Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
państwo prawa – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Pod nadzorem partii https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pod-nadzorem-partii/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pod-nadzorem-partii/#respond Thu, 14 Nov 2019 09:28:52 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6189 Październik 2015 r.: Prawo i Sprawiedliwość zdobywa bezwzględną większość w Sejmie, co umożliwia partii samodzielne rządy. PiS szybko rozpoczyna proces zwalniania stanowisk kierowniczych i pracowniczych w administracji rządowej, by następnie zapełnić wolne miejsca osobami zaprzyjaźnionymi z partią. Z raportu Janusza Paczochy dla FOR „Partia w Państwie” wynika, że do końca 2017 r. Sejm zatwierdził 37 […]

Artykuł Pod nadzorem partii pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Wikimedia Commons

Październik 2015 r.: Prawo i Sprawiedliwość zdobywa bezwzględną większość w Sejmie, co umożliwia partii samodzielne rządy. PiS szybko rozpoczyna proces zwalniania stanowisk kierowniczych i pracowniczych w administracji rządowej, by następnie zapełnić wolne miejsca osobami zaprzyjaźnionymi z partią.

Z raportu Janusza Paczochy dla FOR „Partia w Państwie” wynika, że do końca 2017 r. Sejm zatwierdził 37 ustaw „kadrowych”, z czego 54% to inicjatywy poselskie. Te akty prawne nie wymagają konsultacji społecznych ani przeprowadzenia Oceny Skutków Regulacji.

Bezwzględna potrzeba zmiany

W marcu 2016 r. powołani zostają nowi kuratorzy i wicekuratorzy oświaty, we wszystkich 16 województwach. Wynika to z grudniowej (2015 r.) nowelizacji ustawy o systemie oświaty, zatwierdzonej w formie projektu poselskiego. Nowela umożliwia minister edukacji powoływanie i odwoływanie kuratorów oraz wicekuratorów. Wcześniej takie działania za zgodą ministerstwa przeprowadzali wojewodowie. Ogłoszenie konkursu na nowego kuratora nadal pozostaje obowiązkiem wojewodów. 23 stycznia 2016 r., czyli w dniu wejścia noweli w życie, wojewodowie dostają 14 dni na wypełnienie tego obowiązku. Warto wspomnieć, że PiS zadbał uprzednio o powołanie nowych reprezentantów Rady Ministrów w każdym województwie.

Nowa ustawa uzbraja kuratorów w dodatkowe narzędzia walki z ewentualnym nieposłuszeństwem dydaktyków wobec partii. Kuratorzy zyskują prawo weta w kwestii likwidacji szkół. Otwarcie nowej szkoły również musi być zaaprobowane przez urzędnika. Te dwa elementy odbierają samorządom możliwość decydowania, ile szkół jest potrzebnych w województwie. Dodatkowo, kuratorzy są teraz zobowiązani do opiniowania placówek kształcących nauczycieli, by szkolenia były zgodne z polityką oświatową PiS.

Zjednoczeni w walce z oświatą 

W kwietniu i maju tego roku miał miejsce strajk nauczycieli. Został zawieszony ze względu na brak osiągnięcia porozumienia. Obiektem sporu pracowników dydaktycznych (reprezentowanych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Wolny Związek Zawodowy „Solidarność-Oświata”) z rządem były niskie wynagrodzenia oraz reforma oświaty, prowadzona od 2015 r. przez minister edukacji, Annę Zalewską. ZNP sformułował również postulat wzywający minister edukacji do dymisji.

Stanowisko powołanych w 2016 r. kuratorów nie powinno być niespodzianką dla kogoś znającego życzenia strajkujących. Kuratorzy występują w nim niemal jednogłośnie przeciwko pracownikom oświaty. Większość z nich nie zaniechała wypowiedzi na temat strajku w mediach. Przyjrzyjmy się zatem kilku z nich:

Problem nie polega na braku przygotowanych miejsc dla absolwentów gimnazjów i klas ósmych. Winnymi są, niestety, uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów, którzy nie dostosowali swoich wyników egzaminów do progów aplikacyjnych.

Ten komentarz padł z ust małopolskiej kurator, Barbary Nowak, podczas lipcowej konferencji strajkowej. Patrząc na jej inne wypowiedzi można stwierdzić, że była radna miasta Krakowa niemal ugryzła się w język i potraktowała nierozsądnych uczniów bardzo ulgowo. Znana jest bowiem z propagowania nienawiści, np. w towarzystwie Ryszarda Terleckiego i abp. Marka Jędraszewskiego, którego słowa o „tęczowej zarazie” nazwała „świadectwem prawdy”. Idźmy dalej.

Marzenia nie zawsze się spełniają.

Tak lubelska kurator, Teresa Misiuk, podsumowała zaangażowanie Lubelskiego Komitetu Młodzieżowego w strajk. Spotkanie z młodymi strajkującymi rozpoczęła od „sprawdzenia obecności” i zweryfikowania prawa do dyskusji całej grupy. Stwierdziła bowiem, że tylko ośmiu uczestników spotkania rekrutuje się obecnie do szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, zatem tylko ich powinna jej wizyta obchodzić. Słowo dyskusja nie jest chyba jednak najlepszym określeniem tego wydarzenia, ponieważ na wypowiedź młodego aktywisty, dotyczącą min. likwidacji niektórych klas w najbardziej renomowanych szkołach, odpowiedziała, że chłopak najpewniej próbuje zabłysnąć w świetle kamer. Jeśli chodzi o partyjną przeszłość lubelskiej kurator, to przed objęciem stanowiska przez 6 lat pełniła funkcję wiceprzewodniczącej nauczycielskiej „S”.

W tym zestawieniu nie mogłoby zabraknąć Romana Kowalczyka, krasomówczego kuratora z Dolnego Śląska. W lipcu z dumą przedstawił Gazecie Wyborczej dane dotyczące wyników rekrutacji w swoim województwie:

Liczby te wniwecz obracają histeryczne przewidywania o rzekomym armagedonie, który miałby odbywać się w edukacji.

Wspominał również o „realizowaniu scenariusza” w imieniu „polskiej władzy i polskiej oświaty”. Z pierwszą częścią trudno się nie zgodzić. Roman Kowalczyk wypełniał już swą misję przed objęciem stanowiska kuratora, będąc dyrektorem XVII LO we Wrocławiu. Z jego inicjatywy w szkole powstała tablica upamiętniająca śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dyrektor organizował i aktywnie brał udział również w koncertach pieśni patriotycznych. Przy okazji, w 2014 r., został radnym PiS w sejmiku dolnośląskim. Sejmik najwyraźniej rozbudził apetyt oddanego partii kuratora, ponieważ w październikowych wyborach Roman Kowalczyk kandydował do Sejmu. Znalazł się na 14. pozycji wrocławskiej listy PiS, mandatu jednak nie uzyskał.

Zawieszeniu strajku towarzyszyła być może wizja nowego składu ministrów po październikowych wyborach parlamentarnych (2019 r.). Wygrana opozycji oznaczałaby odejście od reformy edukacji, prowadzonej dotychczas przez minister Zalewską oraz możliwość rozpoczęcia na nowo dialogu pracowników oświaty z rządem. Wyniki rozwiały jednak strzępki nadziei na jakikolwiek dialog z partią rządzącą.

Niepełny sukces

Nieco bardziej personalne oczekiwania związane z wyborami wiązała trójka kuratorów – wspomniany już wcześniej Roman Kowalczyk wraz z dwiema koleżankami po fachu. Warszawska kurator Aurelia Michałowska objawiła się jako 11. kandydatka do Sejmu w Radomiu. Mandatu jednak nie uzyskała. Bezskuteczne były również próby Michałowskiej dostania się w przeszłości do sejmiku Mazowsza.

Miejsca w Sejmie zabrakło także dla startującej w okręgu szczecińskim Magdaleny Zarębskiej-Kuleszy: zachodniopomorskiej kurator, która we wrześniu 2019 r. zainteresowała się obecnością Leszka Balcerowicza w prestiżowym liceum w Szczecinie. Wykład „Ustroje a warunki życia w kraju” miał na celu wyjaśnienie uczniom, czym charakteryzuje się państwo prawa, co odróżnia demokrację od dyktatury i socjalizm od kapitalizmu. Według Zarębskiej-Kuleszy po spotkaniu konieczne było przeprowadzenie kontroli sprawdzającej, czy podczas wizyty byłego wicepremiera i ministra finansów nie doszło do politycznej agitacji. Wszystko rzekomo z polecenia jednego z rodziców. Mimo dołożenia wszelkich starań, kontrola wykluczyła prowadzenie agitacji, a kurator nie uzyskała mandatu.

Etycznie dyskusyjna obecność kuratorów i wicekuratorów oświaty na listach PiS nie była zaskoczeniem. Szczególnym przypadkiem jest naczelnik z województwa kujawsko-pomorskiego – Marek Gralik, który musiał stwierdzić, że „do trzech razy sztuka”, skoro w tym roku zaniechał kandydatury. Zakończone fiaskiem próby uzyskania mandatu senatora w 2011 i 2015 roku czy fotela prezydenta Bydgoszczy w 2014 r. zniechęciły Gralika do działalności politycznej. Przynajmniej chwilowo.

Partyjne powiązania kuratorów z PiS stanowią wyrazisty przykład skrupulatnego budowania sieci wpływów wśród urzędników. Grupa 16 nadzorców oświaty jest jedynie kroplą w morzu stale powoływanych pracowników państwowych o sprzyjających partii poglądach. Wydawałoby się, że z wymianą „niewygodnych” na „wygodnych” pożegnaliśmy się 30 lat temu. A jednak, obecnie rządząca partia niezłomna jest w walce o ustrojowy regres.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Pod nadzorem partii pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pod-nadzorem-partii/feed/ 0
Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/#respond Wed, 05 Sep 2018 07:31:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5892 Podstawowym ekonomicznym celem Unii Europejskiej jest ustanowienie rynku wewnętrznego między państwami członkowskimi (1). Cel ten jest jednak bardzo elastyczny – Unia nie posiada sztywnego terminu na jego implementację sugerując, że ustanawiane rynku wewnętrznego jest procesem ciągłym, ewoluującym oraz prawdopodobnie, w jego skrajnej interpretacji, nieosiągalnym. W Art. 26 Traktatu o Funkcjonowaniu UE (TFUE) są jednak wymienione […]

Artykuł Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Pixabay

Podstawowym ekonomicznym celem Unii Europejskiej jest ustanowienie rynku wewnętrznego między państwami członkowskimi (1). Cel ten jest jednak bardzo elastyczny – Unia nie posiada sztywnego terminu na jego implementację sugerując, że ustanawiane rynku wewnętrznego jest procesem ciągłym, ewoluującym oraz prawdopodobnie, w jego skrajnej interpretacji, nieosiągalnym.

W Art. 26 Traktatu o Funkcjonowaniu UE (TFUE) są jednak wymienione elementy składowe rynku wewnętrznego. Są nimi swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału.

Jeśli niniejsze swobody mają funkcjonować poprawnie, muszą być przestrzegane jednakowo między państwami Unii. W innym wypadku rynek nie byłby “wewnętrzny”, a prawo unijne różniłoby się pomiędzy państwami członkowskimi. Z tego powodu jego horyzontalne funkcjonowanie leży w samym sercu unijnej polityki i prawa. Jednak państwa się różnią i ustanawianie rynku wewnętrznego skutkowało licznymi tarciami między polityką unijną i państwową. Najbardziej kontrowersyjnych przykładów można się doszukać w dziedzinie swobodnego przepływu usług. Legalność (i moralność) niektórych usług różni się pomiędzy państwami. Przykładowo – w sprawie Jany, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) stwierdził, że prostytucja to jest usługa w rozumieniu prawa europejskiego(2). Pomimo że Unia nie interweniuje w legalność czy moralność usług w poszczególnych prawach narodowych, wymaga respektowania legalności i moralności niniejszych usług w innych państwach członkowskich. Jest to logiczne następstwo rynku wewnętrznego, który wymaga horyzontalnej aplikacji prawa pomiędzy państwami Unii.

Wyrok

Wyrok w Relu Adrian Coman dotyczy swobodnego przepływu osób. Dokładniej, statusu osób będących w małżeństwie homoseksualnym zawartym w innych państwach Unii z obywatelami innego państwa członkowskiego lub obywatelami państw trzecich. W orzeczeniu Trybunał uznaje niniejsze małżeństwa na potrzeby przyznawania praw wynikających ze swobodnego przepływu osób. Szczególnie jest to istotne dla określenia wymaganego okresu pobytu danej osoby w celu przyznania jej konkretnych praw (dla różnych okresów pobytu i różnych kategorii obywatela przypisane są inne prawa – Dyrektywa o Swobodnym Przepływie Osób). Reguły ze swobodnego przepływu usług wspomniane wcześniej mogą zostać użyte także tutaj – Unia nie stara się zmienić prawa narodowego. Jednak to, że prawo narodowe czegoś nie rozpoznaje nie oznacza, iż nie istnieje ono w rzeczywistości. Kontrast między rzeczywistością a prawem często pojawia się w orzecznictwie Trybunału. Ponadto, wyrok w Relu Adrian jest istotny jedynie na potrzeby prawa unijnego, nie polskiego. Polska nie musi rozpoznawać małżeństw homoseksualnych w prawie narodowym.

Zasięg wyroku jest bardzo ograniczony. Jeśli obywatel chce skorzystać z praw unijnych, musi być obecny tzw. element transgraniczny w jego aktywności. Najprostszym przykładem wystąpienia niniejszego elementu jest przekroczenie granicy państw członkowskich. Przez to rozumiany jest właśnie “przepływ” jednej ze wspomnianych czterech swobód. Wyrok w Relu Adrian Coman będzie natomiast dotyczył sytuacji, w których obywatel UE jest w związku małżeńskim z osobą tej samej płci pochodzącej z innego państwa członkowskiego lub (jak miało miejsce w samej sprawie) z obywatelem państwa trzeciego. Wyrok nie dotyczy w żadnym stopniu związków osób z jednego państwa członkowskiego – nie występuje w nich ww. element transgraniczny. Oznacza to, że Polska ma swobodę w regulowaniu związków homoseksualnych między własnymi obywatelami, a sam wyrok nie wymusza liberalizacji prawa narodowego. Wymaga natomiast rozpoznania przez polskie sądy faktu, że niniejsze związki istnieją między cudzoziemcami. To natomiast jest jedynie akceptacją rzeczywistości.

Protokół 30

Jedną z podstaw prawnych, w oparciu o którą został wydany wyrok w Relu Ardian jest Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Karta ma jednakową moc prawną jak Traktat o Unii Europejskiej oraz Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (3). Pierwszym argumentem użytym przeciwko aplikacji wyroku w Polsce jest to, że Polska wraz z Wielką Brytanią „wypisała się” z Karty Praw Podstawowych w Protokole 30 (tzw. Protokole Brytyjskim) (4). Nic bardziej mylnego.

Sam Protokół jest bardzo prosty – składa się z dwóch artykułów i był interpretowany w sprawie NS w 2011 roku. Trybunał wyraźnie orzekł, że Protokół nie jest odstąpieniem Polski i Zjednoczonego Królestwa od praw i obowiązków zawartych w Karcie Praw Podstawowych. Stwierdzono, że Protokół ma jedynie na celu dalsze wyjaśnienie Karty pod względem jej stosunku z prawem narodowym (5). Wyrok jest logiczny biorąc pod uwagę argumenty wspomniane wcześniej – prawo europejskie wymaga horyzontalnej aplikacji pomiędzy państwami członkowskimi. Jakiekolwiek odstępstwa od tej reguły naruszają prawidłowe funkcjonowanie rynku wewnętrznego oraz zagrażają integracji europejskiej, która zakłada funkcjonowanie państw członkowskich na tych samych regułach.

Unia Europejska vs polska Konstytucja

Wspomniane zasady powodowały też tarcia z ustrojami konstytucyjnymi państw członkowskich. Koncepcja, że prawo nienarodowe może mieć większą wartość prawną od narodowych konstytucji, wyrażona po raz pierwszy w sprawie Costa v ENEL, jest kontrowersyjna. Zasada sformułowana w orzeczeniu jest znana jako pierwszeństwo prawa wspólnotowego (6). Oznacza ona, że w wypadku konfliktu między prawem wspólnotowym oraz narodowym, prawo wspólnotowe będzie miało pierwszeństwo. W oparciu o niniejsze założenie systemy prawne państw członkowskich wypracowały metody wytłumaczenia tej relacji.

W sprawie Internationale Handelsegesellschaft stwierdzono, że granicą pierwszeństwa prawa unijnego są naczelne reguły ustroju konstytucjonalnego. Trybunał Konstytucyjny w Polsce zgodził się z tą interpretacją (7). Ponadto, stwierdzono, że pierwszeństwo prawa unijnego stanowi ograniczenia suwerenności, ale jest jego wyrazem (8). Trudno zatem interpretować nielegalność małżeństw homoseksualnych za naczelną regułą prawa polskiego. Argument, że polska Konstytucja ma pierwszeństwo przed prawem unijnym jest w tym przypadku niepoprawny.

Wyjątki

Swobodny przepływ osób nie jest absolutny i może zostać ograniczony w pewnych sytuacjach określonych w TFUE. Państwa członkowskie mogą argumentować wykorzystanie obiektywnych względów interesu ogólnego, które muszą i tak być proporcjonalne do osiągnięcia celu prawa krajowego. Proporcjonalność oznacza, że działanie nie wykracza poza to, co jest konieczne do osiągnięcia celu (9).  

W Relu Adrian rząd łotewski przedstawił uzasadnienie porządku publicznego jako niniejszy, obiektywny interes uzasadniający nierozpoznawanie związków homoseksualnych. Trybunał stwierdził, że uzasadnienie działań porządkiem publicznym należy interpretować wąsko. W innym przypadku państwa członkowskie mogłyby jednostronnie ograniczać zasięg swobodnego przepływu osób. Wyjątek mógłby zostać wykorzystany jedynie w przypadku “realnego i wystarczająco poważnego zagrożenia dla jednego z podstawowych interesów społeczeństwa” (10).

Podsumowanie

Wyrok w Relu Adrian nie jest kontrowersyjny z prawnego punktu widzenia – podąża znaną drogą orzecznictwa unijnego. Jego wyjątkowość wynika jedynie z jego upolitycznienia oraz kontrowersyjnej dla niektórych osób w Polsce tematyki. Argumenty przedstawiane przeciwko aplikacji orzeczenia w Polsce są również nieuzasadnione. Prawo unijne udzieliło na nie odpowiedzi w przeszłości i sformułowane reguły mogą w modelowy sposób zostać użyte jako kontrargumenty.

W przypadku oceny działań Unii należy wyraźne rozróżnić pomiędzy kwestiami prawa unijnego i polityki unijnej – obie mają źródła w innych instytucjach wspólnotowych i w znacznym stopniu się nie przenikają. Przykładowo Komisja, Parlament oraz Rada Europejska nie odgrywały żadnej roli w sprawie Relu Adrian – pytanie dotyczące rozpoznawalności małżeństw zostało skierowane do Trybunału przez rumuński sąd narodowy. Wyrok Trybunału nie jest zatem jakąkolwiek próbą narzucenia na Polskę polityki unijnej, która sama w sobie nie ma żadnego powodu dla regulowania kwestii małżeństw homoseksualnych – zagadnienie nie mieści się w żadnym z celów wspólnoty. Wyrok wynika natomiast z interpretacji prawnej podstawowych zasad prawa unijnego.


Bibliografia

(1) Art 3(3) Traktatu o Unii Europejskiej

(2) Case C-268/99, Jany, [2001] ECLI:EU:C:2001:616 [69 – 71]

(3) Art 6(1) Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej

(4) Tomasz Ławnicki, ‘Jak to jest ze związkami homoseksualnymi – naprawdę Polska będzie musiała je uznać po wyroku TSUE?’ (Trudat, 6 czerwca 2018 r.), <http://trudat.natemat.pl/240177,pary-homoseksualne-w-polsce-co-zmienia-wyrok-trybunalu-sprawiedliwosci-ue> odwiedzono: 1 lipca 2018 r.

(5) C‑411/10 i C‑493/10, NS, [2011] ECLI:EU:C:2011:865 para. 120.

(6) C-6/64, Flaminio Costa vs. ENEL, [1964] ECLI:EU:C:1964:66

(7) Wyrok sygn. akt K 18/04

(8) Gładysz, ‘Pierwszeństwo Prawa Unijnego Przed Państwowym’ (Ptak & Wspólnicy, 2018) <https://www.i-kancelaria.pl/publikacje/pierwszenstwo-prawa-unijnego-przed-prawem-krajowym/> odwiedzono: 20 lipca 2018 r.

(9) C‑359/13, Martens, EU:C:2015:118, pkt 34.

(10) Case C-673/16, Relu Adrian Coman, [2018] ECLI:EU:C:2018:385


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Relu Adrian Coman i in. – związki homoseksualne i prawo unijne pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/relu-adrian-coman-i-in-zwiazki-homoseksualne-i-prawo-unijne/feed/ 0
Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/#respond Thu, 15 Feb 2018 05:37:05 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5652 W wyniku austriackich wyborów w 1999 roku prawicowa koalicja pod przywództwem Jörga Haidera zdobyła większość parlamentarną. W odpowiedzi na zawiązanie koalicji, Unia Europejska niemal natychmiast nałożyła sankcje na Austrię. W ślad za nią Izrael zerwał stosunki dyplomatyczne, a Stany Zjednoczone zdystansowały się do nowego rządu. Gwałtowna reakcja spotkała się też z oporem, głównie ze strony […]

Artykuł Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Pixabay

W wyniku austriackich wyborów w 1999 roku prawicowa koalicja pod przywództwem Jörga Haidera zdobyła większość parlamentarną. W odpowiedzi na zawiązanie koalicji, Unia Europejska niemal natychmiast nałożyła sankcje na Austrię. W ślad za nią Izrael zerwał stosunki dyplomatyczne, a Stany Zjednoczone zdystansowały się do nowego rządu. Gwałtowna reakcja spotkała się też z oporem, głównie ze strony zachodnich partii opozycyjnych oraz wielu państw, na przykład Serbii [1]. Z powodu braku jednomyślności w podjętych krokach, od 2000 roku Unia przyjęła nowe podejście do podobnych zagrożeń ze strony państw członkowskich.

Polska obecnie jest znacznie poważniejszym zagrożeniem dla wartości unijnych niż niemal dwie dekady temu Austria, jednak próżno szukać jakichkolwiek porównywalnie zdecydowanych działań ze strony UE. Liczni komentatorzy sugerowali, że procedura Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE) powinna była zostać użyta natychmiast po wystąpienia pierwszych objawów zagrożenia dla praworządności w Polsce – czyli w grudniu 2016 roku [2]. Została natomiast użyta dopiero rok później. To sugeruje, że polityka Unijna wobec Polski będzie najprawdopodobniej umiarkowana. Jednak wraz z uruchomieniem Art. 7 TUE, dalsze reakcje Unii na sytuację w Polsce są zaledwie kwestią czasu. W tym eseju zostaną przedstawione niniejsze możliwe scenariusze.

Artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej

Wstrzymanie uruchamiania Art. 7 przez Parlament Europejski może zostać niepoprawnie interpretowane jako całkowite wycofanie się Unii z uruchamiania niniejszej procedury. To nieprawda. Decyzja Parlamentu ma na celu uniknięcie uruchomienia Art. 7 dwukrotnie – przez Parlament i przez Komisję jednocześnie [3]. Komisja natomiast nie wycofała swojego własnego uruchomienia procedury. Z tego powodu, użycie Art. 7 wobec Polski jest nadal aktualne.

Art. 7 TUE zawiera w rzeczywistości dwie procedury. Pierwsza, prewencyjna, (Art. 7 (1)) może zostać użyta w wypadku wystąpienia ryzyka dla wartości unijnych zawartych w Art. 2 (m.in. rządów prawa). Druga, sankcjonująca, dostępna jest dopiero w wypadku “poważnych i stałych” naruszeń niniejszych wartości. Wobec Polski uruchamiana jest procedura prewencyjna pomimo wystarczających dowodów na uruchomienie procedury sankcjonującej. Na tym etapie, nie wiadomo wobec czego Unia chce zastosować prewencję i czy w tym wypadku Art 7 (1) miałby jakąkolwiek siłę. Decyzja o wykorzystaniu go jest jednak najprawdopodobniej polityczna – Art. 7 nie był stosowany nigdy wcześniej, zatem natychmiastowe użycie procedury sankcjonującej może się okazać w praktyce zbyt gwałtowne.

Uruchomienie Art. 7 wiąże się z dostarczeniem wniosku do Rady Europejskiej (składającej się z głów państw lub szefów rządu). Rada, po uzyskaniu zgody Parlamentu i po wysłuchaniu stanowiska Polski, może stwierdzić wystąpienie ryzyka naruszenia wartości unijnych i skierować zalecenia do rządzących w danym kraju.  Jednak wraz z dostarczeniem Art. 7 (1) Komisja doręczyła Polsce własną rekomendacje w sprawie rządów prawa, z trzymiesięcznym okresem na odpowiedź. Oznacza to, że rozmowy z Radą nie odbędą się najprawdopodobniej do kwietnia 2018 roku [4]. Ponadto, Unia będzie omawiała problem czysto teoretyczny. Łamanie reguł praworządności nie jest w Polsce zagrożeniem tylko faktem – Art. 7 (1) może odbiegać od rzeczywistości. Zaskakującym byłoby zatem, gdyby Rada skierowała Polsce zalecenia na zażegnanie już nieistniejącego kryzysu. Bardziej prawdopodobnym jest, że Rada potratuje Art. 7 (1) jako jedynie formalny wymóg uruchomienia Art. 7 (2). Z drugiej strony, zastosowanie wobec Polski sankcji zgodnie z następstwami Art. 7 (2) i 7 (3), może być z góry skazane na niepowodzenie. Sankcje wymagają jednomyślności wszystkich pozostałych państw członkowskich, a Unia nie jest pewna m.in. stanowiska Węgier. Zatem bezpieczniejszym działaniem może się okazać procedura prewencyjna, która owej jednomyślności nie wymaga, a może wystarczająco wpłynąć na Polskę oraz dać czas na określenie pozycji rządu węgierskiego.

Kryzys praworządności był już głównym powodem dla stracenia przez Polskę trzech pozycji w tegorocznym „Indeksie Rządów Prawa” [5]. Unia może zakładać, że podobne presje polityczne będą wystarczające na zażegnanie kryzysu oraz że w ich konsekwencji Prawo i Sprawiedliwość nie wygra wyborów parlamentarnych w 2019 roku, choć to wymaga przede wszystkim wzrostu poparcia dla partii opozycyjnych [6].

Zachowanie Unii można tłumaczyć także starannym doborem priorytetów, które prawdopodobnie wynikają z Brexitu, wobec którego UE musi zachować spójność i jednomyślność. Tłumaczy to, dlaczego Unia zwlekała z uruchomieniem Art. 7 o rok. Jeśli zostałby on użyty rok temu (czyli w grudniu 2016 roku), zamknięcie rozmów z Wielką Brytanią oraz ewentualne nałożenie sankcji na Polskę (oraz Węgry) odbyłoby by się w tym samym czasie. W obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę wszystkie formalne kroki zawarte w Traktacie, przejście z Art. 7 (1) do 7 (2) powinno odbywać się dopiero pod koniec bieżącego roku. Ponadto, Unia może chcieć uniknąć możliwości wzięcia udziału Wielkiej Brytanii w głosowaniach w Radzie i Parlamencie. Gdyby Art. 7 został uruchomiony wcześniej, Zjednoczone Królestwo mogłoby mieć roszczenia do głosowania w tych sprawach pomimo Brexitu – prawa do głosowania nie zostały im odebrane do czasu ostatecznego wyjścia z Unii. Premier Wielkiej Brytanii, Theresa May, podczas wizyty w Polsce nie skrytykowała kryzysu sądowniczego twierdząc, że “kwestie konstytucyjne to wewnętrzna sprawa poszczególnych krajów”. Innymi słowy, UE nie powinna liczyć na przychylny głos Brytyjczyków w przypadku użycia Art. 7 (2), co tłumaczy przedkładanie  Brexitu nad sprawę Polski.

Sankcje 

Jeśli Unia zdecyduje się na nałożenie sankcji na Polskę, projekt musi zostać jednomyślnie przegłosowany przez Radę i zatwierdzony przez Parlament Europejski. To oznacza poparcie Węgier. Z drugiej strony, polski rząd nie powinien zakładać gwarantowanego wsparcia ze strony Budapesztu. Na przykład, Węgry nie zagłosowały przeciwko drugiej kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Premier Orbán kieruje się przede wszystkim interesem własnego kraju i partii [7], a sytuacja w Polsce może skutecznie przysłonić jego własne reformy.

Jednakże, nawet jeśli pozycja Węgier się nie zmieni, alternatywnie UE może chcieć zastosować Art. 7 (2) kolektywnie, zarówno przeciwko Polsce, jak i Węgrom [8]. W tym wypadku, oba kraje mogłyby być wyłączone z głosowania w Radzie w sprawie sankcji i nie będą mogły zawetować sankcji przeciwko sobie nawzajem. Oczywiście, kolektywne ukaranie dwóch środkowoeuropejskich państw może mieć polityczne konsekwencje. Sytuacja w Polsce i na Węgrzech nie jest identyczna, a niniejsza decyzja Unii może sugerować potraktowanie innych problemów jednakowo. Ponadto, jeśli na oba kraje będą nałożone sankcje w tym samym czasie, pojawi się pytanie, dlaczego UE nie zareagowała na sytuację na Węgrzech szybciej. Oczywistym będzie, że Unia zareagowała w podobny sposób tylko w celu uniknięcia weta któregokolwiek z tych państw. To z kolei podważa cel istnienia jednomyślności w nakładaniu sankcji.

Ograniczenie funduszy

Polska jest największym beneficjentem środków UE – otrzymała 7 mld euro w 2016 roku. Prawie 60% inwestycji publicznych pochodzi z unijnej kasy.[9] Najsprawniejszą metodą uderzenia w Polskę jest zatem ograniczenie otrzymywanych środków, co było już sugerowane przez Gunthera Oettingera, komisarza ds. budżetu i zasobów ludzkich [10]. Zmniejszenie budżetu byłoby korzystne dla Unii, która straci finansowy wkład Wielkiej Brytanii i jest zmuszone przeprowadzić cięcia wydatkowe, które mogą w pierwsze kolejności uderzyć w kraj posiadający słabszą pozycję negocjacyjną w związku z polityką wewnętrzną, taki jak Polska.

Pozwy sądowe 

Utrata niezależności władzy sądowniczej nie jest wyłącznie wewnętrzną polską sprawą. Polskie sądy, jak wszystkie inne sądy państw członkowskich UE, mają jurysdykcję nad prawem unijnym. Jeśli polskie sądy mogą orzekać w prawie unijnym to mają na niego wpływ. Maximilian Steinbeis napisał, że w końcu “polskie sądy to nasze sądy” [11].

W lipcu ubiegłego roku Komisja pozwała Polskę za naruszenie Art. 19 (1) TUE oraz Art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Podstawą pozwu są uznaniowe kompetencje ministra sprawiedliwości do przedłużania kadencji sędziów Sądu Najwyższego oraz prawo do mianowania prezesów sądów. Według Komisji, kryteria korzystania z tych praw są zbyt ogólne, przez co pozwalają ministrowi na de facto arbitralne podejmowanie decyzji.

Komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova stwierdziła, że niezależne sądownictwo jest warunkiem właściwego korzystania z unijnych funduszy. Jeśli jej zapowiedzi znajdą odbicie w prawie unijnym, Unia będzie mogła pozwać Polskę za nienależyte korzystanie z unijnych środków. Możliwe też, że sprawa zostanie zgłoszona przez Europejski Trybunał Obrachunkowy, zajmujący się kontrolą unijnego budżetu.

Podsumowanie

W powyższym artykule zostały krótko przedstawione możliwe scenariusze na odpowiedź Unii wobec obecnego kryzysu w Polsce. Art. 7 (1) został już uruchomiony, zatem wystąpienie wspomnianych mechanizmów jest kwestią czasu, co może stanowić dodatkowy bodziec dla PiS do zmiany polityki wewnętrznej. Faktem jest też, że konsekwencje kryzysu są nadal w dużej mierze nieodczuwalne – nie dotknęły poważnie kondycji gospodarki. Momentem przełomowym może okazać się zakończenie negocjacji z Wielką Brytanią. Pozwoli to Unii na konsolidację i skupienie się w pełni na znalezieniu rozwiązania dla sytuacji w Polsce i na Węgrzech.

Austria prawie dwie dekady temu była przykładem determinacji Unii wobec podobnego zagrożenia. Mając obecnie więcej argumentów przemawiających za potrzebą interwencji, możemy doczekać się powtórki z historii, o ile Polski rząd nie zmieni kursu.


Bibliografia

[1] Ian Black, ‘Europe rallies against Haider coalition’ (The Guardian, 4.02.2000) adres strony: <https://www.theguardian.com/world/2000/feb/04/austria.ianblack> odwiedzono: 30.01.2018.

[2] Kochenov et al., ‘The European Commission’s Activation of Article 7: Better Late than Never?’ (EU Law Analysis, 23.12.2017) adres strony: <http://eulawanalysis.blogspot.co.uk/2017/12/the-european-commissions-activation-of.html> odwiedzono: 30.01.2018.

[3] Tomasz Bielecki, ‘Parlament Europejski rezygnuje z przygotowań do wszczęcia wobec Polski postępowania z art. 7. Nie chce dublować Komisji Europejskiej’ (Wyborcza, 16.01.2018) adres strony: <http://wyborcza.pl/7,75399,22904633,parlament-europejski-rezygnuje-z-wlasnych-przygotowan-do-wszczecia.html> odwiedzono: 31.01.2018.

[4] Kochenov et al., ‘The European Commission’s Activation of Article 7: Better Late than Never?’ (EU Law Analysis, 23.12.2017) adres strony: <http://eulawanalysis.blogspot.co.uk/2017/12/the-european-commissions-activation-of.html> odwiedzono: 30.01.2018.

[5] World Justice Project, ‘2017-2018 WJP Rule of Law Index’ (World Justice Project, 31.01.2018) adres strony: <https://worldjusticeproject.org/sites/default/files/documents/ROLIndex_2017-2018_Poland_eng_0.pdf> odwiedzono: 31.01.2018.

[6] CBOS, ‘ Sondaż Wyborczy’ (WNP, 11.01.2018) adres strony: <http://www.wnp.pl/parlamentarny/sondaze/pis-zostawia-w-tyle-inne-partie,248.html> odwiedzono: 31.01.2018

[7] Arkadiusz Jastrzębski, ‘”Orban nie takim pewnym sojusznikiem”. Węgierski politolog ostrzega PiS’ (WP, 27.12.2017) adres strony: <https://wiadomosci.wp.pl/orban-nie-takim-pewnym-sojusznikiem-wegierski-politolog-ostrzega-pis-6202871005656705a> odwiedzono: 31.01.2018.

[8] Kim Lane Schepelle, ‘Can Poland be Sanctioned by the EU? Not Unless Hungary is Sanctioned Too’ (Verfassungsblog, 24.10.2016) adres strony: <https://verfassungsblog.de/can-poland-be-sanctioned-by-the-eu-not-unless-hungary-is-sanctioned-too/> odwiedzono: 31.01.2018.

[9] Beata Stur, ‘Meet Poland’s new ministers’ (New Europe, 10.01.2018) adres strony: <https://www.neweurope.eu/article/meet-polands-new-ministers/> odwiedzono: 31.01.2018.

[10] Pawlak, Baczynska, ‘EU to Poland: comply with rules or you could lose cash’ (Reuters, 10.01.2018) adres strony: <https://www.reuters.com/article/us-eu-poland-morawiecki/eu-to-poland-comply-with-rules-or-you-could-lose-cash-idUSKBN1EZ1OY> odwiedzono: 31.01.2018.

[11] Maximilian Steinbeis, ‘Polish Courts are Our Courts’ (Verfassungsblog, 15.07.2017) adres strony: <https://verfassungsblog.de/polish-courts-are-our-courts/> odwiedzono: 31.01.2018.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Następstwa Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej – czyli co dalej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nastepstwa-art-7-traktatu-o-unii-europejskiej-czyli-co-dalej/feed/ 0
Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/#respond Mon, 12 Feb 2018 09:43:00 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5643 Unia Europejska chce od 2021 roku uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od przestrzegania zasad praworządności. Propozycja ta niewątpliwie jest reakcją na obserwowalne w latach 2015-2018 przejawy ignorowania rządów prawa w Polsce – m.in. podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego upodobaniom rządu i dążenie do uczynienia tego samego z Sądem Najwyższym. Według informacji Financial Timesa z 22 stycznia br., w […]

Artykuł Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: Pixabay

Unia Europejska chce od 2021 roku uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od przestrzegania zasad praworządności. Propozycja ta niewątpliwie jest reakcją na obserwowalne w latach 2015-2018 przejawy ignorowania rządów prawa w Polsce – m.in. podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego upodobaniom rządu i dążenie do uczynienia tego samego z Sądem Najwyższym.

Według informacji Financial Timesa z 22 stycznia br., w przyszłej, 7-letniej perspektywie budżetowej UE (2021-2027) Komisja Europejska zamierza uzależnić otrzymywanie funduszy unijnych od tego, czy państwa członkowskie spełniają kryteria praworządności. Jak stwierdzili cytowani przez „FT” komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova i komisarz ds. budżetu Günther Oettinger, rozważane są dwa warianty: wedle wariantu mocniejszego posiadanie praworządności będzie warunkiem otrzymywania jakichkolwiek unijnych pieniędzy; wedle wariantu słabszego – UE poprzestanie na skonstruowaniu systemu zachęt, w którym spełnianie konkretnych wymagań odnoszących się do praworządności będzie umożliwiało krajowi wnioskowanie o więcej unijnych środków.

Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wygląda na kontynuowanie paternalistycznego postrzegania Polski przez kraje tzw. „starej UE” – „wiemy, że dla Was nie jest ważna praworządność, ale bądźcie praworządni dla nas, a dostaniecie pieniądze”. Trudno orzec, czy taki paternalistyczny sposób myślenia – opisywany m.in. przez Jana Zielonkę w „Europe’s new civilizing missions: the EU’s normative power discourse” – rzeczywiście kierował pomysłodawcami tego rozwiązania, czyli komisarz Verą Jourovą i komisarzem Güntherem Oettingerem. Polska sama wielokrotnie pokazywała, że to, na czym jej najbardziej zależy w UE, to fundusze; przypomnijmy sobie choćby słynny tort w kształcie banknotów euro, zaprezentowany przez premiera Donalda Tuska po pomyślnych negocjacjach budżetowych w Brukseli w 2013 roku, czy wyrażany jednym tchem mało zniuansowany komentarz polityków wszelkich opcji – w tych z obecnego rządu PiS – że pomysł Europy dwóch prędkości jest zły, bo odbiorą nam fundusze.

Warto jednak zwrócić uwagę, że niezależnie od sposobu postrzegania polskich priorytetów w Unii przez inne kraje, propozycja uzależnienia funduszy unijnych od poziomu praworządności jest zgodna z podstawowymi zasadami funkcjonowania Unii Europejskiej – co więcej, właśnie dla tych wyróżników UE tak bardzo chcieliśmy do niej przystąpić na przełomie XX i XXI wieku! Wspomniana propozycja Komisji przypomina, że UE to przede wszystkim grupa skupiająca państwa charakteryzujące się nie tylko wspólnym rynkiem, ale także wysokim poziomem praworządności. Podpisany w 1957 roku Traktat Rzymski ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą rozpoczynał się słowami: „Zadaniem Wspólnoty jest, przez ustanowienie wspólnego rynku i stopniowe zbliżanie polityk gospodarczych państw członkowskich, popieranie w całej Wspólnocie harmonijnego rozwoju działalności gospodarczej, stałego i zrównoważonego wzrostu, zwiększonej stabilności, przyspieszonego podwyższania poziomu życia oraz ściślejszych związków między państwami członkowskimi”.

Fundusze unijne pojawiły się dopiero w 1972 roku jako jeden ze sposobów na osiągnięcie konwergencji poziomu gospodarczego. Rola funduszy stopniowo rosła, ale zawsze były one czymś pomocniczym, a nie fundamentem Unii Europejskiej. Dowodzi tego fakt, że o funduszach unijnych nie ma mowy we wprowadzonej w 2010 roku Karcie Praw Podstawowych UE – Karta skupia się na wolnościach indywidualnych i obywatelskich, na zasadzie praworządności, ale lektura Karty  żadnym pozorem nie można stwierdzić, że fundusze są w UE jedną z najważniejszych rzeczy.

Kiedy UE przekształcała się z unii ściśle gospodarczej w unię polityczną, Rada UE w 1993 roku uchwaliła kryteria kopenhaskie, które jasno określały tożsamość Unii jako zbioru państw praworządnych: do kryteriów tych należą rządy prawa, poszanowanie praw człowieka i stabilna demokracja; pod względem ekonomicznym wymagany jest sprawnie funkcjonujący wolny rynek. Zarówno Traktat Rzymski, jak i kryteria kopenhaskie udowadniają, że praworządność i rynkowość to podstawowa treść ideowej tożsamości praw Unii, a reszta – jak zasada wspierania krajów członkowskich funduszami strukturalnymi – jest na dalszym planie, w pewnym sensie jako zasada dodatkowa, pomocnicza. Z aktualnej wersji Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej nie można wnioskować, jakoby do zadań UE należało gwarantowanie funduszy. Punkt 2. art. 3 TUE brzmi: „Unia zapewnia swoim obywatelom przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości bez granic wewnętrznych, w której zagwarantowana jest swoboda przepływu osób, w powiązaniu z właściwymi środkami w odniesieniu do kontroli granic zewnętrznych, azylu, imigracji, jak również zapobiegania i zwalczania przestępczości”. W pkt. 3 można przeczytać, że Unia „wspiera spójność gospodarczą, społeczną i terytorialną oraz solidarność między państwami członkowskimi”, jednak nie jest to zapis czyniący z funduszy fundamentalną zasadę funkcjonowania UE: wspomniane wspieranie spójności może się odbywać drogą rynkową – drogą rozwoju wolności gospodarczej, poszerzania wspólnego rynku.

Właśnie ze względu na te dwie zasady – praworządność i rynkowość – przystąpienie do UE jawiło się Polsce i innym krajom Europy Środkowo-Wschodniej w latach 90. czymś pożądanym, równoznacznym z wstąpieniem do elitarnego klubu państw, z którymi – ze względu na ich dobre cechy – należy się liczyć. Uroczystości państwowe związane z wejściem Polski do UE 1 maja 2004 roku nie odbywały się – zarówno ze strony przedstawicieli polskich władz, jak i instytucji unijnych – w atmosferze pod tytułem „teraz wreszcie Polska będzie mieć fundusze strukturalne”. Obie strony świętowały włączenie się Polski do wspólnoty państw praworządnych, metaforycznie „zachodnich”. Również dzisiaj w negocjacjach akcesyjnych z krajami bałkańskimi (Serbia i Czarnogóra mają szansę na wejście do UE w 2025 roku) zarówno zainteresowane kraje, jak i unijne instytucje podkreślają cywilizacyjne znaczenie przystąpienia tych krajów do Wspólnoty: „Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo, Macedonia, Czarnogóra oraz Serbia będą musiały z dużo większą powagą podejść do tworzenia rządów prawa, walki z korupcją i zorganizowaną przestępczością, rozwiązywania sporów z innymi krajami oraz innych demokratycznych przemian” – można przeczytać w jednym z tekstów poświęconych akcesji państw bałkańskich do UE. Cytowana jest też nowa, opublikowana w 2018 roku strategia Komisji Europejskiej na rzecz rozszerzenia: „Przystępowanie do UE to nie jest tylko proces techniczny. To wybór pokoleniowy, oparty na pewnych podstawowych wartościach”.

Widać zatem jak na dłoni, że w przeciwieństwie do zasady wspólnego rynku oraz zasady praworządności, przekazywanie funduszy unijnych krajom o niższym poziomie rozwoju gospodarczego nie jest fundamentem, na którym opiera się Unia Europejska. Fundusze pełnią tylko rolę techniczno-pomocniczą. Dlatego uzależnienie otrzymywania funduszy od zasady ważniejszej, jaką jest praworządność, jest zgodna z logiką, według której działa UE i nie ma racjonalnego uzasadnienia, dla którego takie uzależnienie miałoby budzić oburzenie. Ale to oburzenie nastąpi – a właściwie już jest; już w środę 24 stycznia br. wiceszef polskiej dyplomacji Konrad Szymański powiedział w odniesieniu do pomysłu Komisji Europejskiej, że „na polityczne ich [kryteriów praworządności] nadużywanie nie będzie zgody”. Wypowiedź wiceministra pokazuje, że jego oburzenie wynika z zapomnienia o opisanej wyżej hierarchii zasad: zasada praworządności zdaniem Szymańskiego wcale nie jest ważniejsza od zasady rozdawania funduszy; wręcz przeciwnie, praworządność jest nawet czymś mniejszym w porównaniu z funduszami – podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Niezrozumienie tego prowadzi właśnie do oburzenia, które przybiera następujący kształt: jesteśmy pełnoprawnymi członkami UE, jak można nam odbierać fundusze tworzeniem złośliwych zasad, te pieniądze nam się należą. Zamiast powoływać się na rzekome święte prawo do funduszy, warto przypomnieć sobie klimat lat 1990-2004 – dlaczego wstępowaliśmy do Unii? Dla funduszy – czy raczej dla chęci udowodnienia i utrwalenia naszych wysokich, zachodnich standardów prawno-politycznych? Druga odpowiedź narzuca się sama.

Wracając do tematu samych funduszy, należy wskazać, że istnieją dane, które pozwalają stwierdzić, że fundusze unijne wcale nie rozwijają polskiej gospodarki w znaczącym stopniu; nie rozwiązują też jej strukturalnych problemów, takich jak m.in. brak dostępu młodych ludzi do mieszkań. Jak pisałam w komunikacie FOR z 17 października 2013 roku, „w 2009 roku J. Varga i J. in’t Veld opublikowali prognozy, zgodnie z którymi unijne fundusze przeznaczone na samą tylko politykę spójności miały zwiększać PKB Polski w latach 2005-2011 o około 1,1 pkt proc. rocznie. Tymczasem badania opublikowane przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wskazują, że pieniądze z Unii w analogicznym okresie powiększały polską gospodarkę według pierwszego modelu o średnio 0,4 pkt proc. w skali roku, a według drugiego modelu o około 0,7 pkt proc. rocznie, co dowodzi, że unijne fundusze nie są w Polsce wydatkowane w sposób skutkujący dużo wyższym tempem wzrostu PKB niż w sytuacji, w której nasz kraj nie otrzymywałby pieniędzy z UE”.

Groźba ograniczenia Polsce dostępu do funduszy może sprawić, że podejmiemy analizę faktycznej efektywności ich wykorzystania. Przy czym najlepiej by było, gdyby polski rząd zdecydował się na zwiększanie, a nie zmniejszanie praworządności w naszym kraju wcale nie ze względu na groźbę zablokowania funduszy, ale po prostu ze względu na uświadomienie sobie, że reformowanie Polski nie powinno polegać na jej deformowaniu, czyli na powrocie do standardów PRL-u.

Na koniec warto zaznaczyć, że z propozycji Komisji Europejskiej wynika plan enumeracji warunków praworządności, których przestrzeganie będzie stanowiło coś w rodzaju „credo” UE, które jest ponad sprawami pomniejszymi, takimi jak przyznawanie unijnych funduszy. Warto, aby unijni obywatele interesowali się tworzeniem takiej listy, gdyż to ostatecznie ich indywidualnej sytuacji dotyka ochrona praworządności lub tej ochrony brak.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Co jest główną zasadą Unii? – czyli o funduszach UE w zamian za praworządność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-funduszach-ue-w-zamian-za-praworzadnosc/feed/ 0
Jak nie pisać ustaw, czyli o zmianach w abonamencie RTV https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-nie-pisac-ustaw-czyli-o-zmianach-w-abonamencie-rtv/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-nie-pisac-ustaw-czyli-o-zmianach-w-abonamencie-rtv/#respond Tue, 20 Jun 2017 06:30:56 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5142 Do Sejmu trafił projekt ustawy o zmianie ustawy o opłatach abonamentowych oraz ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa Ministerstwa Kultury. Ma on na celu niezwłoczne dostarczenie funduszy popadającej w długi telewizji publicznej poprzez uszczelnienie systemu pobierania abonamentu. Regulacja opiera się na trzech kluczowych propozycjach: – domniemaniu, że strona umowy o dostarczanie telewizji płatnej posiada odbiornik […]

Artykuł Jak nie pisać ustaw, czyli o zmianach w abonamencie RTV pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: Wikimedia Commons

Do Sejmu trafił projekt ustawy o zmianie ustawy o opłatach abonamentowych oraz ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa Ministerstwa Kultury. Ma on na celu niezwłoczne dostarczenie funduszy popadającej w długi telewizji publicznej poprzez uszczelnienie systemu pobierania abonamentu.

Regulacja opiera się na trzech kluczowych propozycjach:
– domniemaniu, że strona umowy o dostarczanie telewizji płatnej posiada odbiornik telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu;
– zobowiązaniu dostawców płatnej telewizji do przekazywania Poczcie Polskiej danych osób z którymi zawarli umowy;
– warunkowej abolicji dla osób, które mając zarejestrowany na poczcie odbiornik (już wcześniej istniał taki obowiązek), nie płaciły abonamentu.

Ustawa, jak przyznaje sam minister Piotr Gliński, będzie miała charakter tymczasowy, ponieważ w perspektywie 1–1,5 roku system finansowania telewizji publicznej ma być gruntownie przebudowany. Epizodyczność regulacji nie zwalnia jednak polityków z obowiązku tworzenia dobrej jakości prawa, a w omawianej propozycji widać przede wszystkim chęć rządzących do jak najszybszego dostarczenia znacznej ilości funduszy Telewizji Polskiej. Jakość zeszła na dalszy plan, o czym świadczy ogromna ilość zastrzeżeń zgłaszanych na etapie prac legislacyjnych w rządzie, m.in. przez inne resorty, organizacje nadawców, fundację Panoptykon oraz Rzecznika Praw Obywatelskich. Wiele uwag, szczególnie o charakterze redakcyjnym, zostało uwzględnionych – nie dotyczy to jednak kwestii kluczowych, które postaram się poniżej pokrótce omówić.

Nieprzemyślane domniemanie

Proponowana regulacja stanowi, iż „domniemywa się, że osoba będąca stroną umowy o dostarczanie telewizji płatnej posiada odbiornik telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu”.

Trudno sobie wyobrazić jak takie domniemanie może być obalone, to znaczy w jaki sposób ktoś może udowodnić „nieposiadanie odbiornika w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu”. Zachodzi tu oczywisty problem związany z dowodzeniem faktów negatywnych, bagatelizowany przez Ministerstwo, które w odpowiedzi na uwagi Ministra Rozwoju uznało, że do wzruszenia domniemania może wystarczyć jedynie złożenie przez stronę oświadczenia. Moim zdaniem, uznawanie takich oświadczeń, bez weryfikacji w lokalu posiadacza, prowadziłoby w istocie do braku skuteczności tej regulacji, jakkolwiek byłoby to mniej absurdalne niż przeprowadzanie dowodów ze świadków czy zdjęć na okoliczność „nieposiadania odbiornika”.

Z proponowanym domniemaniem wiąże się także inna kwestia. Będzie ono obejmować grupę osób, które mają podpisaną umowę, ale nie oglądają telewizji lub nawet nie posiadają w ogóle odbiornika (co udowodnią lub nie), natomiast umowy nie wypowiadają, ponieważ nie chcą zaprzątać sobie tym głowy lub korzystają np. z Internetu, który niejednokrotnie jest tańszy w ofertach pakietowych z telewizją niż jako samodzielna usługa. Wielkość tej grupy jest trudna do oszacowania, ale określenie przez Ministerstwo takich sytuacji jako „marginalnych” wydaje się nad wyraz wątpliwe.

Istnienie wskazanej grupy powoduje powstanie dwóch problemów. Po pierwsze, rozszerzenie de facto zobowiązanych do opłaty abonamentowej z posiadaczy odbiorników na strony umów mogłoby zostać uznane za zmianę w zasadach pomocy publicznej, którą należy notyfikować Komisji Europejskiej. To dla Ministerstwa absolutnie nie wchodzi w grę, ponieważ dla TVP liczy się każdy dzień, a proces notyfikacji trwa nierzadko kilkanaście miesięcy. Po drugie, przymuszenie do płacenia abonamentu może spowodować, że dla należących do tej grupy osób obecne umowy przestaną być korzystne, współpraca z dostawcami płatnej telewizji stanie się nieopłacalna i skutkować będzie wypowiadaniem umów.

Brak analizy skutków finansowych

Przewidywany wzrost cen dostaw telewizji dotyczy, choć nieco mniej znacząco, właściwie wszystkich klientów. Według sondażu agencji MEC (Gazeta Wyborcza z 8 czerwca br.), odsetek osób deklarujących rezygnację z usług płatnej telewizji to aż 16% (trzeba zaznaczyć, że ankieta została przeprowadzona na telewidzach z dostępem do Internetu, stąd wynik jest zapewne zawyżony). Chroniąc portfele mogą rezygnować z usług telewizyjnych na rzecz internetowych platform typu VOD albo odbierania sygnału z anteny (tu może dojść do paradoksu, w którym chcąc oglądać tylko prywatną telewizję muszą opłacać także publiczną, ale do oglądania samej publicznej wystarczy im antena). Ministerstwo Kultury, w przeciwieństwie do Ministerstwa Finansów oraz komercyjnych dostawców TV, nie uważa jednak, aby wprowadzana zmiana mogła mieć wpływ na rynek usług telewizyjnych i konsekwentnie nie bierze jej pod uwagę w załączonej do projektu ocenie skutków regulacji. Nie uwzględnia także spadku dochodów Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej (dystrybutorzy przekazują mu 1,5% przychodów) i wpływów do budżetu państwa z tytułu podatku VAT.

Należy także wspomnieć, że proponowana regulacja budzi wątpliwości natury konstytucyjnej w zakresie, w jakim narusza zasadę równości – konkretnie równości w nakładaniu obowiązku świadczenia danin publicznych. Podmioty zobowiązane do opłacania abonamentu, a więc teoretyczni odbiorcy telewizji publicznej, są ewidentnie traktowani w sposób zróżnicowany, ponieważ środki dochodzenia należności są dużo silniejsze w stosunku do widzów telewizji kablowej i satelitarnej niż telewizji naziemnej. Praktyczne powody do przejmowania się konstytucyjnością ustaw obecna władza straciła jednak niemal z początkiem swoich rządów.

Niepotrzebne przejęcie danych osobowych

Kolejną kontrowersją związaną z ustawą jest zobowiązanie dostawców do przekazania Poczcie Polskiej danych swoich klientów. Chodzi o imię, nazwisko, adres, PESEL, a także adres poczty elektronicznej. Ogranicza to z jednej strony prawo do prywatności abonentów, a drugiej – co sygnalizują dostawcy – wpływa na zakres tajemnicy przedsiębiorstwa. Oczywiście możliwy sposób wykorzystywania tych informacji będzie dosyć konkretny, a ich treść nie jest szczególnie wrażliwa, niemniej jednak trudno uznać gromadzenie ich w tym przypadku jako „niezbędne w demokratycznym państwie prawnym” co stanowi konstytucyjną przesłankę ograniczenia autonomii informacyjnej (art. 51). Taka regulacja prawdopodobnie nie przeszła by także konstytucyjnego testu na proporcjonalność, w myśl którego ograniczeniem proporcjonalnym jest tylko takie, które skutecznie realizuje założony ustawą cel. W tym przypadku celem ustawy o rtv jest ściąganie opłat abonamentowych, a proponowane rozwiązanie umożliwia to tylko częściowo, pomijając użytkowników telewizji naziemnej. Ponadto, regulacja ta nie jest konieczna, bowiem pobieranie opłat abonamentowych może być lepiej zrealizowane za pomocą innych rozwiązań, np. poprzez płatność razem z podatkiem PIT i CIT. Taki właśnie projekt – jako długofalowe rozwiązanie – jest również w przygotowywaniu . Jednakże w tym przypadku bez wątpienia niezbędne będzie przejście procedury notyfikacji w Komisji Europejskiej, a czas nagli.

Abolicja dla wybranych

Ustawa przewiduje abolicję dla osób, które mając zarejestrowany odbiornik nie opłacały abonamentu. Jest ona, jak każda tego typu abolicja, w oczywisty sposób niesprawiedliwa wobec osób, które abonament płaciły. Dobrze też uwidacznia intencje Ministerstwa Kultury. Według ministerialnych wyliczeń suma zaległych opłat to 3 miliardy zł, ale – po pierwsze – tylko 20% z nich udałoby się wyegzekwować, a po potrąceniu na rzecz operatorów i urzędu skarbowego dla KRRiT zostałoby „tylko” pół miliarda złotych. Po drugie, ściągnięcie takiej sumy mogłoby potrwać, a TVP potrzebuje pieniędzy natychmiast. Z tej przyczyny zdecydowano się na wprowadzenie abolicji: zalegający z abonamentem użytkownik musi w ciągu 3 miesięcy od wejścia ustawy w życie wpłacić opłatę za następne 6 miesięcy z góry.

Podsumowując, rządowy projekt wzbudza słuszne kontrowersje. Jest przykładem złego prawa, uchwalanego w pośpiechu i dla osiągnięcia wyłącznie doraźnego, partykularnego celu. Nie spełnia standardów poprawnej legislacji i budzi wątpliwości natury konstytucyjnej. Co więcej, może naruszać wynikający z prawa UE obowiązek notyfikacji, o czym Komisja Europejska została powiadomiona przez organizacje zrzeszające dostawców telewizji. Pozostaje pytanie, czy i w jakim kształcie projekt zostanie uchwalony przez Sejm. Jak już wskazałem, presja czasu jest duża, dlatego można niestety przypuszczać, że parlament po raz kolejny okaże się tylko maszynką do głosowania, a zły projekt stanie się obowiązującym prawem.

Share

Artykuł Jak nie pisać ustaw, czyli o zmianach w abonamencie RTV pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/jak-nie-pisac-ustaw-czyli-o-zmianach-w-abonamencie-rtv/feed/ 0
Polska chora na legislitis – o nadmiernej produkcji prawa https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/polska-chora-na-legislitis-o-nadmiernej-produkcji-prawa/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/polska-chora-na-legislitis-o-nadmiernej-produkcji-prawa/#respond Thu, 01 Sep 2016 08:51:23 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4060 Autorem tekstu jest Marek Szolc, student prawa na Uniwersytecie Warszawski, laureat Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016. Meningitis. Osteitis. Bronchitis. Łacińskie nazwy poważnych zapaleń nic nam nie mówią, dopóki ich nie złapiemy. Istnieje jednak infekcja równie zjadliwa, której objawy odczuwamy wszyscy. Nie znajdziemy jej w żadnym atlasie medycznym. Pacjentem jest bowiem Polska cierpiąca na legislitis: demolującą […]

Artykuł Polska chora na legislitis – o nadmiernej produkcji prawa pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Marek Szolc, student prawa na Uniwersytecie Warszawski, laureat Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016.

autor: NY – https://nyphotographic.com/

Meningitis. Osteitis. Bronchitis. Łacińskie nazwy poważnych zapaleń nic nam nie mówią, dopóki ich nie złapiemy. Istnieje jednak infekcja równie zjadliwa, której objawy odczuwamy wszyscy. Nie znajdziemy jej w żadnym atlasie medycznym. Pacjentem jest bowiem Polska cierpiąca na legislitis: demolującą państwo prawa i hamującą wzrost legislacyjną biegunkę. 29 843 – tyle stron aktów uchwalono w Polsce w 2015 roku według raportu Barometr Prawa. Daje to 66 milionów znaków i niechlubny rekord w UE. O wiele większe Niemcy poradziły sobie, uchwalając prawo złożone z… 2,7 miliona znaków. Niestety, szalejąca „dobra zmiana” nie daje nadziei na poprawę. Za niemal 6600 stron przepisów z 2015 roku odpowiada urzędujący 1,5 miesiąca gabinet Beaty Szydło. W efekcie mamy prawo bardziej niestabilne niż słynący z biurokracji Włosi i Grecy.

Na temat wpływu konkretnej ustawy na gospodarkę zawsze można się spierać. Dwie rzeczy są jednak pewne. Po pierwsze, na liście najbogatszych państw świata dominują te, które zbierają wysokie noty za jakość państwa prawa i jego instytucji. Po drugie, nawet najlepsze pomysły na regulacje zawodzą, jeśli powstają w szaleńczym tempie, w ogromnej ilości i wchodzą w życie za szybko. Powodowana tym niestabilność systemu i nieprzewidywalność stosowania prawa psują klimat dla biznesu i tłamszą energię obywateli. Jeśli więc, jak w Polsce, przedsiębiorca musi poświęcać dziennie 4 godziny na czytanie, by być na bieżąco z dotyczącymi go przepisami, to wiedz, że coś się dzieje.

Stabilne, oszczędne w formie i bogate w treść przepisy to jeden z fundamentów państwa prawa. Jeśli w sferze ekonomicznej i społecznej prawo działa prawidłowo, to jest motorem rozwoju. Po pierwsze, dobre prawo zmniejsza ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej, które zniechęca wielu do jej podejmowania. Po drugie, redukuje koszty jej prowadzenia, zwiększając konkurencyjność. Po trzecie, zapewnia, że wszyscy uczestnicy rynkowej gry grają na tym samym boisku, wedle tych samych zasad, dzięki czemu wygrywają szybsi, pracowitsi i bardziej innowacyjnni, a nie bardziej skorumpowani i mający więcej prawników za plecami. Po czwarte, państwo prawa uodparnia system na ryzyko polityczne braku rządu albo przejęcia władzy przez niekompetentnych populistów bądź krótkowzrocznych radykałów.

Korzyści zdają się oczywiste. Trudno więc powiedzieć, skąd bierze się u nas godny lepszej sprawy upór w narzucaniu kolejnych regulacji. Zbyt wiele organów administracji musi udowadniać sens swojego istnienia przez masową produkcję przepisów? Urzędnicy ślepo wierzą w sprawczą moc paragrafów na papierze, bez patrzenia na praktykę czy zdrowy rozsądek? Media pytają, ile praawa udało się zrobić, a nie zlikwidować? Pod koniec każdej kadencji trwa wszak licytacja, która partia wyprodukował więcej ustaw w przeliczeniu na posła.

W rezultacie prawa jest za dużo i powstaje za szybko. Ale chorzy na legislitis nie zwracają na to uwagi. W prawotwórczym amoku lekkomyślność próbują przebrać za „skuteczność”. Państwo prawa z umiarem i procedurami stoi im na drodze, więc je depczą. Czym innym niż porażką polskiego państwa prawa, było, gwoli przykładu, przepchnięcie w miesiąc napisanej na kolanie ustawy o podatku bankowym? Zysk fiskalny – nikły. Za to bankierzy zaraz chwycili za telefony. Najpierw zadzwonili do prawników, by ci znaleźli sposób na uniknięcie daniny. Udało się, więc już szykowana jest nowelizacja, która dorzuci kilka stron do licznika Barometru Prawa za 2016 rok. Następnie odezwali się do analityków, by droższe kredyty i gorsze depozyty wyrównały im stratę. Za legislitis płacimy więc dwa razy: z własnej kieszeni i skurczonym wzrostem, bo ciężary regulacyjne nakładane na firmy stawiają nas w ogonie rozwiniętego świata.

Prawo to narzędzie – tylko i aż. Żeby spełniać swoją funkcję, musi być wpierw właściwie wykonane, a następnie prawidłowo zastosowane. Nic z tego nie osiągniemy, jeśli sejmowe drukarki będą wypluwać kilometry byle jakich nowelizacji ustawy o podatku od towarów i usług, by zaciąć się przy stabilizującym instytucje, liczącym skromne 7 stron wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca 2016 roku. W krajach osiągających wysoki wzrost ilość prawa przechodzi w jakość i doniosłość. Nigdy odwrotnie.

Share

Artykuł Polska chora na legislitis – o nadmiernej produkcji prawa pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/polska-chora-na-legislitis-o-nadmiernej-produkcji-prawa/feed/ 0
Dlaczego państwo prawa jest ważne dla wzrostu gospodarczego? O handlu ziemią. https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dlaczego-panstwo-prawa-jest-wazne-dla-wzrostu-gospodarczego-o-handlu-ziemia/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dlaczego-panstwo-prawa-jest-wazne-dla-wzrostu-gospodarczego-o-handlu-ziemia/#respond Fri, 12 Aug 2016 20:29:41 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4095 Zasada państwa prawnego, obowiązująca w porządku konstytucyjnym naszego państwa (art. 2 Konstytucji), opiera się na kilku zasadniczych filarach. Są wśród nich: zasada zaufania obywatela do państwa i prawa, lex retro non agit oraz zasada ochrony praw słusznie nabytych [1]. Gdy ustawodawca odchodzi od tych zasad w rozumianej szeroko procedurze ustawodawczej, mamy do czynienia ze zjawiskami […]

Artykuł Dlaczego państwo prawa jest ważne dla wzrostu gospodarczego? O handlu ziemią. pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zasada państwa prawnego, obowiązująca w porządku konstytucyjnym naszego państwa (art. 2 Konstytucji), opiera się na kilku zasadniczych filarach. Są wśród nich: zasada zaufania obywatela do państwa i prawa, lex retro non agit oraz zasada ochrony praw słusznie nabytych [1]. Gdy ustawodawca odchodzi od tych zasad w rozumianej szeroko procedurze ustawodawczej, mamy do czynienia ze zjawiskami negatywnymi dla prawa, czyli jego psuciem. Typowymi tego przykładami mogą być: powrót do zamierzchłych, gorszych od obecnych rozwiązań prawnych, ingerencja państwa w prawo własności prywatnej, a także naruszanie zasad konstytucyjnych przy stanowieniu prawa, w tym zasady równości.

Znakomitym przykładem tych ingerencji jest ustawa z dnia 14 kwietnia 2016 r. o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw (Dz.U. 2016 poz. 585) [2].

Ustawa ta wstrzymuje sprzedaż nieruchomości wchodzących w skład Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa o powierzchni powyżej 2 ha i powoduje znaczne ograniczenie w obrocie ziemią w ciągu najbliższych 5 lat. Wprowadza również zmiany w ustawie z dnia 11 kwietnia 2003 r. o kształtowaniu ustroju rolnego, zgodnie z którą (art. 2b ust.4) nabywcą nieruchomości rolnej o powierzchni powyżej 0,3 ha może być tylko rolnik indywidualny, osoba bliska zbywcy, jednostki samorządu terytorialnego, Skarb Państwa, Agencja Nieruchomości Rolnych, kościoły i związki wyznaniowe, osoby nabywające nieruchomość rolną w drodze dziedziczenia, zapisu windykacyjnego lub na podstawie art. 151 k.c., bądź art. 231 k.c.

Rzecznik Praw Obywatelskich zakwestionował już zgodność tej ustawy z art. 2 Konstytucji, jako naruszającej standardy tworzenia prawa w demokratycznym państwie prawnym, m.in. zasadę określoności prawa i jego pewności.

Podniósł on również zarzuty naruszenia tak fundamentalnych praw i wolności jak prawo własności, wolność gospodarcza oraz prawo do dziedziczenia.  Niezgodność nowej regulacji wiąże się z zbyt szerokim zakresem ustawy oraz niejasnością zawartych w niej rozwiązań [3].

Ponadto ustawa ta godzi w zasadę równości (art. 32 ust. 1 Konstytucji), co z pewnością zostałoby uznane przez Trybunał Konstytucyjny za naruszenie Konstytucji – tak jak to miało miejsce w podobnej sytuacji dotyczącej ogródków działkowych w wyroku K 8/10 [4]. „Odżycie” przepisów ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego mocą nowej ustawy, wydaje się dużym krokiem wstecz w regulacji tej materii, gdyż miała ona być „zastąpiona ustawą” z 5 sierpnia 2015 r. Ta jednak utraciła moc, powodując przywrócenie starych-nowych, bo znowelizowanych przepisów ustawy z 2003 roku [5]. Jest to doskonały przykład psucia prawa, z jakim mamy obecnie do czynienia. Można zauważyć również podobieństwo ustawy z dnia 14 kwietnia 2016 r. do ustawodawstwa obowiązującego w systemie demokracji ludowej, gdzie państwowa własność była traktowana w sposób uprzywilejowany, na co wskazuje znowelizowany przez nią art. 172 § 3 kodeksu cywilnego, wprowadzający brak możliwości zasiedzenia nieruchomości rolnej przez osobę niebędącą rolnikiem indywidualnym i jego podobieństwo do obowiązującego w okresie PRL-u zakazu zasiedzenia nieruchomości będących własnością państwa.

Ustawa nowelizująca naruszając zasady konstytucyjne przyczyni się również do zahamowania wzrostu gospodarczego. Przewidywane konsekwencje jej wprowadzenia są następujące:

  • wzrost cen mieszkań i domów jednorodzinnych, przez ich deficyt. Zgodnie z nową ustawą nieruchomości rolnych nie będzie mógł nabyć deweloper, a zwłaszcza zagraniczny inwestor. Niedobór ziemi pod inwestycje spowoduje znaczny wzrost cen produktów oferowanych przez deweloperów;
  • zdominowanie rynku deweloperskiego przez przedsiębiorców, którzy „obkupili się” w ziemię przed wejściem w życie nowych przepisów, co prowadzi do możliwości narzucenia cen przez te podmioty w braku wolnej konkurencji na rynku obrotu nieruchomościami;
  • brak napływu kapitału zagranicznego, który napędza gospodarkę. Jedną z przyczyn szybkiego wprowadzenia nowej ustawy o obrocie ziemią, było zablokowanie możliwości nabywania nieruchomości w Polsce przez podmioty zagraniczne, ponieważ z dniem 1 maja 2016 roku skończył się okres ochronny, przewidziany po wejściu Polski do Unii Europejskiej;
  • brak rozwoju miast, które miały szansę stać się europejskimi metropoliami. Jeśli gmina nie uchwaliła dla terenów podmiejskich planu zagospodarowania przestrzennego, zostanie zahamowany proces suburbanizacji, gdyż możliwość nabycia nieruchomości, które w przeważającej części nie są odrolnione na tych terenach, została w istotny sposób ograniczona;
  • nieprzewidziane przez legislatora problemy praktyczne w obrocie nieruchomościami rolnymi, takie jak zablokowanie egzekucji komorniczych, gdyż komornik może sprzedać taki grunt jedynie rolnikowi. Ponadto niewyłączenie spod działania ustawy kwestii wewnętrznych dróg osiedlowych, w sytuacji gdy takiemu wyłączeniu podlega kontynuacja budowy bloków i mieszkań na gruntach rolnych. W konsekwencji inwestor może dokończyć budowę osiedla i sprzedać mieszkania, ale udział w drodze osiedlowej wraz z lokalem może on zbyć jedynie rolnikom indywidualnym, co przejawia się jako oczywisty absurd [6].

Negatywne konsekwencje mogą dosięgnąć również – o dziwo – to, co miało być chronione zgodnie z zamiarem ustawodawcy, o czym świadczy preambuła znowelizowanej ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego, a mianowicie polskie rolnictwo. Są one następujące:

  • rolnik zostaje „przypisany do ziemi” przez wymóg zamieszkiwania od 5 lat w gminie, na obszarze której jest położona jedna z jego nieruchomości rolnych, aby uzyskać status rolnika indywidualnego (art. 6 ust. 1 ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego). Taki sam efekt powoduje zobowiązanie się osoby fizycznej, zakładającej gospodarstwo rodzinne do zamieszkiwania w okresie 5 lat od nabycia nieruchomości na terenie gminy, na obszarze której położona jest jedna z nieruchomości wchodzących w skład tego gospodarstwa;
  • skrępowanie mobilności gospodarczej rolników, ponieważ zgodnie z wprowadzonym art. 2b ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego rolnik indywidualny, jako nabywca nieruchomości rolnej musi osobiście prowadzić gospodarstwo rolne, w skład którego weszła nabyta nieruchomość rolna, przez co najmniej 10 lat. Jest to dość długi okres czasu, w trakcie którego rolnik nie może zmienić swojego profilu i nie ma możliwości ograniczenia lub całkowitego porzucenia swojej działalności wytwórczej, nawet gdy stała się ona dla niego nieopłacalna. W zasadzie poza jednym wyjątkiem nie może on przez 10 lat sprzedać, wydzierżawić lub oddać w posiadanie innej osobie zbędnej dla niego nieruchomości. Stanowi to wyraźne ograniczenie możliwości przekwalifikowania się rolników i przejścia do innych sektorów gospodarki,  jak to powinno się dziać wraz z rozwojem gospodarczym kraju  [7];
  • ustawa w zakresie w jakim nie dopuszcza do nabywania nieruchomości rolnych osób niebędących polskimi rolnikami, a więc cudzoziemców jest sprzeczna z zobowiązaniami Rzeczpospolitej wobec Unii Europejskiej, wynikającymi z Traktatu Akcesyjnego, podpisanego w Atenach 16 kwietnia 2003 roku, który przewidywał dwunastoletni okres ochronny na nabywanie nieruchomości przez cudzoziemców tj. do dnia 1 maja 2016 roku. Jedną z głównych zasad na których opiera się Wspólnota Europejska, wyrażoną w art. 67 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską jest swoboda przepływu kapitału, z której wynika swoboda nabywania nieruchomości, udziałów i akcji. Naruszenie tych ustaleń i swobód może doprowadzić do podjęcia działań przez Komisję Europejską i Trybunał Sprawiedliwości UE wobec Polski, a w konsekwencji nałożenie dużych kar finansowych, a nawet ograniczenie dotacji [8], co będzie miało niebagatelny wpływ na zahamowanie wzrostu gospodarki.

W świetle przedstawionych powyżej konsekwencji dopuszczenia się przez polskiego ustawodawcę naruszeń zasady państwa prawa i innych zasad z niej wynikających, można zauważyć jak ogromny wpływ te zasady i wartości mają na wzrost gospodarczy kraju oraz jak łatwo można doprowadzić do daleko idących, negatywnych konsekwencji dla całej gospodarki, przez ich nieposzanowanie.

Artykuł na podstawie pracy konkursowej, która zajęła pierwsze miejsce w tegorocznej edycji Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza

[1] P. Sarnecki (red.), Prawo Konstytucyjne RP, C.H. Beck, Warszawa 2014, s.71.

[2] Ustawa z dnia 14 kwietnia 2016 r. o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw (Dz.U. 2016 poz. 585)  https://dziennikustaw.gov.pl/du/2016/585/1

[3] J. Kuraś, Obrót ziemią rolną: RPO skarży przepisy do TK, https://www.rp.pl/Nieruchomosci/307119909-Obrot-ziemia-rolna-RPO-skarzy-przepisy-do-TK.html#ap-2

[4] Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 11 lipca 2012 r. sygn. akt K 8/10, Dz.U. 2012 poz. 837 www.dziennikustaw.gov.pl/du/2012/837/D2012000083701.pdf

[5] O. Rudak, Ustawa o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości rolnych Skarbu Państwa (99 lat po Leninie ponowne odwrócenie reform Stołypina), https://czasopismo.legeartis.org/2016/04/ustawa-wstrzymanie-sprzedazy-nieruchomosci-rolnych.html

[6] R. Krupa-Dąbrowska, Obrót ziemią: banki znów zaczną udzielać kredytów na nieruchomości rolne https://www.rp.pl/Nieruchomosci/306309866-Obrot-ziemia-banki-znow-zaczna-udzielac-kredytow-na-nieruchomosci-rolne.html?template=restricted

[7] A. Styrna, Przywiązanie do ziemi naszych czasów https://www.rp.pl/Opinie/306309961-Artur-Styrna-Przywiazanie-do-ziemi-naszych-czasow.html?template=restricted

 [8] A. Krzyżanowska, Ustawa o obrocie ziemią skończy się dla Polski obcięciem dotacji i karami?, https://forsal.pl/artykuly/932442,ustawa-o-obrocie-ziemia-rolna-obciecie-unijnych-dotacji-i-kary.html

Share

Artykuł Dlaczego państwo prawa jest ważne dla wzrostu gospodarczego? O handlu ziemią. pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/dlaczego-panstwo-prawa-jest-wazne-dla-wzrostu-gospodarczego-o-handlu-ziemia/feed/ 0
Państwo prawa a wzrost gospodarczy https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/panstwo-prawa-a-wzrost-gospodarczy/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/panstwo-prawa-a-wzrost-gospodarczy/#respond Fri, 08 Jul 2016 10:39:51 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3794 Fundamentami wzrostu gospodarczego są własność prywatna, wolność gospodarcza i stabilność polityczno-prawna. Zabezpieczać je ma państwo prawa poprzez przestrzeganie konstytucji oraz ochronę praw i wolności obywatelskich. Niektórym politykom wydaje się, że można lekceważyć instytucje państwa prawa i jednocześnie osiągać szybki oraz trwały wzrost gospodarczy, jednak liczne przykłady obalają te wyobrażenia. Zacznijmy od Wenezueli, której gospodarka znajduje się […]

Artykuł Państwo prawa a wzrost gospodarczy pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Prawo i gospodarkaFundamentami wzrostu gospodarczego są własność prywatna, wolność gospodarcza i stabilność polityczno-prawna. Zabezpieczać je ma państwo prawa poprzez przestrzeganie konstytucji oraz ochronę praw i wolności obywatelskich. Niektórym politykom wydaje się, że można lekceważyć instytucje państwa prawa i jednocześnie osiągać szybki oraz trwały wzrost gospodarczy, jednak liczne przykłady obalają te wyobrażenia.

Zacznijmy od Wenezueli, której gospodarka znajduje się „na równi pochyłej”. Publikowany przez Bank Światowy wskaźnik praworządności [1] dla tego kraju spadł z poziomu -0,88 w 1996 r. do -1,89 w 2014 r., co oznacza bardzo niski poziom. Osłabianie państwa prawa pozwoliło socjalistycznemu prezydentowi H. Chavezowi na nacjonalizację gospodarki, która odbywała się poprzez wydawanie dekretów, częściowo bez rekompensaty finansowej i przy zastraszaniu prywatnych właścicieli. Upaństwowiona gospodarka stała się nieefektywna, „udomowionemu” przemysłowi naftowemu brakuje inwestycji, a kraj jest pogrążony w recesji i hiperinflacji.

Innym przykładem wpływu słabego państwa prawa na gospodarkę jest Rosja, której wskaźnik praworządności jest od lat na niskim poziomie i wyniósł -0,71 w 2014 r. W. Putin uprzywilejowuje powiązanych z nim biznesmenów i represjonuje swoich krytyków, takich jak M. Chodorkowski, a także prowadzi agresywną politykę zagraniczną. Niski poziom państwa prawa skutkuje ogromną korupcją, złym klimatem dla inwestycji i brakiem uczciwej konkurencji, co przekłada się na niską produktywność i słabą gospodarkę. Koszt braku praworządności w Rosji w postaci recesji i wysokiej inflacji ujawnił się zwłaszcza po spadku cen surowców i sankcjach po agresji na Ukrainę.

Są jednak przykłady krajów wzmacniających państwo prawa, a jednym z nich jest Estonia. W latach 90. przeprowadzono tam reformy polegające na prywatyzacji, ochronie praw własności, zniesieniu korupcjogennej kontroli państwa nad firmami oraz otwarciu gospodarki na zagranicę [2]. Mała ingerencja państwa w gospodarkę i niezależne sądownictwo zapewniły Estonii wzrost wskaźnika praworządności z 0,47 w 1996 r. do 1,36 w 2014 r., co przyczyniło się do wysokiej stopy inwestycji i sukcesów gospodarczych.

W Polsce wskaźnik praworządności wzrósł w latach 1996­–2014 z poziomu 0,67 do 0,82. Jest to poziom niższy niż w Estonii, natomiast w skali świata lokuje Polskę wśród krajów o dość wysokim poziomie praworządności. Czy zatem czeka nas świetlana przyszłość w państwie prawa? Wydaje się, że nie, gdyż ważna jest tendencja, a ta charakteryzuje się lekceważeniem czy wręcz łamaniem prawa.

Ważny warunek państwa prawa, jakim jest przestrzeganie konstytucji był w ostatnim czasie naruszany. W 2013 r. koalicja PO-PSL [3] przekazała 51,5% aktywów OFE do ZUS bez wcześniejszego sprawdzenia konstytucyjności tej zmiany przez Trybunał Konstytucyjny, mimo że według wielu prawników była ona niekonstytucyjna. Skutkami tej decyzji są zastąpienie reform równoważących budżet krótkotrwałym poprawieniem sytuacji finansów publicznych poprzez ukrycie części długu, osłabienie giełdy i zaufania do państwa. W 2015 r. TK podjął jednak kontrowersyjną decyzję o uznaniu skoku na OFE za zgodny z konstytucją.

Jeśli niektóre wyroki Trybunału Konstytucyjnego były błędne, to należy zastanowić się nad tym, jak sprawić, żeby ta ważna instytucja państwa prawa skuteczniej broniła nas przed destrukcyjną samowolą polityków, a nie osłabiać jej znaczenie.  A właśnie do tego doszło po tym, jak niekonstytucyjny wybór dwóch sędziów TK za rządów PO-PSL został wykorzystany przez prezydenta A. Dudę do nieprzyjmowania przysięgi od trzech prawidłowo wybranych sędziów, a przez rządzącą partię PiS do przyjęcia nowej ustawy o TK i wybrania swoich sędziów. Paraliżująca TK ustawa została uznana przez TK za niekonstytucyjną, lecz wyrok wbrew prawu nie został opublikowany przez rząd PiS-u.

Konflikt wokół  Trybunału Konstytucyjnego przyczynił się do obniżenia ratingu Polski przez agencję S&P i zmiany perspektywy ratingu ze stabilnej na negatywną przez agencję Moody’s, co może zwiększyć koszty obsługi długu publicznego, a także zwiększył poziom niepewności w gospodarce wpływający na inwestorów, gdyż są obawy, że PiS będzie przyjmowało kolejne konstytucyjnie wątpliwe ustawy.

Psucie praworządności w Polsce pogarsza długoterminowe perspektywy finansów publicznych, rynku kapitałowego i atrakcyjności inwestycyjnej, a więc zmniejsza szanse na szybki wzrost i dogonienie Zachodu. Politycy zaprzeczający wpływowi kryzysu konstytucyjnego na gospodarkę zdają się zaklinać rzeczywistość.

Jak pokazują poniższe wykresy obrazujące omawiane przykłady i badania empiryczne [4], im wyższy poziom państwa prawa, tym wyższy poziom rozwoju gospodarczego. W latach 1996–2014, wzmacniająca praworządność Estonia zwiększyła PKB per capita o 125%, a osłabiająca ją Wenezuela tylko o 12%. Wzrost Polski i Rosji wyniósł podobnie ponad 100%, ale w Rosji brak praworządności skutkuje dopiero w ostatnim czasie znacznym spadkiem PKB.

Bez wysokiego poziomu praworządności nie ma warunków do zwiększania stopy inwestycji i produktywności, od których zależy szybki i trwały wzrost gospodarczy, czyli poprawa poziomu życia społeczeństwa. Ekonomiści już to wiedzą, teraz czas, aby populistyczni i mający autorytarne zapędy politycy to zrozumieli.

Źródło: Opracowanie własne na podstawie Worldwide Governance Indicators

Źródło : Opracowanie własne na podstawie World Development Indicators

Praca ta zajęła drugie miejsce podczas konkursu w ramach Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza.


[1] Wskaźnik przyjmuje wartości od -2,5 do 2,5, im wyższa jego wartość, tym wyższy postrzegany poziom praworządności. Jest on jednym ze wskaźników wchodzących w skład projektu The Worldwide Governance Indicators. Nie jest on oczywiście dokładną miarą praworządności i jego porównania w czasie należy traktować ostrożnie, jednak uwzględnienie marginesu błędu potwierdza ogólny poziom i tendencje zmian praworządności w opisywanych państwach. https://info.worldbank.org/governance/wgi/index.aspx#home

[2] P. Cwalina, Skąd wzięły się różnice we wzroście gospodarczym między Estonią a Słowenią [w] L. Balcerowicz, A. Rzońca, Zagadki wzrostu gospodarczego: siły napędowe i kryzysy ­– analiza porównawcza, Warszawa 2010; https://mises.pl/blog/2014/10/29/laar-estonski-cud-gospodarczy/

[3] PiS, ówczesna największa partia opozycyjna, co prawda, głosowało przeciw tej ustawie, jednak nie z powodu chęci obrony OFE, a raczej ze względu na niechęć do głosowania razem z PO-PSL. PiS otwarcie opowiadało się za likwidacją OFE. https://www.kongres.pis.org.pl/aktualnosci/pis-na-kongresie-ofe-jak-najszybciej-do-likwidacji.27/

[4] Zob. R. Barro, Democracy, Law and Order, and Economic Growth [w] 2013 Index of Economic Freedom, s. 41-56, https://www.heritage.org/index/pdf/2013/book/index_2013.pdf

Share

Artykuł Państwo prawa a wzrost gospodarczy pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/panstwo-prawa-a-wzrost-gospodarczy/feed/ 0
Węgrzy muszą się zjednoczyć, aby obronić demokrację https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wegrzy-musza-sie-zjednoczyc-aby-obronic-demokracje/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wegrzy-musza-sie-zjednoczyc-aby-obronic-demokracje/#respond Fri, 15 Apr 2016 08:24:41 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3428 Autorami tekstu są Máté Hajba i Patrick Hannaford. Tłumaczył Jędrzej Adryan. Tekst został opublikowany w języku angielskim na portalu CapX. Pod koniec lutego, w cichy wtorkowy poranek, grupa bandytów zajęła węgierskie Narodowe Biuro Wyborcze. Zebrali się tam, aby zatrzymać członków partii opozycyjnej przed złożeniem wniosku o referendum. Takie zdarzenia na Węgrzech nie wróżą niczego dobrego. […]

Artykuł Węgrzy muszą się zjednoczyć, aby obronić demokrację pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorami tekstu są Máté Hajba i Patrick Hannaford. Tłumaczył Jędrzej Adryan. Tekst został opublikowany w języku angielskim na portalu CapX.

źródło: EPP

Pod koniec lutego, w cichy wtorkowy poranek, grupa bandytów zajęła węgierskie Narodowe Biuro Wyborcze. Zebrali się tam, aby zatrzymać członków partii opozycyjnej przed złożeniem wniosku o referendum. Takie zdarzenia na Węgrzech nie wróżą niczego dobrego. Pokazują one rosnące wpływy skrajnej prawicy, która otwarcie czci nazistowskie reżimy z czasów II wojny światowej. Co więcej, chuligani ci nie byli związani z neofaszystowską partią Jobbik, ale występowali w imieniu rządzącej partii Fidesz, która coraz częściej stosuje autorytarne metody działania.

Jest to poważne zagrożenie dla węgierskiej demokracji, a jeśli naród węgierski nie zjednoczy się przeciwko tym ruchom, to demokracja może zniknąć na dobre.

Powszechnie wiadomo, że Fidesz sprzeciwia się zachodniemu stylowi demokracji, który cechują rządy prawa, system kontroli (z ang. checks and balances), równowaga między instytucjami oraz prawa obywatelskie. W 2014 roku, premier Viktor Orbán otwarcie ogłosił swój plan włączenia Węgier do kręgu „demokracji nieliberalnych”, czyli systemów znanych z takich krajów jak Rosja, Turcja czy Chiny. Ta deklaracja sprawiła, że senator Johna McCain opisał premiera Orbána jako „neo-faszystowskiego dyktatora”.

Orbán i cała partia Fidesz mozolnie realizują ten plan od czasu objęcia rządów w 2010 roku. Dopuścili się naruszenia prawa wyborczego, manipulując przy wytyczaniu granic okręgów wyborczych w celu uzyskania korzystnego wyniku i zachowania większości dwóch trzecich głosów w roku 2014. Władza Fideszu jest silnie scentralizowana dzięki stworzeniu nowej biurokracji rządowej i nacjonalizacji niektórych prywatnych przedsiębiorstw. Co gorsza, Fidesz dopuścił się ograniczenia roli Trybunału Konstytucyjnego, w efekcie czego, żaden organ nie może powstrzymać szaleńczych poczynań rządu.

Już takie podejście powoduje problemy.

Tysiące studentów i nauczycieli protestuje przeciwko nowemu krajowemu programowi nauczania, który został wprowadzony do szkół pod kontrolą scentralizowanej agencji rządowej, eliminując ich autonomię i pozostawiając szkoły bez dostaw podstawowych zapasów długopisów czy papieru. System opieki zdrowotnej w kraju się rozpada. Szpitale są w złym stanie, a pacjenci są bardziej narażeni na śmierć z powodu infekcji w szpitalu, aniżeli w wypadku samochodowym. Korupcja zaś zakorzeniła się tak bardzo, że nawet środki UE przeznaczone na walkę z korupcją zostało przywłaszczone.

Fidesz jest nadal najbardziej popularną partią, ale proponowane przez nią przepisy spotykają się z coraz większym oporem społeczeństwa. Na przykład plany opodatkowania Internetu zostały przez Fidesz porzucone po kilkudziesięciotysięcznych protestach ulicznych.

Opór ten nie zmienia jednak ogólnego podejścia rządu. Nadal chce on karać prywatnych przedsiębiorców, proponując wprowadzenie zakazu działalności Ubera i zmuszając do zamykania sklepów w niedzielę.

To właśnie w związku z zakazem handlu w niedzielę doszło do ostatniego incydentu z udziałem bandytów w Narodowym Biurze Wyborczym.

Sprzeciwiająca się zakazowi, rozdrobniona opozycja, wezwała do przeprowadzenia referendum. Jednakże, gdy przedstawiciele Węgierskiej Partii Socjalistycznej, największej węgierskiej partii lewicowej, udali się do Narodowego Biura Wyborczego, aby złożyć wniosek referendalny, zostali powstrzymani przez bandę zbirów.

Bandyci znaleźli się tam, aby zapewnić, że referendum zostanie rozpisane przez lojalny rządowi Fidesz – w tym przypadku, żonę miejscowego burmistrza – a nie członków opozycji. Umożliwiło to Fidesz’owi odzyskanie kontroli nad procesem referendalnym, a nawet pozwala im na wycofanie się z referendum w momencie, który uznają za stosowny. Zgodnie z węgierskim prawem pierwsza osoba, która złoży wniosek o referendum, może decydować o jego dalszym losie.

Obecna lewicowa opozycja nie jest w stanie skuteczne przeciwstawić się takim działaniom. Jest zajęta wewnętrznymi konfliktami i często nękana przez niekompetencję. Partie opozycyjne po prawej stronie sceny politycznej są jeszcze gorsze.

Skrajnie prawicowa partia Jobbik, obecnie druga w sondażach, znana jest z rasizmu i antysemityzmu swoich członków. W 2012 roku jeden z liderów Jobbiku, Márton Gyöngyösi, wezwał do utworzenia listy Żydów, ponieważ stanowią oni „zagrożenie bezpieczeństwa narodowego”. Jak na ironię, Gyöngyösi nie był tak zaniepokojony zagrożeniem bezpieczeństwa narodowego stwarzanego przez własnego eurodeputowanego (należącą do partii Jobbik) Béla Kovács, który jest oskarżany o bycie rosyjskim szpiegiem.

Ten zbiór niezorganizowanych oraz ekstremistycznych ugrupowań opozycyjnych pozwala partii Fidesz rządzić w sposób nieskrępowany. Na skutek tego węgierska demokracja umiera.

Węgry potrzebują realnej opozycji, która może zjednoczyć wszystkich zwolenników liberalnej demokracji. Rozsądne partie po lewej i prawej strony sceny politycznej muszą odłożyć na bok dzielące ich różnice i zjednoczyć się, aby przeciwstawić się pełzającemu autorytaryzmowi partii Fidesz oraz bezwzględnym faszystom ze skrajnej prawicy.

Nie ma innej alternatywny. Fidesz proponuje zmiany konstytucji już po raz szósty, przyznając sobie specjalne uprawnienia w przypadku zagrożenia terrorystycznego, które jednak nigdzie nie zostało zdefiniowane. Oznaczać to będzie dodatkową rządową kontrolę nad mediami, wprowadzenie rozległych uprawnień do nadzoru Internetu oraz możliwość zakazywania demonstracji publicznych.

Tylko nowa centrowa partia, skupiająca wszystkie partie, które sprzyjają demokracji zachodniego typu, może powstrzymać działania Fideszu. Węgrzy muszą stawić opór rosnącemu autorytaryzmowi, albo grozi im całkowita utrata demokracji.

Máté Hajba jest dyrektorem węgierskiego think tanku Free Market Foundation. Patrick Hannaford jest redaktorem Young Voices i australijskim pisarzem zamieszkałym w Waszyngtonie D.C.

Share

Artykuł Węgrzy muszą się zjednoczyć, aby obronić demokrację pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wegrzy-musza-sie-zjednoczyc-aby-obronic-demokracje/feed/ 0
PiS naśladuje najgorsze rozwiązania Orbana https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pis-nasladuje-najgorsze-rozwiazania-orbana/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pis-nasladuje-najgorsze-rozwiazania-orbana/#respond Fri, 04 Mar 2016 12:24:13 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3338 Wróciłem z Wegier. Na podstawie wielu rozmów mam następujące obserwacje. Orban i jego partia – Fidesz, wprowadzili na Węgrzech system znany wcześniej z quasi- lub pseudodemokratycznych reżimów, takich np. jak Argentyna od czasów Perona, czy Grecja od lat 80, czyli od czasów Papandreou. Orban nic więc nowego nie wymyślił. Pewne elementy nowości można zauważyć w […]

Artykuł PiS naśladuje najgorsze rozwiązania Orbana pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Wróciłem z Wegier. Na podstawie wielu rozmów mam następujące obserwacje. Orban i jego partia – Fidesz, wprowadzili na Węgrzech system znany wcześniej z quasi- lub pseudodemokratycznych reżimów, takich np. jak Argentyna od czasów Perona, czy Grecja od lat 80, czyli od czasów Papandreou. Orban nic więc nowego nie wymyślił. Pewne elementy nowości można zauważyć w propagandzie Fideszu: epatowanie ludzi ideą „Wielkich Węgier”, ataki na Unię Europejską w odpowiedzi na krytykę z jej strony, niechęć do Stanów Zjednoczonych z podobnego powodu, ataki na „obcy” kapitał, zbliżenie do Putina na zasadzie antyzachodnich fobii i głoszenia „tradycyjnych wartości”. Ale i tu można znaleźć analogie.

Sam model, jaki Orban wprowadził, ma trzy elementy:

1) Opanowanie wszystkich głównych struktur państwa przez jego partię, czyli likwidacja tego, co jest charakterystyczne dla demokracji zachodniego typu: oddzielenia wszystkich partii politycznych od aparatu państwa. Orban poszedł w kierunku partii-państwa, podobnie jak wspomniana Argentyna, czy Grecja. Model partii-państwa – w skrajnej postaci – opracował i wprowadził w życie Lenin, a następnie Mussolini i Hitler. Opanowanie państwa przez jedną partię pozwala na ograniczenie, czy wręcz likwidację konkurencji w polityce, czyli demokracji i to na dwa sposoby:

-przez rozdzielanie pieniędzy, posad, zamówień itp., by utrzymać zwolenników i pozyskiwać nowych (polityczny klientelizm);
-przez używanie represyjnej części aparatu państwowego (np. prokuratury, czy rozmaitych inspekcji), by utrudniać organizowanie się opozycji i zastraszać oponentów).

W tej dziedzinie PiS wyraźnie usiłuje pójść w ślady Orbana.

2) Opanowanie publicznych mediów w celu uprawiania partyjnej propagandy oraz organizowanie przez odpowiednich biznesmenów – przyjaznych Fideszowi – mediów prywatnych.

PiS zrealizował pierwszą część tej strategii

3) Rozszerzony i – z natury – selektywny interwencjonizm – uprawiany przez rządzących polityków i podległych im urzędników. W przypadku Orbana interwencjonizm wyraża się m.in. poprzez nakładanie selektywnych podatków (od banków, supermarketów), przy jednoczesnym wmawianiu ludziom, że zapłaci za nie niedobry, „obcy” kapitał.

Ale – w odróżnieniu od naszego PiSu – Orban wprowadził też korzystne dla gospodarki kroki, m.in.: wyraźnie obniżył deficyt budżetu, z PITu zrobił podatek płaski (z jedną stawką), podwyższył wiek emerytalny i spowodował, że ludzie, którzy wcześniej przeszli na wcześniejsze emerytury zaczęli poszukiwać pracy.

Jak widać PiS naśladuje najgorsze elementy Planu Orbana.

Są też inne ważne różnice między Węgrami, a Polską:

– Zwycięstwo wyborcze Orbana w 2010 roku było przytłaczające i dało mu większość konstytucyjną. PiS ma natomiast niewielką większość w Sejmie, której na dodatek by nie osiągnął, gdyby Zjednoczonej Lewicy i Partii Korwin nie zabrakło niedużej liczby głosów.
– Opozycja w Polsce jest o wiele silniejsza, niż na Węgrzech.
– Węgry nie mają swojego KOD-u – zorganizowanego ruchu obywatelskiego, który broni w Polsce państwa prawa.

Te różnice na korzyść Polski nie powinny oczywiście demobilizować zwolenników państwa prawa, demokracji i wolnej gospodarki. Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki.

Share

Artykuł PiS naśladuje najgorsze rozwiązania Orbana pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pis-nasladuje-najgorsze-rozwiazania-orbana/feed/ 0