Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
liberalizm – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Nieudane polityki państwa i rozwój dzięki wolności [ŚWIAT WOLNOŚCI] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nieudane-polityki-panstwa-i-rozwoj-dzieki-wolnosci-swiat-wolnosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nieudane-polityki-panstwa-i-rozwoj-dzieki-wolnosci-swiat-wolnosci/#respond Mon, 24 Jun 2019 09:44:49 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6082 W ramach kolejnego odcinka „Świata Wolności” skupiam się na wydarzeniach, o których było głośno w świecie wolnościowych organizacji pozarządowych, przede wszystkim w kwietniu. Konferencje, indeksy, przydatne narzędzia online, sukcesy legislacyjne czy ciekawe analizy to tylko niektóre z wydarzeń, na które warto zwrócić uwagę. Skoro udaje się w innych krajach, to dlaczego ma nie udać się […]

Artykuł Nieudane polityki państwa i rozwój dzięki wolności [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Liberty by Nick Youngson CC BY-SA 3.0 Alpha Stock Images

W ramach kolejnego odcinka „Świata Wolności” skupiam się na wydarzeniach, o których było głośno w świecie wolnościowych organizacji pozarządowych, przede wszystkim w kwietniu. Konferencje, indeksy, przydatne narzędzia online, sukcesy legislacyjne czy ciekawe analizy to tylko niektóre z wydarzeń, na które warto zwrócić uwagę. Skoro udaje się w innych krajach, to dlaczego ma nie udać się w Polsce? „Świat Wolności” to nie tylko źródło informacji, ale przede wszystkich zachęta do obywatelskiej aktywności, wspierania organizacji wolnościowych i włączania się w ich pracę.

Poprawne zrozumienie wydarzeń z przeszłości ma znaczenie dla podejmowania lepszych decyzji w przyszłości. Stąd wiele organizacji przypomina o tym, co było, by skutecznej walczyć o lepsze polityki teraz. Turecka Freedom Research Association opublikowała film, w którym pokazuje, jak zła polityka państwa, a nie kapitalizm, przyczyniły się do kryzysu w tym kraju w latach 80-tych. W pierwszym tygodniu nagranie dotarło do 650 tys. odbiorców. Z kolei wenezuelski think-tank CEDICE zaprezentował raport, który pokazuje, jak interwencjonizm państwa, szczególnie od 1998 r. pogorszył sytuację sektora paliwowego w Wenezueli. Rozwiązaniem problemów, takich jak nieefektywność i brak niezbędnych inwestycji, jest odpolitycznienie sektora, czyli prywatyzacja i odejście od państwowego monopolu.

Jednym z popularnych tematów wielu wydarzeń w ostatnich latach jest zjawisko populizmu. Tego dotyczył panel, w którym miałem przyjemność wystąpić podczas Europe Liberty Forum w Atenach. Tematyce tej była też poświęcona konferencja włoskiego Instituto Bruno Leoni, z udziałem takich gości jak Deidre McCloskey, Jacques de Larosiere, Otmar Issing czy Leszek Balcerowicz. Inne ciekawe wydarzenie, na które warto zwrócić uwagę to konferencja LibertyCon w Serbii, którą organizują European Students for Liberty. Wśród inspirujących gości pojawili się m.in. Tom G. Palmer, Terry Kibbe, Matt Kibbe i Nassim Nicholas Taleb.

Zwiększanie wiedzy wyborców na temat poziomu wydatków publicznych i podatków jest jednym z ważnych zadań organizacji wolnościowych. FOR robi to za pomocą „Rachunku od Państwa” i kalkulatora podatkowego SprawdzPodatki.pl. Kalkulator podatkowy, dzięki Asociación de Contribuyentes del Peru, uruchomiono ostatnio także w Peru. Lepszej wiedzy na temat działalności państwa służy też jawność sektora publicznego. Dlatego takie organizacje jak np. México Evalúa zajmują się sprawą i monitorują sytuację m.in. w państwowych firmach energetycznych.

Edukacja osób młodych to ważny filar działalności Lithuanian Free Market Institute (LFMI). Organizacja ta już po raz drugi przeprowadziła ogólnokrajowy test wiedzy ekonomicznej. To szansa nie tylko na ocenę kompetencji ekonomicznych młodych ludzi, ale też do zainteresowania ich pogłębianiem wiedzy na temat gospodarki. Takie osoby wyrosną w końcu na bardziej świadomych wyborców. Co ciekawe, państwo nie odcina się od tego testu i promowanej przez LFMI wiedzy, a zwycięzcy zostaną zaproszeni do Ministerstwa Edukacji, Nauki i Sportu na ceremonię wręczenia nagród.

W niektórych częściach świata wolnościowe organizacje walczą o rzeczy fundamentalne dla codziennego funkcjonowania, takie jak dostęp do prądu. Przykładowo, Lebanese Institute for Market Studies pracuje na rzecz otwarcia rynku energii dla prywatnych podmiotów i skończenia z nieefektywnymi subsydiami, aby poprawić jakość systemu energetycznego oraz ułatwić trwały i pewny dostęp do energii elektrycznej w tym kraju.

Z kolei inne organizacje wolnościowe działają aktywnie w obszarze ochrony środowiska. Warto zwrócić uwagę m.in. na amerykańskie Property and Environment Research Center ze stanu Montana. Organizacja ta zaproponowała rozwiązanie problemu zbyt dużej populacji dzikich koni i osłów poprzez specjalny system adopcji, który łączy zapewnienie zwierzętom dobrej opieki z oszczędnościami dla podatników, wynikającymi z niższych kosztów zajmowania się przez państwo zwierzętami.

W Polsce obserwujemy problemy związane z zakazem handlu ziemią, który krytycznie ocenia FOR. Na Ukrainie także wiele środowisk prowadzi walkę ze szkodliwym zakazem handlowania ziemią. Walka prowadzona jest zarówno na froncie legislacyjnym, jak i sądowym (na poziomie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka), dzięki pracy m.in. grupy EasyBusiness z Kijowa, a na skutek wyroku ETPCz pojawiła się szansa na odejście od zakazu i zwiększenie ochrony praw własności właścicieli ziemi, którzy będą w końcu mogli nią swobodnie dysponować.

Sukcesem, o którym warto wspomnieć jest też zablokowany, m.in. dzięki staraniom New Zealand Taxpayers Union i prowadzonej przez nich kampanii, rządowy plan wprowadzenia nowego podatku od dochodów kapitałowych w Nowej Zelandii. Przeważyły przedstawione przez autorów kampanii negatywne skutki tego typu dodatkowego obciążenia m.in. dla małych przedsiębiorców.

Wolność gospodarcza oznacza większe możliwości, a te można realizować na przykład prowadząc własną działalność. Stąd ważna rola ułatwień przy zakładaniu własnej firmy, do czego przysłuży się projekt „Moja firma w sieci” (z hiszp. Mi Empresa en Línea) realizowany z coraz większymi sukcesami przez Fundación Eléutera. Aby stopniowo poprawiać swoją sytuację materialną ważna jest również skuteczna ochrona praw własności i egzekwowania umów przez sprawne i niezależne sądy. Na tym polu działania w Ghanie prowadzi IMANI Center for Policy and Education, które zaproponowało szereg zmian usprawniających działania wymiaru sprawiedliwości.

Choć Portoryko odstaje poziomem wolności gospodarczej od wielu krajów na świecie to wewnątrz tego terytorium sytuacja jest zróżnicowana. Centro para Renovación Económica, Crecimiento y Excelencia korzystając ze specjalnego indeksu pokazało, że obszary mające wyższy poziom wolności gospodarczej doświadczają też wyższego poziomu życia.

W ostatnich miesiącach na stronie Atlas Network ukazało się też kilka wartościowych tekstów. Casey Pifer zajęła się problemem nieskuteczności działań pomocowych, które są często oderwane od lokalnej wiedzy i mogą prowadzić do trwałego uzależnienia od zewnętrznego wsparcia, zamiast tworzyć bodźce do samodzielnego wychodzenia z ubóstwa. Warto też sięgnąć po relację z Argentyny, z której dowiemy się, jak starania Libertad y Progreso, aby obniżono cła na komputery, zwiększają szanse edukacyjne młodych mieszkańców tego kraju. Z kolei z artykułu Lyalla Swima możemy dowiedzieć się, w jaki sposób przekształcić idee w realne polityki i jakie narzędzia są do tego niezbędne. Autor zwraca uwagę m.in. na rolę docierania do nieprzekonanych, poprawny pomiar skali sukcesu, kreowanie odpowiedniego przekazu przez właściwych liderów czy rolę mobilizacji wokół idei.

Share

Artykuł Nieudane polityki państwa i rozwój dzięki wolności [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nieudane-polityki-panstwa-i-rozwoj-dzieki-wolnosci-swiat-wolnosci/feed/ 0
Nie rozumiem państwa! https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nie-rozumiem-panstwa/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nie-rozumiem-panstwa/#respond Mon, 10 Dec 2018 12:55:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5996 Słów kilka o państwowym – najtrudniejszym języku obcym Rok 2015. Podchodząc do samochodu widzę kawałek folii, a w niej papierek. Nie, nie jest to znana wszystkim bywalcom Śródmieścia reklama pewnych przybytków. Zamiast Fantazyjnej Samanty na folii widnieje warszawska Syrenka, więc zaciekawiony oficjalnością łapczywie otwieram folię i zaczynam czytać: „Mandat Karny”, czyli jednak nic dobrego. Dalej: „Na […]

Artykuł Nie rozumiem państwa! pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Słów kilka o państwowym – najtrudniejszym języku obcym

Rok 2015. Podchodząc do samochodu widzę kawałek folii, a w niej papierek. Nie, nie jest to znana wszystkim bywalcom Śródmieścia reklama pewnych przybytków. Zamiast Fantazyjnej Samanty na folii widnieje warszawska Syrenka, więc zaciekawiony oficjalnością łapczywie otwieram folię i zaczynam czytać: „Mandat Karny”, czyli jednak nic dobrego. Dalej: „Na podstawie art. 95 §1 i art 96 § 1 ustawy z dnia 24.08.01 r. – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczeniu (Dz. U. Nr 106, poz. 1148) nałożono mandat …” – dalej nie pamiętam, bo zawsze przysypiam, gdy widzę coś napisanego w państwowym. Obudziła mnie dopiero turpistyczna kaligrafia trochę niżej; odszyfrowując napisane kurzym pazurem zdanie, zrozumiałem mniej więcej tyle, że źle zaparkowałem.

Rok 2018. Podchodząc do samochodu tym razem nie widzę żadnej folii, pakuję skrzynkę śliwek kupionych w Hali Mirowskiej do bagażnika, wyrzucam niezafoliowaną ulotkę z nie-syrenką i wracam do domu. Kilka dni później przychodzi do mnie list z mandatem. Znowu źle zaparkowałem. Skąd brak folii z Syrenką? Otóż Straż Miejska zauważyła, że i tak prawie wszyscy czekali na list, bo sam papierek w folii nie miał mocy prawnej. Państwo stwierdziło więc, że jest XXI wiek, trzeba się komputeryzować i zrezygnowano z papierków. Tym samym też z jakiegokolwiek natychmiastowego komunikatu, nawet trudno zrozumiałego.

No właśnie, komunikacja i refleksja. Nawet gdyby był komunikat, to trudno mówić o komunikacji umożliwiającej refleksję. Trudno przyjąć proste „Zostaw półtora metra dla pieszych!” z niezrozumiałych państwowych hieroglifów, którymi są ciągi artykułów, punktów, liter i tiretów. Jeszcze trudniejsze, gdy komunikowane jest jedno, a konsekwencje są całkiem inne. Ucząc się na prawko, wszyscy się nauczyliśmy, że nie wolno tak lub inaczej parkować. Potem wjeżdżamy w miasto i widzimy jedną zbrodnię parkingową za drugą. Do tego jednak dość rzadko i tylko niektórzy dostają mandaty. To wszystko sprawia, że pierwszą naturalną myślą jest:

„Znowu miałem niefarta! Dobrze, że tylko 50zł”

zamiast

„Parkując tak blisko pasów wprowadzam poważne zagrożenie, bo ograniczam widoczność”

Mandaty pokazują szersze zjawisko. Dotyczy ono zakładania spółek, oficjalnego zapraszania gości objętym wizowym reżimem, handlu kryptowalutami, tego, jak działa recycling w mojej gminie i chyba wszystkim innym co oficjalne. Powiedzmy, że chcę zrozumieć ostatni komunikat w sprawie kryptowalut, bo chciałbym się dowiedzieć, czy i jak odprowadzać podatki. Poza hieroglifami właściwego komunikatu, z których z wielkim trudem wyrozumuję, że podatek może być wielokrotnością zysku i wymagać tysięcy stron dokumentacji. Chwilę potem dowiem się w wywiadzie, że “jeśli możemy się rozliczyć, jest to realne i możliwe, to powinniśmy to rozliczyć” w wywiadzie z wiceministrem finansów Pawłem Cybulskim. Potem natrafię na dziesiątki prywatnych blogów i forów, na których z hermeneutycznym natchnieniem wyinterpretowuje się sprzeczne ze sobą wnioski. A w wyborze ryzykuję ja, nie państwo.

Ta niezrozumiałość nie wynika z trudności przedmiotu czy z braku wykształcenia odbiorców. Wynika z nieludzkiego języka. Gdy mówię do kogoś chcę, żeby zrozumiał i często jest to nawet odwzajemnione. Autor prawniczych hieroglifów nie myśli o zrozumieniu, tylko o tym, by tekst był poprawny prawnie.

Czy można więc komunikować lepiej? Nie jest to żadna wielka filozofia – wystarczy komunikować i po ludzku, i po prawniczemu, zaznaczając, że ten pierwszy tekst nie ma mocy prawnej. Tak robi mój dostawca internetu w Polsce i tak robi Wielka Brytania jako państwo. Wielka Brytania jest bliska perfekcji w swojej komunikacji. Ma bardzo jasne wytyczne, którymi musi się kierować każdy, kto coś komunikuje w imieniu państwa. Poza wytycznymi są też liczne szkolenia dla autorów państwowych komunikatów. Komunikaty (w tym mandaty!) w Wielkiej Brytanii są niesamowicie klarowne. Same wytyczne zaskoczyły mnie tym, jak nisko można postawić barierę zrozumienia. Tu niektóre w wytycznych dla autorów tekstów publikowanej na rządowej stronie GOV.UK:

  • Nie używaj żargonu.
  • Gdy termin specjalistyczny ułatwi zrozumienie tekstu, np. bona vacantia, zawsze go wyjaśnij prostym językiem.
  • Czytelnikiem GOV.UK jest potencjalnie każdy mieszkaniec Wielkiej Brytanii, który potrzebuje informacji o swoim rządzie, ale też osoby za granicą, które sprowadzają podróże lub biznes.
  • Niektórzy mogą mieć trudność ze zrozumieniem znaku „&”. Nie możemy ich wykluczać.

Są też przykłady: “Niedawno zaimplementowana kategoryczna procedura standaryzacji o zużytym paliwie nie powinna być aplikowana przed 1 stycznia 2015 r.”, można zastąpić zdaniem: „Do 1 stycznia 2015 r. nie używaj nowych standardów dotyczących zużytego paliwa”.

Ponadto, w wyborze swoich wytycznych brytyjskie Ministerstwo Cyfryzacji powołuje się na najnowsze badania z kognitywistyki. Nic dziwnego więc, że ogólnorządowa strona GOV.UK w 2013 r. została zaszczycona nagrodą „Czarnego Ołówka” od prestiżowej fundacji D&AD.

Skoro nawet „&” jest uznany za wykluczający, to naprawdę można powiedzieć, że brytyjska odmiana państwowego nie jest językiem obcym. Teksty dla ekspertów też używają prostego języka, nawet gdy treść jest skomplikowana. System podatkowy – jak chyba wszędzie – nie jest łatwy i niekiedy trudno zrozumieć, który formularz dotyczy czego. Barierą jest jednak zawiłość sama w sobie, a nie przedstawienie czegoś prostego w zawiły sposób – jak to często bywa u nas.

Moje obserwacje nie są rewolucyjnym odkryciem, ale wskazują, że realne jest zmniejszenie bariery językowej wewnątrz kraju. obywatel zawsze będzie nieufny i zagubiony, jeśli prawo jest komunikowane klarownie („art. 95 §1 i art 96 § 1 ustawy z dnia …”) i samo nie stanowi komunikatu (brak papierka zamiast „nie parkuj zasłaniając pasy!”).

Mandat nigdy nie będzie śpiewał poezją mimo pięknej warszawskiej Syrenki. To przynajmniej niech będzie zrozumiały. Nikt nie urodził się z państwowym. Jest to dla nas wszystkich język obcy.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Nie rozumiem państwa! pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/nie-rozumiem-panstwa/feed/ 0
Żarówki i żar polaryzacji https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/#respond Fri, 16 Nov 2018 09:57:11 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5955 Polaryzacja polskiego społeczeństwa i związana z nią nieodparta pokusa używania narracyjnych „gotowców” sprawia, że wiele osób nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że osoba z „przeciwnej strony” też może czasem mieć rację. Może, ponieważ tak samo jak nikt nie jest wszechwiedzący, tak też nikt nie może mylić się w stu procentach. Nawiązuję tu […]

Artykuł Żarówki i żar polaryzacji pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zdjęcie: Pixabay

Polaryzacja polskiego społeczeństwa i związana z nią nieodparta pokusa używania narracyjnych „gotowców” sprawia, że wiele osób nie jest w stanie dopuścić do siebie myśli, że osoba z „przeciwnej strony” też może czasem mieć rację. Może, ponieważ tak samo jak nikt nie jest wszechwiedzący, tak też nikt nie może mylić się w stu procentach.

Nawiązuję tu oczywiście do reakcji na wygłoszone 23 października br. w Berlinie słowa Andrzeja Dudy na temat żarówek:

Mam poczucie, że my w ramach Unii Europejskiej mamy niedosyt demokracji. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego Unia Europejska zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo Unia Europejska zakazała. To są problemy, nad którymi zastanawiają się ludzie. Nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jedna z przyczyn Brexitu.

Niektóre osoby, które identyfikują się jako liberalna opozycja wobec rządów PiS, błyskawicznie potraktowały wypowiedź Dudy jako śmieszne i zarazem bezsensowne słowa. Osoby te, mimo deklarowanego liberalizmu, zachowały się tak, jakby bezwzględnie akceptowalne i godne pochwały miało być to, że instytucje państwowe lub ponadnarodowe zakazują obywatelom nabywania czy sprzedawania jakiegoś przedmiotu codziennego użytku, a krytykowanie takiego zakazu oznacza rzekomo bycie zacofanym. „Oświecony Duda”, „Światłość narodu” – głosiły ironiczne memy i artykuły. Zapadł mi w pamięć udostępniony przez znajomą osobę rysunek przedstawiający mapę Polski, gdzie część kraju na zachód od Wisły – w domyśle: Polska nowoczesna, liberalna – oznaczona jest symbolem żarówki energooszczędnej, a wschodnia część kraju – w domyśle: zacofana, przeciwna wolności osobistej – symbolizowana jest przez żarówkę tradycyjną. „Trzeba potrafić mniej mówić” – tak lider PO Grzegorz Schetyna skomentował zwrócenie przez Dudę uwagi na unijny zakaz handlu żarówkami tradycyjnymi.

Satyryk Krzysztof Daukszewicz opublikował wiersz o energooszczędnej żarówce, która chce stać się „normalna”: „Szlocha żarówka do żarówki: (…) / Ja się już całkiem pogubiłam! / Po co mnie Unia wykręciła!? / Odchodzę stąd i zgasnąć idę. / Chcę być normalna jak prezydent. / Termometr nagle się odezwał: / – Ja też mam chęć na starą rtęć”. Sęk w tym, że rtęć – w przeciwieństwie do żarówki tradycyjnej – znajduje się również w „nakazanej” przez UE żarówce energooszczędnej, dlatego nie należy jej wyrzucać do zwykłego śmietnika, a po jej rozbiciu się należy wietrzyć mieszkanie przez pół godziny. Ten „szczegół” znika jednak w polaryzacyjnym nakazie salwy śmiechu z nielubianego polityka. „Cała Europa śmieje się do dziś z polskiego prezydenta z powodu jego wypowiedzi na temat żarówek” – można przeczytać na portalu Koduj24. „[Andrzej Duda] przebił na trzy długości wcześniejsze kompromitacje dywagacjami na temat żarówek. (…) Nasi kabareciarze są bez szans, aby wygenerować z siebie coś bardziej kuriozalnego i śmiesznego” – pisze redaktor podobnego opozycyjnego portalu „Skwer Wolności”. I z akceptacją dla antyliberalnego paternalizmu, którego krytyka ustępuje przed możliwością zakpienia z Dudy, redaktor ten, podpisany jako Zbyszek Wolski, dodaje: „A tymczasem Europarlament przegłosował kolejny zakaz: wkrótce nastąpi koniec plastikowych sztućców i patyczków higienicznych. Ja spodziewam się kolejnego wyskoku Andrzeja, a Wy?”.

Gdyby u tych deklaratywnych zwolenników liberalizmu faktycznie przeważała chęć obrony wolności jednostki przed demontażem, a nie jedynie pragnienie przyjemnego pływania w kisielu polaryzacyjnej narracji, osoby te uznałyby, że tak samo, jak należy bronić prawa jednostki do sprawiedliwego sądu przed dokonywanym m.in. przez Andrzeja Dudę uzależnieniem sądownictwa od PiS, tak też należy bronić wolności jednostki przed wyrażaną przez zarówno krajowe, jak i ponadnarodowe instytucje chęcią zakazu użytkowania pewnych towarów codziennego użytku (następne w kolejce są właśnie plastikowe sztućce i patyczki do uszu).

Być może niektórzy liberałowie za bardzo przejęli częsty w myśli konserwatywnej, w tym u autorów związanych z PiS (np. Ryszarda Legutki czy autorów ze środowiska Teologii Politycznej), podział – a wręcz antagonizm – między wygodnym życiem jednostki oraz „wielkimi sprawami”, które wymagają od jednostki poświęcenia i niewygody. Dlatego właśnie w protestach przeciw zmianom w Sądzie Najwyższym czy Trybunale Konstytucyjnym chyba zbyt rzadko, w porównaniu z wielkimi słowami typu „obrona demokracji”, „obrona wolności”, pojawiają się odniesienia do tego, że przeprowadzane przez PiS zmiany mogą być szkodliwe w konkretnych sytuacjach, w jakich może znaleźć się obywatel, np. mogą prowadzić do niesłusznej konfiskaty mienia czy delegalizacji działalności jakichś partii czy stowarzyszeń. Uruchomienie wyobraźni pokazuje jednak, że ostatecznie idea wolności indywidualnej oraz związanego z tą wolnością – o czym pisał Alexis de Tocqueville – prawa do bycia traktowanym przez instytucje państwowe jak człowiek dorosły, a nie jak dziecko wymagające wychowania, sprowadza się najczęściej właśnie do przykładów codziennych, „przyziemnych”: jednostka ma prawo zdecydować, czy lepszy jest produkt zwykły, czy ekologiczny, i ocenić, czy jest on rzeczywiście „ekologiczny”, zamiast być przymuszaną do wyboru jednej z opcji; podobnie jak jednostka ma prawo do tego, że nie będzie stać na przegranej pozycji w sądowym sporze między nią a sympatykiem partii rządzącej. Dlatego, jak sądzę, obrona jednostki przed unijnym paternalizmem i obrona jednostki przez PiS-owskim obniżaniem szans na sprawiedliwy wyrok to sprawy, które na równi powinny angażować konsekwentnego liberała.

Czy osoby, które w reakcji na „żarówkową” wypowiedź prezydenta automatycznie zaniosły się śmiechem, zdawały sobie sprawę, że ich tok rozumowania – który można streścić następująco: „co ten Duda, przecież UE słusznie zakazała nam żarówek, bo są nieekologiczne!” – jest antyliberalną pochwałą państwowego paternalizmu? Być może nadarzająca się okazja do chóralnego wyśmiania nielubianego (i słusznie za wiele rzeczy krytykowanego) polityka zagłuszyła możliwość dostrzeżenia, że osoba śmiejąca się w tym przypadku zaprzecza własnemu (deklarowanemu) liberalizmowi… Mimo wszystko brak refleksji byłby mniej pesymistycznym wytłumaczeniem niż to, że ktoś może świadomie uznawać wyśmiewanie każdej wypowiedzi prezydenta za większy dowód obrony liberalizmu niż byłoby nim krytykowanie paternalizmu instytucji wobec jednostek.

Niezależnie od intencji prezydenta, nawiązująca do codzienności wypowiedź Andrzeja Dudy była – niestety, w obliczu chóralnego śmiechu częściowo zmarnowaną – szansą na podniesienie problemu coraz częstszego zniewalania unijnych obywateli w codziennych sprawach (na marginesie: taki sam problem zniewalania obywateli występuje w przypadku szykowanego przez PiS dnia wolnego w poniedziałek 12 listopada, tzn. także przymusowego dnia bez handlu). Na mocy dyrektywy z 2014 r. UE wprowadziła obowiązek wycofania papierosów mentolowych, a na mocy dyrektywy z 2006 r. w tym roku wszedł w życie zakaz oferowania klientom sklepów darmowych nylonowych torb na zakupy. Wprowadzony przez UE w 2013 r. obowiązek informowania przez autorów stron internetowych o plikach cookies – a oprócz tego od 2018 r., przy okazji RODO, o sposobach przetwarzania danych osobowych – sprawił, że okienka z klauzulami są zmorą wielu osób przeglądających strony internetowe na telefonie komórkowym; na niektórych stronach nie sposób skasować (nawet po kliknięciu „x”) upartego okienka, które zakrywa cały ekran telefonu. Ponadto słowa Andrzeja Dudy o żarówkach – choć być może prezydent nie był tego świadom – padły w przeddzień podjęcia przez Parlament Europejski decyzji o poparciu wprowadzenia do 2021 r. zakazu sprzedaży talerzy i sztućców plastikowych oraz patyczków higienicznych (zgodnie z unijnym procesem legislacyjnym, inicjatywa ta będzie wymagać akceptacji Rady UE, czyli rządów państw członkowskich). Owszem, można kontrargumentować, że plastikowe talerze nadal będą w sprzedaży, tylko że jako przedmioty „kolekcjonerskie” czy „specjalistyczne” – tak jak teraz dzieje się z żarówkami tradycyjnymi. Tyle że chodzi właśnie o to, aby zakup codziennych przedmiotów nie stawał się po kafkowsku procederem, by tak rzec, półlegalnym.

Oczywiście, można mówić, że wszystkie tego rodzaju dyrektywy – jak ta z 2009 roku o żarówkach – wymagają zgody rządów państw członkowskich, a zatem: Polska miała możliwość zaprotestowania przeciwko wszystkim wymienionym przykładom unijnego paternalizmu. Jakoś jednak wtedy nie było słychać obywatelskiego nacisku, aby takich rozwiązań nie wprowadzać. Być może gdyby było w państwach członkowskich i w instytucjach Unii Europejskiej więcej możliwości demokratycznego zaangażowania, obywatele mogliby chętniej śledzić procedowane akty prawne, a w sytuacji dostrzeżenia niebezpieczeństwa skrzyknąć się i zaprotestować – w tym np. wywrzeć wpływ na rządy – i dzięki temu akty prawne groźne dla swobody jednostki mogłyby zostać zablokowane. Ale w żarze polaryzacji „najlepiej” było po prostu wyśmiać powiązanie żarówek z deficytem demokracji, zamiast spojrzeć na problem z należytą powagą.


Komentarz Leszka Balcerowicza

Blog FOR zamieszcza wypowiedzi różnych autorów, odwołujących się do idei liberalizmu, nawet jeśli nie są one w pełni zgodne z merytoryczną linią FOR. Na tej zasadzie opublikowano powyżej tekst Anny Czepiel, która jest z FOR związana od jej gimnazjalnych lat. Aby jednak nie było nieporozumień co do merytorycznego stanowiska FOR w sprawie Unii Europejskiej, zamieszczam parę słów komentarza:

  1. Autorka mówi o „unijnym paternalizmie” opierając się na wybranych przykładach. Przykłady nie zastąpią dowodów dla generalnej tezy.
  2. Wedle mojej wiedzy najgorsze regulacje w krajach UE są produkcji krajowej, a nie unijnej. Dotyczy to z pewnością Polski, zwłaszcza pod rządami PiS. Koncentrowanie się na regulacjach unijnych, szczególnie bez ich całościowej analizy, grozi odwróceniem uwagi od najważniejszego problemu.
  3. Wbrew temu, o czym mowa w tekście, atak PiS na niezależność sądów ( a także prokuratury) jest o wiele gorszym naruszeniem liberalnych idei (idei rządów prawa), niż jakieś krępujące regulacje gospodarcze.
  4. Od prezydenta RP należy oczekiwać kierowania się racją stanu, tzn. umacniania pozycji Polski w UE, co jest kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju i o wiele ważniejsze, niż dla Wlk. Brytanii. W świetle tego faktu, skupianie się A. Dudy, na zakazach dotyczących żarówek jest rażące, zwłaszcza że podpisywał on o wiele gorsze ustawy.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Żarówki i żar polaryzacji pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/zarowki-i-zar-polaryzacji/feed/ 0
Organizacje wolnościowe zmieniają świat na lepsze [ŚWIAT WOLNOŚCI] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/organizacje-wolnosciowe-zmieniaja-swiat-na-lepsze-swiat-wolnosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/organizacje-wolnosciowe-zmieniaja-swiat-na-lepsze-swiat-wolnosci/#respond Thu, 18 Oct 2018 06:03:14 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5925 Jaka jest rola organizacji pozarządowych, w tym think tanków, które w swojej misji wpisane mają wsparcie i obronę klasycznie liberalnych wartości? Czym zajmują się setki organizacji, które działają w różnych krajach na rzecz szerokiego zakresu wolności gospodarczej i innych istotnych wolności osobistych? Jakie realne dobre zmiany i mierzalne sukcesy wynikają z tej działalności? Dlaczego warto […]

Artykuł Organizacje wolnościowe zmieniają świat na lepsze [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Jaka jest rola organizacji pozarządowych, w tym think tanków, które w swojej misji wpisane mają wsparcie i obronę klasycznie liberalnych wartości? Czym zajmują się setki organizacji, które działają w różnych krajach na rzecz szerokiego zakresu wolności gospodarczej i innych istotnych wolności osobistych? Jakie realne dobre zmiany i mierzalne sukcesy wynikają z tej działalności? Dlaczego warto na różne sposoby wspierać organizacje, które nie używając przemocy walczą o większą wolność jednostki, która stanowi źródło dobrobytu? Odpowiedzi na te i inne pytania dotyczące globalnej sceny wolnościowej znajdziecie w pierwszym i kolejnych odcinkach cyklu „Świat Wolności„. Zacznijmy od posumowania tegorocznego lata.

Wiele działań, które pojawią się w tym cyklu może stanowić dobrą lekcję i inspirację także dla organizacji w Polsce. Oczywiście nie każdy projekt da się z łatwością przenieść na polski grunt, ale dobrze jest wiedzieć co się sprawdziło i z jakich narzędzi korzystano. Skuteczne działania wymagają zasobów i dlatego warto wspierać takie organizacje jak Fundacja FOR.

Organizacje wolnościowe działają w różnych zakątkach świata. Dlatego podróż przez warte uwagi projekty zacząć możemy od Afryki.

W sierpniu w nigeryjskim mieście Lagos odbyło się Africa Liberty Forum, w którym wzięło udział ponad 100 osób z organizacji działających na rzecz obrony i wzmacniania wolności w Afryce. Tegoroczne tematy dotyczyły problemów z korupcją, nieskutecznych metod zagranicznej pomocy dla mieszkańców Afryki i sposobów na odblokowanie przedsiębiorczego potencjału na kontynencie. Forum było też okazją do organizacji szkolenia dla think tanków, aby skuteczniej realizowały swoje projekty i misje w krajach afrykańskich. Laureatem przyznawanej podczas Forum nagrody dla najlepszego projektu wolnościowego zostało Centre For Development and Enterprises Great Lakes z Burundi za edukację przyszłych przedsiębiorców i promowania reform, które mogłyby poprawić otoczenie dla działania biznesu w tym kraju. Projekt nosił nazwę „Birashoboka” czyli „to możliwe” w języku Kirundi.

Pozostając w Afryce warto wspomnieć jeszcze jeden projekt, który może mieć istotne znaczenie dla edukacji ekonomicznej na tym kontynencie. Atlas Network i africanliberty.org wydali podręcznik autorstwa George’a B.N. Ayittey’a pt. „Applied Economics for Africa”. Ta książka na poziomie uniwersyteckim, rekomendowana m.in. przez laureatów Nagrody Nobla Vernona Smitha i Thomasa Sargenta, ma szansę zainteresować ekonomią i ekonomicznym myśleniem studentów w Afryce.

Poza Africa Liberty Forum wydarzeniem, które miało miejsce w okresie wakacji, a które zawsze przeciąga wiele wolnościowych osób i organizacji (w tym roku ok. 2000 uczestników) było FreedomFest w Las Vegas. Jednym z ważnych tematów był wolnościowy „storytelling” czyli wykorzystanie inspirujących i poruszających opowieści do zwiększania więzi z odbiorcami. W USA odbyła się też kolejna edycja FEECon, w której wzięło udział ponad 700 uczestników, w tym wielu studentów, którzy w Atlancie mogli pogłębić swoją wiedzę i znaleźć inspiracje do skuteczniejszych działań na rzecz wolności.

Wolnościowe organizacje podejmują wiele działań na rzecz poprawy sytuacji osób o najniższych dochodach. Indonezyjska organizacje Center for Indonesian Policy Studies (CIPS), przy współpracy z popularnym YouTuberem podjęła temat przyczyn wysokich cen żywności, których źródłem są niepotrzebne ograniczenia w handlu. Większa otwartość Indonezji na wolny handel pozwoliłaby na poprawę sytuacji konsumentów, w tym osób najuboższych, które są przez szkodliwą politykę państwa zmuszane do zakupu droższej żywność.

Warto odnotować także sukces libańskiej organizacji  Lebanese Institute for Market Studies (LIMS), która działała na rzecz zakończenia monopolu państwa na rynku energii w tym kraju. W ramach niewydolnego państwowego systemu przerwy w dostawach to codzienność. Ograniczenie dotacji dla sektora państwowego i otwarcie rynku na podmioty prywatne daje szanse mieszkańcom Libanu na uzyskanie stabilnych źródeł energii elektrycznej. To także nowe możliwości dla lokalnych przedsiębiorców.

W Europie kolejny sukces odniosła organizacja Lithuanian Free Market Institute (LFMI), której działania przyczyniły się do obniżenia obciążeń podatkowych dla 1,3 miliona osób. Zdaniem LFMI najnowsze zmiany w systemie podatkowym i składkowym, upraszczające ten system i zmniejszające obciążenia przyczynią się do poprawy pozycji Litwy w rankingu Doing Business. Działania LFMI były realizowane w ramach projektu “LIFE” czyli Leveraging Indices for Free Enterprise Policy Reform, którego celem była realizacja reform poprawiających warunki dla działania przedsiębiorców, które będę także widoczne (mierzalne) w ramach popularnych indeksów.

W ramach projektu „LIFE” warto zwrócić uwagę też na inne przypadki skutecznych działań wolnościowych think tanków z rożnych miejsc na świecie. W Peru aktywność Contribuyentes por Respetoudalo przyczyniła się do poprawy ważnej dla rozwoju i konsumentów infrastruktury telekomunikacyjnej. W Indiach Centre for Civil Society (CCS) zaangażowało się w poprawę warunków dla przedsiębiorców, a jednym z najważniejszych sukcesów było zniesienie wymagań kapitałowych przy zakładaniu firmy.  Słowacka organizacja INESS w ramach projektu „Top 20” dąży do tego, by Słowacja znalazła się w grupie najlepszych 20 krajów w rankingu Doing Business i udało się jej wpłynąć na dobre zmiany w systemie podatkowych i zmniejszeniu obciążeń przy zakładaniu firm.

Ważnymi produktami różnych organizacji wolnościowych są indeksy, które ułatwiają analizy porównawcze, badania empiryczne i formułowanie rekomendacji dla polityki publicznej. Argentyńska organizacja Fundación Libertad opublikowała indeks porównujący warunki dla prowadzenia działalności gospodarczej w 23 argentyńskich prowincjach. Autorzy wzięli pod uwagę m.in. zakładanie przedsiębiorstwa, rejestrację nieruchomości czy kwestie polityki fiskalnej (obciążenia podatkowe i wydatki) w prowincjach. Z kolei szwedzki think tank Timbro opublikował Indeks Ekonomii Współdzielenia (Sharing Economy Index), o którym więcej można przeczytać w komunikacie FOR. W sierpniu ukazał się też Indeks Praw Własności (Property Rights Index), którego celem jest ocena ochrony praw własności w 125 krajach na świecie. Warto odnotować, że ocena Polski w najnowszej edycji rankingu uległa pogorszeniu ze względu na osłabianie przez partię rządzącą praworządności w naszym kraju, która ma znaczenie dla ochrony praw własności.

W lipcu i sierpniu Atlas Network opublikowała też kilka wartościowych artykułów i analiz. Roberto Salinas León w artykule „AMLO—Is Mexico Headed Back Toward The Road To Serfdom?” wyjaśnił co oznacza wybór Andrésa Manuela Lópeza Obradora na preyzdena Meksyku i jakie skutki dla wolności może mieć ten wybór. W innym artykule Matt Warner tłumaczy dlaczego obecność w wolnościowej sieci i możliwość porównania z innymi organizacji w sektorze organizacji non-profit jest ważna i może być substytutem zysku w sektorze przedsiębiorstw  – „Choosing A Bigger Pond: Why Nonprofit Leaders Need A Global Network”.

Większość informacji pochodzi ze strony Atlas Network, sieci zrzeszającej ponad 400 wolnościowych organizacji z całego świata, w tym Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Organizacje wolnościowe zmieniają świat na lepsze [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/organizacje-wolnosciowe-zmieniaja-swiat-na-lepsze-swiat-wolnosci/feed/ 0
Wolność słowa – subiektywizm, obiektywizm, demokracja https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wolnosc-slowa-subiektywizm-obiektywizm-demokracja/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wolnosc-slowa-subiektywizm-obiektywizm-demokracja/#respond Tue, 05 Sep 2017 08:10:05 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5369 Istnieje wiele rodzajów wolności opisywanych szeroko w dokumentach prawnych takich jak traktaty międzynarodowe czy konstytucje. Powoływanie się na wolność słowa jest w naszej zachodniej cywilizacji czymś oczywistym i powszechnym. Jednak podczas gdy jej obecność jest uniwersalnie chroniona prawnie, ideologicznie oraz często kulturowo różni się jej charakter, zakres oraz treść w zależności od społeczeństwa, którego ma […]

Artykuł Wolność słowa – subiektywizm, obiektywizm, demokracja pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: Jason Taellious / Flickr

Istnieje wiele rodzajów wolności opisywanych szeroko w dokumentach prawnych takich jak traktaty międzynarodowe czy konstytucje. Powoływanie się na wolność słowa jest w naszej zachodniej cywilizacji czymś oczywistym i powszechnym. Jednak podczas gdy jej obecność jest uniwersalnie chroniona prawnie, ideologicznie oraz często kulturowo różni się jej charakter, zakres oraz treść w zależności od społeczeństwa, którego ma dotyczyć. W Stanach Zjednoczonych istnieje niemal bezgranicznie. W Rosji formalnie. W Arabii Saudyjskiej nie istnieje praktycznie w ogóle. W Polsce natomiast jest sankcjonowana i ugruntowana przez trzy najważniejsze źródła – Artykuł 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka mówi, że “każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej” a niemal identyczne słowa zawarte są w Art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Polska Konstytucja w Art. 54 mówi także, że “każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”.

Czy zatem wolność słowa jest wolnością subiektywną? Jeśli nie, to od czego zależy? Jeśli tak, to dlaczego wspominana jest zarówno w uniwersalnych jak i narodowych czy lokalnych dokumentach prawnych? Oraz ostatecznie, jaka jest rola wolności wypowiedzi w państwie demokratycznym i demokratycznym społeczeństwie?

Odpowiedzi na pierwsze pytanie można udzielić poprzez obserwację, że obiektywizm wolności słowa kończy się na jego uniwersalizmie. Nad każdą osobą na świecie unoszą się niniejsze dwa słowa – “wolność wypowiedzi”. Jednak na tej etykiecie kończy się obiektywizm. Charakter, zakres oraz treść wolności słowa jest już całkowicie subiektywna, uzależniona od wewnętrznych norm społeczeństwa. Każde społeczeństwo posiada inne normy, takie jak klimat polityczny, prawo, religię, kulturę czy obyczajowość. Ciekawym jest także fakt, że pomimo subiektywizmu wolności wypowiedzi, jest ona prawie zawsze wewnętrznie szanowana przez społeczeństwo. Przedstawiciele skrajnie różnych od siebie krajów na pewno zgodzą się ze stwierdzeniem, że wolność słowa jest częścią ich norm społecznych. Ta obserwacja dowodzi też stwierdzeniu, że wolność wypowiedzi jest uniwersalna – niewielu jest przeciwników jej istnienia a ewentualne starcia mogą dotyczyć jedynie treści.(1)

Nieodłączny subiektywizm nie jest jednak jednoznaczny z prawem regulowania wolności wypowiedzi. Rządzący nie mogą jej dobrowolnie zmieniać. Klimat polityczny, który zawierałby w sobie choćby program i ideologię partii rządzącej, jest jedynie jednym z wielu kryteriów stanowiącym o treści wolności słowa. Znacznie ważniejsze są inne kryteria takie jak kultura oraz prawo. Te dwa czynniki natomiast nie ulegają gwałtownym zmianom, szczególnie w państwach o względnie stabilnym systemie politycznym, na przykład Polsce. Zatem jakiekolwiek gwałtowne zmiany w zakresie wolności wypowiedzi wywołane politycznie są prawie na pewno nieadekwatne.

Obecność wolności słowa w dokumentach międzynarodowych jest niezwykle istotna dla ochrony wolności słowa wewnętrznie, narodowo. Takie dokumenty mówią wyłącznie, że wolność słowa w taki czy inny sposób musi istnieć. Powoduje to, że wolności słowa nie da się tak łatwo usunąć w całości. Taki zabieg ma na celu też dwie inne reakcje – tę innych narodów jak i społeczeństwa danego państwa. Na przykład państwa demokratyczne zawsze wzajemnie reagują na swoje zmiany wewnętrzne, które mogłyby uderzyć w wolności obywateli. Państwa się wzajemnie nadzorują, pomimo braku jakiejkolwiek bezpośredniej władzy względem siebie. Ponadto, ponieważ wolność słowa jest wolnością uniwersalną, stanowi symbol dla obywateli danego państwa. Wolność słowa jest wartością nietykalną, zatem jeśli jakakolwiek władza próbuje tą wolność odebrać, społeczeństwo powinno samo reagować i stawiać opór. Da się to zaobserwować na przykładzie Polski. Gdy niezależność mediów została ograniczona – a niezależne media są formą wolności wypowiedzi – dało się zaobserwować znaczny odzew społeczeństwa oraz opozycji politycznej.(2) Dlaczego? Bo wolność słowa jest prawem człowieka – czymś czego nie można bezkarnie odbierać. Inne prawa człowieka, takie jak wolność zgromadzeń i zrzeszania się mają na celu przyznanie społeczeństwu możliwości weryfikacji oraz kontroli swojej wolności.(3)

Państwa demokratyczne nie zostały przytoczone bez powodu. Z wszystkich systemów politycznych to właśnie w demokracji wolność słowa jest najważniejsza. Bez niej demokracja nie może istnieć bo polega ona na wzajemnym dialogu, który przekonuje społeczeństwo do oddania głosu na jedną lub drugą partię polityczną. Jeśli dialog przestanie istnieć poprzez odebranie wolności słowa, to przestaje istnieć demokracja, ponieważ społeczeństwo nie otrzymuje rzetelnych informacji pozwalających oddać głos. Ponadto, wolność słowa jest niezbędna do realizacji innych praw obywatelskich jak i zabezpieczania pluralizmu państw demokratycznych.(4)

O granicach wolności słowa mówi wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Handyside v Wielka Brytania. Stwierdzono, że “[wolność wypowiedzi] nie może ograniczać się jedynie do informacji, które są przychylnie odbierane albo postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne, lecz odnosi się w równym stopniu do takich, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój. Takie są wymogi pluralizmu i demokracji bez których demokracja nie istnieje”.(5) Nakłada to wymóg na rządy państw do respektowania w identycznym stopniu opinii politycznie im przychylnych jak i nieprzychylnych, opinii sprzecznych ze sobą jak i opinii mniej lub bardziej kontrowersyjnych. Trybunał zwrócił też uwagę na konieczność proporcjonalności ewentualnych zmian wprowadzanych w zakres wolności słowa.  Na potrzeby wolności słowa wszystkie opinie są traktowane jako całość. Nie można odbierać niezależności mediów, które są mechanizmem, za pomocą którego opinie są wymieniane. Nie można też traktować potrzeb politycznych jako główny powód wprowadzanych zmian.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Bibliografia:

(1) Reza Pankhurst, ‘Freedom of Speech – a universal value?’ (Political Theology Today, 10.10.2012) <https://www.politicaltheology.com/blog/freedom-speech-universal-value/> odwiedzono: 17.08.2017.

(2) Redakcja, ‘Wolność Mediów w całej Polsce. Protesty poza Warszawą’ (Gazeta Wyborcza, 16 Grudzień 2016) <https://wyborcza.pl/7,75398,21133242,wolnosc-mediow-w-calej-polsce-protesty-poza-warszawa.html> odwiedzone: 30.08.2017.

(3) Liberty – Human Rights, ‘Free Speech and Protest’ (Liberty, 2017) <https://www.liberty-human-rights.org.uk/human-rights/free-speech-and-protest> odwiedzone: 17.08.2017.

(4) Michał Urbańczyk, ‘Doktryna wolności słowa we współczesnych demokracjach liberalnych’ (WPiA UAM Poznań, 2017) <https://prawo.amu.edu.pl/__data/assets/pdf_file/0019/223336/01-DWS-Wolnosc-slowa-jako-fundament-demokracji.pdf> odwiedzono: 17.08.2017.

(5) Handyside v Wielka Brytania 5493/72, (ECHR, 7.12.1976) 5.

Share

Artykuł Wolność słowa – subiektywizm, obiektywizm, demokracja pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wolnosc-slowa-subiektywizm-obiektywizm-demokracja/feed/ 0
Własność prywatna – temat zakazany https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/#respond Thu, 31 Aug 2017 05:30:34 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5359 W lipcu okazało się, iż ochrona własności prywatnej jest według niektórych zbyt kontrowersyjnym tematem, aby mogła być przywoływana podczas lipcowych protestów w obronie sądownictwa przed upolitycznieniem. Tymczasem to właśnie wizja uszczerbku na własności prywatnej w wyniku niesprawiedliwego wyroku zapewne była dla wielu ludzi jednym z podstawowych wyobrażeń, które zmotywowało tych obywateli do wyjścia na ulice […]

Artykuł Własność prywatna – temat zakazany pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

W lipcu okazało się, iż ochrona własności prywatnej jest według niektórych zbyt kontrowersyjnym tematem, aby mogła być przywoływana podczas lipcowych protestów w obronie sądownictwa przed upolitycznieniem. Tymczasem to właśnie wizja uszczerbku na własności prywatnej w wyniku niesprawiedliwego wyroku zapewne była dla wielu ludzi jednym z podstawowych wyobrażeń, które zmotywowało tych obywateli do wyjścia na ulice w obronie sądownictwa.

Demonstracje przeciw upolitycznieniu Sądu Najwyższego, które odbyły się w całej Polsce w dniach 16-24 lipca 2017 r., zgromadziły łącznie prawdopodobnie 200 tysięcy uczestników (dla przykładu, według szacunków organizatorów, w największych polskich miastach 20 lipca protestowało 110 tys. osób). W protestach nie brali udział wyłącznie sympatycy jakiegoś jednego ugrupowania, lecz osoby o bardzo różnych poglądach zarówno na kwestie gospodarcze, jak i społeczno-obyczajowe. Demonstrujących spajało jedno: sprzeciw wobec grozy poddania wyroków sądowych pod dyktando światopoglądu partii rządzącej – zarówno w sądach rejonowych, jak i w Sądzie Najwyższym, który decyduje m.in. o ważności wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Ponieważ w demonstracjach uczestniczyli zarówno sympatycy kolektywistycznej i socjalistycznej Partii Razem, jak i osoby o libertariańskim czy  klasycznie liberalnym spojrzeniu na gospodarkę i państwo; zarówno praktykujący katolicy oraz zwolennicy tradycyjnego modelu rodziny, jak i antyklerykałowie oraz queerowi aktywiści; a także osoby na różny sposób miksujące te poglądy (np. popierające zarówno bezwarunkowy dochód podstawowy, jak i zakaz państwowej pomocy publicznej…) – to nie sposób mówić o tym, że wszyscy uczestnicy lipcowych demonstracji mogliby wspólnie zadeklarować jakiś jednolity zbiór konkretnych propozycji, na wzór programu partii politycznej.

Ten właśnie stan rzeczy wzbudził duże dylematy – i duże emocje. Przykładowo, w opublikowanym przez „Kulturę Liberalną” 26 lipca 2017 r. tekście zatytułowanym „Czego nie robić na protestach” Helena Anna Jędrzejczak pisze, że niektórzy nie szanowali zróżnicowania poglądów uczestników protestów i  próbowali przekształcić demonstracje w manifesty na rzecz powszechnego dostępu do aborcji czy na rzecz legalizacji małżeństw homoseksualnych. Takie dodawanie swoich trzech groszy było, według historyczki idei, de facto przedmiotowym traktowaniem zgromadzonych ludzi: niektóre ugrupowania bądź ich przedstawiciele traktowali protestujące tłumy jako swoich potencjalnych zwolenników, zamiast jako wolnych ludzi, którzy wiedzą, z jakich powodów przyszli na miejski plac. Jak pisze Jędrzejczak,  „Ci, którzy do „3×Veto” dopisują swoje polityczne postulaty, chcą na autentycznych emocjach i zaangażowaniu obywateli zbudować poparcie dla idei, które mogą być dla protestujących obce albo obojętne”. I podaje konkretny przykład: „To, czy popieram rozdział Kościoła od państwa albo prawa mniejszości seksualnych, nie wpływa na moją – zdecydowanie negatywną – ocenę tego, co wydarzyło się kilka dni temu na Krakowskim Przedmieściu. Szczególnie poruszający był występ przedstawicielek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Ich agresywne przemówienie dotyczyło spraw innych niż zadeklarowany przedmiot demonstracji. Było próbą realizacji własnej agendy politycznej, z pewnością podzielanej przez część uczestników, ale jednocześnie dla innych – nie do przyjęcia. A przecież protesty w obronie niezależności wymiaru sprawiedliwości łączyły obywateli i obywatelki we wspólnej sprawie. (…) To, że ktoś na wiecu skanduje „Konstytucja!” albo „Wolność – Równość – Demokracja!” nie oznacza przecież, że popiera rozdział Kościoła od państwa, związki partnerskie albo liberalizację ustawy antyaborcyjnej”. Według współpracowniczki „Kultury Liberalnej”, takie unicestwianie potencjału protestów ponad podziałami poprzez ich przekierowywanie pod jeden konkretny pogląd staje się już w Polsce smutnym zwyczajem: „W październiku ubiegłego [2016] roku osoby, które przyszły protestować przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, dowiedziały się, że celem zgromadzenia jest także walka o jego liberalizację” – relacjonuje historyczka idei.

Myślę, że z artykułu Jędrzejczak przebija bardziej ogólny wniosek, że wśród wielu przeciwników polityki rządu PiS panuje przekonanie, że na demonstracjach dozwolone jest wykluczanie czy wyśmiewanie każdego elementu konserwatywnego światopoglądu (jak na przykład przywiązania do chrześcijaństwa), ponieważ i tak są to „poglądy PiS-owskie” (oczywiście, uznawanie drugiej strony sporu za inherentnie godną wyszydzenia również wiele mówi o kulturze przeciwników PiS; podobny zabieg stosuje też rząd, kiedy wygłasza pełne pogardy wypowiedzi, polegające zazwyczaj na przyrównywaniu protestujących Polek i Polaków do „egoistycznych elit”). Niezależnie od swoich poglądów na kwestie obyczajowe, zgadzam się ze współpracowniczką „Kultury Liberalnej”, że jest absolutnie jasne, iż ci, którzy przyszli bronić sądów przed upolitycznieniem, nie przychodzili na demonstrację na rzecz prawa do aborcji na życzenie czy za wprowadzeniem dodatkowych uprawnień dla mniejszości seksualnych.

Niby w podobnym duchu, co Helena Anna Jędrzejczak, pisze też Ignacy Dudkiewicz, publicysta katolicko-lewicowego magazynu „Kontakt”.  Między tymi dwoma autorami zarysowuje się jednak poważny dysonans. O ile Jędrzejczak pisze o różnicy między protestem przeciwko poddaniu sądów pod dyktando polityków a manifestacją poparcia dla aborcji, to Dudkiewicz uważa, że protest przeciwko upolitycznieniu sądów nie powinien zawierać w sobie elementu poparcia prawa do własności prywatnej. Jak z oburzeniem relacjonuje publicysta 16 lipca w publicznej notce na swoim profilu na Facebooku (dostęp 29.08.2017 r.): „Ktoś, kto wymyślił, żeby na demonstracji w sprawie sądów zaprosić do przemawiania Balcerowicza i Celińskiego bredzących o socjalizmie, prywatyzacji i własności prywatnej, powinien dostać jakiś medal od rządu. Za wyjątkowe mistrzostwo świata uznaję tak przemawiać na demonstracji w sprawie absolutnie kluczowej, która jako jedna z niewielu raczej łączy, niż dzieli różne środowiska opozycyjne w jednej narracji, by odrzucić niemałą część jej uczestników i sprawić, by nie czuli się na niej u siebie. Aż chciałoby się napisać w tym kontekście tekst pod tytułem «Balcerowicz musi odejść»” – pisze Dudkiewicz.

Tymczasem to właśnie obrona własności prywatnej należy do tych „absolutnie kluczowych spraw”, dla których tysiące obywateli zechciały w środku wakacji wyjść na ulice protestować. Zapewne większość demonstrantów do wyjścia z domu przekonała nie sama wizja „protestowania dla obrony sądów dla samej obrony sądów”, ale wyobrażenie sobie tego, co upolitycznienie sądownictwa mogłoby pogorszyć w ich własnym życiu. Co oczywiście, wbrew powszechnej filozoficznej i publicystycznej praktyce oddzielania dobra wspólnego od dobra indywidualnego, jest całkowicie normalne – obrona sądownictwa musi mieć jakąś „treść”, dla której jesteśmy gotowi praworządności bronić. A podstawowym lękiem związanym z niesprawiedliwym wyrokiem sądu – oprócz utraty dobrego imienia oraz kary pozbawienia wolności – są właśnie konsekwencje ekonomiczne, czyli właśnie utrata lub nadszarpnięcie własności prywatnej. Nie chodzi tutaj tylko o upadki jakichś wielkich fortun, ale o zwykłe, codzienne sprawy, jak spór o możliwość wybicia dodatkowego okna czy zabudowania balkonu we własnym mieszkaniu czy spory związane z niespłacaniem pożyczonych pieniędzy oraz z zakupem i sprzedażą jakichś produktów. Przykładowo, upolityczniony sąd może orzec wysoką karę za zmienianie elewacji budynku, ponieważ w danej miejscowości będzie powszechnie wiadomo, że dana osoba nie zgadza się w jakiejś kwestii z partią rządzącą. Z kolei emerytka, która podpisała podsuniętą jej podstępem zgodę na drogą i niemal niemożliwą do zerwania prenumeratę literatury religijnej, może nie uzyskać pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy w upolitycznionym sądzie – takim, który wzorem środowiska PiS wyznaje wizję Polski jako ostoi tradycjonalistyczno-kulturowego katolicyzmu (opartego na rytuałach i niekoniecznie mającego coś wspólnego z autentyczną wiarą). Sąd orzekający wedle takiego światopoglądu może uznać, że firma publikująca i sprzedająca religijne książki ma przecież same dobre i ubogacające intencje… (brzmi to dość groteskowo, ale po sprawie Misiewicza czy po treściach przekazywanych w „Wiadomościach” TVP wiemy, że jest to całkiem możliwe…). Z kolei Trybunał Konstytucyjny, już wprawdzie zdemontowany, mógłby – przy założeniu swojej niezależności – uznać niezgodność z Konstytucją jakiegoś podatku, który nadszarpnąłby portfele wielu przeciętnie zarabiających obywateli. Przykładowo, proponowany swego czasu przez Prawo i Sprawiedliwość podatek paliwowy zwiększyłby koszt nie tylko przejazdów luksusowymi samochodami, lecz rzecz jasna także komunikacją miejską.

W gruncie rzeczy każdy, kto porównywał uzależnienie sądownictwa od decyzji ministra do czasów PRL-u, czyli zapewne większość protestujących – w tym młodych, znających PRL z opowieści rodziców – występował między innymi w obronie własności prywatnej i znośnej, jak na Europę początku XXI wieku, sytuacji ekonomicznej, ponieważ socrealistyczna Polska niesie – poza skojarzeniem z brakiem wolności politycznej – równie oczywiste skojarzenie z krajem niedostatku, którego rząd potępia własność prywatną i to, że rynek mógłby odpowiadać na różnorodne oczekiwania konsumentów. „Urodziłem się w PRL, ale w nim nie zdechnę” – często właśnie to hasło z transparentu pewnego manifestanta z 16 lipca z Warszawy jest cytowane w relacjach prasowych podsumowujących protesty. Jak przywołuje portal ePoznan.pl, podczas demonstracji mieszkaniec Poznania, nauczyciel akademicki Piotr Gąsiorowski, mówił: „Czy zauważyliście państwo, że dziś mamy 22 lipca? Dawne święto państwowe PRL upamiętniające wprowadzenie w Polsce dyktatury stalinowskiej. Nie wiem, czy do rządzących dociera w ogóle ironia historii”. O oparciu protestów w obronie sądownictwa między innymi na lęku przed niesprawiedliwym pogorszeniem sytuacji ekonomicznej świadczy także duży aplauz protestujących po wypowiedzi Henryki Krzywonos podczas protestu 16 lipca w Warszawie: „Ja się nie boję. Nie powinniśmy się bać, ale stawiać im czoła. Naród, przede wszystkim młodzi, musza się obudzić. Co zrobicie, jeśli Jarkowi [Jarosławowi Kaczyńskiemu] przyjdzie do głowy zabrać wam komputer i internet? (…) Wyobraźcie sobie, że kurdupel przejeżdża ulicą i podoba się mu wasz dom i go sobie bierze! Nie pozwólmy na to!” (zaznaczę przy tym, że nie popieram używania przez Krzywonos słów obraźliwych wobec Kaczyńskiego). Wreszcie, w „Dzienniku Gazecie Prawnej” z 28-30 lipca Sylwia Czubkowska w tekście „Nowy obowiązek” cytuje protestującą Katarzynę Grygę, 33-letnią pracowniczkę agencji reklamowej, która mimo braku zaufania do polityków uznała, że „ma się spełniać na protestach”. Gryga oburza się na stwierdzenie jednego z prawicowych dziennikarzy, jakoby typowa osoba biorąca udział w lipcowych protestach była „beneficjentem systemu”, który „nie rozumie potrzeb i aspiracji ubogiej większości Polaków”: „Jak nie rozumie? Bo co? Bo jest klasą średnią? Toż nikt nam tego nie dał. Przecież tej klasy średniej w Polsce nie było, musieliśmy sobie sami na wszystko zapracować, wywalczyć, wyszarpać to miejsce, ten nasz nie wiadomo jak wysoki standard życia. Jak mogę być beneficjentką [systemu], skoro państwo nic mi nie podarowało” – ironizuje pod Pałacem Prezydenckim uczestniczka manifestacji. Można powiedzieć, że jej protest w obronie sądów wynika zarówno z jej obawy, że sądy podległe pod polityczne dyktando będą mogły łatwo odebrać jej własny uczciwie zdobyty dorobek ekonomiczny, jak i z obawy, że będą mogły tak uczynić osobom uboższym. Sama manifestantka zresztą nie określa swojego poziomu życia jako szalenie wysokiego.

Własność prywatna zwykłych ludzi łączy się więc ściśle z protestami tysięcy „zwyczajnych” obywateli w obronie praworządności. Tymczasem, jak można się domyślać, Ignacemu Dudkiewiczowi – zgodnie zresztą z ogólnoeuropejskim klimatem publicystycznej pogardy wobec wolności gospodarczej – słowa „własność prywatna” kojarzą się z bardzo zamożnymi mieszkańcami luksusowych dzielnic oraz z przedsiębiorcami rodem z „Ziemi obiecanej” Reymonta i Wajdy, którzy każą robotnikom pracować ponad siły. Słowem – jest to skojarzenie z mitycznymi „neoliberałami”. Tak jakby ludziom o umiarkowanych zarobkach – do których należy również pisząca te słowa – nie zależało na ochronie swojej własności prywatnej, lecz na tym, żeby rząd obłożył ich jakimś fajnym dużym podatkiem. Tymczasem myślę, że pojęcie własności prywatnej – oraz problem potencjalnego zagrożenia dla tej własności – powinno kojarzyć się wcale nie z najbogatszymi, ale przede wszystkim z ludźmi o niskich i umiarkowanych zarobkach. Ich własność prywatna – dochód miesięczny, a być może także rzeczy materialne, np. meble, które ci ludzie będą zmuszeni w wyniku niekorzystnej sytuacji materialnej sprzedać – może pomniejszyć się wskutek niesprawiedliwych decyzji, które mogłyby zostać zniwelowane przez niezależne sądy czy przez niezależny Trybunał Konstytucyjny (na mój napisany w tym duchu komentarz Dudkiewicz odpisał mi 17 lipca, nie tracąc swojego humorystyczno-upraszczającego tonu: „Balcerowicz jako obrońca ubogich – przepraszam, ale tego jeszcze nie grali”). Na nagraniu z demonstracji 16 lipca, dokonanym przez TVP Info (jest to nagranie na żywo, więc nie doszło do potencjalnych manipulacji) widać, że podczas wygłaszania przez Balcerowicza słów „Socjalizm to było społeczeństwo obywatelskie istniejące głównie w kolejkach. (…) Bo własność prywatna była w zasadzie przestępstwem”, niektórzy ludzie ze zrezygnowaniem opuszczają manifestację, a chwilę potem z tłumu słychać okrzyki „kłamstwo!” . Takie reakcje pokazują mniej więcej coś takiego, że ludzie ci doszli do absurdalnego wniosku, iż możliwość łatwego zaspokojenia podstawowych potrzeb materialnych oraz brak lęku przed odebraniem własności prywatnej to zjawiska, które nie powinny być bronione, lecz traktowane pejoratywnie. Sugestywne zjawisko opuszczania opozycyjnych demonstracji – oraz buczenia i gwizdania – przez niektórych uczestników podczas wzmianek mówców o własności prywatnej potwierdzają również ci jej uczestnicy, którzy popierają liberalizm ekonomiczny. Być może to jest trochę wina zwolenników wolności gospodarczej, że „własność prywatna” kojarzona jest w szerszych kręgach tak karykaturalnie – wyłącznie z bogatymi właścicielami firm. Wszak w tekstach i wystąpieniach promujących poglądy wolnościowe, czyli między innymi moralne prawo do posiadania i ochrony własności prywatnej, bardzo dużo można usłyszeć – skądinąd słusznych – wypowiedzi o uwalnianiu przedsiębiorczości oraz o ułatwieniach dla przedsiębiorców. Zdecydowanie za mało – moim zdaniem – słyszy się natomiast o obniżeniu podatków i składek dla „szeregowych” pracowników, aby posiadając więcej pieniędzy, mogli oni bardziej dysponować ich wydawaniem oraz cieszyć się prawem do własności prywatnej.

Wreszcie, w krytykowanym przez Ignacego Dudkiewicza przemówieniu Leszka Balcerowicza nie ma ani cienia sugestii, że Balcerowicz, mówiąc podczas lipcowych protestów o własności i ryzyku socjalizmu, opowiada się – w sposób dzielący zgromadzonych – jedynie w imieniu części protestujących: mianowicie tych mitycznych bogaczy, którzy utracą swoje luksusy. Wręcz przeciwnie, słowa Balcerowicza wskazują na powszechną niedolę obywateli, którzy nie będą mogli kupić najpotrzebniejszych produktów: „Socjalizm to było społeczeństwo obywatelskie stające w kolejkach, bo była zniewolona gospodarka. (…) Własność państwa to władza polityków nad ludźmi. Patrzcie jakie komunikaty wydają Orlen albo Lotos. Oni mówią, że ceny nie wzrosną, bo oni wezmą to na siebie. Te państwowe spółki są częścią tuby propagandowej. Tak to działa, jeżeli się przejmuje gospodarkę. Poza tym gospodarki upolitycznionej, czyli państwowej, nie da się pogodzić z demokracją, bo każdego można wyrzucić, jeżeli jest nieposłuszny”. Kolejki i ryzyko utraty pracy za poglądy polityczne oczywiście nie byłyby bezpośrednim skutkiem wprowadzenia ustaw rządu PiS o sądownictwie, lecz ustawy te, dające w sądownictwie ogromną władzę rządzącym politykom – jak zresztą wspominała doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy, opozycjonistka z czasów PRL Zofia Romaszewska – są „niedopuszczalne”, bo kierowałyby ustrój Polski ku powrotowi do czasów socjalizmu (słusznie dodała przy tym, że obecny stan polskiego sądownictwa również nie jest idealny: „Uzasadnienia wyroków sądu powinny być przede wszystkim zrozumiałe dla obywatela. To nie może wyglądać tak, że (…) właściwie nie da się wywnioskować, dlaczego zapadł taki, a nie inny wyrok. Poza tym sprawy sądowe nie mogą trwać miesiącami czy nawet latami. Obecnie można wyszukać tysiąc powodów, dla których rozprawy mogą toczyć się w nieskończoność”).

Te same przez się stojące w obronie „zwykłego człowieka” wypowiedzi ekonomisty o konieczności uniknięcia powrotu do gospodarki niedoborów, opartej na staniu w kolejkach, zostały przez gospodarczą lewicę – która ponoć wyróżnia się szczególną troską o osoby niezamożne – skwitowane następującymi słowami: „Widmo zmiany zostaje (…) rozbrojone przez ultra-neoliberalne tyrady Leszka Balcerowicza”. Fraza ta występuje w opublikowanym 24 lipca przez „Praktykę Teoretyczną”, „Codziennik Feministyczny” i „Nowego Obywatela” liście zatytułowanym „Żegnaj III RP. List do środowisk lewicowych”, którego sygnatariuszami są m.in. antropolożka i członkini Partii Razem Małgorzata Joanna Adamczyk, socjolog z Partii Razem Jan Sowa, filozof polityki Andrzej Szahaj – oraz wspomniany już Ignacy Dudkiewicz z „Kontaktu”.

Lipcowe protesty AD 2017 są często – zarówno przez uczestników, jak i komentatorów – porównywane do protestów „Solidarności” w latach 80. XX wieku. Tegoroczni demonstrujący często zresztą skandowali hasło „Solidarność”. Nawiązywał do tego hasła również sam Dudkiewicz, który 21 lipca pod Sejmem mówił: „Zwyciężymy bez przemocy, nie będziemy odpowiadać nienawiścią na nienawiść, obelgami na obelgi. Bo wiemy, że solidarność jest silniejsza!”. Absurdalne jest więc zjawisko, kiedy ci sami uczestnicy i komentatorzy, którzy porównują lipcowe protesty do „Solidarności”, twierdzą, że poruszanie na tych protestach tematu własności prywatnej jest niestosowne i stanowi „brednie”. Nie wiedzą chyba, że protesty w latach 80. odbywały się nie tylko w imię abstrakcyjnych wartości, ale także przeciw powszechnej biedzie i sklepowym kolejkom, jakie panowały w państwie ignorującym zasadę własności prywatnej.

(Ponadto, mimo głoszenia zasady wyrzekania się obelg, doskonale widać, że owi nawiązujący do idei solidarności krytycy gospodarczego liberalizmu uważają zwolenników własności prywatnej za tak złych, że wyjętych spod konieczności stosowania wobec nich zasady braku obelg – bo przecież nie da się nie zauważyć, że obelgą z pewnością jest uznanie przez Dudkiewicza wolnościowych poglądów za „brednie”…)

 

 

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Własność prywatna – temat zakazany pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/wlasnosc-prywatna-temat-zakazany/feed/ 0
Walczmy o wolności i państwo prawa, a nie o plemienne etykietki! https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/walczmy-o-wolnosci-i-panstwo-prawa-a-nie-o-plemienne-etykietki/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/walczmy-o-wolnosci-i-panstwo-prawa-a-nie-o-plemienne-etykietki/#respond Tue, 29 Aug 2017 13:35:17 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5349 Na Twitterze rozgorzał spór o to, kto jest „lewicą”, a kto „prawicą”. Tymczasem te etykietki już dawno straciły merytoryczny sens, tzn. zdolność oznaczania różnych ustrojów, zwłaszcza w praktyce politycznej. Są one jak nazwy rywalizujących ze sobą klubów piłkarskich. Spór o ich sens jest toczony pod wpływem jakiegoś plemiennego odurzenia i jest przejawem bezsensu. Historycznie „prawica” […]

Artykuł Walczmy o wolności i państwo prawa, a nie o plemienne etykietki! pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: Wikimedia Commons

Na Twitterze rozgorzał spór o to, kto jest „lewicą”, a kto „prawicą”. Tymczasem te etykietki już dawno straciły merytoryczny sens, tzn. zdolność oznaczania różnych ustrojów, zwłaszcza w praktyce politycznej. Są one jak nazwy rywalizujących ze sobą klubów piłkarskich. Spór o ich sens jest toczony pod wpływem jakiegoś plemiennego odurzenia i jest przejawem bezsensu.

Historycznie „prawica” broniła wolności gospodarczej, w tym jej rdzenia – własności prywatnej, a lewica popierała zwiększoną interwencję państwa czyli etatyzm. Gdyby zastosować to kryterium, to lewicę w Polsce w największym stopniu reprezentuje PiS i partia „Razem”. Ale ta pierwsza nazywa siebie prawicą, a druga lewicą!

Ustroje należy odróżniać według skali indywidualnych wolności. Ich szeroki zakres jest możliwy tylko w państwie prawa, które zawiera niezależny od polityków wymiar sprawiedliwości. Wg tego kryterium na jednym krańcu mamy niektóre kraje Zachodu, np. Szwajcarię, Wielką Brytanię, państwa skandynawskie (za wyjątkiem podatków), a na drugim – socjalistyczne despotie, takie jak Korea Północna czy Kuba. Blisko nich jest Białoruś, Uzbekistan, Turkmenistan. Zob. rozmaite rankingi, np Freedom House, Fraser Instittue.

Antyliberalizmy są do siebie podobne. Przykładowo Mussolini zaczął jako antyliberał – socjalista, a skończył jako antyliberał – faszysta. Przez cały czas wielbił władzę państwa, a gardził wolnym rynkiem i społeczeństwem obywatelskim. Tyle, że najpierw robił to dla dobra proletariatu, a potem dla dobra narodu. Różnice w oficjalnej retoryce nie powinny przysłaniać podobieństw pomiędzy skrajnie antyliberalnymi systemami. Różnice między nimi są o wiele mniejsze niż różnice między każdym z nich a ustrojami, gdzie obowiązuje państwo prawa oraz działa demokracja i rynek.

Share

Artykuł Walczmy o wolności i państwo prawa, a nie o plemienne etykietki! pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/walczmy-o-wolnosci-i-panstwo-prawa-a-nie-o-plemienne-etykietki/feed/ 0
Skandynawia to nie jest kraina socjalistycznego szczęścia https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/skandynawia-to-nie-jest-kraina-socjalistycznego-szczescia/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/skandynawia-to-nie-jest-kraina-socjalistycznego-szczescia/#respond Thu, 03 Aug 2017 05:00:01 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5250 Autorką tekstu jesst Madeline Grant z Institue of Economic Affairs. Artykuł ukazał się na portalu CapX.co. Tłumaczył Aleksander Mielnikow (FOR). Skandynawia zajmuje szczególne miejsce w umysłach socjalistów. Dziennikarka The Guardian Polly Toynbee opisała kiedyś Szwecję jako: „najbardziej udane społeczeństwo jakie nasz świat kiedykolwiek widział”. W Ameryce wielu, począwszy od kandydatów na prezydenta, aż po laureatów […]

Artykuł Skandynawia to nie jest kraina socjalistycznego szczęścia pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorką tekstu jesst Madeline Grant z Institue of Economic Affairs. Artykuł ukazał się na portalu CapX.co. Tłumaczył Aleksander Mielnikow (FOR).

źródło: https://maxpixel.freegreatpicture.com/City-Sea-Ship-Sky-Scandinavia-Sweden-Stockholm-2082591

Skandynawia zajmuje szczególne miejsce w umysłach socjalistów. Dziennikarka The Guardian Polly Toynbee opisała kiedyś Szwecję jako: „najbardziej udane społeczeństwo jakie nasz świat kiedykolwiek widział”. W Ameryce wielu, począwszy od kandydatów na prezydenta, aż po laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii podkreślają, że rządzący powinni brać przykład ze Skandynawii, jako modelu zmniejszenia nierówności oraz promowania bardziej zrównoważonego wzrostu. Jednak czy ta socjalistyczna kraina szczęścia istnieje naprawdę?

Rok temu duński parlamentarzysta Lars Løkke Rasmussen powiedział podczas wizyty w Harvard University: „Mam świadomość, że niektórym osobom model nordycki kojarzy się z jakiegoś rodzaju socjalizmem. Jednakże, chciałbym postawić sprawę jasno. Dania nie ma nic wspólnego z socjalistycznym systemem centralnego sterowania. Dania jest gospodarką rynkową”.

Tak naprawdę patrzenie na kraje skandynawskie jako socjalistyczne – albo nawet lewicowe – pomija to jak zorganizowane są ich gospodarki. Podczas gdy kraje te posiadają wysokie podatki i hojne systemy zasiłków społecznych, to pod wieloma względami ich rynki są niezwykle wolne i opierają się na zasadach, które brytyjska lewica, mająca szczególną sympatię do centralnego planowania oraz interwencjonizmu, próbuje od wielu lat zwalczać.

W poprzednim tygodniu brytyjska Partia Pracy wyraziła swoją aprobatę dla wprowadzenia płacy minimalnej w wysokości £10 dla wszystkich pracowników, nawet tych w wieku 16-18 lat. Jeśli ten projekt ustawy zostałby wprowadzony, to miałby wiele negatywnych skutków – w szczególności dla młodych i niedoświadczonych pracowników, którzy zostaliby wypchnięci z rynku pracy.

Tego typu idee, opierające się na stwierdzeniu, że „jeden rozmiar pasuje wszystkim”, są obce dla gospodarek skandynawskich. Ani Szwecja, ani Norwegia, ani Dania nie posiadają tak naprawdę czegoś takiego jak ogólnokrajowa płaca minimalna. Pensje ustalane są tam na podstawie umów zawieranych wspólnie przez związki zawodowe oraz pracodawców, które ponadto różnią się w zależności od rodzaju wykonywanej pracy oraz stanowiska. Pod tym względem skandynawskie rynki pracy są o wiele bardziej elastyczne i zdecentralizowane niż ten w Wielkiej Brytanii.

Stawki podatków od firm w Skandynawii w porównaniu z wieloma innymi kapitalistycznymi krajami są bardzo korzystne. Szwecja oraz Dania mają najniższy CIT spośród krajów EU15 (tzw. starej UE – przyp. tłum.), podczas to gdy Finlandia z 20% jest na tym samym poziome co Wielka Brytania. Norwegia ma najwyższą stawkę z tych pięciu krajów wnoszącą 27%, ale mimo tego dalej jest ona o wiele niższa niż stawka w USA dochodząca do niemal 40%.

Podczas gdy NHS, brytyjska służba zdrowia, czczona jest na Wyspach niemalże jak bożek, a dyskusje poruszające temat outsourcingu lub prywatnego prowadzenia usług medycznych uznawane są za toksyczne, to Szwedzi nie mają z tym żadnego problemu. Z ostatnich badań wynika, iż blisko 20% usług oferowanych przez służbę zdrowia w Szwecji oraz 30% podstawowej pomocy medycznej dostarczyły prywatne firmy, podczas gdy w Wielkiej Brytanii wskaźniki te nie przekraczają 6%. W między czasie szwedzki system edukacji, inspirowany ideami propagowanymi przez znanego ekonomistę Miltona Friedmana, pozwala rodzicom na dopłacanie do specjalnych voucherów, jeśli ich dzieci korzystają z usług prywatnego szkolnictwa, co spowodowało wzrost różnorodności ofert oraz konkurencyjności pomiędzy szkołami.

Norwegia jako kolejny przykład kraju uważanego przez brytyjską lewicę za „socjalistyczny raj”. Bardzo odbiega jednak od tej wizji. Trudno nie zauważyć jak ważnym dla sukcesów ekonomicznych Norwegii są jej gigantyczne zapasy ropy naftowej, co pozwoliło jej na stworzenie największego państwowego funduszu majątkowego (jego wielkość według szacunków osiągnie 1 bilion dolarów w 2020r.). Ten przeogromny fundusz posiada 1% akcji z całego świata i udziały w ponad 2% firm z całej Europy, jak również szerokie portfolio nieruchomości.

W efekcie ten norweski “socjalizm” znacznie angażuje się w inwestowanie w kapitalistyczne projekty na całym świecie. Historycznie to właśnie dzięki inwestycjom tego funduszu Norwegia udowodniła swoją odporność na fluktuacje cen ropy naftowej w ostatnich latach. Rok temu, po raz pierwszy w historii, rząd Norwegii wziął więcej pieniędzy z funduszu niż wpłynęło z zysków ze sprzedaży ropy, co było spowodowane spadkiem cen na rynku towarowym. Jest to bardzo ważne zabezpieczenie pozwalające na wysokie wydatki państwa i hojne programy socjalne.

Ponadto, dobrobyt w Skandynawii był zagrożony tylko wtedy, gdy socjalistyczne ustawy były faktycznie wprowadzane. W latach siedemdziesiątych socjalistyczne rządy zwiększyły państwowy interwencjonizm w Szwecji. Przeogromne podatki, których wysokość dochodziły w niektórych przypadkach do 100%, spowodowały gigantyczny exodus zamożnych mieszkańców i przedsiębiorców w tym m.in. twórcę filmowego Ingmara Bergmana oraz założyciela sieci IKEA Ingvara Kamprada.

W 1993r., kiedy wydatki rządowe wynosiły 67% PKB, Szwecja spadła z 4 miejsca na liście najzamożniejszych państw w latach siedemdziesiątych XIX wieku na aż 14 miejsce. Zarówno Szwedzi jak i Duńczycy od tego momentu odrzucili ideologię „zabieraj i rozdawaj”, a w obecnych czasach coraz więcej poparcia zdobywają centroprawicowe partie, obiecujące powściągliwość w stosunku do wydatków państwowych.

Łatwo zauważyć, dlaczego Skandynawia jest tak często idealizowana przez zwolenników socjalizmu. Jej mieszkańcy są beneficjentami jednego z najbardziej uniwersalnych systemów zdrowia i edukacji na świecie, które opłacane są głównie przez państwo, co oznacza bezpłatny dostęp. Ale nie dajmy się zwieźć wysokimi stopami podatkowymi. Za sukcesem modelu skandynawskiego stoi poszanowanie dla wolnorynkowego kapitalizmu, konkurencji i ochrony własności prywatnej, czyli idee dalekie od centralnego planowania za którymi opowiada się socjalistyczna lewica.

Share

Artykuł Skandynawia to nie jest kraina socjalistycznego szczęścia pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/skandynawia-to-nie-jest-kraina-socjalistycznego-szczescia/feed/ 0
Korzyści z krytyki wolnego rynku https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/korzysci-z-krytyki-wolnego-rynku/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/korzysci-z-krytyki-wolnego-rynku/#respond Tue, 27 Dec 2016 09:57:33 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4502 „Kapitalizm jest zły! Neoliberalizm spowodował kryzys gospodarczy! To wolny rynek powoduje rozwarstwienia społeczne! Transformacja to neokolonizacja – wyprzedali polski kapitał!”. Krytykowanie kapitalizmu i wolnego rynku to dobry sposób na biznes. Niektórzy traktują to jako sposób na życie i główne źródło utrzymania – paradoksalnie to dzięki demokracji i wolnemu rynkowi mogą go krytykować i na tym […]

Artykuł Korzyści z krytyki wolnego rynku pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
„Kapitalizm jest zły! Neoliberalizm spowodował kryzys gospodarczy! To wolny rynek powoduje rozwarstwienia społeczne! Transformacja to neokolonizacja – wyprzedali polski kapitał!”. Krytykowanie kapitalizmu i wolnego rynku to dobry sposób na biznes. Niektórzy traktują to jako sposób na życie i główne źródło utrzymania – paradoksalnie to dzięki demokracji i wolnemu rynkowi mogą go krytykować i na tym zarabiać. Krytyka kapitalizmu jest wszędzie – dostała się do mediów głównego nurtu, można spotkać ją w księgarniach, kinach, a w szczególności na scenie politycznej.

Wall Street. Siedziba zła, wyzysku i spekulacji. Tutaj narodził się światowy kryzys gospodarczy. To tutaj bankierzy bawią się za kasę podatników i klientów spekulując na akcjach, a wieczory spędzają na ćpaniu, wlewaniu w siebie alkoholu i od czasu do czasu powodują umyślnie kryzysy gospodarcze. Taki obraz Wall Street i bezdusznych bankierów, dla których liczy się tylko kasa, został stworzony przez hollywoodzkich reżyserów. To Gordon Gekko grany przez Micheala Douglasa stał się symbolem nieograniczonej chciwości („Greed is good”), a książki Naomi Klein stały się wręcz kultowe, ponieważ pokazują „wyzysk” wielkich międzynarodowych korporacji. Należy podkreślić, że film „Wall Street” z 1987 r. odniósł niesamowity sukces, ponieważ zarobił ponad 43 mln dolarów i zgarnął ponad 10 nagród, w tym Oscara dla Michaela Douglasa w kategorii aktora pierwszoplanowego. Gdyby nie ten „zły neoliberalizm” i „krwiożerczy wolny rynek” film nie odniósłby wielkiego sukcesu, ponieważ nie dostałby środków na jego sfinansowanie z urzędu odpowiedzialnego za kulturę i rozrywkę albo nie przeszedłby przez cenzurę.

Kolejny film przedstawiający zły kapitalizm i banksterów to „Wilk z Wall Street” (2013), który także może pochwalić się niebywałym sukcesem. Leonardo di Caprio otrzymał Złotego Globa za rolę Jordana Belforta, bankiera, który został skazany za manipulowaniem kursami na giełdzie. Historia „Wilka z Wall Street” opowiada o bezkarności bankierów z Wall Street, którzy oszukują i wykorzystują naiwność zwykłych graczy giełdowych w celu osiągnięcia niesamowitych zysków i pławienia się w luksusach. Film zarobił na siebie ponad 100 mln dolarów, a jego zyski stale rosną. Pozostając w temacie Wall Street, kolejnym filmem, który można odebrać jako krytykę kapitalizmu jest „Zakładnik z Wall Street”
z bieżącego roku. George Clooney, który wciela się w rolę gospodarza finansowego programu telewizyjnego zostaje wzięty jako zakładnik przez pokrzywdzonego, który stracił oszczędności całego życia po wysłuchaniu rad telewizyjnego eksperta. Przesłanie filmu jest jednoznaczne: giełda to hazard, ruletka, kursy akcji zależą od przypadku, na giełdzie panuje totalna spekulacja i znowu jest ten zły „kapitalizm”, który okradł biednego człowieka.

Krytykowanie Wall Street i kapitalizmu oraz porównywanie giełdy do hazardu stało się częścią popkultury i trendem w Hollywood. Filmy pokazujące rozpasanie bankierów, którzy są w większości przedstawiani jako czarne charaktery zyskują popularność wśród odbiorców kultury masowej – zgadzają się z tezą, że kapitalizm to zło i wyzysk. Jest to dowód na to, że większość społeczeństwa ma kiepską wiedzę finansową i nie potrafi zadbać o swoje finanse osobiste oraz inwestować na giełdzie, a krytyka kapitalizmu jest próbą usprawiedliwienia utraty oszczędności
z powodu ryzykownych inwestycji. Negatywnym zjawiskiem jest także występowanie takich poglądów na uczelniach wyższych oraz w polityce, gdzie promuje się pogląd, że to państwo musi zadbać o przyszłe emerytury, ponieważ giełda to ruletka, a obywatele nie potrafią oszczędzać.

Krytyka kapitalizmu to specjalność Naomi Klein, która dzięki wolnemu rynkowi wydała kilka książek poświęconych idei antyglobalizmu (jej książka „Doktryna Szoku” stała się „Biblią antyglobalizmu”). Za „Doktrynę Szoku” autorka otrzymała interdyscyplinarną nagrodę Warwick Prize w wysokości 50 tysięcy funtów. Jej kolejna książka „No Logo” została przetłumaczona na 25 języków, The New York Times nazwał ją “a movement bible”. Jej artykuły są drukowane w The Nation, In These Times, The Globe and Mail, This Magazine, Harper’s Magazine, oraz The Guardian, które de facto są korporacjami, które krytykuje w swoich książkach.

Oprócz bezpośredniej krytyki wolnego rynku, występuje krytyka pośrednia, która sprowadza się do pokazania np. nierówności społecznych i poszukiwania winnego w postaci niewidzialnej ręki rynku, natomiast zbawicielem ma być państwo. Głównymi krytykami, którzy są znani na całym świecie to Joseph E. Stiglitz, profesor akademicki Columbia University, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii (2001) oraz Thomas Piketty – francuski ekonomista, Dyrektor ds. badań w École des hautes études en sciences sociales (EHESS), profesor w Paris School of Economics.„Cena nierówności” Josepha Stiglitza przedstawia tezę, zgodnie z którą nierówności powodują szkody dla całego społeczeństwa, dlatego interwencje państwa są konieczne w celu zniesienia wszelkich nierówności, natomiast Thomas Piketty w swojej książce „Kapitał w XXI wieku” wykorzystuje obszerne dane statystyczne w celu wyciągnięcia błędnych wniosków. Według Pikkety’ego to dochody z kapitału rosną szybciej niż dochody z pracy, więc następuje stały wzrost nierówności w społeczeństwie, czego bezpośrednim skutkiem będzie upadek kapitalizmu, a celem rządu jest interwencja i walka z nierównościami. Wykorzystane przez Piketty’ego dane wskazują tylko na bogacenie się całego społeczeństwa i na to, że dochody biedniejszych rosną szybciej niż dochody bogatszych. „Kapitał w XXI wieku” Piketty’ego zdobył tytuł Biznesowej Książki Roku 2014 według „Financial Times” i McKinsey, został liderem na liście bestsellerów „New York Timesa” i przebojem sprzedażowym wszechczasów wydawnictwa Harvard University Press. Powyższe nagrody i miejsca na listach sprzedażowych przełożyły się na zyski dla autora. Krytyka kapitalizmu jest zyskowna.

Przechodząc na polskie podwórko można zauważyć, że krytykowanie kapitalizmu i wolnego rynku jest u nas też modne. Kto nie krytykuje wolnego rynku, ten ma mniejsze szanse, żeby przebić się w mediach i na scenie politycznej. Krytyka wolnego rynku jest w modzie – krytykują go profesorowie, dziennikarze i tzw. specjaliści od wszystkiego, którzy uważają, że nie może być tak, że „jeden ma więcej, a ten drugi ma mniej”, bo to nie jest „sprawiedliwie społecznie”. Dzięki krytyce kapitalizmu i wolnego rynku poparcie zyskują populistyczne i socjalistyczne partie polityczne – w ostatnich wyborach parlamentarnych mogliśmy się o tym przekonać. Przyczyną zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości był postulat rozbudowania programu socjalnego, zasiłków na dzieci (Program „Rodzina 500+”) oraz wyrównywanie różnic społecznych, co zostało pozytywnie odebrane przez elektorat. Retoryka partii obecnie rządzącej sprowadza się do obwiniania kapitalizmu i poprzednich władz za sytuację gospodarczą w Polsce. Obecnie za niski wzrost PKB (zgodnie z danymi GUS polska gospodarka rozwija się najwolniej od dwóch lat – tylko 2,5 proc. w ujęciu rocznym, przy oczekiwaniach w okolicach 3 proc.) obwinia się „przedsiębiorców powiązanych z partiami opozycyjnymi”, którzy zwlekają z inwestycjami, bo czekają, aż wrócą „dawne czasy”.

– Na przykład są na pewne cele pieniądze, a przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi nie chcą podejmować różnego rodzaju przedsięwzięć gospodarczych. Zyskownych dla nich, bo uważają, że lepiej zaczekać, aż wrócą dawne czasy. Ale one nie wrócą, zapewniam, że nie wrócą – stwierdził Jarosław Kaczyński w TVP.

Krytyka wolnego rynku i kapitalizmu jest zyskowna i modna – dzięki niej można także wygrać wybory. W mediach znacznie lepiej sprzedaje się wizerunek bezwzględnego bankiera w garniturze niż zazwyczaj anonimowego posła, który głosuje za odrzuceniem kwoty wolnej od podatku. Za krytyką kapitalizmu kryje się indywidualny interes – sława oraz pieniądze. Krytyka państwa nie spotyka się z pozytywnym odbiorem, ponieważ nie jest to zbyt medialny pogląd – państwu i urzędnikom przypisuje się nieomylność i nadprzyrodzone moce. Najlepszą obroną na krytykę jest promowanie wolnego rynku i jego osiągnięć. Brak wiary w wolny rynek jest brakiem wiary w wolność.

Share

Artykuł Korzyści z krytyki wolnego rynku pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/korzysci-z-krytyki-wolnego-rynku/feed/ 0
Czy wojny są nieuchronne? – posłowie do książki Toma Palmera https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-wojny-sa-nieuchronne-poslowie-do-ksiazki-toma-palmera/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-wojny-sa-nieuchronne-poslowie-do-ksiazki-toma-palmera/#respond Tue, 04 Oct 2016 10:08:48 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4381 Tom Palmer i pozostali autorzy tej książki w przekonywujący sposób pokazali w jaki sposób należy zmodyfikować popularną łacińską maksymę „si vis pacem, para bellum”, a więc „jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny”. Główny przekaz książki Toma Palmera jest bowiem taki, że jeśli naprawdę chcemy pokoju powinniśmy przede wszystkim skupić się na promocji i wzmacnianiu […]

Artykuł Czy wojny są nieuchronne? – posłowie do książki Toma Palmera pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Tom Palmer i pozostali autorzy tej książki w przekonywujący sposób pokazali w jaki sposób należy zmodyfikować popularną łacińską maksymę „si vis pacem, para bellum”, a więc „jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny”. Główny przekaz książki Toma Palmera jest bowiem taki, że jeśli naprawdę chcemy pokoju powinniśmy przede wszystkim skupić się na promocji i wzmacnianiu wolności gospodarczej, handlu międzynarodowego i wzajemnej współpracy osób, przedsiębiorstw i państw. Wojny kosztują, a wraz z globalizacją i rosnącą wartością wymiany handlowej na świecie koszty potencjalnych konfliktów są jeszcze wyższe, a utracone korzyści z międzynarodowych przepływów towarów i usług mogą znacząco przewyższać wydatki na karabiny, czołgi czy samoloty. Z kolei pokój stwarza otoczenie, w którym zdecydowanie łatwiej o poprawę warunków życia w oparciu o produktywne zachowania takie jak praca, przedsiębiorczość, handel czy inwestycje. Oczywiście są grupy, które korzystają na interwencjonizmie wojskowym i handlowym (a więc protekcjonizmie), takie jak przedsiębiorstwa z chronionych sektorów czy część przemysłu zbrojeniowego. Te często ukryte koszty przywilejów dla wybranych ponosi większość podatników oraz konsumentów, co sprawia, że należy je ujawniać i piętnować.

Każdego dnia media zarzucają nas negatywnymi informacjami. Nie ma w tym nic dziwnego. Przestępczość, katastrofy naturalne, konflikty, akty terroru czy wojny przyciągają uwagę widzów. Gloryfikacja i przekłamany obraz tragicznych w skutkach wojen pojawiają się też w sztuce, o czym mogliśmy przeczytać w jednym z rozdziałów tej książki. Informowanie o wielu wspaniałych rzeczach, które wydarzają się na świecie, nie jest aż tak atrakcyjne medialnie. Jednak, jak pokazuje w swoim rozdziale Steven Pinker żyjemy w najbardziej pokojowej epoce w historii ludzkości.  I to jest bardzo dobra wiadomość! Jednak pokój, podobnie jak wolność same się nie obronią, ale wymagają ciągłej, zintensyfikowanej aktywności m.in. we wspomnianych już mediach oraz w debacie publicznej. Mam więc nadzieję, że dla wielu osób książka ta będzie inspiracją do wzmożonej aktywności na tym polu, aby wpływać na decyzje polityków i rozkład opinii w społeczeństwie. Robimy to m.in w ramach działalności fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Przykładowo zwolennicy pokoju i wolności, tak ważnych dla wzrostu gospodarczego i poprawy warunków życia, powinni jednoznacznie opowiedzieć się przeciwko rosnącej fali poparcia dla protekcjonizmu. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że debatę na temat korzyści z międzynarodowego handlu można uznać za zamkniętą. Jak podkreślono w jednym z tegorocznych Cato Policy Report zdecydowana większość ekonomistów zgadza się z tym, że globalny handel, dzięki rosnącej specjalizacji, powstawaniu oraz wzrostowi nowych rynków i korzyściom skali jest lepszy niż ograniczenia transgranicznej wymiany handlowej. Jednak 240 lat od czasu kiedy Adam Smith pisał o tych ideach w wydanym w 1776 r.  „Bogactwie narodów” narasta wrogość do wymiany dóbr i usług między krajami, niejednokrotnie inspirowana przez polityków. Protekcjonistyczne hasła pojawiają się m.in. w kampanii wyborczej przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi w USA, wśród niektórych ze zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z UE czy w programie wyborczym francuskiej nacjonalistycznej prawicy. Protekcjonizm i ochrona „naszych” (a więc wrogość do „innych”) pojawia się też coraz częściej w wypowiedziach polskich polityków, przybierając formę popularnych sloganów – patriotyzm gospodarczy czy ochrona tzw. narodowych championów, będących w większości dużymi państwowymi (czyli upolitycznionymi) przedsiębiorstwami. Te popularne slogany nie zastąpią jednak reform, które powinny tworzyć jak najlepsze otoczenie biznesowe zarówno dla podmiotów krajowych, jak i zagranicznych oraz wzmacniać konkurencję pomiędzy podmiotami gospodarczymi bez względu na ich kraj pochodzenia. Z korzyściami dla konsumentów i gospodarki.

Obwinianie globalnego handlu, a często też „obcych”, za nieudolność krajowej polityki jest popularnym mechanizmem mobilizacji części podatnego na manipulację elektoratu. Dodatkowo posiadanie zewnętrznego wroga jest często narzędziem propagandowym, szczególnie wykorzystywanym w autorytarnych reżimach, a nakręcanie sztucznego konfliktu ułatwia utrzymanie władzy. Działania tych mechanizmów doskonale pokazują takie książki jak „Rok 1984” George’a Orwella czy trylogia „Wir pamięci. Rozpad połowiczny. Mord założycielski” Edmunda Wnuk-Lipińskiego. Doświadczenia z przeszłości pokazują jak wielkim zagrożeniem może być globalna fala protekcjonizmu i podsycania wrogości do innych, która w latach 30-tych ubiegłego wieku doprowadziła do załamania gospodarczego i tragicznej w skutkach wojny. Książka Toma Palmera pokazuje w jaki sposób, dzięki pokojowym rozwiązaniom, możemy uniknąć błędów sprzed lat.

Ostatnie dekady to także różne wymiary wojen. Poza tradycyjnymi konfliktami zbrojnymi pomiędzy dwoma lub więcej państwami mieliśmy więc do czynienia z wojną z terroryzmem czy wojną z narkotykami. Konsekwencją tej pierwszej jest szereg tzw. ustaw antyterrorystycznych w wielu krajach – przykładami się amerykański Patriot Act czy polska ustawa uchwalona w pierwszej połowie 2016 r. Punktem wspólnym tych wszystkich ustaw są kolejne ograniczenia wolności jednostki i ułatwienie inwigilacji obywateli. Czy powinniśmy na to pozwalać? Jak powiedział kiedyś jeden z ojców-założycieli Stanów Zjednoczonych Benjamin Franklin ludzie, którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują ani na bezpieczeństwo, ani na wolność. Z kolei wojna z narkotykami  to nie tylko gigantyczne koszty finansowe, ale też utrata kapitału ludzkiego z na skutek zamykania setek tysięcy ludzi w więzieniach bądź pozbawiania ich zdrowia i życia z powodu posiadania substancji zakazanych przez państwo. Coraz więcej środowisk przyznaje, że wojny tej nie da się wygrać i że przynosi ona odwrotne od zamierzonych skutki. To kolejny obszar, w którym potrzebujemy zdecydowanie więcej wolności, ale też zdrowego rozsądku. Publikacje Toma Palmera i organizacji Atlas Network, z którą Palmer jest na co dzień związany, pokazują jak wolnościowe recepty, a nie zwiększanie państwowego interwencjonizmu i kolejne ograniczenia wolności, mogą sprawiać, że nasz świat będzie bogatszy, bardziej bezpieczny i po prostu lepszy.

„Czy wojny są nieuchronne, czyli pokój, miłość i wolność” to nie tylko książka, ale też inspiracja do obywatelskiej aktywności, o której mogliśmy przeczytać w ostatnim rozdziale. Zaangażowana w tego typu aktywność organizacja Students for Liberty, która patronuje książce, przygotowała nawiązujące do tematyki publikacji koszulki ze słowami wybitnego francuskiego ekonomisty i filozofa Frederica Bastiata – „Jeśli towary nie będą przekraczać granic, zrobią to armie„. Wszyscy, którym leży na sercu wolność i rozwój gospodarczy powinni pamiętać te słowa i przesłanie książki Toma Palmera.

Powyższy tekst stanowi posłowie do książki Czy wojny są nieuchronne? Czyli pokój, miłość i wolność” (wyd. Fijorr Publishing, 2016) z serii „FOR Poleca

W dniach 10-12 października dr Tom Palmer będzie gościł w Łodzi oraz w Warszawie. Serdecznie zapraszam na spotkania w tych miastach. Szczegóły na: www.for.org.pl

Share

Artykuł Czy wojny są nieuchronne? – posłowie do książki Toma Palmera pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/czy-wojny-sa-nieuchronne-poslowie-do-ksiazki-toma-palmera/feed/ 0