósł nowe aktywności w organizacjach wolnościowych na całym świecie, które przypominam i podsumowuję w ramach cyklu „Świat Wolności”, korzystając głównie ze styczniowych materiałów opublikowanych przez zrzeszającą ponad 450 organizacji tego rodzaju sieć Atlas Network. Dlaczego warto czytać o działaniach innych? To przede wszystkim ważne źródło inspiracji, motywacji i pomysłów.

Ponadto, można przekonać się, w jak wielu obszarach aktywne są wolnościowe organizacje pozarządowe, które, choć funkcjonują w zupełnie innych środowiskach i na wielu kontynentach oraz w różnych kulturach, łączy przywiązanie do wolności jednostki.

Dla wielu organizacji ważna jest m.in. sytuacja konsumentów. Center for Indonesian Policy Studies (CIPS) podejmuje działania na rzecz obniżenia cen kukurydzy – ważnego składnika w diecie mieszkańców Indonezji. To ich kolejna kampania realizowana w ramach projektu „Dostępne ceny jedzenia dla ubogich”. Koszt podstawowych produktów żywnościowych podnoszony jest w tym kraju przez protekcjonizm. Przykładowo, cały import kukurydzy musi przechodzić przez Narodową Agencję Logistyczną, co podbija cenę tego produktu do 2,5-krotności względem cen na rynkach międzynarodowych. Celem CIPS jest zmiana postaw wśród lokalnych polityków i uczestników debaty publicznej, aby poprzez większą otwartość na handel móc przyczynić się do poprawienia sytuacji osób najuboższych.

Walkę z rozwiązaniami szkodliwymi dla konsumentów prowadzi też słowacka organizacja INESS. Niestety, nie udało jej się zablokować nowego podatku od handlu detalicznego, który ma uderzyć w największe sieci handlowe, a tym samym w ich klientów. Być może, podobnie jak w przypadku Polski, sprawą zajmą się instytucje UE.

Cały czas ważnym środkiem używanym do szerzenia idei klasycznego liberalizmu są książki, szczególnie te napisanie w sposób komunikatywny, zrozumiałym dla większej grupy osób językiem. Afghanistan Economic and Legal Studies Organization (AELSO) wiedząc, jak ważny dla wolności jednostek jest pokój w Afganistanie i całym regionie, doprowadziła do wydania książki Toma G. Palmera (red.) pt. „Peace, Love and Liberty” w języku dari (jednym z dwóch języków urzędowych w Afganistanie). Wcześniej książka ta została wydana w wielu innych językach. Przykładowo, hiszpańskojęzyczna wersja tej książki oraz „After the Welfare State” tego samego autora były promowane podczas wydarzeń organizowanych przez Estudiantes por la Libertad w Ameryce Łacińskiej. ”Czy wojny są nieuchronne, czyli pokój, miłość i wolność” (wyd. Fijor Publishing) Toma G. Palmera została wydana również w języku polskim, a sam miałem przyjemność napisać posłowie do tej książki.

Duże znaczenie dla sukcesu wolnościowych idei ma komunikacja. Dlatego warto zwrócić uwagę na zapowiedź greckiego serialu telewizyjnego pt. „Big Fish”, który ma być produkowany przez Greek Liberties Monitor. Celem serialu jest pokazanie pozytywnych historii związanych z przedsiębiorczością, wolnym rynkiem i kapitalizmem.

Początek 2019 r. to także duże wydarzenie w USA, które zgromadziło wiele młodych osób o wolnościowych poglądach – LibertyCon, zorganizowany po raz kolejny w Waszyngtonie przez Students for Liberty. Program tej konferencji składał się z trzech dni paneli, dyskusji i warsztatów pod hasłem „dzielenia się wiedzą”, a wydarzenia organizowane przez Students for Liberty są w mojej ocenie zawsze wartościowym źródłem informacji i inspiracji. Podczas LibertyCon w Waszyngtonie wystąpili m.in. Steve Forbes, Rupert Boneham, Gloria Álvarez (3 kwietnia 2019 r. ma pojawić się w Warszawie podczas Free Market Road Show) i Tom G. Palmer.

Na innym kontynencie Center for Development and Enterprises Great Lakes, działające w Burundi, Rwandzie i Demokratycznej Republice Kongo, zorganizowało akademię „Free Campus, Free Minds”, której celem było stworzenie i wyedukowanie nowych promotorów klasycznego liberalizmu w Afryce. „Musimy pomagać ludziom zrozumieć, dlaczego powinni domagać się lepszej polityki gospodarczej, praworządności i rozliczalności władz w Rwandzie, Burundi i DRK” – skomentował prezes CDE-Great Lakes, Aimable Manirakiza.

Niedawno ukazały się także kolejne edycje dwóch indeksów. Human Freedom Index ocenia poziom wolności osobistej i gospodarczej na świecie. W najnowszym rankingu czołowe miejsca zajęły Nowa Zelandia, Szwajcaria i Hongkong. Na końcu rankingu znalazły się kraje, które silnie ograniczają wolność, takie jak Jemen, Wenezuela i Syria (niektóre kraje, w których wolność jest radykalnie ograniczana nie były brane pod uwagę ze względu na brak wiarygodnych danych). Pogorszeniu do najniższego poziomu w historii indeksu uległa pozycja Polski, która w rankingu spadła o 3 pozycje i zajęła dopiero 39. miejsce.

Z kolei amerykański The Buckeye Institute, przy współpracy z kanadyjskim Fraser Institute, opublikował ranking wolności gospodarczej w Ameryce Północnej. Na czele znalazły się trzy amerykańskie stany – New Hampshire, Floryda i Karolina Południowa, zaś najlepszą kanadyjską prowincją okazała się Alberta. Najsłabiej pod względem wolności gospodarczej w USA wypadają stany Kentucky, Delaware i Nowy Jork. Najmniej wolnym gospodarczo regionem Kanady została z kolei Nowa Szkocja, której ocena przewyższa z kolei najlepiej ocenione stany w Meksyku – Nuevo León i Guanajuato. Końcowe pozycje w rankingu dla całej Ameryki  Północnej zajęły meksykańskie stany: Campeche, Colima i Ciudad de México.

Ważną batalię na rzecz wolności słowa wygrała filadelfijska Foundation for Individual Rights in Education (FIRE). Sprawa dotyczyła Kevina Shawa, któremu władze kampusu zakazały rozdawania hiszpańskojęzycznej wersji Konstytucji USA, czym naruszyły Pierwszą Poprawkę do Konstytucji, gwarantującą mieszkańcom USA wolność słowa. FIRE liczy na to, że sprawa przypomni studentom o tym, iż mają prawo do swobodnej wymiany idei na terenie publicznych (i prywatnych) uczelni wyższych.

Początek ruchu to także zmiany personalne w niektórych zagranicznych organizacjach. American Enterprise Institute, prestiżowa organizacja zajmująca się promocją wolnorynkowych idei, przed którą w grudniu ub. roku wykład wygłosił Leszek Balcerowicz (Bad transitions in Central Europe and the European Union), ogłosiła, że nowym prezesem AEI zostanie Robert Doar. Doar był analitykiem w AEI, który ostatnio  zajmował się tematyką polityk wyciągających ludzi z ubóstwa i tworzących nowe możliwości rozwoju.

Oby rok 2019 okazał się rokiem udanych projektów i sukcesów dla wolnościowych organizacji, takich jak Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) i innych polskich think-tanków.

Większość informacji pochodzi ze strony Atlas Network, sieci zrzeszającej ponad 450 wolnościowych organizacji z całego świata, w tym Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Konsument, student, osoba najuboższa – batalie o ich wolność [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/konsument-student-osoba-najubozsza-batalie-o-ich-wolnosc-swiat-wolnosci/feed/ 0
Tańszy ryż i podpaski, jawność budżetu i wolność religijna – organizacje wolnościowe w działaniu [ŚWIAT WOLNOŚCI] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/tanszy-ryz-i-podpaski-jawnosc-budzetu-i-wolnosc-religijna-organizacje-wolnosciowe-w-dzialaniu-swiat-wolnosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/tanszy-ryz-i-podpaski-jawnosc-budzetu-i-wolnosc-religijna-organizacje-wolnosciowe-w-dzialaniu-swiat-wolnosci/#respond Mon, 31 Dec 2018 08:01:10 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6018 W ostatnim w tym roku artykule z cyklu „Świat Wolności” przyjrzyjmy się najważniejszym wydarzeniom w wolnościowych organizacjach, w ostatnim kwartale 2018 r. Każdy przegląd, który przygotowuję przypomina mi, jak szerokie spektrum tematów jest ważne dla ruchu wolnościowego i jak wiele mniejszych i większych sukcesów udaje się osiągać. Te działania i sukcesy nie byłyby możliwe bez […]

Artykuł Tańszy ryż i podpaski, jawność budżetu i wolność religijna – organizacje wolnościowe w działaniu [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Atlas Network / U.S. National Archives

W ostatnim w tym roku artykule z cyklu „Świat Wolności” przyjrzyjmy się najważniejszym wydarzeniom w wolnościowych organizacjach, w ostatnim kwartale 2018 r. Każdy przegląd, który przygotowuję przypomina mi, jak szerokie spektrum tematów jest ważne dla ruchu wolnościowego i jak wiele mniejszych i większych sukcesów udaje się osiągać. Te działania i sukcesy nie byłyby możliwe bez wsparcia osób, przedsiębiorstw i innych darczyńców, którzy przekazują zasoby finansowe, rzeczowe lub własnego czasu na rzecz obrony i wzmacniania wolności w wielu miejscach na świecie. W tym miejscu zachęcam do wsparcia działalności polskich organizacji wolnościowych, w tym Fundacji FOR. Bez takiego wsparcia nasza codzienna praca na rzecz realizacji misji Forum Obywatelskiego Rozwoju nie byłaby możliwa.

Co udało się osiągnąć innym organizacjom w trzech ostatnich miesiącach tego roku?

Czasami organizacjom wolnościowym udaje się załatwić małe sprawy, ważne dla wielu osób. Organizacja Advocata Institute ze Sri Lanki wywalczyła zniesienie specjalnego podatku nałożonego na kobiety – ceł na podpaski i tampony. Z kolei kostarykańska Asociación de Consumidores Libres de Costa Rica przyczynia się do sądowej wygranej, która ma zakończyć regulowanie ceny ryżu, czyli protekcjonistycznej polityki w interesie małej grupy producentów, prowadzonej kosztem wielu konsumentów. Fundación Eléutera z Hondurasu pomogła w usprawnieniu procesu zakładania działalności gospodarczej w tym kraju.

Ostatni kwartał tego roku to wiele ciekawych wydarzeń. Silk Road Foundation zorganizowała specjalne szkolenie, Free Market Academy, aby promować wolny rynek i idee ograniczonego państwa w Mongolii. Indyjskie Center for Civil Society, w ramach Atlas Leadership Academy, zrealizowało warsztaty dotyczące rzetelności badań i skutecznej promocji ich wyników, aby z wiarygodnymi materiałami przebijać się przez fale „fake newsów”. Przedstawiciele wielu amerykańskich wolnościowych organizacji spotkali się na corocznym zjeździe State Policy Network, podczas którego motywem przewodnim była odpowiedź na pytania – dlaczego Twoja praca ma znaczenie? Z kolei podczas konferencji w Johannesburgu dyskutowano o negatywnych konsekwencjach, na podstawie doświadczeń innych krajów, jakie wiązałyby się z wywłaszczeniem bez rekompensaty właścicieli w RPA. Celem wydarzenia było zapobieżenie scenariuszowi, który znamy m.in. z Zimbabwe.

Centro para la Apertura y el Desarrollo de América Latina zorganizowała kolejną konferencję upamiętniającą ofiary totalitaryzmu. Celem tych konferencji jest „obrona demokratycznej kultury” w Ameryce Łacińskiej i przypomnienie o tym, jak ważna jest wolność jednostki. Tegoroczną konferencję poświęcono ofiarom głodu na terenie Ukrainy w czasie komunistycznej dyktatury Stalina. Fundación Internacional para la Libertad przypomniała, że w 2018 r. przygotowane przez nią wydarzenia w Ameryce Południowej i Hiszpanii przyciągnęły trzech prezydentów i kilku innych znanych polityków, co bez wątpienia zwróciło uwagę mediów i decydentów.

W ostatnim kwartale 2018 r. pojawiło się wiele nowych, ciekawych filmów. Matt Kibbe i jego organizacja „Free the People” od lat promują wolność m.in. poprzez craftowe piwa. Nie dziwi więc kolejny film w tej tematyce pt. Beer Is Freedom: When Hops Cross Borders [„Piwo jest wolnością – kiedy chmiel przekracza granice”] nakręcony w USA i Serbii. Miałem okazję spróbować piwa, które wystąpiło w filmie, czyli Flying Dogma, a nawet można zobaczyć mnie i Tomka Kołodziejczuka z Centrum Kapitalizmu próbujących tego piwa w Belgradzie [8:06 min].

Dwa ważne edukacyjne filmy zostały nagrane przez Gwatemalkę Glorię Álvarez w ramach kanałów Reason TV i Johna Stossela. W pierwszym nagraniu Álvarez tłumaczy, dlaczego socjalizm zawsze wcześniej czy później prowadzi do katastrofy. Pomimo tego wciąż w niektórych krajach, w tym w Ameryce Łacińskiej, wiara w socjalizm jest silna. Drugie nagranie Álvarez poświęciła przemocy, na której opierają się socjalistyczne reżimy. Autorka słusznie przypomina, że socjalizm odpowiada za śmierć 100 milionów osób w wielu częściach świata. Warto o tym pamiętać.

To nie koniec ważnych aktywności związanych z filmami. Amerykański Independent Institute opublikował kolejny sezon serialu „Love Gov”, który ośmiesza idee państwa nadopiekuńczego i pokazuje negatywne konsekwencje państwowego paternalizmu. Za pomocą Scotta „Gov” Govinskiego, który w serialu utożsamia wszechobecne instytucje państwa, autorzy serialu pokazują co dzieje się, kiedy godzimy się odebrać sobie wolność, a odpowiedzialność za nasze życie przejmują inni.

W ostatnim artykule z cyklu „Świat Wolności” wspominałem o organizacjach nominowanych do Atlas Network’s 2018 Templeton Freedom Award, którą przyznaje amerykańska organizacja Atlas Network. Każdego roku jedna z organizacji, która zrealizowała najbardziej udany projekt na rzecz obrony i wzmacniania wolności otrzymuje podczas gali w Nowym Jorku nagrodę w wysokości $100,000. W tym roku nagroda trafiła do Egyptian Center for Public Policy Studies, za działania na rzecz większej przejrzystości w tworzeniu budżetu państwa i udziału obywateli w procesie powstawania budżetu.

Podczas tego samego wydarzenia wybrano też zwycięzcę konkursu Think Tank Shark Tank, w którym nominowani mają szansę zaprezentowania wolnościowego projektu i zdobycia finansowania na jego realizację. W tym roku zwyciężył Petar Čekerevac z serbskiego Libertarian Club Libek, któremu udało się pozyskać finansowanie na rozwój wolnościowego portalu opinii Talas.rs (co po polsku oznacza „Fala”). Dzięki dodatkowym środkom finansowym autorzy portalu chcą stać się jednym z najważniejszych mediów zajmującym się ważnymi sprawami publicznymi w Serbii.

Obie nagrody przyznano podczas Liberty Forum & Freedom Dinner, którą co roku organizuje w Nowym Jorku Atlas Network.

Coroczną nagrodę dla osoby zasłużonej dla działań na rzecz wolności przyznała też włoska organizacja Bruno Leoni Institute (dzięki staraniom FOR w 2016 r. ukazała się w języku polskim jedna z książek Bruno Leoniego pt. „Wolność i Prawo”). W tym roku nagroda trafiła do Canan Arin, za jej walkę z aranżowanymi małżeństwami małoletnich dziewczyn w Turcji.

W kilku miejscach na świecie trwają lub miały miejsce Audyty Wolności Gospodarczej. Taki projekt zrealizowała m.in. organizacja CEDICE, a “Audyt Wolności Gospodarczej został zaprojektowany, aby przeanalizować kluczowe problemy nękające wenezuelską gospodarkę i zaprojektować rozwiązania, które wprowadzą Wenezuelę z powrotem na ścieżkę wolności i dobrobytu”. Podobny projekt realizuje obecnie egipska organizacja Egyptian Center for Public Policy Studies, zwycięzca Atlas Network’s 2018 Templeton Freedom Award. Audyt miał też miejsce w Argentynie dzięki pracy Fundación Libertad y Progreso.

Ważnymi wymiarem wolności są wolność religijna czy wolność wyznania. Jedną z organizacji, która skupia się akurat na tym obszarze jest amerykański First Liberty Institute. Aktualnie instytut prowadzi m.in. batalię prawną o zachowanie pomnika w kształcie krzyża, upamiętniającego ofiary I Wojny Światowej. Pomnik został zbudowany za prywatne środki, na prywatnym terenie w 1925 r., a w latach 60-tych ziemia została przejęta ze względów bezpieczeństwa przez stan Maryland. W ostatnich latach pojawili się zwolennicy jego wyburzenia. Sprawa obrony historycznego pomnika i groźby jego wyburzenia ze względu na formę krzyża trafiła do Sądu Najwyższego. W USA jest wiele podobnych pamiątkowych krzyży pokoju.

Na koniec warto zwrócić też uwagę na nowy fundusz stworzony przez Atlas Network – Rainbow@Atlas, którego celem jest wspieranie tolerancji i różnorodności w imię przekonania, że „nikt nie powinien być wyłączony z udziału w korzyściach z wolności w związku z płcią, rasą, religią czy orientacją seksualną”.

Oby w 2019 r. było jeszcze więcej sukcesów i ważnych wolnościowych wydarzeń, o których będzie można napisać w ramach cyklu „Świat Wolności”!

Większość informacji pochodzi ze strony Atlas Network, sieci zrzeszającej ponad 400 wolnościowych organizacji z całego świata, w tym Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Tańszy ryż i podpaski, jawność budżetu i wolność religijna – organizacje wolnościowe w działaniu [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/tanszy-ryz-i-podpaski-jawnosc-budzetu-i-wolnosc-religijna-organizacje-wolnosciowe-w-dzialaniu-swiat-wolnosci/feed/ 0
Własność prywatna – temat zakazany https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/#respond Thu, 31 Aug 2017 05:30:34 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5359 W lipcu okazało się, iż ochrona własności prywatnej jest według niektórych zbyt kontrowersyjnym tematem, aby mogła być przywoływana podczas lipcowych protestów w obronie sądownictwa przed upolitycznieniem. Tymczasem to właśnie wizja uszczerbku na własności prywatnej w wyniku niesprawiedliwego wyroku zapewne była dla wielu ludzi jednym z podstawowych wyobrażeń, które zmotywowało tych obywateli do wyjścia na ulice […]

Artykuł Własność prywatna – temat zakazany pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

W lipcu okazało się, iż ochrona własności prywatnej jest według niektórych zbyt kontrowersyjnym tematem, aby mogła być przywoływana podczas lipcowych protestów w obronie sądownictwa przed upolitycznieniem. Tymczasem to właśnie wizja uszczerbku na własności prywatnej w wyniku niesprawiedliwego wyroku zapewne była dla wielu ludzi jednym z podstawowych wyobrażeń, które zmotywowało tych obywateli do wyjścia na ulice w obronie sądownictwa.

Demonstracje przeciw upolitycznieniu Sądu Najwyższego, które odbyły się w całej Polsce w dniach 16-24 lipca 2017 r., zgromadziły łącznie prawdopodobnie 200 tysięcy uczestników (dla przykładu, według szacunków organizatorów, w największych polskich miastach 20 lipca protestowało 110 tys. osób). W protestach nie brali udział wyłącznie sympatycy jakiegoś jednego ugrupowania, lecz osoby o bardzo różnych poglądach zarówno na kwestie gospodarcze, jak i społeczno-obyczajowe. Demonstrujących spajało jedno: sprzeciw wobec grozy poddania wyroków sądowych pod dyktando światopoglądu partii rządzącej – zarówno w sądach rejonowych, jak i w Sądzie Najwyższym, który decyduje m.in. o ważności wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Ponieważ w demonstracjach uczestniczyli zarówno sympatycy kolektywistycznej i socjalistycznej Partii Razem, jak i osoby o libertariańskim czy  klasycznie liberalnym spojrzeniu na gospodarkę i państwo; zarówno praktykujący katolicy oraz zwolennicy tradycyjnego modelu rodziny, jak i antyklerykałowie oraz queerowi aktywiści; a także osoby na różny sposób miksujące te poglądy (np. popierające zarówno bezwarunkowy dochód podstawowy, jak i zakaz państwowej pomocy publicznej…) – to nie sposób mówić o tym, że wszyscy uczestnicy lipcowych demonstracji mogliby wspólnie zadeklarować jakiś jednolity zbiór konkretnych propozycji, na wzór programu partii politycznej.

Ten właśnie stan rzeczy wzbudził duże dylematy – i duże emocje. Przykładowo, w opublikowanym przez „Kulturę Liberalną” 26 lipca 2017 r. tekście zatytułowanym „Czego nie robić na protestach” Helena Anna Jędrzejczak pisze, że niektórzy nie szanowali zróżnicowania poglądów uczestników protestów i  próbowali przekształcić demonstracje w manifesty na rzecz powszechnego dostępu do aborcji czy na rzecz legalizacji małżeństw homoseksualnych. Takie dodawanie swoich trzech groszy było, według historyczki idei, de facto przedmiotowym traktowaniem zgromadzonych ludzi: niektóre ugrupowania bądź ich przedstawiciele traktowali protestujące tłumy jako swoich potencjalnych zwolenników, zamiast jako wolnych ludzi, którzy wiedzą, z jakich powodów przyszli na miejski plac. Jak pisze Jędrzejczak,  „Ci, którzy do „3×Veto” dopisują swoje polityczne postulaty, chcą na autentycznych emocjach i zaangażowaniu obywateli zbudować poparcie dla idei, które mogą być dla protestujących obce albo obojętne”. I podaje konkretny przykład: „To, czy popieram rozdział Kościoła od państwa albo prawa mniejszości seksualnych, nie wpływa na moją – zdecydowanie negatywną – ocenę tego, co wydarzyło się kilka dni temu na Krakowskim Przedmieściu. Szczególnie poruszający był występ przedstawicielek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Ich agresywne przemówienie dotyczyło spraw innych niż zadeklarowany przedmiot demonstracji. Było próbą realizacji własnej agendy politycznej, z pewnością podzielanej przez część uczestników, ale jednocześnie dla innych – nie do przyjęcia. A przecież protesty w obronie niezależności wymiaru sprawiedliwości łączyły obywateli i obywatelki we wspólnej sprawie. (…) To, że ktoś na wiecu skanduje „Konstytucja!” albo „Wolność – Równość – Demokracja!” nie oznacza przecież, że popiera rozdział Kościoła od państwa, związki partnerskie albo liberalizację ustawy antyaborcyjnej”. Według współpracowniczki „Kultury Liberalnej”, takie unicestwianie potencjału protestów ponad podziałami poprzez ich przekierowywanie pod jeden konkretny pogląd staje się już w Polsce smutnym zwyczajem: „W październiku ubiegłego [2016] roku osoby, które przyszły protestować przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, dowiedziały się, że celem zgromadzenia jest także walka o jego liberalizację” – relacjonuje historyczka idei.

Myślę, że z artykułu Jędrzejczak przebija bardziej ogólny wniosek, że wśród wielu przeciwników polityki rządu PiS panuje przekonanie, że na demonstracjach dozwolone jest wykluczanie czy wyśmiewanie każdego elementu konserwatywnego światopoglądu (jak na przykład przywiązania do chrześcijaństwa), ponieważ i tak są to „poglądy PiS-owskie” (oczywiście, uznawanie drugiej strony sporu za inherentnie godną wyszydzenia również wiele mówi o kulturze przeciwników PiS; podobny zabieg stosuje też rząd, kiedy wygłasza pełne pogardy wypowiedzi, polegające zazwyczaj na przyrównywaniu protestujących Polek i Polaków do „egoistycznych elit”). Niezależnie od swoich poglądów na kwestie obyczajowe, zgadzam się ze współpracowniczką „Kultury Liberalnej”, że jest absolutnie jasne, iż ci, którzy przyszli bronić sądów przed upolitycznieniem, nie przychodzili na demonstrację na rzecz prawa do aborcji na życzenie czy za wprowadzeniem dodatkowych uprawnień dla mniejszości seksualnych.

Niby w podobnym duchu, co Helena Anna Jędrzejczak, pisze też Ignacy Dudkiewicz, publicysta katolicko-lewicowego magazynu „Kontakt”.  Między tymi dwoma autorami zarysowuje się jednak poważny dysonans. O ile Jędrzejczak pisze o różnicy między protestem przeciwko poddaniu sądów pod dyktando polityków a manifestacją poparcia dla aborcji, to Dudkiewicz uważa, że protest przeciwko upolitycznieniu sądów nie powinien zawierać w sobie elementu poparcia prawa do własności prywatnej. Jak z oburzeniem relacjonuje publicysta 16 lipca w publicznej notce na swoim profilu na Facebooku (dostęp 29.08.2017 r.): „Ktoś, kto wymyślił, żeby na demonstracji w sprawie sądów zaprosić do przemawiania Balcerowicza i Celińskiego bredzących o socjalizmie, prywatyzacji i własności prywatnej, powinien dostać jakiś medal od rządu. Za wyjątkowe mistrzostwo świata uznaję tak przemawiać na demonstracji w sprawie absolutnie kluczowej, która jako jedna z niewielu raczej łączy, niż dzieli różne środowiska opozycyjne w jednej narracji, by odrzucić niemałą część jej uczestników i sprawić, by nie czuli się na niej u siebie. Aż chciałoby się napisać w tym kontekście tekst pod tytułem «Balcerowicz musi odejść»” – pisze Dudkiewicz.

Tymczasem to właśnie obrona własności prywatnej należy do tych „absolutnie kluczowych spraw”, dla których tysiące obywateli zechciały w środku wakacji wyjść na ulice protestować. Zapewne większość demonstrantów do wyjścia z domu przekonała nie sama wizja „protestowania dla obrony sądów dla samej obrony sądów”, ale wyobrażenie sobie tego, co upolitycznienie sądownictwa mogłoby pogorszyć w ich własnym życiu. Co oczywiście, wbrew powszechnej filozoficznej i publicystycznej praktyce oddzielania dobra wspólnego od dobra indywidualnego, jest całkowicie normalne – obrona sądownictwa musi mieć jakąś „treść”, dla której jesteśmy gotowi praworządności bronić. A podstawowym lękiem związanym z niesprawiedliwym wyrokiem sądu – oprócz utraty dobrego imienia oraz kary pozbawienia wolności – są właśnie konsekwencje ekonomiczne, czyli właśnie utrata lub nadszarpnięcie własności prywatnej. Nie chodzi tutaj tylko o upadki jakichś wielkich fortun, ale o zwykłe, codzienne sprawy, jak spór o możliwość wybicia dodatkowego okna czy zabudowania balkonu we własnym mieszkaniu czy spory związane z niespłacaniem pożyczonych pieniędzy oraz z zakupem i sprzedażą jakichś produktów. Przykładowo, upolityczniony sąd może orzec wysoką karę za zmienianie elewacji budynku, ponieważ w danej miejscowości będzie powszechnie wiadomo, że dana osoba nie zgadza się w jakiejś kwestii z partią rządzącą. Z kolei emerytka, która podpisała podsuniętą jej podstępem zgodę na drogą i niemal niemożliwą do zerwania prenumeratę literatury religijnej, może nie uzyskać pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy w upolitycznionym sądzie – takim, który wzorem środowiska PiS wyznaje wizję Polski jako ostoi tradycjonalistyczno-kulturowego katolicyzmu (opartego na rytuałach i niekoniecznie mającego coś wspólnego z autentyczną wiarą). Sąd orzekający wedle takiego światopoglądu może uznać, że firma publikująca i sprzedająca religijne książki ma przecież same dobre i ubogacające intencje… (brzmi to dość groteskowo, ale po sprawie Misiewicza czy po treściach przekazywanych w „Wiadomościach” TVP wiemy, że jest to całkiem możliwe…). Z kolei Trybunał Konstytucyjny, już wprawdzie zdemontowany, mógłby – przy założeniu swojej niezależności – uznać niezgodność z Konstytucją jakiegoś podatku, który nadszarpnąłby portfele wielu przeciętnie zarabiających obywateli. Przykładowo, proponowany swego czasu przez Prawo i Sprawiedliwość podatek paliwowy zwiększyłby koszt nie tylko przejazdów luksusowymi samochodami, lecz rzecz jasna także komunikacją miejską.

W gruncie rzeczy każdy, kto porównywał uzależnienie sądownictwa od decyzji ministra do czasów PRL-u, czyli zapewne większość protestujących – w tym młodych, znających PRL z opowieści rodziców – występował między innymi w obronie własności prywatnej i znośnej, jak na Europę początku XXI wieku, sytuacji ekonomicznej, ponieważ socrealistyczna Polska niesie – poza skojarzeniem z brakiem wolności politycznej – równie oczywiste skojarzenie z krajem niedostatku, którego rząd potępia własność prywatną i to, że rynek mógłby odpowiadać na różnorodne oczekiwania konsumentów. „Urodziłem się w PRL, ale w nim nie zdechnę” – często właśnie to hasło z transparentu pewnego manifestanta z 16 lipca z Warszawy jest cytowane w relacjach prasowych podsumowujących protesty. Jak przywołuje portal ePoznan.pl, podczas demonstracji mieszkaniec Poznania, nauczyciel akademicki Piotr Gąsiorowski, mówił: „Czy zauważyliście państwo, że dziś mamy 22 lipca? Dawne święto państwowe PRL upamiętniające wprowadzenie w Polsce dyktatury stalinowskiej. Nie wiem, czy do rządzących dociera w ogóle ironia historii”. O oparciu protestów w obronie sądownictwa między innymi na lęku przed niesprawiedliwym pogorszeniem sytuacji ekonomicznej świadczy także duży aplauz protestujących po wypowiedzi Henryki Krzywonos podczas protestu 16 lipca w Warszawie: „Ja się nie boję. Nie powinniśmy się bać, ale stawiać im czoła. Naród, przede wszystkim młodzi, musza się obudzić. Co zrobicie, jeśli Jarkowi [Jarosławowi Kaczyńskiemu] przyjdzie do głowy zabrać wam komputer i internet? (…) Wyobraźcie sobie, że kurdupel przejeżdża ulicą i podoba się mu wasz dom i go sobie bierze! Nie pozwólmy na to!” (zaznaczę przy tym, że nie popieram używania przez Krzywonos słów obraźliwych wobec Kaczyńskiego). Wreszcie, w „Dzienniku Gazecie Prawnej” z 28-30 lipca Sylwia Czubkowska w tekście „Nowy obowiązek” cytuje protestującą Katarzynę Grygę, 33-letnią pracowniczkę agencji reklamowej, która mimo braku zaufania do polityków uznała, że „ma się spełniać na protestach”. Gryga oburza się na stwierdzenie jednego z prawicowych dziennikarzy, jakoby typowa osoba biorąca udział w lipcowych protestach była „beneficjentem systemu”, który „nie rozumie potrzeb i aspiracji ubogiej większości Polaków”: „Jak nie rozumie? Bo co? Bo jest klasą średnią? Toż nikt nam tego nie dał. Przecież tej klasy średniej w Polsce nie było, musieliśmy sobie sami na wszystko zapracować, wywalczyć, wyszarpać to miejsce, ten nasz nie wiadomo jak wysoki standard życia. Jak mogę być beneficjentką [systemu], skoro państwo nic mi nie podarowało” – ironizuje pod Pałacem Prezydenckim uczestniczka manifestacji. Można powiedzieć, że jej protest w obronie sądów wynika zarówno z jej obawy, że sądy podległe pod polityczne dyktando będą mogły łatwo odebrać jej własny uczciwie zdobyty dorobek ekonomiczny, jak i z obawy, że będą mogły tak uczynić osobom uboższym. Sama manifestantka zresztą nie określa swojego poziomu życia jako szalenie wysokiego.

Własność prywatna zwykłych ludzi łączy się więc ściśle z protestami tysięcy „zwyczajnych” obywateli w obronie praworządności. Tymczasem, jak można się domyślać, Ignacemu Dudkiewiczowi – zgodnie zresztą z ogólnoeuropejskim klimatem publicystycznej pogardy wobec wolności gospodarczej – słowa „własność prywatna” kojarzą się z bardzo zamożnymi mieszkańcami luksusowych dzielnic oraz z przedsiębiorcami rodem z „Ziemi obiecanej” Reymonta i Wajdy, którzy każą robotnikom pracować ponad siły. Słowem – jest to skojarzenie z mitycznymi „neoliberałami”. Tak jakby ludziom o umiarkowanych zarobkach – do których należy również pisząca te słowa – nie zależało na ochronie swojej własności prywatnej, lecz na tym, żeby rząd obłożył ich jakimś fajnym dużym podatkiem. Tymczasem myślę, że pojęcie własności prywatnej – oraz problem potencjalnego zagrożenia dla tej własności – powinno kojarzyć się wcale nie z najbogatszymi, ale przede wszystkim z ludźmi o niskich i umiarkowanych zarobkach. Ich własność prywatna – dochód miesięczny, a być może także rzeczy materialne, np. meble, które ci ludzie będą zmuszeni w wyniku niekorzystnej sytuacji materialnej sprzedać – może pomniejszyć się wskutek niesprawiedliwych decyzji, które mogłyby zostać zniwelowane przez niezależne sądy czy przez niezależny Trybunał Konstytucyjny (na mój napisany w tym duchu komentarz Dudkiewicz odpisał mi 17 lipca, nie tracąc swojego humorystyczno-upraszczającego tonu: „Balcerowicz jako obrońca ubogich – przepraszam, ale tego jeszcze nie grali”). Na nagraniu z demonstracji 16 lipca, dokonanym przez TVP Info (jest to nagranie na żywo, więc nie doszło do potencjalnych manipulacji) widać, że podczas wygłaszania przez Balcerowicza słów „Socjalizm to było społeczeństwo obywatelskie istniejące głównie w kolejkach. (…) Bo własność prywatna była w zasadzie przestępstwem”, niektórzy ludzie ze zrezygnowaniem opuszczają manifestację, a chwilę potem z tłumu słychać okrzyki „kłamstwo!” . Takie reakcje pokazują mniej więcej coś takiego, że ludzie ci doszli do absurdalnego wniosku, iż możliwość łatwego zaspokojenia podstawowych potrzeb materialnych oraz brak lęku przed odebraniem własności prywatnej to zjawiska, które nie powinny być bronione, lecz traktowane pejoratywnie. Sugestywne zjawisko opuszczania opozycyjnych demonstracji – oraz buczenia i gwizdania – przez niektórych uczestników podczas wzmianek mówców o własności prywatnej potwierdzają również ci jej uczestnicy, którzy popierają liberalizm ekonomiczny. Być może to jest trochę wina zwolenników wolności gospodarczej, że „własność prywatna” kojarzona jest w szerszych kręgach tak karykaturalnie – wyłącznie z bogatymi właścicielami firm. Wszak w tekstach i wystąpieniach promujących poglądy wolnościowe, czyli między innymi moralne prawo do posiadania i ochrony własności prywatnej, bardzo dużo można usłyszeć – skądinąd słusznych – wypowiedzi o uwalnianiu przedsiębiorczości oraz o ułatwieniach dla przedsiębiorców. Zdecydowanie za mało – moim zdaniem – słyszy się natomiast o obniżeniu podatków i składek dla „szeregowych” pracowników, aby posiadając więcej pieniędzy, mogli oni bardziej dysponować ich wydawaniem oraz cieszyć się prawem do własności prywatnej.

Wreszcie, w krytykowanym przez Ignacego Dudkiewicza przemówieniu Leszka Balcerowicza nie ma ani cienia sugestii, że Balcerowicz, mówiąc podczas lipcowych protestów o własności i ryzyku socjalizmu, opowiada się – w sposób dzielący zgromadzonych – jedynie w imieniu części protestujących: mianowicie tych mitycznych bogaczy, którzy utracą swoje luksusy. Wręcz przeciwnie, słowa Balcerowicza wskazują na powszechną niedolę obywateli, którzy nie będą mogli kupić najpotrzebniejszych produktów: „Socjalizm to było społeczeństwo obywatelskie stające w kolejkach, bo była zniewolona gospodarka. (…) Własność państwa to władza polityków nad ludźmi. Patrzcie jakie komunikaty wydają Orlen albo Lotos. Oni mówią, że ceny nie wzrosną, bo oni wezmą to na siebie. Te państwowe spółki są częścią tuby propagandowej. Tak to działa, jeżeli się przejmuje gospodarkę. Poza tym gospodarki upolitycznionej, czyli państwowej, nie da się pogodzić z demokracją, bo każdego można wyrzucić, jeżeli jest nieposłuszny”. Kolejki i ryzyko utraty pracy za poglądy polityczne oczywiście nie byłyby bezpośrednim skutkiem wprowadzenia ustaw rządu PiS o sądownictwie, lecz ustawy te, dające w sądownictwie ogromną władzę rządzącym politykom – jak zresztą wspominała doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy, opozycjonistka z czasów PRL Zofia Romaszewska – są „niedopuszczalne”, bo kierowałyby ustrój Polski ku powrotowi do czasów socjalizmu (słusznie dodała przy tym, że obecny stan polskiego sądownictwa również nie jest idealny: „Uzasadnienia wyroków sądu powinny być przede wszystkim zrozumiałe dla obywatela. To nie może wyglądać tak, że (…) właściwie nie da się wywnioskować, dlaczego zapadł taki, a nie inny wyrok. Poza tym sprawy sądowe nie mogą trwać miesiącami czy nawet latami. Obecnie można wyszukać tysiąc powodów, dla których rozprawy mogą toczyć się w nieskończoność”).

Te same przez się stojące w obronie „zwykłego człowieka” wypowiedzi ekonomisty o konieczności uniknięcia powrotu do gospodarki niedoborów, opartej na staniu w kolejkach, zostały przez gospodarczą lewicę – która ponoć wyróżnia się szczególną troską o osoby niezamożne – skwitowane następującymi słowami: „Widmo zmiany zostaje (…) rozbrojone przez ultra-neoliberalne tyrady Leszka Balcerowicza”. Fraza ta występuje w opublikowanym 24 lipca przez „Praktykę Teoretyczną”, „Codziennik Feministyczny” i „Nowego Obywatela” liście zatytułowanym „Żegnaj III RP. List do środowisk lewicowych”, którego sygnatariuszami są m.in. antropolożka i członkini Partii Razem Małgorzata Joanna Adamczyk, socjolog z Partii Razem Jan Sowa, filozof polityki Andrzej Szahaj – oraz wspomniany już Ignacy Dudkiewicz z „Kontaktu”.

Lipcowe protesty AD 2017 są często – zarówno przez uczestników, jak i komentatorów – porównywane do protestów „Solidarności” w latach 80. XX wieku. Tegoroczni demonstrujący często zresztą skandowali hasło „Solidarność”. Nawiązywał do tego hasła również sam Dudkiewicz, który 21 lipca pod Sejmem mówił: „Zwyciężymy bez przemocy, nie będziemy odpowiadać nienawiścią na nienawiść, obelgami na obelgi. Bo wiemy, że solidarność jest silniejsza!”. Absurdalne jest więc zjawisko, kiedy ci sami uczestnicy i komentatorzy, którzy porównują lipcowe protesty do „Solidarności”, twierdzą, że poruszanie na tych protestach tematu własności prywatnej jest niestosowne i stanowi „brednie”. Nie wiedzą chyba, że protesty w latach 80. odbywały się nie tylko w imię abstrakcyjnych wartości, ale także przeciw powszechnej biedzie i sklepowym kolejkom, jakie panowały w państwie ignorującym zasadę własności prywatnej.

(Ponadto, mimo głoszenia zasady wyrzekania się obelg, doskonale widać, że owi nawiązujący do idei solidarności krytycy gospodarczego liberalizmu uważają zwolenników własności prywatnej za tak złych, że wyjętych spod konieczności stosowania wobec nich zasady braku obelg – bo przecież nie da się nie zauważyć, że obelgą z pewnością jest uznanie przez Dudkiewicza wolnościowych poglądów za „brednie”…)

 

 

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Własność prywatna – temat zakazany pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/feed/ 0
Prawica i wolny rynek – nieoczywisty związek https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/prawica-i-wolny-rynek-nieoczywisty-zwiazek/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/prawica-i-wolny-rynek-nieoczywisty-zwiazek/#respond Wed, 03 May 2017 22:00:59 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5013 O ile w przypadku zwolenników lewicy jasne jest ich niechętne podejście do wolnorynkowych rozwiązań – takich jak niskie i proste podatki czy pozostawienie inwestycji w rękach prywatnych – to w przypadku prawicy sprawa jest bardziej skomplikowana. Tę komplikację widać nie tylko w Polsce, ale także między innymi podczas obecnej kampanii wyborczej we Francji. Ogólna zasada jest taka: […]

Artykuł Prawica i wolny rynek – nieoczywisty związek pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
O ile w przypadku zwolenników lewicy jasne jest ich niechętne podejście do wolnorynkowych rozwiązań – takich jak niskie i proste podatki czy pozostawienie inwestycji w rękach prywatnych – to w przypadku prawicy sprawa jest bardziej skomplikowana. Tę komplikację widać nie tylko w Polsce, ale także między innymi podczas obecnej kampanii wyborczej we Francji. Ogólna zasada jest taka: jeżeli działania rządzących, idee polityczne bądź ruchy społeczne, które mają według konserwatystów bronić (różnie rozumianych) tradycji narodowej i zdrowego rozsądku przed „poprawnością polityczną”, są jednocześnie wolnorynkowe, wówczas wolny rynek spotyka się z aplauzem prawicowców. Ale jeżeli prawicowi autorzy krytykują upadek dyscyplinującej jednostkę kultury i indywidualistyczną „swawolę” jednostek dążących do osobistego dobrobytu, wówczas wolny rynek staje się elementem zasługującego na ciosy „zgniłego, liberalnego świata”.

Weźmy na przykład nazwę bardzo prawicowej w swoim wydźwięku firmy produkującej tak zwaną „patriotyczną odzież”: „Red is Bad”. Równie dobrze nazwa ta, nawiązująca do symbolicznego skojarzenia lewicy z „czerwonym sztandarem”, mogłaby sugerować krytykę socjalistycznej ingerencji w wolny rynek – na przykład pomysłów takich jak opracowywany właśnie przez Ministerstwo Kultury ustawowy nakaz ustalania jednolitej ceny wchodzących na rynek książek, aby zapobiec zbyt niskim cenom i w ten sposób „uratować księgarnie”. Tymczasem hasło „Red is Bad”, wypisywane także na budynkach przez młodych neofaszystów, odnosi się w zamyśle środowisk prawicowych i skrajnie prawicowych przede wszystkim do symbolicznej promocji siermiężnego, nacjonalistycznego podejścia do polskości. Hasło to wyraża niechęć jego głosicieli do zjawisk takich jak ponoć „lewicowa” różnorodność poglądów i „swawolna” możliwość wyboru przez jednostkę różnych dróg życiowych. Przy czym dodatkową komplikacją jest fakt, że w dniu, kiedy piszę ten tekst, omawiana firma odzieżowa, która powstała po to, aby zaspokajać nacjonalistyczne gusta, oferuje jednocześnie – o ironio – koszulkę z cytatem z Miltona Friedmana: „Społeczeństwo, które przedkłada równość nad wolność, nie ma ani jednego, ani drugiego. Społeczeństwo, które przedkłada wolność nad równość będzie się szczyciło i jednym, i drugim”. Nie wiadomo, co ten cytat robi na koszulce firmy celującej w działaczy i sympatyków skrajnej prawicy, którzy, jak czytamy w deklaracji ideowej Obozu Narodowo-Radykalnego z 30 kwietnia 2017 roku, sugerują zastąpienie indywidualnej wolności wyboru dyktatem jednolicie rozumianego „wspólnego interesu Narodu” czy „tradycji i ducha polskości”. Pisząc to, nie sprzeciwiam się „polskości” czy „interesowi Narodu” jako takim, lecz ryzyku tłamszącego wolność Polek i Polaków narzucania jedynie słusznych koncepcji „polskości” czy „interesu Narodu” przez władze państwowe, co sugerują takie fragmenty deklaracji ONR, jak uznanie „demokracji liberalnej” za „totalitaryzm (…) skrajnie szkodliwy dla wspólnoty narodowej” oraz zapowiedź, że „Państwo polskie, pełniąc funkcję służebną wobec Narodu polskiego, będzie jednocześnie pełnić funkcje wychowawcze”. Istnieje ryzyko, że w sferze obyczajowej państwowa koncepcja „polskości” będzie realizowana poprzez spełnianie najskrytszych „wychowawczych” marzeń sympatyków prawicy, czasami również tej nieskrajnej: treścią tych „tradycji i ducha polskości” będzie programowe ignorowanie problemu przemocy w rodzinie oraz cenzurowanie poglądów lewicowych czy też po prostu „niedostatecznie patriotycznych”, a może nawet wpisanie do konstytucji biblijnego nakazu posłuszeństwa żony mężowi jako zapisu realizującego „wizję Wielkiej Polski jako państwa przenikniętego duchem katolickim” (mimo że wielu katolickich interpretatorów uznaje cytaty typu „żony niechaj będą poddane swym mężom” jedynie za odniesienia do zwyczajów z czasów powstawania Biblii albo za część metafory nakazującej wzajemne oddanie się małżonków). Oprócz zagrożenia dla indywidualnej wolności w sferze obyczajowej, deklaracja ONR potwierdza także moje przypuszczenie, że wizja polskości, którą chcą realizować zwolennicy nacjonalizmu, wcale nie obejmuje realizacji hasła „Red is Bad” w sferze gospodarczej. Wręcz przeciwnie, manifest ONR mówi o tym, że „Strategiczne sektory gospodarki muszą pozostać pod kontrolą państwa. (…) Państwo będzie chronić i stymulować rozwój gospodarki narodowej”. Mimo że w swojej deklaracji ONR-owcy podkreślają również znaczenie własności prywatnej, to przytoczone zdania pozwalają im uzasadniać działanie przeciw własności prywatnej, na przykład podwyższanie podatków, aby finansować „strategiczną” rolę państwa w gospodarce. O groźbie ataku na własność prywatną pod rządami z faktycznym bądź „duchowym” poparciem ONR świadczy także nacjonalizm tej organizacji: w tym przypadku atak na prywatne mienie dokonywałby się poprzez niszczenie przedsiębiorstw prowadzonych przez obcokrajowców.

Tyle tytułem wstępu o złowieszczym, radykalnym odłamie prawicy – bardziej zasadne wydaje się być bowiem przypatrywanie się nie tyle ruchom skrajnym, co szerokim kręgom umiarkowanych tradycjonalistów, których erudycyjnym postulatom także zdarza się zresztą zawierać złowieszcze elementy. „Teologia Polityczna”, intelektualne zaplecze polskiej prawicy, dołączyła dwa lata temu ‎do zamówionej przeze mnie książki zakładkę, na której redakcja ta informowała, że jej misją jest między innymi promocja konserwatywnego liberalizmu i wolnego rynku. Mimo tej deklaracji na stronach „Teologii Politycznej” można przeczytać klasyczne już pomstowania na „neoliberalizm”: Krzysztof Tyszka-Drozdowski przeciwstawia poparcie dla wolnego rynku zainteresowaniu filozofią, sytuując liberalizm gospodarczy po stronie „muzyki rozrywkowej”: „Ideałem jest zawiesić demokrację i kazać ludowi przecierpieć – w końcu jest nierozgarnięty – aby potem dostąpić królestwa neoliberalnej szczęśliwości. (…) Powieści Kiplinga o elicie zarządzającej brytyjskim imperium to historie ludzi o wykształceniu klasycznym; uformował ich Tukidydes i Plutarch, a nie Milton Friedman i muzyka rozrywkowa. (…) Polityka to przestrzeń pewnych wartości, której wiedza ekonomistów nie może usunąć. A jeśli nawet – to tylko ze szkodą dla państwa i narodu. Dylemat jest taki: jakich chcemy polityków, jakiej chcemy polityki? Balcerowicz czy Kaczyński?” – nawołuje Tyszka-Drozdowski w artykule „Balcerowicz i Saint-Simon”. Gdyby tylko autor uruchomił wyobraźnię, odkryłby, że głosząc takie poglądy, jest w błędzie. To właśnie między innymi przekonywanie władz, żeby porzuciły bezsensowne antywolnościowe pomysły – jak wspomniana minimalna cena książki – może być dla wielu osób impulsem do rozważań filozoficznych, a także do rozpoczęcia szlachetnej działalności obywatelskiej, tak przecież wychwalanej przez wielu filozofów już od starożytności. Pozostając przy przykładzie czytelniczym, można także dojść do przekonania, że potencjalne wywalczenie przez zwolenników gospodarczego liberalizmu, aby jednak nie wprowadzano minimalnej ceny książki, sprawi, że nadal osoby o niższych zarobkach będą mogły pozwolić sobie na zakup literatury po okazyjnych cenach (spodobał mi się ironiczny komentarz, jaki 14 marca opublikowała recenzentka książek prowadząca youtube’owy kanał BookPlease, pisząca pod pseudonimem Yui Tamashi: „Jestem ciekawa, jak zmniejszy się czytelnictwo, gdy ujednolicą ceny książek. (…) Zamiast cenę powinni ujednolicić wielkość książek, żeby ładniej wyglądały na półce. A tak na serio, to niech oni [politycy] wezmą się za coś ważniejszego, jak reforma zdrowia czy szkolnictwa”). Na tym przykładzie widać, że wolny rynek, wbrew sloganowym poglądom Tyszki-Drozdowskiego, stanowi przeciwieństwo procesu stawania się obywateli „nierozgarniętym ludem”. Innym przykładem niechęci intelektualnego środowiska prawicowego do wolnego rynku jest artykuł Tomasza Herbicha, w którym autor postuluje „rehabilitację sprawiedliwości społecznej” i chwali rząd PiS za rewolucję w postaci skończenia z indywidualistycznym i dążącym do szczęścia jednostki sposobem myślenia, reprezentowanym ponoć – co dla mnie jest kompletnie kuriozalne – przez Platformę Obywatelską; „W wyniku podwójnych wyborów w 2015 roku rządy w Polsce objęła formacja, która świadomie połączyła w swoich deklaracjach postulaty zmian ustrojowo-politycznych, podstawowe dla niej od chwili jej powstania, z pakietem głębokich reform społecznych, uzyskując dla tego programu szerokie poparcie” – pisze z ulgą Herbich.

Jednocześnie jednak filozofka Agnieszka Kołakowska na stronach „Teologii Politycznej” traktuje poparcie dla wolnego rynku jako oczywisty element konserwatywnego uniwersum światopoglądowego. „Papież Franciszek w swojej encyklice «Laudato Si’» obwinia za nie [za globalne ocieplenie] kapitalizm i wolny rynek. (…) Odrzuca on kategorycznie, z powodów ideologicznych, równie oczywistą dla zdrowego rozsądku i historycznego zmysłu myśl o korzyściach, jakie mogą płynąć z wolnego rynku” – argumentuje (w tym przypadku słusznie) Kołakowska. Również Mariusz Staniszewski, redaktor naczelny konserwatywnego kwartalnika „Rzeczy Wspólne”, w numerze „Kiedy będziemy potęgą” (23(2)/2016) krytykuje polskie wysokie podatki (wraz z ich zwolennikami) jako utrudniające jednostkom osiągnięcie dobrobytu ekonomicznego: „Prosty, przejrzysty, zachęcający do pracy i inwestowania [system podatkowy] nie tylko zapewnia państwu wysokie i stabilne dochody, lecz przede wszystkim daje obywatelom wolność. (…) Progresywny system podatkowy wynika bowiem głównie z zazdrości, a nie funkcjonalności” – pisze Staniszewski. W obliczu dokonywanej przez Platformę Obywatelską nacjonalizacji oszczędności emerytalnych Polek i Polaków oraz poluzowywania reguł unikania nadmiernego zadłużenia publicznego Gowin, jeszcze jako członek Platformy, powiedział w 2013 roku: „Spór Leszek Balcerowicz – Jacek Rostowski nie jest sporem personalnym, lecz ideowym: wolny rynek kontra socjalizm. W tej sprawie niestety Rostowski to socjalizm”. We wrześniu 2016 roku – czyli już jako minister w niechętnym wobec wolności gospodarczej rządzie PiS Gowin powiedział: „Nie byłyby potrzebne te wszystkie dopłaty i fundusze, gdyby w Europie był rzeczywiście wolny rynek”. Z kolei Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości w obecnym prawicowym rządzie, był 23 października 2014 roku jednym z ośmiu posłów sprzeciwiających się projektowi rozszerzenia oskładkowania umów zleceń, który, poparty przez 419 posłów, stanowił triumf ponadpartyjnego etatystycznego ataku wymierzonego w nisko zarabiających pracowników chcących płacić niższe podatki; ataku dokonanego w imię „sprawiedliwości społecznej” (a tak naprawdę: w imię zwiększenia dochodów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych). Zresztą jeszcze w 2011 roku politycy Prawa i Sprawiedliwości twierdzili, że obciążenie standardowych umów o pracę podatkami i składkami jest za wysokie, a wzorcem powinny stać się umowy cywilnoprawne: „Szczególnie jaskrawym przykładem [nierówności podatników] jest dyskryminacyjne traktowanie przez prawo podatkowe umów o pracę w porównaniu z tzw. samozatrudnieniem i umowami cywilnoprawnymi” – można było wtedy przeczytać w programie partii Jarosława Kaczyńskiego. Taki pogląd jest dzisiaj nie do pomyślenia – spójrzmy chociażby na wzrost podatków zapowiedziany w uzasadnieniu do – przyjętego już przez Sejm w listopadzie 2016 roku – prezydenckiego projektu ustawy obniżającej wiek emerytalny.

Co sprawia, że podejście polskich środowisk prawicowych do wolnego rynku i wolności indywidualnych miota się od uwielbienia do nienawiści? Kluczem do odpowiedzi na to pytanie są uwarunkowania historii najnowszej, w jakich ukształtowała się obecna polska narracja prawicowa. Narracja ta wyrosła z opozycji wobec Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, czego dalekim odblaskiem jest właśnie hasło „Red is Bad” jako nazwa „patriotycznej” firmy odzieżowej. W okresie PRL osoby o poglądach konserwatywnych – zarówno nieprowadzące publicznej działalności społecznej i politycznej, jak i członkowie ruchów opozycyjnych takich jak różnorodna światopoglądowo „Solidarność” czy Niezależne Zrzeszenie Studentów – naturalnie uznawały za zasadny sprzeciw wobec wszystkiego, co reprezentował ówczesny ustrój realnego socjalizmu: a zatem w skład obowiązkowych prawicowych poglądów weszła zarówno walka z programową niechęcią komunistycznego państwa wobec polskiej tradycji opartej na Kościele katolickim, jak i walka z powodującym w Polsce ubóstwo socrealistycznym centralnym planowaniem, które charakteryzowało się przede wszystkim zakazem prywatnej inicjatywy gospodarczej oraz ogromnym ograniczeniem wolności wymiany handlowej z zagranicą.

Stąd współczesna polska narracja konserwatywna zawiera dwa elementy: zarówno sprzeciw wobec zagrożeń mogących zniszczyć polską kulturę, jak i sprzeciw wobec odbierającego ludziom wolność i dobrobyt etatyzmu gospodarczego. Oba zjawiska kojarzą się konserwatystom – w tym także pokoleniu młodszemu, niepamiętającemu PRL – z widmem powrotu, chociażby częściowego, do zgubnego dla kultury i gospodarki zniewolenia społeczeństwa socjalistycznymi rządami. Jednak te dwa elementy konserwatywnej narracji – kulturowy i rynkowy – nie są wobec siebie równorzędne. Wydaje mi się, że konserwatyści popierają ograniczone państwo przede wszystkim dlatego, że państwo takie – właśnie z racji swojego ograniczenia – nie dąży do przejęcia kontroli nad rodziną i do wpajania jej „ideologii gender”, a rodzice mogą wychowywać dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Właśnie ta zaleta ograniczonego państwa sprawia, że konserwatyści przyjmują tę koncepcję z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. Mając świadomość, jak zbawienne dla autonomii rodziny jest ograniczone państwo, przy okazji wychwalają to ograniczone państwo również w kontekście braku nadmiernej ingerencji rządzących w gospodarkę.

To właśnie walka z zagrożeniami dla polskiej kultury i obyczajów stała się – być może całkiem niedawno, czyli w okolicach zwycięstwa PiS w 2015 roku – nadrzędnym elementem polskiej narracji prawicowej. Innymi słowy, jeżeli jakieś działanie rządzących ma umocnić bądź przywrócić „polskość” (czasami bardzo specyficznie rozumianą), to na dalszy plan schodzi to, czy owi rządzący opowiadają się za wolnością ekonomiczną, czy też ją zwalczają. Takie nierówne podejście widać choćby w ogromnym zapale konserwatystów do krytykowania konwencji Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet: w lutym prezydent Andrzej Duda powiedział o tej konwencji „przede wszystkim nie stosować”. Przeciwne polskiej tradycji ma być w tym międzynarodowym dokumencie to, że – co pojawia się jak mantra w wypowiedziach wielu przedstawicieli prawicy – konwencja zobowiązuje Polskę do podjęcia działań na rzecz „wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. Jednocześnie nie widać wśród konserwatystów oburzenia na interwencjonistyczny plan Morawieckiego – ustalający z góry, w czym dany region Polski ma się specjalizować gospodarczo – czy też na zawarte w przeglądzie emerytalnym z października 2016 roku pomysły oskładkowania umów o dzieło; prawicowcy raczej nie złoszczą się na decyzję rządu Szydło o rezygnacji z obietnicy wycofania wprowadzonej przez PO podwyżki VAT z 22 proc. do 23 proc. Gdyby wolny rynek rzeczywiście był obejmowany przez konserwatystów tak samo wielką troską jak „tradycja narodowa”, środowiska takie jak „Teologia Polityczna”, Ośrodek Myśli Politycznej, Fundacja Republikańska, tygodniki „wSieci” i „do Rzeczy” oraz portal „wPolityce” już dawno pomstowałyby na przywodzącą na myśl socjalistyczny etatyzm politykę PiS. Tymczasem najważniejsza jest „obrona polskości” dokonywana poprzez walkę z ideami takimi jak godzące w „autonomię rodziny” samostanowienie kobiet, czy też poprzez kultywowanie absurdalnie częstej obecności wątku katastrofy smoleńskiej, żołnierzy wyklętych i Jana Pawła II w polskiej polityce kulturalnej.

Tę istniejącą w polskiej narracji konserwatywnej nadrzędność „obrony polskiej tradycji” wobec (również bywającej dla prawicy ważną) „obrony wolnego rynku” dobrze widać na przykładzie dwóch różnych wypowiedzi konserwatywnego filozofa polityki Zbigniewa Stawrowskiego. W opublikowanym w 2014 roku eseju „Solidarność, miłosierdzie, sprawiedliwość” Stawrowski argumentuje, że „To nie państwo, lecz ludzie – konkretne wolne i odpowiedzialne jednostki – mogą i powinni być solidarni. Byłoby już całkiem nieźle, gdyby państwo starało się w tym jak najmniej przeszkadzać. Jeśli sprawujący rządy pod hasłem solidarności podejmują działania nadające trosce o potrzebujących trwały instytucjonalny kształt, to ryzykują, że uczynią z solidarności jej karykaturę, czyli tzw. «państwo socjalne». (…) Najgorsze jest to, że państwo, które usiłuje być w podobny sposób „solidarne”, zaniedbuje swoją podstawową funkcję – przestaje być sprawiedliwe. (…) Nierównomiernie nakłada [ono] na obywateli brzemiona, by zdobyć środki na swą politykę socjalną”. Tekst Stawrowskiego nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z autorem wyrażającym na wskroś wolnościowy pogląd, że najbardziej sprawiedliwe będzie to, aby to do mnie, a nie do państwa, należała decyzja, co uczynię ze swoimi pieniędzmi – co w gruncie rzeczy jest postulatem możliwie jak najniższych podatków. Jednak głoszenie takich przekonań nie przeszkadza temu samemu filozofowi rok później mówić w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”, a znamiennie zatytułowanym „Mord założycielski RP”, że zwolennicy PiS to zwolennicy wspólnoty etycznej opartej na prawdzie, a przeciwnicy PiS są wrogami tych wartości. „Czuję się spadkobiercą (…) etycznej wspólnoty podstawowych wartości. I patrząc z takiej perspektywy i z wnętrza tej wspólnoty, potrafię zidentyfikować naszych wrogów” – mówi najpierw ogólnie filozof, a następnie uszczegóławia swoje rozważania: [Konflikt między PiS a PO] to bardzo poważny, wręcz fundamentalny, spór o znaczenie dla Polski prawdy i sprawiedliwości. (…) Wielu ludzi bardzo mocno związało się z projektem III RP. Jedni ideowo, wierząc w medialny przekaz o 25 latach wolności, rozwoju i demokracji, inni uwikłali się w stworzoną przez ten system strukturę interesów. (…) W każdym razie i jedni, i drudzy bardzo mocno bronią dziś status quo ante, a zmiany, jakie zapowiada PiS, postrzegają jako zagrożenie dla świata, z którym się identyfikują. (…) Natomiast z wnętrza bliskiej mi wspólnoty nawet najbardziej ostre podziały, nawet świadomość, że stoimy wobec wrogów, którzy starają się nas zniszczyć, nie usprawiedliwia oddawania wet za wet. Naszym nieprzyjaciołom nie mamy przecież odpowiadać nienawiścią, lecz ich miłować” – kończy Stawrowski. Widać zatem, że w obliczu faktu, iż jakaś opcja rządząca przywraca polską „wspólnotę etyczną”, niknie w narracji konserwatywnej potrzeba analizowania podejścia tego rządu do swobody ekonomicznej.

W sytuacji przewagi wątku obrony „polskości”, ów drugi element konserwatywnych dążeń – czyli kwestia rynkowa – staje się podporządkowana wątkowi kulturowemu. Ogólna zasada jest następująca. Jeżeli działania rządzących, idee polityczne bądź ruchy społeczne, które mają według konserwatystów bronić (różnie rozumianych) tradycji narodowej i zdrowego rozsądku przed „poprawnością polityczną”, są jednocześnie wolnorynkowe, to wówczas wolny rynek spotyka się z aplauzem prawicowców. Widać to choćby w zdaniu autorstwa Agnieszki Kołakowskiej: „W europejskiej wojnie kultur ideologia antyrynkowa i ideologia multikulturalna, ideologia «tolerancji» i «różnorodności», nakazująca pobłażliwość wobec roszczeń muzułmanów, stoją po tej samej stronie przepaści”. Napisałam, że chodzi o „różnie rozumianą” obronę polskości i zdrowego rozsądku, bowiem myślę, że słuszne są protesty przeciwko podporządkowywaniu polityki gospodarczej walce z globalnym ociepleniem (od listopada 2016 roku dążenie w imię ochrony klimatu do „niemal zerowego zużycia energii” w UE jest oficjalnym celem Komisji Europejskiej) czy przeciw unikaniu nazwy „Święta Bożego Narodzenia” (jak to miało miejsce w 2014 roku w projekcie rządowego podręcznika dla szkoły podstawowej), natomiast ekstremalny sprzeciw prawicy wobec konwencji zakazującej uzasadniania tradycją wszelkiej przemocy wobec kobiet (nie tylko fizycznej, lecz także wywierania presji psychicznej i gróźb) brzmi bardzo dwuznacznie i aż kusi, aby dokonać psychologicznej analizy tych konserwatystów, którzy w konwencji upatrują zniszczenia polskości. Ponadto warto też wspomnieć o tym, że pozytywne odwołania konserwatystów do wolnego rynku występują zwłaszcza wtedy, gdy nawiązują one do narracyjnych przedstawień powiązujących wolny rynek z wartościami konserwatywnymi – na przykład kiedy publicyści i politycy konserwatywni cytują wypowiedź Margaret Thatcher, że „Odpowiedzialność bez wolności nie istnieje i odwrotnie tam, gdzie mówimy o wolności, należy też mówić o odpowiedzialności”.

Ale jeżeli prawicowi autorzy krytykują upadek dyscyplinującej jednostkę kultury i indywidualistyczną „swawolę” jednostek dążących do osobistego dobrobytu, wówczas wolny rynek – jako narzędzie dążenia do tego dobrobytu – staje się elementem zasługującego na ciosy „zgniłego, liberalnego świata”. „Role ekspertów obsadzają liberalni ekonomiści, (…) [których] dopiero pobyt za granicą napoił zachwytem wobec kapitalizmu – a jak wiadomo, nic gorszego od neofity” – pisze Tyszka-Drozdowski, co sugeruje, że widziane w okresie PRL przez Polki i Polaków na Zachodzie pełne półki w sklepach, który stanowiły jedną z silnych przyczyn walki o wyzwolenie się spod socrealizmu, są tak naprawdę czymś złym, bo prowadzą do „neoliberalnej szczęśliwości”… Jeszcze lepszym przykładem prawicowego bicia w wolny rynek jest wypowiedź filozofa ks. Jacka Grzybowskiego, który pisze, że „Dominujący w liberalizmie indywidualizm wypiera ważne wartości i zabija wspólnotę. Przyczyną tego zjawiska jest (…) przyjęty i promowany projekt gospodarki wolnorynkowej. Okazuje się bowiem, że w takim modelu wspólnoty ważne obywatelskie wartości – solidarność i współdziałanie – nie mają ani wsparcia, ani zaplecza, by mogły zadomowić się w relacjach międzyludzkich. Z punktu widzenia ekonomii są one bowiem po prostu «nieefektywne». W konsekwencji zapanowało złudzenie, że każdy człowiek może żyć osobno, pracować, zarabiać możliwie jak najwięcej, używać swobodnie życia”… Również wtedy, kiedy rozwiązania przeczące wolnemu rynkowi mają stać się czynnikiem rzekomo odradzającym „polskość”, konserwatyści stają się dla etatyzmu pobłażliwi: „Zagrożeniem dla Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju jest możliwość blokowania koncentracji środków na wybranych branżach i produktach przez wewnętrzne gry interesów” – ostrzega w „Rzeczach wspólnych” (nr 24(1)/2017) Maciej Chorowski, nie zauważając, że to właśnie raczej plan ministra Mateusza Morawieckiego, aby „koncentrować środki na wybranych branżach i produktach” – a nie jego blokowanie – może prowadzić do wojenek, korupcji i przekazywania publicznych pieniędzy firmom powiązanym z politykami partii rządzącej. A w konsekwencji skutkować nieoptymalnymi decyzjami inwestycyjnymi, których pozytywny wpływ na poprawę poziomu życia Polek i Polaków w najlepszym razie wcale nie będzie zbyt duży. Co ciekawe, taka pochwała centralnego planowania znalazła się w numerze „Rzeczy wspólnych”, którego tematem przewodnim był „Koniec lewicowej dyktatury”…

Sytuacja, w której obrona wolnego rynku staje się – mimo wcześniejszych tradycji – nieoczywista dla przedstawicieli prawicy, zdaje się zresztą być międzynarodowa. Wszak w 2016 roku amerykańska Partia Republikańska, wcześniej broniąca wolności ekonomicznej, wystawiła do wyborów prezydenckich Donalda Trumpa, który – mimo że jednocześnie postulował obniżki podatków, a nawet całkowite ich zniesienie w przypadku osób zarabiających do 25 tys. dolarów rocznie – to proponował także rozwiązania jawnie sprzeczne z ideą wolnego rynku, jak chociażby wycofanie się Stanów Zjednoczonych z międzynarodowych umów handlowych. W kwietniu zaś administracja zwycięskiego Trumpa zapowiedziała, że nie usunie, lecz jedynie opóźni zaplanowane przez demokratę Baracka Obamę wprowadzenie federalnych szczegółowych wymogów zobowiązujących producentów żywności do podawania informacji o zawartości energetycznej produktów. Również Marine Le Pen, tegoroczna kandydatka na prezydenta Francji z prawicowego Frontu Narodowego, jako receptę na ekonomiczny dobrobyt Francji proponuje niemal wyłącznie rozwiązania antywolnorynkowe – wśród nich choćby, jak można przeczytać w jej programie, „plan reindustrializacji oparty na współpracy przemysłu z państwem pełniącym rolę stratega” czy też „zwiększenie o 30 procent wydatków z budżetu państwa na badania i rozwój, tak aby wynosiły one 1 procent PKB”. Jedyna zapowiedź obniżki podatków – dobrze, że w ogóle jest – dotyczy w programie Le Pen nie wynagrodzeń, lecz darowizn rodzinnych oraz miesięcznych opłat za mieszkanie. Etatyzm programu Marine Le Pen, która 7 maja zmierzy się z ponadpartyjnym Emmanuelem Macronem w drugiej turze wyborów prezydenckich, zadziwia nawet samych Francuzów. W końcu Jean-Marie Le Pen, ojciec obecnej przywódczyni Frontu, w czasach swojego szefowania temu ugrupowaniu w latach 1972-2011 opowiadał się po stronie bezkompromisowej wersji ekonomicznego liberalizmu, przez co pod względem poglądów na gospodarkę bywał nawet porównywany z amerykańskim prezydentem Ronaldem Reaganem.

Bibliografia
Teksty filozoficzne:
Ks. Jacek Grzybowski, „Sekularyzacja jako wyzwolenie”, „Teologia Polityczna Co Tydzień” nr 16, 18.07.2016 r., https://www.teologiapolityczna.pl/ks-prof-jacek-grzybowski-sekularyzacja-jako-wyzwolenie-tpct-16-/
Agnieszka Kołakowska, „Pingwiny, szczury i znudzone psy, czyli globalne ofiary”, „Teologia Polityczna”, 18.08.2016 r., https://www.teologiapolityczna.pl/agnieszka-kolakowska-pingwiny-szczury-i-znudzone-psy-czyli-globalne-ofiary/Wydrukuj
Agnieszka Kołakowska, „Zmierzch Europy a rynek”, „Teologia Polityczna”, 15.06.2015 r., https://www.teologiapolityczna.pl/agnieszka-kolakowska-zmierzch-europy-a-rynek-2/Wydrukuj
Zbigniew Stawrowski w rozmowie z Michałem Płocińskim, „Mord założycielski III RP”, „Rzeczpospolita Plus Minus”, 31.12.2015 r.-3.01.2016 r.
Zbigniew Stawrowski, „Solidarność, miłosierdzie, sprawiedliwość”, 2014, Centrum Myśli Jana Pawła II, https://skarbsolidarnosci.pl/wp-content/uploads/2014/02/Stawowski_Solidarnosc_milosierdzie_sprawiedliwosc.pdf
Krzysztof Tyszka-Drozdowski, „Balcerowicz i Saint-Simon”, „Teologia Polityczna Co Tydzień” nr 1, 4.04.2016 r., https://www.teologiapolityczna.pl/krzysztof-tyszka-drozdowski-balcerowicz-i-saint-simon-tpct-1-
Informacje prasowe i programy polityczne:
Agata Ambroziak, „Duda o konwencji antyprzemocowej: «przede wszystkim nie stosować». Polskie prawo jest «bardzo dobre»”, OKO.Press, 3.02.2017 r., https://oko.press/duda-trzeba-stosowac-konwen-antyprzemocowej-polskie-prawo-dobre/
Sarah Bosquet, „Marine Le Pen enterre le libéralisme à papa”, „Libération”, 19.02.2013 r., https://www.liberation.fr/france/2013/02/19/marine-le-pen-enterre-le-liberalisme-a-papa_883001
Maciej Chorowski, „Kraj wielkich planów”, „Rzeczy Wspólne”, temat numeru: „Koniec lewicowej dyktatury”, nr 24(1)/2017.
Caitlin Dewey, „Industry is counting on Trump to back off rules that tell you what’s in your food”, „The Washington Post”, 27.04.2017 r., https://www.washingtonpost.com/news/wonk/wp/2017/04/27/industry-is-counting-on-trump-to-back-off-rules-that-tell-you-whats-in-your-food/
Marcin Dzierżanowski, „Gowin dla Wprost: Rostowski to socjalizm”, „Wprost”, 28.07.2013 r., https://www.wprost.pl/gospodarka/410540/Gowin-dla-Wprost-Rostowski-to-socjalizm.html
Julien Marion, „Comment le FN est passé de l’ultra-libéralisme à «l’État protecteur»”, BFM Business, 1.12.2015 r., https://bfmbusiness.bfmtv.com/france/comment-le-fn-est-passe-de-l-ultra-liberalisme-a-l-etat-protecteur-933363.html
„Gowin: Środki unijne nie byłyby potrzebne, gdyby w Unii był wolny rynek”, wSensie.pl, 14.09.2016 r., https://wsensie.pl/polska/17314-gowin-srodki-unijne-nie-bylyby-potrzebne-gdyby-w-unii-byl-wolny-rynek
Marine Le Pen, 144 engagements présidentiels, 2017, https://www.marine2017.fr/programme/
Obóz Narodowo-Radykalny, „Polska Jutra. Deklaracja Ideowa Obozu Narodowo-Radykalnego”, 30.04.2017 r., https://kierunki.info.pl/2017/04/onr-deklaracja-ideowa-obozu-narodowo-radykalnego/
Sejm Rzeczpospolitej Polskiej, wyniki głosowania z 23 października 2014 r., https://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/agent.xsp?symbol=glosowania&NrKadencji=7&NrPosiedzenia=78&NrGlosowania=5
Mariusz Staniszewski, „Rzecz wstępna: Powrót państwa narodowego”, „Rzeczy Wspólne”, temat numeru: „Kiedy będziemy potęgą”, nr 23(2)/2016.
Yui Tamashi/BookPlease, https://facebook.com/bookpleaseofficial, wpis z 14.03.2017 r.
Donald Trump, „The Goals of Donald J. Trump’s Tax Plan”, 2016, https://assets.donaldjtrump.com/trump-tax-reform.pdf

Źródło zdjęcia: oficjalna strona Marine Le Pen, https://www.marine2017.fr/wp-content/uploads/2017/03/2-1.jpg

Share

Artykuł Prawica i wolny rynek – nieoczywisty związek pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/prawica-i-wolny-rynek-nieoczywisty-zwiazek/feed/ 0
Kapitalistyczne Chile lepsze niż socjalistyczna Wenezuela – 5 powodów https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kapitalistyczne-chile-lepsze-niz-socjalistyczna-wenezuela-5-powodow/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kapitalistyczne-chile-lepsze-niz-socjalistyczna-wenezuela-5-powodow/#respond Tue, 28 Mar 2017 06:12:01 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4888 Autorem tekstu jest Marian L. Tupy. Tekst został opublikowany w języku angielskim na portalu HumanProgress.org. Tłumaczył Aleksander Mielnikow. Początki sukcesu Chile sięgają połowy lat 70’ XX wieku, kiedy to autorytarny rząd Chile porzucił idee socjalistyczne i zaczął wprowadzać reformy ekonomiczne. W 2013r. Chile należało do pierwszej dziesiątki krajów o największej wolności gospodarczej. W tym samym […]

Artykuł Kapitalistyczne Chile lepsze niż socjalistyczna Wenezuela – 5 powodów pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Marian L. Tupy. Tekst został opublikowany w języku angielskim na portalu HumanProgress.org. Tłumaczył Aleksander Mielnikow.

Początki sukcesu Chile sięgają połowy lat 70’ XX wieku, kiedy to autorytarny rząd Chile porzucił idee socjalistyczne i zaczął wprowadzać reformy ekonomiczne. W 2013r. Chile należało do pierwszej dziesiątki krajów o największej wolności gospodarczej. W tym samym czasie Wenezuela spadła w rankingu wolności gospodarczej z 10 miejsca w 1975r., na miejsce ostatnie w roku 2013 r. (Human Progress nie posiada danych dotyczących Korei Północnej).

1. Wraz ze wzmacnianiem wolnego rynku wzrastał dochód na mieszkańca w Chile (z uwzględnieniem zmian inflacji oraz parytetu siły nabywczej) – od zaledwie 31% do 138% dochodu na mieszkańca Wenezueli. Pomiędzy 1975r. a 2015r., chilijska gospodarka wzrosła o 287%. Gospodarka Wenezueli skurczyła się o 12%.

2. Wraz z rozwojem ekonomicznym wzrastały możliwości chilijskiego rządu do zaopatrzenia społeczeństwa w dostęp do służby zdrowia. W 1975r. Chilijski wskaźnik śmiertelności noworodków był o 33% wyższy od wenezuelskiego. W 2015r. prawie dwa razy więcej noworodków umierało w Wenezueli niż w Chile.

3. Wraz ze spadkiem śmiertelności noworodków i polepszającym się poziomem życia nastąpił stabilny wzrost oczekiwanej długości trwania życia. W 1975r. Wenezuelczycy żyli dłużej niż Chilijczycy. W 2014r. przeciętny Chilijczyk żył o 7 lat dłużej niż mieszkaniec Wenezueli.

4. Ponadto więcej Chilijczyków  niż Wenezuelczyków obu płci dożywa do starszego wieku. Obywatele Chile mogą korzystać z kapitałowego systemu ubezpieczeń społecznych stworzonego przez współpracownika Cato Institute Josea Pinera. System ten osiągał średnio 10 proc. stopę zwrotu rocznie (w porównanie z 2 proc. stopą zwrotu generowaną przez państwowy system ubezpieczeń społecznych Stanów Zjednoczonych).

5. Ostatni, ale nie mniej ważny powód, dla którego kapitalistyczne Chile jest lepsze niż socjalistycznej Wenezueli dotyczy wolności i praw politycznych. W momencie, gdy Chilijczycy stawali się bardziej zamożni, zaczęli oni wymagać większego wpływu na zarządzanie krajem. Zaczynając od końca lat 80 XX w. autorytarny rząd krok po kroku i bez krwawego konfliktu oddawał władzę demokratycznie wybranym przedstawicielom Chilijczyków. Wenezuela wybrał jednak przeciwną drogą. W momencie, kiedy błędy popełniane przez władze socjalistyczne stawały się coraz to bardziej widoczne, rząd wenezuelski wybrał jeszcze bardziej represyjne rozwiązania, aby utrzymać się przy władzy – dokładnie tak jak to przewidywał Friedrich Hayek.

Share

Artykuł Kapitalistyczne Chile lepsze niż socjalistyczna Wenezuela – 5 powodów pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kapitalistyczne-chile-lepsze-niz-socjalistyczna-wenezuela-5-powodow/feed/ 0
Błędne koło populistycznych obietnic https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bledne-kolo-populistycznych-obietnic/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bledne-kolo-populistycznych-obietnic/#respond Mon, 12 Sep 2016 07:16:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4282 Jeśli przyjrzeć się różnym statystykom wyborczym, to można dojść do wniosku, że ludzie o niższych dochodach i niskim poziomie wykształcenia w największym stopniu wspierają partie populistyczne (w uproszczeniu takie, które obiecują, że po zwycięstwie porozdają wszystkim górę pieniędzy). Przy tym ci wyborcy nie są lub nie chcą być świadomi, że ich wybory przyczyniają się do […]

Artykuł Błędne koło populistycznych obietnic pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Jeśli przyjrzeć się różnym statystykom wyborczym, to można dojść do wniosku, że ludzie o niższych dochodach i niskim poziomie wykształcenia w największym stopniu wspierają partie populistyczne (w uproszczeniu takie, które obiecują, że po zwycięstwie porozdają wszystkim górę pieniędzy). Przy tym ci wyborcy nie są lub nie chcą być świadomi, że ich wybory przyczyniają się do pozostania w sferze biedy i wykluczenia. Jak to się dzieje? Przyjrzyjmy się bliżej temu procesowi.

Gdy partia populistyczna wygrywa wybory i przejmuje władzę, natychmiast pojawia się presja wyborców na spełnienie obiecanek złożonych w czasie kampanii. W sumie dla biedniejszej części społeczeństwa najlepiej by było, aby populiści się na nich wypięli, nie wprowadzając żadnej ze swoich szkodliwych propozycji. Jednakże politycy są zwykle pazerni i mają nadzieję na wygranie kolejnych wyborów, więc zazwyczaj wszystkimi siłami rzucają się do rozdawania pieniędzy. Tylko tu zderzają się z twardą rzeczywistością. Skąd wziąć pieniądze?

  1. Pożyczka – O! To jest ulubiony sposób populistów. Pieniądze są do dyspozycji praktycznie od razu, a w dodatku pożyczka nie wiąże się początkowo z negatywnymi skutkami, które wyborcy odczuliby na własnej skórze. Pożyczają więc pieniądze, natychmiast rozdając je wyborcom pod postacią różnego rodzaju dodatków, świadczeń, zasiłków itp. Jednak pożyczkodawcy w końcu zaczynają się niepokoić i zadają niewygodne pytanie: „A z czego spłacicie dług?”. W odpowiedzi populiści mówią: „Dajcie więcej kasy”. W takiej sytuacji pożyczkodawcy muszą odmówić, dodając: „Najpierw spłaćcie to co już pożyczyliście, a potem zobaczymy”. Spłata długów i odsetek zaczyna pochłaniać coraz większą część budżetu państwa. Jednocześnie zmniejsza się pula pieniędzy, którą można rozdać wyborcom. Populistom zaczyna się palić grunt pod nogami. Muszą znaleźć inne źródła dochodów.
  2. Podwyżka podatków – to bardzo niewygodny sposób, bo trzeba się tłumaczyć przed wyborcami. Ale pieniądze można w ten sposób zdobyć dość szybko, więc populiści często tego próbują, starając się jednocześnie ukryć podwyżki przed obywatelami lub zwalić winę na kogo innego. Na przykład dorzucą dodatkową opłatę paliwową, zrzucając odpowiedzialność za wzrost cen paliwa na tych złych Arabów i Rosjan, którzy spekulują ropą. Albo dyskretnie wprowadzą podatek handlowy. A gdy ceny w sklepach wzrosną, to oskarżają o chciwość międzynarodowe koncerny (nawet jeśli polskie sklepy również wprowadzają podwyżki). Jeśli taki populistyczny rząd jest sprawny medialnie, to biedni wyborcy nawet się nie zorientują, że wszystko co dostają od państwa jest im najpierw zabierane w postaci podatków.
  3. Ropa tryskająca spod ziemi – to jest to o co się modli każdy rząd, zwłaszcza populistyczny. Jeśli niespodziewanie zostaną odkryte w kraju złoża ropy, to bardzo szybko do budżetu zaczynają płynąc pieniądze. Wydaje się, że taka sytuacja może przynieść wyłącznie korzyści. Jednak przykład Rosji pokazuje czym mogą się skończyć dochody z ropy w rękach populistów. Póki ceny ropy są wysokie, to trwa bal i rozdawanie pieniędzy. Lecz, gdy ceny czarnego złota zaczynają spadać, to natychmiast pojawia się kryzys i cięcia wydatków.
  4. Uszczelnienie systemu podatkowego – to typowa obietnica wyborcza, która ma wytłumaczyć skąd wezmą się pieniądze na powyborcze szaleństwa. Jednak dla populistów, bez względu jak bardzo będą się zaklinać, jest ono drogą bardzo niedogodną. Pieniędzy potrzeba na już, a uszczelnianie systemu podatkowego to bardzo skomplikowany proces, rozłożony na lata. Istnieje też duże ryzyko, że ostatecznie przyniesie mniej pieniędzy niż zakładano. Można więc włożyć ten sposób między bajki.
  5. Inwestycje – podobnie jak w przypadku uszczelniania systemu podatkowego – za długo trzeba czekać na pieniądze. W dodatku najpierw potrzebne są środki, aby zainwestować (a skąd je wziąć, skoro wszystko, co tylko wpłynie do budżetu jest natychmiast rozdawane wyborcom?).
  6. Oszczędności– senny koszmar każdego populisty. Ponieważ ci ludzie są uzależnieni od wydawania cudzych pieniędzy, to proponowanie im oszczędności wywoła podobny efekt jak zaoferowanie alkoholikowi soczku pomarańczowego.

Początkowo działania populistów mogą przynieść osobo uboższym pewną poprawę pod względem finansowym. Jednak na dłuższą metę doprowadzą one do problemów budżetowych, kryzysu i cięcia wydatków. Kto w takiej sytuacji poradzi sobie lepiej? Osoby o wysokich dochodach posiadają często więcej doświadczenia i umiejętności zawodowych, więc w czasie zwolnień mają większe szanse na utrzymanie posady. Mają również oszczędności, które pozwolą przetrwać najgorszy czas. Natomiast ludzie o niskich dochodach i niewykształceni będą pierwsi w kolejce do zwolnienia. Ich zasiłki będą obcięte, a oszczędności szybko się wyczerpią. Rodzi to ryzyko, że wpadną w pułapkę zadłużenia.

Tak więc to właśnie ludzie biedni i niewykształceni będą głównymi ofiarami kryzysu wywołanego przez lekkomyślnych polityków. Wzbudzi to w nich poczucie frustracji. I co wtedy? Pojawiają się nowi populiści, którzy mówią tym ludziom: „Zostaliście oszukani! Ale my mamy na to receptę. Weźmiemy górę pieniędzy i rozdamy ją biednym! Będzie równo, będzie sprawiedliwie!”. Zdesperowani ludzie znów się na to łapią, wynoszą nowych populistów do władzy i zabawa zaczyna się od początku.

Czy jest sposób, aby przerwać to błędne koło? Nie. A przynajmniej nie do końca. Jest coś w ludzkiej psychice, że wielu z nas podświadomie szuka najprostszych, choć niekoniecznie najlepszych rozwiązań (stąd wielu ludzi wiąże wielkie nadzieje z wygraną w totka, choć szanse na to są znikome). Zawsze będą ludzie, którzy poddadzą się tym słabościom i będą głosować na populistów. Ta droga jest łatwiejsza, bardziej kusi.

Warto jednak spróbować maksymalnie ograniczyć to zjawisko. Aby tego dokonać, już od podstawówki dzieci powinny zacząć lekcje ekonomii. Ale nie na zajęciach typu: „wkuj na pamięć definicję popytu”. Zamiast tego muszą na przykładach nauczyć się działania różnych mechanizmów rynkowych, funkcjonowania budżetu państwa oraz potrafić krytycznie podejść do przekazywanych im w mediach informacji. Może dzięki temu część z nich, gdy przyjdzie czas wyborów, w ogóle nie wejdzie do błędnego koła i nie da się zmanipulować populistom.

Share

Artykuł Błędne koło populistycznych obietnic pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bledne-kolo-populistycznych-obietnic/feed/ 0
Opowieść o ojcu – populiście https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/opowiesc-o-ojcu-populiscie/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/opowiesc-o-ojcu-populiscie/#respond Tue, 08 Mar 2016 13:17:38 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3318 Na całym świecie dość często zdarza się, że jakiś polityk zaczyna forsować wielkie rozdawnictwo pieniędzy. W odpowiedzi cały lud wybucha entuzjazmem. Bo kto nie lubi dostawać czegoś „za darmo”? Zazwyczaj tylko kilku ekonomistów sarka, że to zrujnuje budżet, że zniechęci ludzi do pracy, i tak dalej, i tym podobnych. Ale kto by ich słuchał? Przecież […]

Artykuł Opowieść o ojcu – populiście pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Na całym świecie dość często zdarza się, że jakiś polityk zaczyna forsować wielkie rozdawnictwo pieniędzy. W odpowiedzi cały lud wybucha entuzjazmem. Bo kto nie lubi dostawać czegoś „za darmo”? Zazwyczaj tylko kilku ekonomistów sarka, że to zrujnuje budżet, że zniechęci ludzi do pracy, i tak dalej, i tym podobnych. Ale kto by ich słuchał? Przecież oni na niczym się nie znają.

Czy aby na pewno? Może ci nieliczni jednak mają rację, ale ich akademicko-naukowe tłumaczenia naszpikowane niezrozumiałymi wyrazami nie są w stanie dotrzeć do szerokich rzeszy odbiorców?

Rozważając różne mechanizmy rządzące polityką rozdawnictwa, doszedłem do wniosku, że argumenty ekonomistów można przełożyć na język polski w dość prosty sposób – weźmy takiego polityka o mentalności populisty (załóżmy, że jest przeciętnym radnym samorządowym) i zobaczmy, co by było, gdyby stosował mechanizmy rozdawnictwa we własnej rodzinie.

 A więc, za górami, za lasami…

Pewnego dnia, robiąc zakupy na lokalnym bazarze, ojciec stwierdził, że zrobi przyjemność dzieciom, kupując torbę cukierków. Jego pociechy oczywiście przyjęły ten prezent z wielkim entuzjazmem, a potem robiąc słodkie oczka, poprosiły o więcej. Tata przytaknął, obiecując, że jak będą grzeczne, to w kolejnym tygodniu też kupi. Jak powiedział, tak zrobił.

Z czasem cotygodniowa paczka cukierków stała się rodzinną tradycją. Jednak z biegiem czasu cukierki spowszedniały. Dzieci już się tak nie cieszyły z tych prezentów, nie wybiegały radośnie na spotkanie taty wracającego z zakupów. Ojciec powziął więc decyzję, że następnym razem kupi im wór cukierków plus dwie wielkie czekolady. Efektem był krótkotrwały wybuch entuzjazmu, wesołe okrzyki „Tato jesteś super!” i wiele zapewnień o wzajemnej miłości. Lecz i te prezenty wkrótce spowszedniały.

Pewnego dnia dzieci rozmówiły się między sobą i poszły do taty z mocnym postulatem: do cotygodniowych cukierków oraz czekolad, chcą dodatkowo mega opakowanie ciastek. Tata wysłuchał ze zrozumieniem, po czym powiedział, że nie mogą się, aż tak zajadać słodyczami. Co najwyżej może im kupić ciastka zamiast czekolad. Dzieci się zasmuciły, obiecały to rozważyć, po czym… poszły do babci prosić o ciastka. Rasowy polityk nie może przepuścić takiej „zniewagi”. Natychmiast uruchamia mu się podświadomie zakodowany mechanizm walki o „wyborcę”.

Ale jak tu przebić ofertę babci? W domu dużo wydatków – benzyna droga, dom trzeba wyremontować, kampania wyborcza się zbliża, więc trzeba na nią oszczędzić trochę środków. Skąd wziąć pieniądze? Jak to skąd? Z banku. Ojciec poszedł do najbliższego oddziału i wziął kredyt konsumpcyjny, dzięki któremu mógł kupić dzieciom cukierki, czekolady, mega paczkę ciastek oraz żelki na deser. Smyki były wniebowzięte.

Tymczasem mama zaczynała się niepokoić. Raz po raz nieśmiało podpytywała męża, czy przypadkiem nie przesadza. Przecież od tych słodyczy dzieci mogą wyrosnąć na otyłych nadciśnieniowców! Lecz on zawsze zbywał dyskusję jakimś wyświechtanym sloganem typu: „Cukier krzepi”.

A dzieci nauczone doświadczeniem, zorientowały się, że idąc po słodycze do babci, można wynegocjować więcej prezentów od taty. Ojciec, nie chcąc zawieść swoich pociech i stracić ich szacunku, co chwila podbijał stawkę. Najpierw co tydzień przyjeżdżał z coraz większym kontyngentem słodyczy, a potem zaczął kupować słodkości codziennie.

Ale to wszystko kosztowało. Oszczędności na kampanię zostały przejedzone. Z banku wyciągnął jeszcze kilka pożyczek, lecz w końcu powiedzieli mu, że muszą zakręcić kurek z pieniędzmi. Gdy spłaci poprzednie kredyty, będzie mógł się znów zapożyczyć. Ale ojciec nie miał z czego oddać, a słodycze trzeba kupować! Poszedł więc do firmy pożyczkowej. Tam przemiły, łysy ekspedient powiedział mu, że nie ma problemu, że pożyczają ludziom w  trudnej sytuacji finansowej, których odrzuciły banki. Lecz oczywiście nie za darmo. Tylko za skromne 100% odsetek miesięcznie. Co mógł zrobić? Wziął od razu trzy pożyczki.

Lecz to był już szczyt jego możliwości finansowych. Gdy przedstawiciele firmy pożyczkowej przyjechali grzecznie poprosić o spłatę pierwszej raty, zorientował się, że nie ma z czego oddać. Kilka cegieł, które wleciały do domu przez okno oraz przebite koła w samochodzie pozwoliły mu dojrzeć do decyzji, że trzeba zacząć oszczędzanie. Sprzedał więc samochód, obciął wydatki na jedzenie, kosmetyki i inne głupotki. A jeden pokój w mieszkaniu wynajął studentom. Tylko na słodycze nie skąpił.

A co na to, te niewdzięczne bachory? Zaczęły narzekać! A to, że studenci łażą po domu. A to, że muszą jeździć autobusem, zamiast samochodem. A to jeszcze coś… Do następnej paczki słodyczy dokupił jeszcze mordoklejki, żeby uciszyć to niewdzięczne kwękanie.

Sytuacja finansowa jednak wciąż była daleka od idealnej. Tata wpadł w końcu na genialny pomysł. Z tygodniówki wypłacanej dzieciom zaczął zabierać po połowie na zakup słodyczy. Zaraz rozległ się chór oburzenia i niewdzięczności.

– To niesprawiedliwe! To nasze pieniądze! Przecież sami możemy za nie kupić słodycze! – wrzeszczały dzieci.

– Nie, nie, nie. Wy nie wiecie, gdzie kupować najlepsze słodycze. Ja mam sprawdzone miejsca, gdzie kupuję te najzdrowsze. – odpierał ojciec, choć już od dawna ze względu na oszczędność kupował najtańsze wyroby czekoladopodobne.

Jednak dług się nakręcał. Bank żądał spłaty. Firma pożyczkowa żądała spłaty. A tymczasem tata, z braku niezbędnych funduszy, zawalił kampanię samorządową i stracił źródło utrzymania.

Decyzja była trudna, lecz inaczej się już nie dało. Zaczął kupować mniej słodyczy. Rozpętało się piekło, że hoho…

Dzieci w płacz. Wyzywają go od „wyrodnych ojców”. Grożą, że jeśli obierze im choć jeden cukierek, to wyprowadzą się do babci. Tata panicznie szuka jakiegoś wyjścia. Jego żona nie chce się dalej ładować w długi i składa pozew o rozwód. Dzieci wściekłe. Pracy znaleźć nie może. Hurtownia nie chce mu już sprzedawać cukierków. Dzieci nie dostają przydziału słodyczy. Wściekłe zaczynają ostrzyć kilofy. A ojciec… umiera ze zgryzoty, zostawiając rodzinę z długami.

Strumyczek słodyczy wysycha. Matka musi robić na dwóch etatach, aby pospłacać pożyczki. Dzieci powinny choć trochę pomóc. Ale jak tu pójść do jakiejkolwiek pracy, gdy waży się 180 kilo i ciężko nawet wstać z łóżka?

Ta opowieść jest dość uproszczona, ale w ogólnym stopniu bardzo dobrze obrazuje błędne koło populistycznej polityki. Nie należy z tego wyciągać wniosku, że każdy wydatek socjalny i każdy dług zaciągnięty przez państwo jest wcielonym złem. W minimalnym stopniu oraz różnych szczególnych przypadkach są to działania potrzebne w każdym państwie. Jednak nadmierne stosowanie tych narzędzi prowadzi zawsze w tym samym kierunku – do dewastacji społeczeństwa i budżetu państwa.

Warto o tym pamiętać za każdym razem, gdy jakiś polityk obiecuje zasypać nas pieniędzmi.

Share

Artykuł Opowieść o ojcu – populiście pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/opowiesc-o-ojcu-populiscie/feed/ 0
O populizmie i „debatach” https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-populizmie-i-debatach/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-populizmie-i-debatach/#respond Fri, 11 Dec 2015 06:17:54 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=2688 Populistę wyróżnia to, że – przynajmniej we własnym mniemaniu – broni skrzywdzonego ludu i atakuje jego krzywdzicieli. Populista ma prostą receptę: wystarczy usunąć prześladowców, a ludowi będzie lepiej. W roli skrzywdzonego ludu występują różne grupy. Dla Marksa był to „proletariat”, a dla neomarksistów „prekariat”. Dla prawicowych populistów skrzywdzony lud to po prostu naród. A krzywdziciele […]

Artykuł O populizmie i „debatach” pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Populistę wyróżnia to, że – przynajmniej we własnym mniemaniu – broni skrzywdzonego ludu i atakuje jego krzywdzicieli. Populista ma prostą receptę: wystarczy usunąć prześladowców, a ludowi będzie lepiej. W roli skrzywdzonego ludu występują różne grupy. Dla Marksa był to „proletariat”, a dla neomarksistów „prekariat”. Dla prawicowych populistów skrzywdzony lud to po prostu naród. A krzywdziciele to „salon” lub „układ”. Populiści często wykazują ogromne moralne zadęcie, ale rzadko zniżają się do poziomu logiki i badań empirycznych. A gdy już to robią to zwykle proponują recepty gorsze od choroby: wzrost wydatków publicznych rujnujących finanse państwa, klimat antykapitalizmu i antyprzedsiębiorczości, a przez to niższe inwestycje prywatne. Populistyczne recepty biją więc w lud, którego populiści tak lubią bronić. Populistyczne hasła prowadzą do jednej, wielkiej licytacji na obietnice, ale bez brania odpowiedzialności za ewentualne klęski.

Kraje, gdzie jednostki (osoby, gminy, miasta i firmy) nie ponoszą odpowiedzialności za swoje decyzje finansowe (i ich skutki – długi) mamy premiowanie nieodpowiedzialności i – w efekcie – zacofanie i kryzysy. W socjalizmie żadnej firmy nie likwidowano i cały upadł. Takie posocjalistyczne obietnice – „koniec likwidacji”- słyszymy z PiS. W Argentynie władze lokalne zadłużały się na potęgę, bo za ich długi płaciło całe państwo. W rezultacie Argentyna to jedno wielkie pasmo kryzysów. Czy my również chcemy iść tą drogą?

A jak w Polsce wyglądają „debaty”? Przez „debatę” w Polsce rozumie się po prostu dowolną wymianę dźwięków, w tym insynuacje, wyzwiska i etykietki. Dotyczy to wielu polityków i wielu publicystów. Nasi publicyści zbyt często walczą pod sztandarem „lewicy” czy „prawicy”, a zbyt rzadko w imię logiki i dowodów. Niektórzy intelektualiści lubią sprawiać wrażenie, że są z ludem, sugerując, że ich oponenci są od ludu oderwani, np. że są salonem lub warszawką. Z kolei „salon” rewanżuje się krytyką przy pomocy innych epitetów np. „oszołomy”.

 

Share

Artykuł O populizmie i „debatach” pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-populizmie-i-debatach/feed/ 0
Jest wiele odmian kapitalizmu. Wybieraj ostrożnie. https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jest-wiele-odmian-kapitalizmu-wybierz-ostroznie/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jest-wiele-odmian-kapitalizmu-wybierz-ostroznie/#respond Mon, 14 Sep 2015 05:16:15 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=2612 Autorem tekstu jest Tim Montgomerie, felietonista dziennika The Times, analityk w Legatum Institute i współzałożyciel  nowej strony The Good Right. Artykuł pochodzi z brytyjskiego portalu CapX i przedstawia poglądy autora. Tłumaczyła Aneta Głowala. Właśnie przeczytałem książkę Arundhati Roy „Capitalism”. Czy mogę Wam polecić, abyście nie robili tego samego? Nawet „The Observer” opisał tę książkę jako […]

Artykuł Jest wiele odmian kapitalizmu. Wybieraj ostrożnie. pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Tim Montgomerie, felietonista dziennika The Times, analityk w Legatum Institute i współzałożyciel  nowej strony The Good Right. Artykuł pochodzi z brytyjskiego portalu CapX i przedstawia poglądy autora. Tłumaczyła Aneta Głowala.

źródło: Wikimedia Commons

Właśnie przeczytałem książkę Arundhati Roy „Capitalism”. Czy mogę Wam polecić, abyście nie robili tego samego? Nawet „The Observer” opisał tę książkę jako „przydługą tyradę, ostrą, przesadną, konspiracyjną i bezmyślnie jednostronną”. O każde zło na świecie, a w szczególności w Indiach, z których pochodzi Roy, obwiniany jest kapitalizm. Samobójstwa farmerów. Miejskie slumsy. Wzmagający się rasizm. I oczywiście zmiany klimatu. Moim zdaniem Roy sięga absurdu gdy wini kapitalizm za zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Najwyraźniej wszystkie amerykańskie wojny były kierowane obroną gospodarczego stylu życia USA. Szkoda, że Hitler i Hirohito nie mogą przeczytać tej książki. Byliby zadowoleni wiedząc,  że nie są już na celowniku.

W tym tygodniu kapitalizm został obwiniony za turbulencje, które widzieliśmy na rynkach światowych, zapoczątkowane w Chinach. W rzeczywistości, te turbulencje bardziej odzwierciedlają niezdarne interwencje chińskiego rządu. Rządzący w Chinach pompowali bańkę na giełdzie i według niektórych szacunków wydali 200 mld $ starając się – nieskutecznie – utrzymać indeks giełdy w Szanghaju. Była to lekcja tego, że cenami nie można długo manipulować. Po prostu opóźnia to korektę i sprawia, że gdy w końcu nadejdzie jest znacznie większa. Wielka Brytania przeszła równie bolesną lekcję ekonomii w 1992 roku, gdy usiłowała utrzymać sztucznie kurs funta względem niemieckiej marki. Zakończyło się to ekonomicznym i politycznym upokorzeniem rządu Johna Majora.

Jeśli „kapitaliści” nie chcą wziąć na siebie winy za aktualne wydarzenia w Chinach, to być może oni/my nie powinniśmy starać się przypisywać sobie wielu zasług za wkład chińskiego kapitalizmu w znaczący spadek poziomu ubóstwa na świecie, jaki zaobserwowaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach. Możliwość osiągania zysków, korzystania z relatywnie bezpiecznych praw własności i handel z resztą świata zmieniło kraje takie jak Chiny. Jednak wciąż pozostają one krajem skomplikowanym, charakteryzującym się toksycznymi powiązaniami między elitami Partii Komunistycznej i przedsiębiorcami. Ostatni śmiertelny wybuch w Tianjin mógł być jednym z przykładów tych toksycznych powiązań. Badania opublikowana przez Harvard Business Review sugerują, że śmiertelne wypadki pracowników są 5 razy bardziej prawdopodobne w upolitycznionych chińskich przedsiębiorstwach (m.in. dlatego, że naruszanie zasad BHP uchodzi im bezkarnie)  niż w przedsiębiorstwa niezwianych z politykami. Drżę na myśl o innych ukrytych problemach w przedsiębiorstwach państwowych. Niemniej jednak, wiele różnych wersji globalnego kapitalizmu stało się niezaprzeczalnym filarem światowej walki z ubóstwem. Wcześniej, portal CapX wskazał, że ekstremalne ubóstwo (życie za mniej niż dolara dziennie) dotyczy już tylko 5% populacji. To wciąż o 5% za dużo, ale jest to wielki postęp w porównaniu z czasami, gdy narody komunistyczne były komunistyczne nie tylko z nazwy, ale też poprzez system ekonomiczny.

Skoro kraje takie jak komunistyczne Chiny i Socjalistyczna Republika Wietnamu (największy fan wolnego rynku na świecie według Pew Research) mylą nazwy systemów ekonomicznych, które praktykują, to mam pytanie do czytelników: czy używamy właściwego terminu na to, w co wierzymy, gdy używamy słowa „kapitalista”?

Musimy zrozumieć, że kapitalizm jest terminem wymyślonym przez jego przeciwników. Rewolucyjny francuski socjalista Pierre-Joseph Proudhon, często wymieniany jako „ojciec anarchizmu” i najlepiej znany za jego powiedzenie „własność jest kradzieżą”, był prawdopodobnie pierwszą osobą, która kiedykolwiek użyła pojęcia „kapitalizm”. Dla Proudhona znaczyło to „właściciel nieruchomości”. Pisząc dla lewicowej, amerykańskiej strony „The Daily Kos”, Dustin Mineau zauważa, że żaden z dominujących amerykańskich think tanków wolnorynkowych nie używał w okresie powojennym słowa „kapitalizm”. The Institute of Economic Affairs po naszej stronie Atlantyku, też nie używa tego terminu na swojej stronie „O nas”. IAE po prostu opisuje swoją misję jako „poprawić zrozumienia fundamentalnych instytucji wolnego społeczeństwa przez analizowanie i wyjaśnianie roli gospodarki w rozwiązywaniu problemów ekonomicznych i społecznych”. Zwolennicy wolnego rynku zaczęli dopiero używać poważnie tego terminu, gdy Milton Friedman napisał książkę „Kapitalizm i wolność”, opublikowaną w 1962. Do tego czasu socjaliści niemalże zmonopolizowali to określenie. Friedman nigdy nie lubił monopoli i z tym skończył. Ale czy było to słuszne posunięcie?

Badanie, które ostatnio odkryłem na Reason.com sprawiła, że zacząłem się poważnie nad tym zastanawiać. Przeprowadzona w 2014 ankieta pokazuje, że 55% Amerykanów pochlebnie wyraża się o kapitalizmie. To niezły wynik zważając na krach gospodarczy na przełomie lat 2007/2008. Kapitalizm był o wiele częściej wybierany niż socjalizm (który miał 36% poparcia) i gospodarka centralnie planowana (30% poparcia). Ale kapitalizm został pobity, w relacji 69% do 55%, przez „wolny rynek”. Tylko 21% badanych miało niepochlebne zdanie o wolnym rynku. Prawie dwukrotnie więcej – 38% – miało niepochlebne zdanie o kapitalizmie.

Ankieta The Reason-Rupe nie powinna tylko nakłaniać do zmiany wśród osób, które wierzą w przewagę prywatnych przedsiębiorstw. Powinna nakłaniać też do głębszej zmiany myślenia. Z dala od kapitalizmu i jego konotacji z wielkimi biznesami, politycznie powiązanymi przedsiębiorcami oraz bankami, które są zbyt wielkie, aby upaść. Zamiast tego mówmy o konkurencyjnych, dynamicznych, zorientowanych na klienta przedsiębiorstwach na wolnym rynku. Podczas uważniejszego myślenia o słownictwie, którego używamy, możemy również pomyśleć o tym, co jest dobre w różnych odmianach kapitalizmu i o tym, które modele podążają złą drogą.

Share

Artykuł Jest wiele odmian kapitalizmu. Wybieraj ostrożnie. pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jest-wiele-odmian-kapitalizmu-wybierz-ostroznie/feed/ 0
85 urodziny Castro https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/85-urodziny-castro/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/85-urodziny-castro/#respond Sun, 14 Aug 2011 21:39:05 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=158 Dziś Fidel Castro obchodzi 85 urodziny (link). A jak się ma Kuba od ponad 50 lat rządzona przez braci Castro? W 1959 roku, gdy na Kubie tryumfowała rewolucja, PKB per capita Kuby wynosił 69% średniej dla krajów regionu. 40 lat później PKB per capita Kuby stanowił już tylko 59% średniej dla regionu. Kuba pod rządami Castro rozwijała się, ale […]

Artykuł 85 urodziny Castro pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Dziś Fidel Castro obchodzi 85 urodziny (link). A jak się ma Kuba od ponad 50 lat rządzona przez braci Castro?

W 1959 roku, gdy na Kubie tryumfowała rewolucja, PKB per capita Kuby wynosił 69% średniej dla krajów regionu. 40 lat później PKB per capita Kuby stanowił już tylko 59% średniej dla regionu. Kuba pod rządami Castro rozwijała się, ale inne kraje robiły to zdecydowanie szybciej, zarówno w regionie jak i na świecie.

PKB per capita (PPP, I$ 1990)

Angus Maddison, Historical Statistics for the World Economy:  1-2003 AD

Fani kubańskiego socjalizmu twierdzą, że może i Kuba nie odniosła sukcesów jeśli chodzi o wzrost PKB, ale za to znacznie poprawiły się inne wskaźniki, szczególnie te  związane z powszechną opiekę medyczną i szkolnictwem. Złośliwi odpowiadają, że Kubie rzeczywiście udały się trzy rzeczy. Po pierwsze stworzono dobrą, powszechną służbę zdrowia. Po drugie stworzono dobrą, powszechną edukację. Po trzecie udało się przekonać cały świat, że dwa poprzednie to prawda. Spójrzmy na dane.

Jeszcze przed rewolucją oczekiwana długość życia na Kubie była dłuższa niż w pozostałych krajach regionu. Przez ostatnich 50 lat Kuba utrzymała się w czołówce krajów Ameryki Łacińskiej w tej kategorii.

Oczekiwana długość życia (lata)

Źródło: WB WDI online

Podobnie jest ze śmiertelnością dzieci do lat 5. Kuba jeszcze w 1960 miała w tej kategorii najlepsze wyniki spośród wszystkich państw Ameryki Łacińskiej i do 2007 roku nic w tej kwestii się nie zmieniło – socjalistyczna Kuba utrzymała swoją pozycję.

Śmiertelność dzieci do lat 5 (na 1000)

Źródło: WB WDI online

Reasumując – choć gospodarka Kuby po 1963 roku rozwijała się wolniej od pozostałych krajów regionu. Kubańska służba zdrowia wciąż ma jedne z najlepszych wyników w Ameryce Łacińskiej (porównywalne dane dla edukacji są trudniej dostępne).

Poza porównywaniem Kuby do średniej krajów regionu warto też spojrzeć jak na tle Kuby wyglądało Chile. W przeciwieństwie do socjalistycznych eksperymentów Kuby, Chile oparło swój rozwój o liberalizm ekonomiczny. Skutki tego są dobrze widoczne, gdy porówna sie PKB per capita Chile i Kuby. O ile jeszcze w latach 70. PKB per capita Chile był mniej więcej 2 razy wyższy od PKB per capita Kuby, to dziś różnica ta wynosi już około 4 do 1 na korzyść Chile

Angus Maddison, Historical Statistics for the World Economy:  1-2003 AD

Zwolennicy rozwiązań przyjętych na Kubie mogą jednak powiedzieć – PKB to nie wszystko, pamiętajmy o sukcesach Kuby w oświacie i służbie zdrowia. Spójrzmy jednak na oczekiwaną długość życia. Jeszcze w latach 70. Kubańczycy żyli znacznie dłużej od Chilijczyków. W obu krajach oczekiwana długość życia rosła, jednak w Chile wzrost ten był znacznie szybszy. Dziś statystyczny Chilijczyk żyje dłużej od statystycznego Kubańczyka. Warto w tym miejscu podkreślić, że wskaźnik ten dobrze wyłapuje jakość opieki zdrowotnej dostępnej dla zdecydowanej większości populacji.  Kraj o bardzo dużych rozpiętościach, z rewelacyjną służbą zdrowia dla bogatych i jej brakiem dla ubogich będzie miał bardzo niską średnią oczekiwaną długość życia, bo o poziomie  średniej decyduje większość.

Źródło: WDI online

Na koniec tego mini porównania warto jeszcze spojrzeć na wolności polityczne i ich zmiany w czasie. Rewolucja kubańska i obalenie Batisty (był bardzo nieciekawą osobą) przyniosło Kubańczykom odrobinę wolności, szybko jednak nastąpił pewien regres i sytuacja ustabilizowała się już na następnych kilkadziesiąt lat. W Chile do początku lat 70. panowała względna demokracja, dopóki generał Pinochet w krwawym zamachu stanu nie obalił demokratycznie wybranego prezydenta Allende. W następnych latach dyktatura Pinocheta tolerowała wolności polityczne w podobnym zakresie co socjalistyczna Kuba. Później jednak Pinochet stracił władze i w Chile panuje już normalna demokracja, na Kubie natomiast trwa dyktatura braci Castro.

Ustrój (-10 najmniej demokratyczny, 10 pełna demokracja)

Źródło: Polity IV

Share

Artykuł 85 urodziny Castro pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/85-urodziny-castro/feed/ 0