Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
ekonomia – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 To koszty socjalizmu były zbyt wysokie [w odpowiedzi W. Modzelewskiemu] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/to-koszty-socjalizmu-byly-zbyt-wysokie-w-odpowiedzi-w-modzelewskiemu/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/to-koszty-socjalizmu-byly-zbyt-wysokie-w-odpowiedzi-w-modzelewskiemu/#respond Wed, 08 Jan 2020 15:15:00 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6265 Zgodnie z oczekiwaniami, trzydziesta rocznica przedstawienia planu Balcerowicza jest dla wielu osób okazją do przypomnienia pobrzmiewających od lat sloganów na temat polskiej transformacji. To smutna konstatacja, bo polskie reformy rynkowe, wprowadzone wcześnie i w sposób radykalny, pozwoliły uniknąć wysokich kosztów ratowania dziedzictwa socjalizmu i rozpocząć proces niwelowania zacofania rozwojowego względem Zachodu. 17 grudnia 2019 roku […]

Artykuł To koszty socjalizmu były zbyt wysokie [w odpowiedzi W. Modzelewskiemu] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Nowoczesna Warszawa

Źródło: Pixabay

Zgodnie z oczekiwaniami, trzydziesta rocznica przedstawienia planu Balcerowicza jest dla wielu osób okazją do przypomnienia pobrzmiewających od lat sloganów na temat polskiej transformacji. To smutna konstatacja, bo polskie reformy rynkowe, wprowadzone wcześnie i w sposób radykalny, pozwoliły uniknąć wysokich kosztów ratowania dziedzictwa socjalizmu i rozpocząć proces niwelowania zacofania rozwojowego względem Zachodu. 17 grudnia 2019 roku w rozmowie opublikowanej przez „Fakt” część tych obiegowych opinii, zupełnie oderwanych od badań porównawczych na temat transformacji krajów posocjalistycznych, powtórzył Witold Modzelewski.

Po pierwsze, Modzelewski mówi o tym, że w wyniku planu Balcerowicza „nastąpił regres wszystkich podstawowych wskaźników ekonomicznych”. To prawda, że na początku lat 90. wystąpiła tzw. transformacyjna recesja. Jednak trudno obwiniać o to wprowadzone w Polsce reformy rynkowe, bo zjawisko to pojawiło się we wszystkich krajach bloku socjalistycznego i wynikało z ujawnienia błędów gospodarki centralnie planowanej. Co wymaga szczególnego podkreślenia, dzięki wczesnym (pierwszy kraj posocjalistyczny, który wprowadził w życie kompleksowy plan przemian gospodarczych) i radykalnym, a zarazem nieodwróconym w późniejszym okresie (tą samą drogą poszły następnie Czechy, Słowacja i kraje bałtyckie) reformom Polska była w 1992 roku pierwszym krajem byłego bloku wschodniego, który wszedł na ścieżkę wzrostu gospodarczego, i pierwszym (wraz z Czechami i Słowacją) krajem, który osiągnął poziom PKB na mieszkańca z 1989 roku. I co najważniejsze, Polska od 1989 roku do tej pory zanotowała najwyższy wzrost gospodarczy spośród wszystkich jedenastu krajów posocjalistycznych, które weszły później do Unii Europejskiej. Zaznaczyć warto, że upadek socjalizmu odbił się też na gospodarce Finlandii, która pozostawała wcześniej w istotnych relacjach handlowych ze Związkiem Sowieckim. Finlandia z recesji wyszła dopiero w 1994 roku (dwa lata po Polsce).

Po drugie, Modzelewski, powołując się na „niektórych”, twierdzi, że „mniej kosztowne byłyby zmiany przebiegające nie tak radykalnie”. Tymczasem „terapie szokowe” pozwalały na stworzenie krytycznej masy przemian oraz wczesne wkroczenie na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Jedno i drugie osłabiało zwolenników dawnego ustroju, utrudniając im demokratyczne odwrócenie wprowadzonych reform rynkowych. Zwolennicy reform stopniowych nie dostrzegają, że konieczne jest wykorzystanie okresu nadzwyczajnej polityki, kiedy ludzie są szczególnie skłonni do krótkookresowego poświęcenia dla długotrwałych korzyści. Co istotne, krajów, które reformy wprowadzały stopniowo (zaliczają się do nich Chorwacja, Słowenia i Węgry), próżno szukać wśród liderów wzrostu po 1989 roku. Do takich zaliczają się natomiast Polska i bałtyckie tygrysy, które wybrały podobną do Polski drogę radykalnych reform rynkowych.

Po trzecie, Modzelewski zarzuca, że plan Balcerowicza był „operacją, której celem było osłabienie najważniejszego ośrodka władzy, jakim były wielkie zakłady pracy”. To prawda, ale czy chęć rozbicia państwowych monopoli można uznać za wadę reform? Kluczem do późniejszego rozwoju Polski było stworzenie warunków sprzyjających rozwojowi konkurencji, a nie petryfikujących dominację państwowych molochów. „Słynny popiwek”, czyli podatek od ponadnormatywnych wypłat wynagrodzeń, służył utwardzeniu miękkich ograniczeń budżetowych w firmach państwowych, nauczonych przez ponad 40 lat socjalizmu tego, że nie mogą upaść. W początkach transformacji niemające nastawionych na zysk właścicieli przedsiębiorstwa państwowe wciąż dominowały nad raczkującym sektorem prywatnym. W popiwku chodziło o to, by zmusić je do tego, by opierały się naciskom płacowym zamiast finansować wzrost wynagrodzeń z zaciąganych w państwowych bankach kredytów.

Po czwarte, Modzelewski mówi o „taniej wyprzedaży majątku” i „przechodzeniu za bezcen w ręce zagraniczne”. „Tanią wyprzedaż majątku” można w większości przypadków włożyć między mity – zwykle były to przestarzałe i zadłużone zakłady, które wymagały przeprowadzenia głębokiej restrukturyzacji. Jeśli zaś chodzi o sprzedaż państwowych firm inwestorom zagranicznym, to trudno zrozumieć, na czym miałby polegać problem. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że zakłady sprywatyzowane inwestorom zagranicznym cechowały się większą przeżywalnością od tych sprywatyzowanych inwestorom krajowym. Ponadto chodziło w całym tym procesie o wzmocnienie konkurencji na rynku krajowym i niezwykle istotny dla rozwoju transfer wiedzy.

Po piąte, Modzelewski wskazuje, że „jednym z pośrednich efektów planu Balcerowicza była też wielka emigracja”. Emigracja Polaków wynikała jednak z dwóch czynników: zacofania krajowej gospodarki (istniejącego jeszcze przed II wojną światową i utrwalonego przez socjalizm) i otwartych granic w ramach Unii Europejskiej. Migracja z krajów biednych do bogatszych nie jest czymś nadzwyczajnym. Krajem, z którego mieszkańcy wyjeżdżali, była np. Irlandia, dopóki na początku lat 90. nie osiągnęła w miarę zbliżonego poziomu do Wielkiej Brytanii. Emigrowali też, mimo wielu przeszkód, Polacy z zacofanej i zniewolonej Polski socjalistycznej. W latach 80. wyjechało z kraju ok. 270 tys. osób. Polska w 1989 roku była w prawdziwej (a nie propagandowej) ruinie. Obrazując to danymi, PKB na mieszkańca w Polsce stanowił (według parytetu siły nabywczej) nieco ponad 20% poziomu USA. Przez ostatnie 30 lat Polska mozolnie niwelowała dystans, by obecnie osiągnąć poziom 50% PKB na mieszkańca USA. W takiej sytuacji nie można się dziwić, że wielu Polaków, gdy tylko kraje starej Unii otwarły granice, postanowiło wyjechać za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Takie samo zjawisko występowało też w innych krajach naszego regionu. Trudno jednak w tym wszystkim doszukać się winy Balcerowicza. Wręcz przeciwnie, to dzięki reformom rynkowym Polska wreszcie zaczęła doganiać Zachód.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł To koszty socjalizmu były zbyt wysokie [w odpowiedzi W. Modzelewskiemu] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/to-koszty-socjalizmu-byly-zbyt-wysokie-w-odpowiedzi-w-modzelewskiemu/feed/ 0
O alternatywnych drogach transformacji [w odpowiedzi R. Wosiowi] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-alternatywnych-drogach-transformacji-w-odpowiedzi-r-wosiowi/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-alternatywnych-drogach-transformacji-w-odpowiedzi-r-wosiowi/#respond Tue, 25 Jun 2019 13:34:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=6088 Rafał Woś w 30. rocznicę pierwszych (częściowo) wolnych wyborów postanowił przedstawić alternatywną historię polskiej transformacji. Walcząc z rzekomą bezalternatywnością polskiej drogi, Woś postanowił przypomnieć, że alternatywy dla planu Balcerowicza były. To oczywiste, że były. Zawsze można reform nie wprowadzać albo wprowadzać je w inny sposób. Należy jednak zadać sobie pytanie, jakie byłyby prawdopodobne skutki przedstawionych […]

Artykuł O alternatywnych drogach transformacji [w odpowiedzi R. Wosiowi] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Stara opuszczona fabryka

Zdjęcie: Pixabay

Rafał Woś w 30. rocznicę pierwszych (częściowo) wolnych wyborów postanowił przedstawić alternatywną historię polskiej transformacji. Walcząc z rzekomą bezalternatywnością polskiej drogi, Woś postanowił przypomnieć, że alternatywy dla planu Balcerowicza były. To oczywiste, że były. Zawsze można reform nie wprowadzać albo wprowadzać je w inny sposób. Należy jednak zadać sobie pytanie, jakie byłyby prawdopodobne skutki przedstawionych przez Wosia możliwości.

Model chiński

4 czerwca na łamach „Super Expressu” Woś, zarzucając autorom polskiej transformacji, że „dusili w Polakach demokratycznego ducha”, postanowił przypomnieć, że mogliśmy „pójść drogą chińską”. W ramach edukacji historycznej warto zatem redaktorowi przypomnieć, że tego samego 4 czerwca 1989 roku, kiedy Polacy brali udział w pierwszych po II wojnie światowej (częściowo) wolnych wyborach, chińskie wojsko krwawo stłumiło na placu Tian’anmen protesty studentów domagających się demokratycznych reform.

Jednak dla regularnych czytelników felietonów Wosia nie powinno być tajemnicą to, że jest on wielbicielem wszechwładnego państwa, i to do tego stopnia, że zakrawa to o syndrom sztokholmski – im bardziej państwo obywateli, w tym redaktora Wosia, zniewala, tym większą czuje on do tego państwa sympatię.

Co istotne, chiński gradualizm, do którego Wosiowi tak tęskno, wyklucza się z reformami demokratycznymi. Udane „terapie szokowe” pozwały na stworzenie krytycznej masy przemian oraz wczesne wkroczenie na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Jedno i drugie osłabiało zwolenników dawnego ustroju, utrudniając im demokratyczne odwrócenie wprowadzonych reform rynkowych. Gradualiści nie dostrzegają, że konieczne staje się wykorzystanie okresu „nadzwyczajnej polityki”, kiedy ludzie są szczególnie skłonni do krótkookresowego poświęcenia dla długotrwałych korzyści.

To nie jedyne różnice między Chinami w 1978 roku, kiedy zaczęły się reformy Deng Xiaopinga, a krajami byłego bloku wschodniego w 1989 roku. Na początku swojej drogi Chiny były krajem o wiele biedniejszym nie tylko od Polski, lecz także od nawet najbiedniejszych republik sowieckich w 1989 roku. Były też krajem nieuprzemysłowionym, w którym ponad 70% zatrudnionych pracowało w rolnictwie (dla porównania, nawet w Polsce, gdzie dominowały gospodarstwa małorolne, zatrudnienie w rolnictwie wynosiło u zarania transformacji ok. 25%). W końcu, na co wskazuje np. Anders Åslund, w Chinach biurokracja pozostawała – w wyniku świeżo przeprowadzonej „rewolucji kulturalnej” – zdyscyplinowana, podczas gdy w krajach byłego bloku wschodniego była rozprężona i niechętna do wykonywania poleceń ośrodków władzy. W rzeczywistości między Chinami a krajami Europy Środkowo-Wschodniej i byłego ZSRS nie istniało zbyt wiele podobieństw. Trudno zatem oczekiwać, by mógł tam zadziałać ten sam model.

Pozostałe możliwości

Następnego dnia w „Tygodniku Powszechnym” Woś, udając zaskoczenie, że „mówienie o alternatywnym modelu polskiej transformacji budzi tyle wściekłości”, wskazał, że poza modelem chińskim istniały też co najmniej trzy modele zaproponowane przez ekonomistów bądź polityków polskich.

Pierwszy to model skandynawski, proponowany przez Tadeusza Kowalika. Na początku lat 90., więc wkrótce po rozpoczęciu przez Polskę reform, Szwecja i Norwegia, a także Finlandia pogrążyły się w kryzysie. Z drugiej strony kraje skandynawskie – oprócz rozbudowanych świadczeń socjalnych – cechują się niesamowicie sprawnym sektorem publicznym (rzecz niebywała w przeżartym korupcją demoludzie, jakim była Polska), wysoką wolnością gospodarczą i bardzo dobrą ochroną praw własności. Ponadto, kraje skandynawskie miały w 1989 roku dochody ok. trzy razy większe niż Polska. Czy bez sprawnych instytucji zapewniających swobodę gospodarowania, i ze względnie niskimi dochodami Polska była w stanie sprawnie wdrożyć tzw. model skandynawski? Bardzo wątpliwe.

Drugi to model popytowy Łaskiego, odrzucony przez rząd Mazowieckiego kosztem, jak stwierdził Woś „pogłębiającej się recesji”. Zacznijmy od tego, że popytu wówczas nie trzeba było pobudzać, o czym świadczą kilometrowe kolejki. Problemem była dopasowana do popytu podaż. A co z recesją? Recesje wystąpiły w każdym kraju byłego bloku wschodniego. W Polsce była stosunkowo płytka (tylko w Czechach spadek PKB per capita był mniejszy) i trwała najkrócej, gdyż już w 1992 roku, jako pierwszy kraj regionu, Polska zanotowała wzrost gospodarczy. Ponadto, Polska wraz z Czechami i Słowacją należała do krajów, które najszybciej sprowadziły inflację do poziomu poniżej 50% rocznie i wróciły do poziomu PKB per capita z 1989 roku.

W końcu trzeci model, czyli słynne sto milionów Wałęsy. Pomijając już to, że Lechowi Wałęsie chodziło nie o wypłatę gotówki, lecz o powszechne świadectwa udziałowe, u Wosia natrafiamy na stwierdzenie zadziwiające, przynajmniej dla tych, którzy wynurzeń redaktora nie czytają regularnie. W jego opinii owe sto milionów miałoby być „wynagrodzeniem za krzywdę, jaką było ustanowienie własności prywatnej”. Tak! W opinii Wosia monopol własności państwowej (należącej do społeczeństwa tylko w teorii, w praktyce zaś pozwalającej czerpać rentę nomenklaturze) nie jest dla społeczeństwa krzywdą. Krzywdą – i to wymagającą kompensaty – jest dopiero ustanowienie własności prywatnej. W rzeczywistości to własność prywatna, przez zapewnienie odpowiednich zachęt w działalności produkcyjnej, najlepiej służy interesowi społecznemu.

Wracając na koniec do pytania, jakie Woś postanowił na trzydziestolecie polskiej transformacji zadać, trzeba odpowiedzieć: owszem, można było inaczej, ale czy można było lepiej? Wydaje się, że alternatywy opisane przez Wosia prędzej poprowadziłyby nasz kraj drogą Ukrainy, niż skierowały w stronę Zachodu.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł O alternatywnych drogach transformacji [w odpowiedzi R. Wosiowi] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/o-alternatywnych-drogach-transformacji-w-odpowiedzi-r-wosiowi/feed/ 0
Bariery nie przyczyniają się do gospodarczej prosperity https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bariery-nie-przyczyniaja-sie-do-gospodarczej-prosperity/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bariery-nie-przyczyniaja-sie-do-gospodarczej-prosperity/#respond Mon, 23 Apr 2018 06:56:48 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5794 Otwartość kraju na imigrację jest dla gospodarki zjawiskiem korzystnym. Przemawiają za tą tezą zarówno przykłady historyczne, jak również – a może przede wszystkim – teoria ekonomii. Jak wykazuje Thomas Sowell, przytaczając w tym celu dość obszerny materiał faktograficzny [1], bogactwo i dobrobyt Stanów Zjednoczonych Ameryki budowali nie tylko koloniści z Wysp Brytyjskich (Wielkiej Brytanii i Irlandii) […]

Artykuł Bariery nie przyczyniają się do gospodarczej prosperity pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Otwartość kraju na imigrację jest dla gospodarki zjawiskiem korzystnym. Przemawiają za tą tezą zarówno przykłady historyczne, jak również – a może przede wszystkim – teoria ekonomii.

Jak wykazuje Thomas Sowell, przytaczając w tym celu dość obszerny materiał faktograficzny [1], bogactwo i dobrobyt Stanów Zjednoczonych Ameryki budowali nie tylko koloniści z Wysp Brytyjskich (Wielkiej Brytanii i Irlandii) czy z Niemiec, Niderlandów i Polski, przybyli do Ameryki Północnej jako jedni z pierwszych Europejczyków, ale również – w szczególności w ostatnich dziesięcioleciach – imigranci z Chin, Japonii czy Kuby, nie posiadający w zasadzie nic poza zapałem i chęcią do ciężkiej pracy, dzięki której mogliby polepszyć nie tyle swój własny los, co losy swoich rodzin, dzieci i wnuków.

Pracą nierzadko w pocie czoła od świtu do zmierzchu, okupioną wieloma wyrzeczeniami, harowali oni na dobrobyt i godne życie nie tylko swoich bliskich. Dążąc do osiągnięcia osobistych korzyści, przyczyniali się i w dalszym ciągu przyczyniają się do odnoszenia korzyści przez innych członków amerykańskiego społeczeństwa, nawet wówczas, gdy nie zdają sobie z tego sprawy, oraz nawet wtedy, gdy nie tym motywowane było i jest ich działanie. Potwierdzają się po raz kolejny poczynione już w XVIII w. przez Adama Smitha obserwacje, że „[g]dy zezwala się, aby naturalne dążenie każdego człowieka do poprawy bytu mogło się swobodnie i bez przeszkód przejawiać, wtedy staje się ono siłą tak potężną, że może samo, bez żadnej pomocy prowadzić społeczeństwo do bogactwa i dobrobytu” [2].

Co więcej, „gdy [indywidualny przedsiębiorca] kieruje wytwórczością tak, by jej produkt posiadał możliwie najwyższą wartość, myśli o swoim własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wszakże nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście” [3]. Trawestując Randalla G. Holcombe’a [4] można by zrekapitulować, że dobrobyt nie jest rezultatem ludzkiego planu, a efektem ludzkiego działania.

Wbrew twierdzeniom protekcjonistów, którzy chcieliby ograniczać imigrację, tego rodzaju sztuczne bariery i przeszkody (przypominające swym charakterem bariery taryfowe i parataryfowe [5]) stanowią nie tylko rodzaj interwencji przyczyniający się zaburzenia mechanizmów rynkowych oraz do negatywnych skutków ekonomicznych w postaci kosztów utraconych możliwości (kosztu alternatywnego), ponoszonych wskutek uniemożliwienia zatrudniania przez pracodawców tych pracowników, których sami zdecydowaliby się i chcieliby zatrudnić. Stanowią ponadto naruszenie podstawowych praw każdego człowieka do swobodnego, nieagresywnego dysponowania własnym ciałem oraz do wiążącego się z tym prawa do wykorzystania go celem zapewnienia sobie środków do życia, czy to pracą na własny rachunek, czy to pracą najemną. „Dziedzictwem biednego człowieka – jak zauważył A. Smith – jest siła i zręczność jego rąk; przeszkodzić mu w tym, by używał tej siły i zręczności w sposób, jaki uzna za właściwy, nie przynosząc szkody bliźniemu, jest po prostu pogwałceniem owej najświętszej własności. (…) Czuła troskliwość ustawodawców, aby pracodawcy nie zatrudnili przypadkiem osoby nieodpowiedniej, jest oczywiście równie niewłaściwa jak krępująca” [6]. Zaskakiwać może fakt, że tak wiele lat po wydaniu cytowanego tu przełomowego dzieła szkockiego badacza, tak wielu – w tym także ekonomistów – w dalszym ciągu nie jest w stanie zrozumieć i przyswoić tych bądź co bądź dość prostych, jasnych i oczywistych twierdzeń.

Co prawda napływ imigrantów prowadzi do presji na obniżenie stawek płac, jednakże w rezultacie obniżenia kosztów funkcjonowania firmy przedsiębiorcy są w stanie oferować tańsze produkty i usługi. Dzięki temu, że spadają ceny, płace realne rosną, tj. rośnie siła nabywcza pojedynczego wynagrodzenia. Wolny handel i swobodny przepływ osób prowadzą ipso facto do wyrównywania się stawek płac w danych gałęziach czy zawodach na niemalże tym samym poziomie na całym świecie i tylko interwencja polityczna może to uniemożliwić.

Dzięki imigracji może postępować akumulacja kapitału, poprawie ulega jakość tzw. kapitału ludzkiego a konsumenci mają dostęp do większej ilości coraz lepszych i coraz tańszych produktów i usług. Summa summarum uczestnicy danej gospodarki otwartej na imigrację mają się lepiej, niż gdyby imigracja była albo sztucznie hamowana, albo całkowicie zabroniona. Gdyby bowiem migracje ludzi z jednego miejsca do drugiego były niekorzystne dla danej gospodarki, to należałoby również ograniczać przemieszczanie się ludzi nie tylko z kraju do kraju, ale i z regionu do regionu czy z miasta do miasta. O tym, że tak nie jest, przekonujemy się każdego dnia na własne oczy.

Pozwólmy się ludziom bogacić!

[1] Zob. T. Sowell, Bieda, bogactwo i polityka w ujęciu globalnym, Warszawa 2016.

[2] A. Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. Tom 2, Warszawa 2007, s. 150-151.

[3] Ibidem, s. 40.

[4] R. G. Holcombe, Austriacka Szkoła Ekonomii – rozszerzone wprowadzenie, Warszawa 2015.

[5] Por. R. P. Murphy, Niepoprawny politycznie przewodnik po kapitalizmie, Wrocław 2015, s. 137-147.

[6] A. Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. Tom 1, Warszawa 2007, s. 144.


Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Bariery nie przyczyniają się do gospodarczej prosperity pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/bariery-nie-przyczyniaja-sie-do-gospodarczej-prosperity/feed/ 0
Krzywa Laffera w świetle nonsensownego modelu prof. Żyżyńskiego https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/krzywa-laffera-w-swietle-nonsensownego-modelu-prof-zyzynskiego/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/krzywa-laffera-w-swietle-nonsensownego-modelu-prof-zyzynskiego/#comments Mon, 06 Feb 2017 10:04:30 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4721 Autorem polemiki z artykułem prof. Jerzego Żyżyńskiego jest dr Tomasz Kasprowicz. Profesor Żyżyński zabrał się za opisywanie słabości krzywej Laffera. To temat ciekawy i niewątpliwie wart dyskusji. Szkoda tylko, że zamiast faktycznych problemów z tą teorią wskazuje wyimaginowane, jednocześnie sugerujące brak zrozumienia mechanizmów podatkowych. Pierwszy argument profesora Żyżyńskiego mówi, że krzywa wpływów podatkowych nie jest […]

Artykuł Krzywa Laffera w świetle nonsensownego modelu prof. Żyżyńskiego pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem polemiki z artykułem prof. Jerzego Żyżyńskiego jest dr Tomasz Kasprowicz.

Profesor Żyżyński zabrał się za opisywanie słabości krzywej Laffera. To temat ciekawy i niewątpliwie wart dyskusji. Szkoda tylko, że zamiast faktycznych problemów z tą teorią wskazuje wyimaginowane, jednocześnie sugerujące brak zrozumienia mechanizmów podatkowych.

Pierwszy argument profesora Żyżyńskiego mówi, że krzywa wpływów podatkowych nie jest na swoim początku wypukła. Nawet gdyby tak było w niczym nie zmienia to wniosków wynikających z obserwacji Laffera bowiem wnioski wyciągane przez niego dotyczą pierwszej pochodnej, a nie drugiej. Przekładając z matematycznego na nasze znaczy to tyle, że kiedy podnosimy stawkę podatkową to wpływy podatkowe najpierw rosną, potem osiągają jakieś maksimum, by przy pewnej stawce zacząć spadać. Powodem jest to, że wysokie stawki podatkowe powodują zniechęcenie do pracy i ucieczkę w szarą strefę. To idea dość ogólna wcale nie wymagająca by krzywa wpływów podatkowych jak pisze prof. Żyżyński wyglądała jak „połówka logo McDonald’s” ani by miała „maximum przy podatku ok. 50 proc.” (a właściwie stawce). Nie ma znaczenia też czy w jakimś fragmencie wzrostu (czy spadku) była wklęsła czy wypukła. Uwaga więc wydaje się mocno nietrafiona.

Jednak jeszcze dziwniejsze wydaje się uzasadnienie dla takiego kształtu krzywej. Ma się tak dziać bo : „państwo zbiera pieniądze i je wydaje, tworząc nowe dochody, z których też są płacone podatki, zatem krzywa powinna przyśpieszać, a nie zwalniać”. Po pierwsze: państwo wydając zebrane pieniądze nie tworzy nowych dochodów – co najwyżej je przesuwa – od podatnika do beneficjenta. Gdyby od opodatkowania tworzyły się nowe dochody to optymalnym rozwiązaniem byłoby opodatkowanie wszystkich maksymalnie. Ale przyjmijmy, że to przejęzyczenie i skrót myślowy.

Niestety ciąg dalszy wywodu nie ma też większego sensu. Dochody podatkowe mają tu rosnąć bo pracownicy budżetówki też płacą od swoich dochodów podatki. Te podatki służą dalszym zakupom budżetowym, które znowu podlegają opodatkowaniu i tak powstaje dla budżetu efekt mnożnikowy – czyli każda złotówka zebranego podatku wraca do budżetu kilkukrotnie. Na pierwszy rzut oka zdaje się to mieć sens, na drugi już nie.

Wyobraźmy sobie alternatywne rozwiązanie: dochody strefy budżetowej nie podlegają podatkowi dochodowemu, a pracownicy budżetowi dostają netto tyle samo co poprzednio. Czym się różni nasz nowy scenariusz od poprzedniego? Zasadniczo niczym: pracownicy budżetówki dostają tyle ile wcześniej, budżet kupuje dokładnie tyle samo co wcześniej i netto za takie same kwoty. Znika tylko mnożnik Żyżyńskiego – dochody podatkowe są równe wpływom podatkowym od sektora prywatnego. To wyraźnie pokazuje, że postulowany efekt mnożnikowy w realnych kategoriach ekonomicznych nie istnieje, a profesor padł ofiarą częstego błędu laików zwanego double-counting (czyli dwukrotnego – a w tym przypadku wielokrotnego liczenia tego samego). Krzywa dochodów budżetowych wcale nie musi być wypukła (choć może być z zupełnie innych powodów i jak wcześniej pisałem w żaden sposób nie podważa to konkluzji Laffera). Podatki dochodowe od dochodów w strefie budżetowej są zaś tylko metodą obniżania płaconej ceny.

Stąd dalsze wywody profesora są również pozbawione podstaw – zmniejszanie stawek podatkowych wcale nie doprowadza do wielokrotnie większego spadku wpływów budżetowych – a w każdym razie nie realnie. Zatem katastrofalny opis załamywania się strefy publicznej nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.

Profesor niestety dalej brnie w dziwne wnioski pisząc: „Ze wzoru wynika, że dla t = 0,5 budżet byłby równy wielkości opodatkowanych dochodów sektora rynkowego, czyli T = Y, a PKB zostanie podwojony – bo dochody sfery budżetowej zalicza się do PKB.” Nie wnikając w matematykę, która i tak nie ma sensu skupmy się na ostatnim fragmencie, z którego wynika, że opodatkowanie na poziomie 50% powoduje podwojenie PKB. Widziałem różne subtelne metody udowadniania, ze zwiększanie opodatkowania niekoniecznie musi prowadzić do SPADKU PKB. Tu jednak profesor Żyżyński matematycznie (sic!) udowodnił, że jeśli podniesiemy podatki z 0 do 50% to PODWOIMY PKB. Jest to stwierdzenie tak absurdalne, że powinno zastanowić piszącego, bo wyraźnie wskazuje, że postulowany efekt mnożnikowy istnieć nie może. Zamiast jednak dojść do takiego wniosku to profesor Żyżyński na podstawie wadliwego modelu dowodzi, że krzywa Laffera nie ma sensu. Bowiem wedle tego modelu przy opodatkowaniu na poziomie 100% wpływy budżetowe są nieskończone! NA tej podstawie profesor stwierdza, że to krzywa Laffera jest nonsensowna makroekonomicznie, kiedy nonsensowny jest jego model. W tym kontekście dość zabawne są dalsze uwagi profesora o brakach w wiedzy podstawowej u niektórych ekonomistów.

dr Tomasz Kasprowicz, przedsiębiorca, adiunkt w Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej, redaktor działu ekonomia w kwartalniku Res Publica Nowa, publicysta magazynu Liberte!

Share

Artykuł Krzywa Laffera w świetle nonsensownego modelu prof. Żyżyńskiego pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/krzywa-laffera-w-swietle-nonsensownego-modelu-prof-zyzynskiego/feed/ 1
Kryzys nie zdezaktualizował wolności – polemika z Rafałem Wosiem https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kryzys-nie-zdezaktualizowal-wolnosci-polemika-z-rafalem-wosiem/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kryzys-nie-zdezaktualizowal-wolnosci-polemika-z-rafalem-wosiem/#comments Tue, 26 Feb 2013 13:25:47 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=1737 W swoim tekście pt. „Balcerowicz ani drgnie” Rafał Woś zarzuca Leszkowi Balcerowiczowi, że jego wstęp do książki „Odkrywając wolność” nie przystaje do pokryzysowej rzeczywistości. Zaznacza też, że w antologii dzieł liberalnych myślicieli „wszystko kręci się wokół pojęcia wolności gospodarczej”, pomijając fakt, że w publikacji szeroko omówione zostały równie istotne aspekty wolności, wśród których można wymienić […]

Artykuł Kryzys nie zdezaktualizował wolności – polemika z Rafałem Wosiem pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
W swoim tekście pt. „Balcerowicz ani drgnie” Rafał Woś zarzuca Leszkowi Balcerowiczowi, że jego wstęp do książki „Odkrywając wolność” nie przystaje do pokryzysowej rzeczywistości. Zaznacza też, że w antologii dzieł liberalnych myślicieli „wszystko kręci się wokół pojęcia wolności gospodarczej”, pomijając fakt, że w publikacji szeroko omówione zostały równie istotne aspekty wolności, wśród których można wymienić wolność polityczną i osobistą, kwestię optymalnych rozwiązań ustrojowych czy też analizę samego, jakże dzisiaj niejednoznacznego, pojęcia wolności.

Na początku warto odnieść się do samego aspektu ekonomicznego. Nietrudno się domyśleć, że Rafał Woś należy do tych, którzy uważają, że to wolny rynek stanowi przyczynę kryzysu. Na pierwszy rzut oka można się z tym zgodzić, wyobrażając sobie zachłannych bankierów z Wall Street inwestujących w wątpliwe instrumenty finansowe oraz tysiące ludzi ochoczo korzystających z możliwości bezproblemowego zaciągnięcia kredytu hipotecznego.

Dlaczego więc w rzeczywistości to nadmierna, antywolnościowa interwencja państwa ponosi odpowiedzialność za kryzys? Spójrzmy: to przecież polityka gospodarcza Stanów Zjednoczonych, Islandii czy Hiszpanii pozwalała ludziom o nikłej zdolności kredytowej na zaciąganie tanich kredytów, które doprowadziły do powstania baniek spekulacyjnych. Ponadto rządy i banki centralne, zaślepione boomem, nie podejmowały żadnych kroków ostrożnościowych. W USA to rząd pozwolił na eksplozję zgubnych instrumentów pochodnych: banki prywatne mogły sprzedać kredyty hipoteczne de facto państwowym funduszom Freddie Mae i Fannie Mac, a następnie z „koszyków” kredytów hipotecznych instytucje te tworzyły papiery wartościowe, wysoko oceniane przez (również związane z rządem) agencje ratingowe.

Warto też wspomnieć o przyczynach kryzysu fiskalnego strefy euro. Po wejściu do unii walutowej Grecja, Portugalia i Włochy nadużyły zaufania inwestorów, którzy pożyczali krajom Południa pieniądze tak tanio, jak stabilniejszym gospodarkom, np. Niemcom. Kraje południowej Europy przeznaczały te kredyty na finansowanie swojej kosztownej polityki „śródziemnomorskiego państwa opiekuńczego”. Pieniądze wydawano m.in. na utrzymanie prywatnych gospodarstw turystycznych poza sezonem czy 14. i 15. pensje wywalczone przez związki zawodowe.

Również przyczyny cytowanych przez Wosia polskich problemów – „horrendalne ceny mieszkań” i „wysokie bezrobocie” (mimo rzekomej dużej liberalizacji rynku pracy) w pewnym stopniu tkwią na poziomie państwa. Kiedy rząd wprowadził dopłaty do mieszkań w ramach programu „Rodzina na swoim” deweloperzy wiedzieli, że rząd pomoże ludziom kupić mieszkanie za tak wysokie stawki – dlatego cen mieszkań nie zmniejszali. Kto wie, czy bez „poduszki” w postaci rządowych dopłat  deweloperzy nie zmniejszyliby cen, ponieważ nie mogliby znaleźć nabywców mieszkań? „Horrendalne ceny mieszkań” biorą się także stąd, że polskie państwo poprzez programy takie jak „Rodzina na swoim” oraz zaniedbanie, w przeciwieństwie do państw zachodnich, potrzeby istnienia elastycznego i niedrogiego systemu wynajmu wspierało taki sposób myślenia, że obowiązkiem każdego Polaka jest kupienie mieszkania na kredyt, niezależnie od jego możliwości finansowych. Stąd deweloperzy podwyższali ceny, wiedząc, że Polak i tak zrobi wszystko, aby wziąć „obowiązkowy” kredyt hipoteczny. Z kolei bezrobocie, za które zdaniem Rafała Wosia ponosi przywiązanie Polaków do wolności gospodarczej, jest wynikiem m.in. niedopasowania potrzeb pracodawców do wykształcenia pracowników, za co winę ponosi państwowy system edukacji, skupiony na pamięciowym uczeniu się, przez co zabija ciekawość i kreatywność dzieci i młodzieży. Ponadto gdyby kodeks pracy nie zawierał nadmiernych obciążeń biurokratycznych będących reliktami PRL-u, być może firmy byłyby bardziej skłonne do zatrudniania nowych pracowników, także tych pracujących obecnie w szarej strefie. Dlaczego wolność gospodarcza miałaby przynosić bezrobocie, skoro przecież jej istotą jest możliwość bezproblemowego podjęcia pracy oraz zmiany zatrudnienia?

Jak to się ma do szerszych – nie tylko natury gospodarczej, ale też filozoficznej – postulatów Leszka Balcerowicza zawartych we wstępie do „Odkrywając wolność” oraz sugestii Rafała Wosia, że państwo powinno dzisiaj otaczać obywateli socjalnym parasolem?

Balcerowicz rozumie wolność jako sytuację, w której ludzie o podobnych predyspozycjach mają równe szanse, aby realizować swoje plany życiowe. Państwo powinno według ekonomisty gwarantować wolność poprzez zapewnianie równości wobec prawa, jak najmniejszą zakazów i nakazów, respektowanie zasady wolności umów i przejrzystość przepisów. Wolność jednak bywa też błędnie rozumiana jako jak najwięcej możliwości w zakresie konsumpcji, co prowadzi do postulatów, aby państwo zapewniało ją przez wyrównywanie zamożności swych obywateli, a więc dążenie nie do równości szans, ale równości rezultatów. Tutaj dochodzimy do zgubnej polityki tanich kredytów mieszkaniowych czy nieuzasadnionych korzyści socjalnych dla wybranych grup społecznych, co nierzadko kłóci się z wolnościową zasadą równości wobec prawa.

Podczas gdy Rafał Woś popiera państwo socjalne oparte na błędnym rozumieniu wolności, Leszek Balcerowicz zadaje pytanie, czy instytucja państwa uzasadnia jego socjalną rolę, skądinąd daleko bardziej kosztowną niż ochrona ludzi przed krzywdą ze strony innych. Okazuje się, że wiele państw na początku powstało, aby uciskać podległą sobie ludność. Cel ten, trzeba przyznać, był bardzo odległy od zapewniania bezpieczeństwa socjalnego. Również dawni myśliciele nie postulowali szeroko zakrojonej obecności państwa w życiu człowieka. Według Thomasa Hobbesa państwa powstały po to, aby zapewnić ludziom „elementarne bezpieczeństwo”, a Benjamin Constant sprzeciwia się idei, aby państwo nakazywało jednostce podporządkować się woli ogółu. Żądanie, żeby państwo zapewniło realizację postulatów materialnych, stanowi stosunkowo nowe oczekiwanie obywateli. Odzwierciedla to wzrost wydatków publicznych we współczesnych państwach – w 1920 r. było to średnio 19,6 proc. PKB, a w 2002 r. już 43,5 proc. PKB. I być może postulat taki nie wynika z celowego lenistwa ludzi, „tęsknoty za zniewoleniem”, ale z przyjęcia wspomnianego oczekiwania za naturalne oraz niezrozumienia, że ograniczone państwo nie tylko ma za główne zadanie ochronę jednostki przed krzywdą ze strony innych, lecz także daje ludziom większą swobodę realizacji ich dążeń, niż rozrośnięte państwo z wysokimi podatkami, które staje się polem rywalizacji różnych grup o przywileje.

Podkreślone przez Wosia „socjalne powody pójścia na lep różnych lewicowych pomysłów i ideologii” pozostają więc wątpliwe, a zasadność nieingerencji państwa w wolność jednostki, także w kontekście działalności gospodarczej, przy poszanowaniu równości wszystkich wobec prawa, pozostaje aktualna w kryzysie. Balcerowicz pisze, że dążenie do realizacji własnych interesów i poprawy warunków swojego życia należy do niezmiennej natury człowieka. Nie jest to jednak argument za potrzebą poskromienia ludzkiej natury poprzez ograniczenie wolnego rynku. Odwrotnie: państwo powinno gwarantować ludziom realizację tych dążeń, a nie je utrudniać bądź realizować za nich samych.

Kończąc, należy podkreślić, że choć wolność gospodarcza stanowi w „Odkrywając wolność” rzeczywiście dominujący temat, to antologii nie należy jednak traktować jedynie jako krytyki państwa tłamszącego swobody gospodarcze poprzez przywileje socjalne, monopole i wysokie podatki. Istotną część „Odkrywając wolność” stanowią próby odpowiedzi na pytanie, jak powinno być zbudowane demokratyczne państwo. Przykładowo, James Madison w „Esejach politycznych federalistów” twierdzi, że duża liczba partii ogranicza prawdopodobieństwo, iż większość polityków „będzie miała wspólny motyw do naruszania praw innych obywateli”. Przeciwnego zdania jest Karl Popper, który opowiada się za systemem dwupartyjnym, twierdząc, że w systemie wielopartyjnym posłowie mniejszościowi mogą zyskać nieproporcjonalnie dużą władzę. Prawda, że wspomniane zagadnienie bliskie jest zmianom zachodzącym na polskiej scenie politycznej? Dlatego warto, aby nasi politycy wzięli do ręki „Odkrywając wolność” i rozpoczęli debatę nad tym, jakie rozwiązania mogą zagwarantować obywatelom największą wolność osobistą, polityczną i gospodarczą oraz wpływ na rządzenie państwem.

 

(drobne zmiany w akapitach 5. i 7. naniesione przez autorkę w dniu 27.06.2016 r.)

Share

Artykuł Kryzys nie zdezaktualizował wolności – polemika z Rafałem Wosiem pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kryzys-nie-zdezaktualizowal-wolnosci-polemika-z-rafalem-wosiem/feed/ 1