Warning: Creating default object from empty value in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php on line 27

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-content/themes/hybrid/library/functions/core.php:27) in /home/klient.dhosting.pl/for/blogobywatelskiegorozwoju.pl/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
biurokracja – Blog Obywatelskiego Rozwoju https://blogobywatelskiegorozwoju.pl "Rozmowa o wolnościowym porządku społecznym" Thu, 12 Oct 2023 07:56:03 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.1.18 Najskuteczniejsze organizacje wolnościowe [ŚWIAT WOLNOŚCI] https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/najskuteczniejsze-organizacje-wolnosciowe-swiat-wolnosci/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/najskuteczniejsze-organizacje-wolnosciowe-swiat-wolnosci/#respond Wed, 24 Oct 2018 06:01:31 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5934 Biurokracja i wydatki publiczne, ale też przejrzystość, prawo karne czy więziennictwo. To tylko wybrane tematy, którymi zajmują się organizacje, które w swojej misji wpisane mają wsparcie i obronę klasycznie liberalnych wartości, podobnie jak Fundacja FOR. We wrześniu poznaliśmy też więcej informacji na temat nominowanych do najbardziej prestiżowej nagrody w świecie wolnościowych organizacji pozarządowych. Myślę, że […]

Artykuł Najskuteczniejsze organizacje wolnościowe [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Biurokracja i wydatki publiczne, ale też przejrzystość, prawo karne czy więziennictwo. To tylko wybrane tematy, którymi zajmują się organizacje, które w swojej misji wpisane mają wsparcie i obronę klasycznie liberalnych wartości, podobnie jak Fundacja FOR. We wrześniu poznaliśmy też więcej informacji na temat nominowanych do najbardziej prestiżowej nagrody w świecie wolnościowych organizacji pozarządowych. Myślę, że sukcesy innych powinny mobilizować do działania także polskich liberałów. To drugi artykuł z cyklu „Świat Wolności”, w którym relacjonuję najważniejsze wydarzenia związane z organizacjami wolnościowymi spoza Polski. Tym razem zacznijmy przegląd za naszą południową granicą.

Ciekawe projekty realizowane są u naszych najbliższych sąsiadów. Pod koniec września ukazała się kolejna edycja Indeksu Biurokracji (Bureaucracy Index) autorstwa słowackiej organizacji INESS. Słowacy ustanowili Światowy Dzień Biurokracji 29 września i od 2016 r. właśnie tego dnia publikują swój własny indeks. Data nie jest przypadkowa – to urodziny Ludwiga von Misesa (autora wielu książek, w tym jednej zatytułowanej „Biurokracja”). Celem tego indeksu jest pokazanie ile godzin każdego roku mali przedsiębiorcy muszą poświęcić na biurokratyczne obowiązki, które gdyby nie państwowe nakazy nie byłyby wykonywane. Korzystając z tej samej metodologii INESS i ich partnerzy z trzech krajów pokazali, że „biurokratyczny wąż” pożera 222 godzin na Słowacji, 233 godzin w Czechach, 252 godziny na Litwie i 469 godzin na Ukrainie.

Na początku września poznaliśmy też finalistów nagrody Atlas Network’s 2018 Templeton Freedom Award, którą przyznaje amerykańska organizacja Atlas Network. Każdego roku jedna z organizacji, która zrealizowała najbardziej udany projekt na rzecz obrony i wzmacniania wolności otrzymuje podczas gali w Nowym Jorku nagrodę w wysokości $100,000. Tegoroczni finaliści to:

The Buckeye Institute (USA), za działania na rzecz poprawy systemu karnego w stanie Ohio, w tym więziennictwa, dzięki czemu możliwa jest większa sprawiedliwość, lepsza ochrona praw więźniów i oszczędności pieniędzy podatników.

The Commonwealth Foundation (USA), za działania na rzecz reformy systemu emerytalnego w stanie Pensylwania, które zwiększają bezpieczeństwo tego systemu i generują oszczędności dla mieszkańców.

Mercatus Center (USA), za działania na rzecz pomiaru szkodliwych skutków regulacji, które niszczą dobrobyt i ograniczają jednostkom możliwości rozwoju.

Lipa Taxpayers Association (Chorwacja), za działania na rzecz zatrzymania wprowadzania podatku od nieruchomości w Chorwacji.

Libertad y Progreso (Argentyna), za działania na rzecz ograniczenia nadmiernych wydatków publicznych w Argentynie.

Egyptian Center for Public Policy Studies (Egipt), za działania na rzecz większej przejrzystości w tworzeniu budżetu państwa i udziału obywateli w procesie powstawania budżetu.

Warto podkreślić, że wszystkie z tych działań organizacji pozarządowych zakończyły się różnego rodzaju mierzalnymi sukcesami. Kto zdobędzie nagrodę główną? Przekonamy się już 8 listopada.

Warto też zwrócić uwagę na ciekawe wolnościowe produkcje filmowe, które ukazały się w ostatnich miesiącach. Widzów w Polsce powinien zainteresować film “Sweden: Lessons for America: A Personal Exploration by Johan Norberg”. Autor obala w tym filmie wiele mitów na temat tzw. modelu skandynawskiego i pokazuje, że źródłem dobrobytu w Szwecji nie jest tzw. państwo socjalne. Film jest lekcją nie tylko dla Amerykanów, ale też dla Polaków, ponieważ także w Polsce wielu polityków próbuje kusić wyborców modelem skandynawskim, choć chyba sami nie są w pełni świadomi co to hasło oznacza. Przed obejrzeniem filmu warto zajrzeć na Bloga Obywatelskiego Rozwoju i przeczytać tekst „To nie wydatki socjalne doprowadziły do sukcesu krajów skandynawskich”.

Wiele organizacji wolnościowych stawia na współpracę krajową i zagraniczną. Przykładowo FOR jest członkiem 4Libert.eu Network, Epicenter Network i Atlas Network. Przedstawiciele FOR pojawiają się także na spotkaniach Warsaw Coalition Meetings. Ważnym miejscem gdzie warto działań na rzecz większego poziomu wolności i wzajemnej współpracy są Bałkany. Dlatego pomocna może okazać się współpraca organizacji z tego regionu w ramach Balkan Liberty Network.

Co warto w tym miesiącu jeszcze przeczytać? Na stronie Atlas Network pojawiają się od czasu ciekawe artykuły i podsumowania interesujących analiz. Warto zwrócić uwagę na tekst na temat rozwoju w Botstwanie, która od lat jest w czołówce krajów afrykańskich jeśli chodzi o wolność gospodarczą. Z kolei wenezuelska organizacja CEDICE Libertad porównała zarządzanie zasobem naturalnym jakim jest ropa w Wenezueli i Norwegii.

W natłoku złych informacji, które tak dobrze sprzedają się w mediach warto zwracać uwagę to działania wolnościowych organizacji i realne dobre zmiany, do których organizacje te się przyczyniają. Mam nadzieję, że kolejny odcinek „Świata Wolności” to zadanie ułatwi.

Większość informacji pochodzi ze strony Atlas Network, sieci zrzeszającej ponad 400 wolnościowych organizacji z całego świata, w tym Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Share

Artykuł Najskuteczniejsze organizacje wolnościowe [ŚWIAT WOLNOŚCI] pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/najskuteczniejsze-organizacje-wolnosciowe-swiat-wolnosci/feed/ 0
Pierogi a podatki – słów kilka o próbie powrotu do Polski https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pierogi-a-podatki-slow-kilka-o-probie-powrotu-do-polski/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pierogi-a-podatki-slow-kilka-o-probie-powrotu-do-polski/#respond Wed, 14 Jun 2017 06:19:45 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=5132 Wyglądam przez okno i dostrzegam znajomy żółto-czerwony samochód. Zrywam się zza biurka, by przyjąć paczkę od kuriera DHL-u. Gdy otwieram ją, zapach śliwek w czekoladzie wypełnia pokój. Czytam pełen miłości i troski list od matki, w którym radzi: odżywiaj się dobrze – tam, na Wyspie. Na szczęście udało jej się przemycić trochę pigwowej nalewki zamaskowanej […]

Artykuł Pierogi a podatki – słów kilka o próbie powrotu do Polski pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

źródło: Wikimedia

Wyglądam przez okno i dostrzegam znajomy żółto-czerwony samochód. Zrywam się zza biurka, by przyjąć paczkę od kuriera DHL-u. Gdy otwieram ją, zapach śliwek w czekoladzie wypełnia pokój. Czytam pełen miłości i troski list od matki, w którym radzi: odżywiaj się dobrze – tam, na Wyspie. Na szczęście udało jej się przemycić trochę pigwowej nalewki zamaskowanej jako sok jabłkowy. Nazwijmy to obywatelskim nieposłuszeństwem.

Tego typu chwile dobrze zna duża część Polonii, która wyemigrowała do Anglii za lepszymi płacami – bo z pewnością nie za lepszym jedzeniem. Ja byłem jednak jednym ze studentów, których pociągnęła ciekawość świata oraz pogoń za prestiżem anglosaskich uczelni. Wylądowałem w Durham. Niedługo pojadę do St Andrews by studiować filozofię i ekonomię – u nas połączenie wywołuje zdumienie, tam jest dość powszechne. Potem chciałbym wrócić do Polski.

Większość (ale od niedawna coraz mniej) polskich studentów deklaruje chęć powrotu do ojczyzny. Między pragmatycznymi powodami takimi jak nasz mniej konkurencyjny rynek pracy, często pojawia się tęsknota za naszą ziemią. Nostalgia była zdecydowanie moim głównym motywem. Wiedziałem, że moja uczelnia otwiera przede mną wszystkie drzwi, a nawet wrota, w Anglii, lecz w Polsce mało kto o niej słyszał. Tak więc postanowiłem postawić na niezależność – czyli jak wielu powracających studentów, otworzyć firmę. Pytanie tylko gdzie? Czy Polska zachęca młodych polskich kosmopolitów do powrotu? Na początku, ze względów stricte patriotycznych, chciałem otworzyć firmę w Polsce.

Już na samym początku zrozumiałem, że nie będzie to łatwe. Będąc prywatnie ubezpieczony, nie potrzebuję ZUS-u, który jest zazwyczaj przymusem dla przedsiębiorców, chyba, że ktoś chce się bardzo gimnastykować biurokratycznie, by go nie płacić. Przy moim miniaturowym kapitale, wiedziałem, że nawet kilkaset złotych stałych kosztów miesięcznie może pożreć czas na rozkręcenie mojej mini-marki promującej polskie wzornictwo. W Wielkiej Brytanii nikogo nie interesuje gdzie i jak się ubezpieczył prezes spółki, o ile nie wypłaca sobie pensji.
Oficjalnie podatki są podobne: 20% w Wielkiej Brytanii, 19% w Polsce. Praktyka jest jednak inna. W Polsce średniego rozmiaru firma jest obciążoną większą ilością podatków niż w Wielkiej Brytanii. Według analizy „Paying Taxes” PwC z 2016 w Polsce suma podatków dla średniej firmy wynosi 40.3% a w Wielkiej Brytanii 32.0%. Dla bardzo małego przedsiębiorstwa znacznie ważniejszym wyznacznikiem może być kwota wolna od podatku dochodowego, która w Polsce jest 17x niższa! Podczas gdy w Polsce kwota wolna od podatku w wysokości 3091 zł rocznie to skrajne ubóstwo, w Wielkiej Brytanii kwota £11000 pozwala na normalne życie, może bez luksusów, ale zadowalające.

Nic dziwnego więc, że Polska wypada w rankingu PwC dopiero na 58. miejscu, w towarzystwie krajów takich jak Kazachstan, Zambia czy Guatemala, podczas gdy Wielka Brytania znajduje się na miejscu 15.,, kilka miejsc przed Luksemburgiem. Te analizy jednak mówią średnich firmach. Jak to jednak jest ze startupami, nowymi firmami z wysokim ryzykiem i małym kapitałem?

Przede wszystkim, młodzi i mali przedsiębiorcy nie mają czasu, środków ani uwagi by rozpraszać się niepotrzebnymi formalnościami. Często chcieliby się skupić tylko na produkcie i sprzedaży. Wg PwC dla średniej firmy w Anglii czas poświęcony na formalności podatkowe to 110 godzin roboczych rocznie. To niemało. Polski system system zaczyna przypominać jednak prozę Kafki ze swoimi średnio 271 godzinami poświęconymi na podatkową papierologię.

Skąd tak drastyczne różnice? Możliwe, że to PRL-owskie pozostałości państwa, któremu zależy na asymetrii wiedzy. Najbardziej jaskrawym przykładem jest sposób komunikacji państwo-obywatel. W Polsce niejeden raz miałem trudności ze zrozumieniem, o co chodzi w mandacie za złe parkowanie czy też ulotce informującej o jakiejś zmianie na poziomie gminnym. W Anglii wszystkie komunikaty skierowane do obywateli są czytelne nawet dla kogoś bez wykształcenia lub ze słabą znajomością angielskiego. Mogłoby się wydawać, że jest to tylko techniczny szczegół, jednak przy próbie chociażby założenia firmy różnica jest potężna. W Polsce, bez specjalisty, trudno podjąć nawet najprostsze czynności, a o przekładanie na ludzki język trzeba prosić urzędników, którzy nie raz na proste pytania odpowiadają, że “od pomocy są prawnicy”. Nie! To właśnie urzędnicy reprezentują państwo, które powinno pomagać. Zresztą, chyba nie muszę bronić tezy, że transparencja regulacji jest właściwa.
Ponadto, sposób komunikacji stanowi ważny symbol podejścia do obywateli. Mimo stereotypu “fajfoklowego” elitaryzmu, widać że Królestwo stara się nie wykluczać mniej oczytanych czy tych bez dostępu do prawników. Widać też starania, by polityka była poparta badaniami – rząd oparł swoje zasady komunikacji z obywatelami na najnowszej wiedzy z lingwistyki i psychologii.

Oczywiście Wielka Brytania nie jest rajem. Podobnie jak w Polsce, około 40% PKB to wydatki państwowe, z czego lwia część to wydatki na rzecz tzw. bezpieczeństwa społecznego, czyli różnego rodzaju formy redystrybucji. Jednak istotną zaletą Wielkiej Brytanii jest to, że nie zmusza prezesów nie-rezydentów do płacenia dodatkowych podatków takich jak ZUS, który z perspektywy każdego zagranicznego prezesa spółki jest niepotrzebny.

Powinniśmy się poważnie zastanowić, czy aby na pewno pierogi, śliwki w czekoladzie i piękny język wystarczają, by zachęcić najmłodszą generację przedsiębiorców z zagranicznym doświadczeniem do powrotu jako pełnoprawni mieszkańcy Polski.

Share

Artykuł Pierogi a podatki – słów kilka o próbie powrotu do Polski pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/pierogi-a-podatki-slow-kilka-o-probie-powrotu-do-polski/feed/ 0
Elektryczne pojazdy, czyli chińskie plany na innowacyjność https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/elektryczne-pojazdy-czyli-chinskie-plany-na-innowacyjnosc/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/elektryczne-pojazdy-czyli-chinskie-plany-na-innowacyjnosc/#comments Mon, 23 Jan 2017 09:22:42 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4657 Autorem tekstu jest Hubert Burakiewicz, absolwent Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016.  Innowacyjna gospodarka to efektywniejszy rynek, większa konkurencyjność państwa i szybszy wzrost ekonomiczny. Nie ulega zatem wątpliwości, że rząd powinien wspierać rozwój innowacyjności. Jednak nie każdy rodzaj wsparcia jest drogą do sukcesu. Centralne planowanie innowacji jest z góry skazane na porażkę, czego spektakularnym przykładem jest […]

Artykuł Elektryczne pojazdy, czyli chińskie plany na innowacyjność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Hubert Burakiewicz, absolwent Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016

źródło: https://www.totallyelectriccars.com

Innowacyjna gospodarka to efektywniejszy rynek, większa konkurencyjność państwa i szybszy wzrost ekonomiczny. Nie ulega zatem wątpliwości, że rząd powinien wspierać rozwój innowacyjności. Jednak nie każdy rodzaj wsparcia jest drogą do sukcesu. Centralne planowanie innowacji jest z góry skazane na porażkę, czego spektakularnym przykładem jest program elektromobilności rządu chińskiego.

Projekt rozwoju przemysłu pojazdów elektrycznych w Chinach oparty jest na złej konstrukcji. Rząd narzucając realizacje konkretnych projektów ignoruje potrzeby rynku, inwestując w rozwiązanie, na które jest jeszcze za wcześnie. Ponadto, do stymulowania innowacyjności władze stosują nieodpowiednie narzędzia, marnotrawiąc pieniądze.

Kilka lat temu, chiński rząd do priorytetów gospodarczych dołączył rozwój innowacyjnego przemysłu pojazdów elektrycznych. Plany wsparcia tego sektora opisane zostały m.in. w dwóch ostatnich planach pięcioletnich. Cele przyświecające projektowi są jasne:

  • Chiński sektor pojazdów elektrycznych ma być największy na świecie.
  • Gospodarka Państwa Środka ma być w mniejszym stopniu uzależniona od ropy naftowej.
  • Chiny mają zredukować emisję CO2 oraz innych gazów zanieczyszczających środowisko.

W realizację projektu, chińskie władze zaplanowały zainwestować ponad 15 miliardów dolarów, przeznaczając je na badania R&D, dotacje, promocję oraz rozwój infrastruktury. Zgodnie z programem, do 2020 r. po chińskich drogach ma się poruszać 5 milionów pojazdów elektrycznych.

Jak wygląda wykonanie przyjętych założeń? Nie uwzględniając dotacji, rząd do tej pory przeznaczył na realizację projektu ponad 5,8 miliardów dolarów, nie zbliżając się o krok do realizacji przyjętych celów.

Pierwszy błąd popełniono już na etapie dobierania narzędzia do osiągnięcia wyznaczonych zadań. Pojazdy elektryczne nie są w stanie wpłynąć na mniejszą konsumpcję ropy naftowej, ponieważ nie posiadają one mechanizmu samodzielnego wytwarzania prądu. Baterie muszą być doładowywane zewnętrznym źródłem energii, która w 80% wytwarzana jest w Chinach w wyniku spalania paliw kopalnych. Zamiast wlewać pochodną ropy bezpośrednio do baków samochodów, Chińczycy zużywają jej więcej w elektrowniach. W konsekwencji uzależnienie chińskiej gospodarki od ropy naftowej nie maleje. W 2013 r. 7% światowej produkcji tego surowca trafiła do Chin, a w 2014 r, było to już 11%. McKinsey & Company prognozuje, że do 2020 r. aż 24% światowego wydobycia ropy naftowej będzie konsumowane w Chinach. Większe zużycie ropy naftowej to rosnąca emisja CO2 i zanieczyszczenie środowiska.

Kolejny problem tkwi w nieodpowiednio rozlokowanych środkach finansowych. Samochody elektryczne, mimo że dotowane, są bardzo drogie, co zniechęca konsumentów do ich zakupu. Nie widzą oni bowiem ekonomicznego sensu takiej inwestycji- różnica między ceną elektrycznego Chevroleta Volt, a ceną samochodu tej samej marki z silnikiem spalinowym spłaca się dopiero po 6 latach. Ponadto, nierozwinięta infrastruktura, na którą zaplanowano wydać tylko 5% wszystkich funduszy, również nie przyczynia się do wzrostu sprzedaży elektrycznych aut. W Pekinie przypada 0,12 punktów ładowania pojazdów elektrycznych na 1 km2, natomiast w Oslo jest to 1,54. W konsekwencji popyt na pojazdy elektryczne jest zdecydowanie niższy niż założony przez chińskie władze, a udział zarejestrowanych nowych pojazdów elektrycznych do wszystkich nowo zarejestrowanych środków transportu niewielki.

Wykres 1. Skumulowana sprzedaż pojazdów elektrycznych w Chinach

Źródło: opracowanie własne na podstawie szacunków Chińskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów oraz China Daily. Szacunek na 2020 rok zostało przeprowadzone przez PwC

Wykres 2. Udział zarejestrowanych nowych pojazdów elektrycznych w liczbie zarejestrowanych wszystkich nowych pojazdów w pierwszym kwartale 2015 r.

Źródło: Business Insider na podstawie IHS Automotive (https://www.businessinsider.com/countries-with-the-most-electric-cars-2015-7?IR=T)

Inną przyczyną porażki programu jest niedostateczna tarcza antykorupcyjna. Chiński program wsparcia innowacyjności doprowadza do nadużyć. Pieniądze przeznaczane na rozwój przemysłu pojazdów elektrycznych były defraudowane. Ostatnio, chińska prasa doniosła, że producenci niektórych samochodów pobierali dotacje za fikcyjną produkcję aut. Firmy w celu realizacji narzuconych limitów, sztucznie zawyżały produkcję, co było korzystne dla lokalnych władz, które są rozliczne przez rząd.

Jakie są wnioski płynące z realizacji projektu wsparcia innowacyjności w Chinach? Przede wszystkim państwo nie może narzucać przedsiębiorstwom tego co i w jakiej ilości powinni produkować. Zamiast ingerować w działalność firm, rząd powinien stworzyć odpowiednie mechanizmy podatkowe promujące innowacyjność, zwiększyć ochronę własności intelektualnej oraz budować kapitał intelektualny.

Mimo oczywistych wniosków płynących z porażki chińskiego programu, polskie władze zdają się ich nie dostrzegać. Rząd, który z jednej strony stawia na energetykę opartą na węglu, a z drugiej chce rozwijać przemysł samochodów elektrycznych popełnia identyczny błąd jaki popełnili Chińczycy. Ponadto, inwestowanie miliardów złotych w samochody, na które prawdopodobnie nie będzie popytu skazane jest na porażkę, dokładnie tak samo jak miało to w przypadku Chin. Czy zatem, flagowy projekt opisany w tzw. planie Morawieckiego ma szansę odnieść sukces? Niestety, za Chiny Ludowe nie uda się go z powodzeniem zrealizować.

Autorem tekstu jest Hubert Burakiewicz. Tekst otrzymał wyróżnienie podczas Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.

 

Share

Artykuł Elektryczne pojazdy, czyli chińskie plany na innowacyjność pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/elektryczne-pojazdy-czyli-chinskie-plany-na-innowacyjnosc/feed/ 1
Budownictwo mieszkaniowe w Chinach – przykład nieefektywnej polityki inwestycyjnej https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/budownictwo-mieszkaniowe-w-chinach-przyklad-nieefektywnej-polityki-inwestycyjnej/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/budownictwo-mieszkaniowe-w-chinach-przyklad-nieefektywnej-polityki-inwestycyjnej/#respond Thu, 12 Jan 2017 07:28:26 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4665 Autorem tekstu jest Bartosz Majko, absolwent Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016. Każdy słyszał o chińskich miastach-widmach, które budowane nakładem sił tysięcy robotników, nie doczekały się mieszkańców. Brak chęci do zamieszkania na nowo zbudowanych osiedlach nie był jednak kaprysem zwykłych obywateli. Wręcz przeciwnie, Chiny są obecnie miejscem w którym odbywa się największa migracja ludności wiejskiej do […]

Artykuł Budownictwo mieszkaniowe w Chinach – przykład nieefektywnej polityki inwestycyjnej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Bartosz Majko, absolwent Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016.

źródło: https://io9.gizmodo.com

Każdy słyszał o chińskich miastach-widmach, które budowane nakładem sił tysięcy robotników, nie doczekały się mieszkańców. Brak chęci do zamieszkania na nowo zbudowanych osiedlach nie był jednak kaprysem zwykłych obywateli. Wręcz przeciwnie, Chiny są obecnie miejscem w którym odbywa się największa migracja ludności wiejskiej do miast w historii, więc teoretycznie Chińczycy powinni przyjąć nowe mieszkania z radością. Problem tkwi w tym, że przeciętnej rodziny nie stać na nowe mieszkanie zbudowane przez państwowego dewelopera. Przeprowadzka do nowego miejsca, często wiązałaby się również z daleką podróżą.

Dzieje się tak, ponieważ głównym celem chińskiego rządu jest utrzymanie wysokiego tempa przyrostu PKB, które nieubłaganie spada od kryzysu finansowego w roku 2008 i jest na najniższym poziomie od 1990 roku (6,9% w 2015 roku)[1]. Państwowi planiści próbują zapobiec dalszemu spadkowi poprzez inicjowanie wielkich projektów infrastrukturalnych i budowę nowych mieszkań.

To, że inwestycje są przeprowadzane przez urzędników nie mających interesu w zyskowności budowy, sprawia, że pieniądze są marnotrawione, a klient dostaje produkt po zawyżonej cenie.

Rząd próbował zachęcić ludność do osiedlania w nowych miejscach, tworząc ośrodki naukowe i rządowe blisko budynków mieszkalnych. Napływ studentów i urzędników miał rozruszać miasta-widma. Sprawić, że ludzie, którzy chcą się kształcić na uczelniach wyższych i piąć się po szczeblach kariery w aparacie państwowym, musieliby przeprowadzić się w odległe zakątki Chińskiej Republiki Ludowej.

W latach 2009-2013 nieudane inwestycje stanowiły blisko połowę wszystkich przeprowadzonych inwestycji. Zmarnowaną kwotę szacuje się na nawet 6,8 bln dolarów amerykańskich[2], chociaż niektórzy ekonomiści powątpiewają w aż tak dużą kwotę[3]. Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że w Chinach ogromne pieniądze są wyrzucane w błoto, tylko po to, aby utrzymać dobre wskaźniki makroekonomiczne.

Tak duża nieefektywność inwestycyjna ma również swoje podłoże w korupcji, która jest nieodłącznie związana z państwem biurokratycznym, a takim państwem na pewno jest ChRL. Według badań Emerging Advisors Group, w ostatnich latach w Chinach mógł zostać rozkradziony przez różnych oficjeli państwowych nawet bilion dolarów amerykańskich[4]. To tylko pokazuje, że pomimo poczynionych reform, mających uczynić Chiny państwem z elementami wolnego rynku, ChRL wciąż pozostaje państwem komunistycznym, ze wszystkimi jego wadami. Rozmyta odpowiedzialność na różnych etapach planowania stwarza wiele okazji do korupcji.

Tutaj należy się zastanowić, czy budownictwo mieszkaniowe organizowane przez państwowe instytucje ma jakikolwiek sens. Zapewnienie mieszkań obywatelom to przecież jeden ze sztandarowych postulatów każdej partii z „zacięciem społecznym” i dobry sposób na wkupienie się w łaski przyszłych wyborców.

Chiński przykład tworzenia całych dzielnic „na zapas” jest wręcz karykaturalny, jednak budownictwo społeczne jest obecne w wielu krajach i bardzo często tworzy podobne patologie na różnych szerokościach geograficznych. Złe decyzje inwestycyjne, pieniądze z budżetu rozpływające się w biurach państwowych deweloperów,  mijanie się z potrzebami konsumenta, to sytuacje powtarzające się na różną skalę za każdym razem, kiedy państwo mierzy się z wyzwaniem zapewnienia dachu nad głową swoim obywatelom.

Przypadek Państwa Środka jest dla niektórych polityków,  również w Polsce, dowodem na skuteczność zbiurokratyzowania państwa i centralnego planowania, w końcu ciężko zaprzeczyć rozwojowi, który miał tam miejsce w ostatnich dekadach. Uważają oni, że ogromne inwestycje publiczne, przyniosą rozwój gospodarczy i dobrobyt, jednak, zdają się zapominać, że Chińczycy nie stają się nowym hegemonem gospodarczym dzięki planom i regulacjom. To właśnie odejście od całkowitej kontroli nad gospodarką w latach 80. XX wieku pozwoliło na gwałtowny rozwój gospodarki chińskiej. Cała powojenna historia ChRL to jeden wielki argument przeciw centralnemu sterowaniu w  gospodarce. Plany z okresu „wielkiego skoku” przyniosły jedynie chaos i ruinę gospodarki.

Chiński przykład dobitnie pokazuje, że nie powinno się powierzać budownictwa mieszkaniowego w ręce urzędników, ponieważ prowadzi to do wzrostu korupcji i marnotrawienia zasobów. Tak jak w wielu dziedzinach gospodarki lepszy efekt przyniosłoby uproszczenie i zliberalizowanie prawa podatkowego oraz ograniczenie działalności państwa. Wyborcze obietnice roztaczające wizję łatwo dostępnych i tanich mieszkań sponsorowanych przez rząd to czysty populizm, który na dłuższą metę nie przyniesie nic poza lepszymi wynikami wyborczymi wśród osób z nowym lokum.

Autorem tekstu jest Bartosz Majko. Tekst otrzymał wyróżnienie podczas Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016.

Wpisy na Blogu Obywatelskiego Rozwoju przedstawiają stanowisko autorów bloga i nie muszą być zbieżne ze stanowiskiem Forum Obywatelskiego Rozwoju.


[1] https://data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.MKTP.KD.ZG?end=2015&locations=CN&start=1989

[2] https://www.ft.com/content/002a1978-7629-11e4-9761-00144feabdc0

[3] https://www.economist.com/blogs/freeexchange/2014/11/wasted-investment

[4] https://emadvisorsgroup.com/

Share

Artykuł Budownictwo mieszkaniowe w Chinach – przykład nieefektywnej polityki inwestycyjnej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/budownictwo-mieszkaniowe-w-chinach-przyklad-nieefektywnej-polityki-inwestycyjnej/feed/ 0
Innowacja wprowadzana dekretem – rosyjska wersja Doliny Krzemowej https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/innowacja-wprowadzana-dekretem-rosyjska-wersja-doliny-krzemowej/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/innowacja-wprowadzana-dekretem-rosyjska-wersja-doliny-krzemowej/#respond Tue, 20 Dec 2016 05:30:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4551 Russian dream – w taki sposób określana była inicjatywa ówczesnego Prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który hucznie zapowiedział utworzenie w podmoskiewskiej wsi Skołkowo rosyjskiej wersji Doliny Krzemowej. Inicjatywa ta miała być ukoronowaniem ogłoszonej w 2009 r. strategii Russia GO!. Ten liczący cztery tysiące słów dokument zakreślał ambitną wizję modernizacji i dywersyfikacji „w hańbiący sposób” zacofanej i […]

Artykuł Innowacja wprowadzana dekretem – rosyjska wersja Doliny Krzemowej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin, źródło: Wikipedia

Russian dream – w taki sposób określana była inicjatywa ówczesnego Prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który hucznie zapowiedział utworzenie w podmoskiewskiej wsi Skołkowo rosyjskiej wersji Doliny Krzemowej. Inicjatywa ta miała być ukoronowaniem ogłoszonej w 2009 r. strategii Russia GO!. Ten liczący cztery tysiące słów dokument zakreślał ambitną wizję modernizacji i dywersyfikacji „w hańbiący sposób” zacofanej i anachronicznej rosyjskiej gospodarki opartej głównie na eksporcie nieprzerobionych surowców naturalnych. Motorem modernizacji miały się stać nowoczesne technologie i innowacyjne rozwiązania, co szłoby w parze ze zwiększeniem wolności politycznej i wzmocnieniem demokracji w Rosji. Inwestycje w edukację, otwarcie się na świat, a co za tym idzie zintensyfikowanie swobodnej wymiany myśli i idei miały być receptą na sukces. Samo Skolkovo Innovation Centre, na które zamierza się przeznaczyć 4 mld dolarów do 2020 r., miało zgromadzić 50 tys. badaczy i technologów i służyć jako inkubator dla start-upów oferujący granty, kursy edukacyjne i przestrzeń biurową.

Prezydent Miedwiediew, brzmiąc jak postmodernistyczna wersja Gorbaczowa z jego planem pierestrojki, zapowiedział, że nie popełni błędów Piotra I i przywódców sowieckich, którzy wdrażali swoje wizje przymusowo i za zbyt wysoką cenę, którą przyszło płacić prostym ludziom. Tego projektu naród nie musi się obawiać – jak ukazał „car” modernizacja ma nastąpić dzięki kreatywności i przedsiębiorczości zwykłych ludzi.
Samo w sobie brzmiało to dość absurdalnie w kraju, w którym w 2015 r., w szczycie kryzysu gospodarczego, przypadało 108 urzędników na każde 10 tys. obywateli (w ZSRR współczynnik ten wynosił maksymalnie 73 urzędników) i ciągle rośnie.

The Economist już w 2009 r. wyraził sceptycyzm wobec zaprezentowanych planów. Wskazano, że Miedwiediew nie ma realnego przełożenia na rosyjską rzeczywistość zdominowaną przez skorumpowaną, biurokratyczną machinę, a jego deklaracje to jedynie puste symbole. Grał on rolę „dobrego gliny” mówiącego o modernizacji i prawach człowieka, chwilowo zastępując Władimira Putina sterującego wszystkim z tylnego siedzenia.

Dolina Krzemowa w Kalifornii powstała sama z siebie, oddolnie, niemal przez przypadek. Przyczyn sukcesu było wiele – od sprzyjającego klimatu po fantastyczne zaplecze naukowe w postaci Uniwersytetu Stanforda. Szczęśliwie dla USA „mądre głowy” siedzące w urzędach nie zajęły się planowaniem i regulowaniem Doliny Krzemowej, która wyrosła na gruncie wolności gospodarczej połączonej z rządami prawa. Główną natomiast słabością rosyjskiego projektu, pomijając tradycyjny brak poszanowania dla zasada państwa prawa oraz bezmiar regulacji i biurokracji, było niewykorzystanie istniejącego już potencjału. Trudno sobie nawet wyobrazić motywy jakie mogły stać za niepodjęciem strukturalnej współpracy z tak renomowanymi ośrodkami jak Moskiewski czy Nowosybirski Uniwersytet Państwowy, nie mówiąc już o Rosyjskiej Akademii Nauk z której wywodzi się aż 18 noblistów.

Na początku zapowiadało się jednak całkiem optymistycznie – do 2013 r. do Skołkowa przeniosło się ponad tysiąc rosyjskich i zagranicznych przedsiębiorstw. Od tego momentu jednak liczba ta nie rośnie i utrzymuje się na podobnym poziomie. Potem pojawiły się już problemy typowe dla naszych wschodnich sąsiadów – korupcja, malwersacje, defraudacje. W 2013 r. prokuratura postawiła pierwsze zarzuty. Z przeznaczonych na inwestycje 50 mld rubli (wówczas ok. 500 mln zł) w latach 2010-2012 aż 30 mld było dotkniętych nieprawidłowościami.

Po sankcjach nałożonych na Rosję oraz coraz głębszej zapaści gospodarczej pogorszył się też klimat inwestycyjny, który zniechęca zagraniczne przedsiębiorstwa obawiające się rosnącej niestabilności. W 2014 r. władze zaczęły też ograniczać wolność w internecie. Zwiększono inwigilacje i wprowadzono przymus rejestracji poczytnych blogerów. Dziś słyszymy głosy o potrzebie wyodrębnienia runetu, rosyjskojęzycznego internetu, i poddania go dokładniejszej kontroli władz. Takiego rodzaju interwencjonizm i budowanie murów nie sprzyja tworzeniu międzynarodowych relacji businessowych.

Brak kompetentnych kadr zarządzających, a co za tym idzie nieskuteczne wsparcie inicjatyw skutkuje faktem, że żywotność ok. 90% nowo-powstałych w Skołkowie kompanii to jedynie 2-5 lat. W 2015 r. jedynie 45% rezydentów wykazywało przychód, a zaledwie 3% zarobiło więcej niż 100 mln rubli (ok. 6,3 mln zł). Przestarzała, rosyjska gospodarka nie przejawia też wystarczającego popytu nawet na udane innowacje, które nie uzyskawszy należytego wsparcia, w większości nie są w stanie podbijać zachodnich rynków. Nic więc dziwnego, że mówi się już co najmniej o potrzebie przeprofilowania projektu Miedwiediewa.

Nasiona pięknego kwiatu innowacji zostały rzucone na zmarzniętą, rosyjską glebę. Od kilku lat podlewa się je strumieniami pieniędzy rosyjskich podatników, te jednak spływają bocznymi kanałami i nie użyźniają gleby. Władze nie potrafią lub nie chcą zaorać tej ziemi, rozbić skostniałej struktury przerośniętej biurokracji, która zdusi jeszcze wiele ambitnych inicjatyw.

Autor jest laureatem nagrody specjalnej i absolwentem Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2016, w ramach której powstała niniejsza praca.

Share

Artykuł Innowacja wprowadzana dekretem – rosyjska wersja Doliny Krzemowej pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/innowacja-wprowadzana-dekretem-rosyjska-wersja-doliny-krzemowej/feed/ 0
Arbitralna władza niszczy inwestycje https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/arbitralna-wladza-niszczy-inwestycje/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/arbitralna-wladza-niszczy-inwestycje/#respond Mon, 21 Nov 2016 09:51:56 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=4505 Władza zdolna do niszczenia Trybunału Konstytucyjnego (kontrolera zgodności prawa z najwyższym prawem, czyli Konstytucją), do łamania wszelkich reguł w uchwalaniu ustaw, do rozszerzania pola do arbitralnego egzekwowania prawa (rozszerzanie kompetencji prokuratury, służb specjalnych, aparatu podatkowego itp.) – niszczy bodźce do prywatnych inwestycji. To jest paradoks władzy, która dąży do wszechwładzy – nie może się wiarygodnie […]

Artykuł Arbitralna władza niszczy inwestycje pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

J.Kaczyński / for. Piotr Drabik

Władza zdolna do niszczenia Trybunału Konstytucyjnego (kontrolera zgodności prawa z najwyższym prawem, czyli Konstytucją), do łamania wszelkich reguł w uchwalaniu ustaw, do rozszerzania pola do arbitralnego egzekwowania prawa (rozszerzanie kompetencji prokuratury, służb specjalnych, aparatu podatkowego itp.) – niszczy bodźce do prywatnych inwestycji. To jest paradoks władzy, która dąży do wszechwładzy – nie może się wiarygodnie zobowiązać, że się ograniczy, czyli nie będzie szkodzić. I to jest zasadnicza przyczyna słabych inwestycji w Polsce. Oskarżanie przez Kaczyńskiego przedsiębiorców o celowe szkodzenie PiS-owi jest przejawem paranoi (jeśli w to wierzy) lub głupoty (jeśli nie wierzy, ale sądzi, że inni uwierzą).

Arbitralna władza ma dwa sposoby reagowania na skutki własnego postępowania w sferze inwestycji, oba złe:

(1) tworzenie własnych oligarchów, którym daje glejt bezpieczeństwa, tak jak Orban na Węgrzech, lub wcześniej Meciar na Słowacji
(2) zwiększanie inwestycji państwowych czyli marsz w kierunku socjalizmu, lub quasi socjalizmu, jak na Białorusi

Każdy z tych sposobów podważa wzrost gospodarki oraz praworządność i demokrację.

Utrudnianie życia przedsiębiorcom nie czyni z nich jedynych ofiar. Jeszcze liczniejszymi ofiarami są pracobiorcy, którzy nie znajdą pracy lub będą musieli jej szukać w państwowej biurokracji – jak za socjalizmu. A po pewnym czasie wszyscy stają się ofiarami złej polityki, bo gospodarka spowalnia, a na dodatek może wpaść w kryzys.

Czy ci co domagają się więcej państwa w gospodarce, wiedzą, że domagają się więcej socjalizmu? W socjalizmie przecież wszystko było państwowe. My mamy ciągle najwięcej własności państwowej wśród krajów OECD, a PiS zwiększa jej zasięg pod hasłem „repolonizacji”, które kupują naiwni. A może zwolennicy większej obecności państwa w gospodarce myślą po prostu o posadach dla siebie.

Share

Artykuł Arbitralna władza niszczy inwestycje pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/arbitralna-wladza-niszczy-inwestycje/feed/ 0
Ograniczenie biurokracji – czy rządzącym uda się zrealizować powtarzany od lat postulat? https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ograniczenie-biurokracji-czy-rzadzacym-uda-sie-zrealizowac-powtarzany-od-lat-postulat/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ograniczenie-biurokracji-czy-rzadzacym-uda-sie-zrealizowac-powtarzany-od-lat-postulat/#respond Mon, 25 Jul 2016 06:08:01 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3903 Ponad 100 mln zł – to szacowany koszt, jaki każdego roku ponoszą polscy pracodawcy z powodu ustawowego obowiązku przechowywania akt pracowniczych w formie papierowej przez okres 50 lat od ustania stosunku pracy na potrzeby ustalania wysokości świadczeń wypłacanych przez ZUS i wykorzystania w sporach z zakresu prawa pracy. W innych krajach okres przechowywania dokumentacji pracowniczej przez […]

Artykuł Ograniczenie biurokracji – czy rządzącym uda się zrealizować powtarzany od lat postulat? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Źródło: fot. Christian Schnettelker
www.manoftaste.de

Ponad 100 mln zł – to szacowany koszt, jaki każdego roku ponoszą polscy pracodawcy z powodu ustawowego obowiązku przechowywania akt pracowniczych w formie papierowej przez okres 50 lat od ustania stosunku pracy na potrzeby ustalania wysokości świadczeń wypłacanych przez ZUS i wykorzystania w sporach z zakresu prawa pracy. W innych krajach okres przechowywania dokumentacji pracowniczej przez pracodawcę jest znacznie krótszy i np. w Wielkiej Brytanii wynosi 6 lat (zob. wykres na końcu tekstu). Skrócenie tego okresu i umożliwienie elektronizacji akt było postulowane w Polsce już od wielu lat przez organizacje zrzeszające przedsiębiorców (o czym szerzej dalej), a teraz być może wreszcie uda się zrealizować te postulaty.

50-letni okres przechowywania akt to jeden z głównych problemów, z jakimi muszą mierzyć się polskie firmy, wymienionych w tzw. planie Morawieckiego[1]. Rozwiązaniem tych zbędnych utrudnień ma być ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku ze skróceniem okresu przechowywania akt pracowniczych oraz ich elektronizacją, której projekt założeń projektu przedstawiło na początku lipca br. Ministerstwo Rozwoju. Proponowane zmiany zakładają, że obowiązkowy okres przechowywania dokumentacji płacowo-kadrowej zostanie skrócony z 50 do 10 lat, a przedsiębiorcy będą mieć możliwość przechowywania jej w formie elektronicznej.

Chociaż niektóre media straszą katastrofalnymi skutkami odejścia od 50-letniego przechowywania dokumentów pracowniczych[2], to według założeń na wprowadzanych zmianach mają nie ucierpieć pracownicy. Informacje konieczne do uzyskania świadczenia z ZUS i ustalenia jego odpowiedniej wysokości będą zawarte w rozszerzonym świadectwie pracy i zaświadczeniu o wysokości osiąganych zarobków, a dokumenty te będą wydawane pracownikowi po zakończeniu stosunku pracy. Dane zawarte w świadectwie pracy i zaświadczeniu o zarobkach będą przekazywane przez pracodawcę także bezpośrednio do ZUS.

Argumenty zawarte w założeniach projektu potwierdza J. Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan: „To już nie są lata dziewięćdziesiąte. ZUS posiada pełną dokumentację okresów ubezpieczenia. Utrzymywanie 50 lat oznacza w praktyce, że pracownika i pracodawcy już dawno nie będzie na tym świecie, ale dokumenty nadal będą przechowywane. Czas skończyć z taką absurdalną biurokracją”[3].

Drugim ważnym ułatwieniem dla firm ma być fakultatywna możliwość przechowywania akt pracowniczych przy wykorzystaniu dowolnego systemu do tworzenia elektronicznych akt. Struktura systemu będzie umożliwiała wytworzenie akt na podstawie danych z programów, które są powszechnie używane przez przedsiębiorstwa. Projekt umożliwia prowadzenie akt w sposób mieszany – część w postaci papierowej, a część w postaci elektronicznej.

Proponowane rozwiązania będą korzystne dla przedsiębiorców, gdyż skrócenie okresu przechowywania dokumentacji pracowniczej zmniejszy koszty związane z przechowywaniem dokumentacji pracowniczej w wyniku zmniejszenia powierzchni magazynowych i ilości wyposażenia technicznego wykorzystywanych do tego celu. Możliwość elektronizacji akt sprawi, że przedsiębiorstwa będą mogły szybciej i taniej spełniać obowiązki związane z zatrudnieniem pracownika.

Gromadzenie i przechowywanie dodatkowych akt będzie szacunkowo kosztować ZUS 46 mln zł w momencie wprowadzenia zmian i 2 mln zł w każdym następnym roku. Jednak wdrożenie nowego systemu może przynieść oszczędności nie tylko dla prywatnych przedsiębiorstw, ale także dla całego sektora finansów publicznych, gdyż instytucje państwowe jako pracodawcy także zaoszczędzą na przechowywaniu akt pracowniczych.

Zmiany zasad przechowywania dokumentacji kadrowo-płacowej nie są nowym pomysłem. Już w 2008 r. Konfederacja Lewiatan w „Czarnej liście barier dla rozwoju przedsiębiorczości” rekomendowała, że należy „skrócić okres przechowywania dokumentów i umożliwić ich przechowywanie w formie elektronicznej”[4]. Zwróciła się w tej sprawie do Komisji Przyjazne Państwo, a jej przewodniczący J. Palikot zapewnił, że Komisja zajmie się sprawą, jednak nie przyniosło to oczekiwanych przez przedsiębiorców rezultatów. W tamtym czasie przeciwny tym propozycjom był ZUS, a negatywnie odnosiły się to nich duże spółki Skarbu Państwa[5]. W pierwszej połowie 2015 r., za rządów koalicji PO-PSL, Ministerstwo Gospodarki przygotowało projekt ograniczenia zakresu i czasu przechowywania akt pracowniczych, jednak nie udało się zakończyć procedury legislacyjnej przed końcem kadencji.

Proponowane obecnie przez Ministerstwo Rozwoju regulacje mają obowiązywać od 1 stycznia 2018 r. Mogą być one ułatwieniem dla przedsiębiorców i pośrednio wpłynąć na wzrost zatrudnienia i zwiększenie skali działalności firm, co będzie korzystne dla gospodarki, bo jak pokazuje raport FOR „Następne 25 lat. Jakie reformy musimy przeprowadzić, by dogonić Zachód?”[6], zmiana struktury wielkości polskich przedsiębiorstw jest potencjalnym źródłem wzrostu produktywności i stopy inwestycji.

Należy jednak mieć na uwadze, że takie zmiany, jak te proponowane przez min. Morawieckiego są tylko punktowym poprawianiem pewnych obszarów, a polska gospodarka potrzebuje systemowego ulepszenia otoczenia biznesu w postaci m.in. prostszego systemu podatkowego czy wyższej jakości i stabilności stanowionego prawa.

Wydaje się, że tym razem przedsiębiorcy mogą mieć większe nadzieje na zrealizowanie ich postulatów w zakresie przechowywania akt pracowniczych, zwłaszcza, że zmianom przychylny jest ZUS, jednak dopiero przyszłość zweryfikuje czy obietnice wicepremiera Morawieckiego zostaną spełnione. Gdyby te propozycje deregulacyjne weszły w życie, to byłyby jednymi z niewielu pozytywnych punktów wśród zalewu etatyzmu dominującego w polityce gospodarczej obecnego rządu.

Okres obowiązkowego przechowywania dokumentacji pracowniczej w wybranych krajach OECD (lata)

Źródło: www.mr.gov.pl/media/21037/Elektronizacja_akt_pracowniczych.pdf

Dalszy przebieg prac nad projektem można śledzić tu: Rządowe Centrum Legislacji.

Źródła:

Projekt założeń projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku ze skróceniem okresu przechowywania akt pracowniczych oraz ich elektronizacją

Ocena Skutków Regulacji


[1] www.mr.gov.pl/media/14840/Plan_na_rzecz_Odpowiedzialnego_Rozwoju_prezentacja.pdf

[2] https://serwisy.gazetaprawna.pl/emerytury-i-renty/artykuly/952353,niszczenie-akt-pracowniczych-zmniejszy-emerytury.html

[3] Ibid.

[4] https://konfederacjalewiatan.pl/legislacja/wydawnictwa/_files/publikacje/czarna_lista_2008.pdf

[5] https://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/6810,przedsiebiorcy-dokumentacja-tylko-w-wersji-elektronicznej.html

[6] https://www.for.org.pl/pl/a/3559,Raport-Nastepne-25-lat-Jakie-reformy-musimy-przeprowadzic-by-dogonic-Zachod

Share

Artykuł Ograniczenie biurokracji – czy rządzącym uda się zrealizować powtarzany od lat postulat? pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/ograniczenie-biurokracji-czy-rzadzacym-uda-sie-zrealizowac-powtarzany-od-lat-postulat/feed/ 0
Kiedy Unia Europejska bierze się za walkę z biurokracją… https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kiedy-unia-europejska-bierze-sie-za-walke-z-biurokracja/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kiedy-unia-europejska-bierze-sie-za-walke-z-biurokracja/#respond Sun, 01 May 2016 21:59:25 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3546 Dwunasta rocznica wejścia Polski do Unii Europejskiej jest dobrą okazją do opisania zjawiska obserwowanego we Wspólnocie już w chwili, kiedy Polska do niej przystępowała. Zjawisko, niestety niechlubne, polega na tym, że kiedy Unia Europejska zabiera się za zwalczanie biurokracji, administracyjnych obciążeń powstaje jeszcze więcej. Przykładem jest strategia lizbońska realizowana w latach 2000-2010 oraz tegoroczna odpowiedź Brukseli na postulaty […]

Artykuł Kiedy Unia Europejska bierze się za walkę z biurokracją… pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Dwunasta rocznica wejścia Polski do Unii Europejskiej jest dobrą okazją do opisania zjawiska obserwowanego we Wspólnocie już w chwili, kiedy Polska do niej przystępowała. Zjawisko, niestety niechlubne, polega na tym, że kiedy Unia Europejska zabiera się za zwalczanie biurokracji, administracyjnych obciążeń powstaje jeszcze więcej. Przykładem jest strategia lizbońska realizowana w latach 2000-2010 oraz tegoroczna odpowiedź Brukseli na postulaty Wielkiej Brytanii.Wśród żądań Wielkiej Brytanii dotyczących zmian w funkcjonowaniu Unii Europejskiej znalazło się nie tylko słynne przyzwolenie na obniżanie zasiłków imigrantom z innych krajów UE, ale także coś, co jest wyrazem przywiązania Brytyjczyków do prostego i zdroworozsądkowego gospodarczo prawa – postulat redukcji obciążeń, jakie na europejskie firmy nakładają unijne przepisy. A obciążeń takich jest wiele, wystarczy przywołać np. dyrektywę o ekoprojekcie, która reguluje produkcję doniczek kwiatowych, czy też przesadne dążenia do minimalizacji zużycia torebek foliowych. Tymczasem brytyjska wizja UE to wspólnota państw skoncentrowana przede wszystkim wokół wspólnego rynku, a zatem przyjazna przedsiębiorczości dzięki ograniczonym przepisom – w przeciwieństwie do Europy kontynentalnej, m.in. Francji czy Belgii, które preferują wielkie centralnie sterowane projekty takie jak plan Junckera.

W obliczu tych wspierających wolny rynek i ograniczone przepisy żądań Londynu nic dziwnego, że we wstępnym porozumieniu Unii Europejskiej z Wielką Brytanią – a dokładnie w konkluzjach Rady Europejskiej z lutego 2016 r. – znalazło się zobowiązanie Brukseli do zminimalizowania unijnej biurokracji.

Czy jednak rzeczywiście zobowiązanie to jest odpowiedzią na postulaty Wielkiej Brytanii?

W listopadzie 2015 r. w liście skierowanym do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, brytyjski premier David Cameron – po wymienieniu dotychczasowych wysiłków Brukseli na rzecz wzmocnienia konkurencyjności UE – formułuje jasne żądanie:

„Chcielibyśmy wszyscy uznać, że UE może pójść jeszcze dalej.  W szczególności, mimo naszych dotychczasowych osiągnięć w tamowaniu powodzi nowych regulacji, ciężar istniejących regulacji jest nadal zbyt wielki. Zatem Zjednoczone Królestwo chciałoby, aby Unia miała za cel limitowanie wszystkich obciążeń przedsiębiorczości. Unia Europejska powinna także działać więcej na rzecz spełnienia swoich zobowiązań dotyczących przepływu kapitału, towarów i usług. Zjednoczone Królestwo uważa, że powinniśmy zebrać razem wszystkie dotychczasowe propozycje, obietnice i porozumienia dotyczące wspólnego rynku, handlu i cięcia regulacji. Z tego wszystkiego powinno powstać jasne, długoterminowe zobowiązanie do zwiększenia konkurencyjności oraz produktywności Unii Europejskiej i do stworzenia wzrostu i pracy dla wszystkich” (tłum. aut.)

Łatwo zauważyć, że Rada Europejska traktuje ten antybiurokratyczny i prowolnościowy postulat Londynu jako nieistotny, zalewając czytelnika pustymi sloganami:

„Ustanowienie rynku wewnętrznego, w którym zapewniony jest swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału, jest jednym z zasadniczych celów Unii. Aby zrealizować ten cel oraz pobudzić wzrost gospodarczy i zatrudnienie, UE musi zwiększyć konkurencyjność, zgodnie z deklaracją Rady Europejskiej w sprawie konkurencyjności. W tym celu odpowiednie instytucje UE i państwa członkowskie dołożą wszelkich starań na rzecz pełnego wdrożenia i wzmocnienia rynku wewnętrznego, a także dostosowania go, tak by nadążyć za zmieniającym się otoczeniem. Jednocześnie odpowiednie instytucje UE i państwa członkowskie poczynią konkretne kroki na rzecz lepszego stanowienia prawa, co jest jednym z kluczowych czynników niezbędnych do osiągnięcia wyżej wymienionych celów. Oznacza to zmniejszenie obciążeń administracyjnych i kosztów przestrzegania przepisów dla podmiotów gospodarczych, zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw, oraz uchylenie zbędnych przepisów prawnych, zgodnie z deklaracją Komisji w sprawie mechanizmu wdrażania zasady pomocniczościi mechanizmu wdrażania redukcji obciążeń, przy jednoczesnym dalszym zapewnieniu wysokich standardów w zakresie ochrony konsumentów, pracowników, zdrowia i środowiska. Ponadto Unia Europejska będzie prowadzić aktywną i ambitną politykę handlową”

Ogólnikowość odpowiedzi Junckera, Tuska oraz reszty unijnych przywódców budzi niezgodę. To właśnie żądanie Wielkiej Brytanii, aby integracja europejska mogła ożywiać, a nie hamować życie gospodarcze na kontynencie, jest kluczem do zrozumienia kryzysu w Unii Europejskiej, zniechęcenia nią wielu państw – a także kluczem do naprawy Unii.

UE jednak nawiązuje w swojej dyplomatycznej deklaracji do swojej strategii Europa 2020. Strategie takie nie są najlepszym przykładem redukcji biurokracji. Realizowana w latach 2000-2010 strategia lizbońska, której naczelnym hasłem było właśnie zapewnienie Europie „więcej wzrostu i miejsc pracy”, poniosła fiasko. Z jednej strony promowała ona wiele elementów wolnorynkowej wizji gospodarki, np. redukcję obciążeń administracyjnych dla prowadzących działalność gospodarczą, wzrost stopy zatrudnienia dzięki elastycznemu rynkowi pracy, aktywne polityki zatrudnienia, łatwość zdobywania kwalifikacji dopasowanych do zapotrzebowań rynkowych. Z drugiej strony, sama realizacja strategii przyniosła ogromną biurokrację. Państwa musiały co roku przygotowywać drobiazgowe raporty z realizacji strategii. Dość powiedzieć, że Komisja Europejska pod rządami Barroso w ramach realizacji „Lizbony” wymagała od państw wykonywania aż 50 inicjatyw, zawartych w „The Community Lisbon Programme”. „Proces [realizacji strategii lizbońskiej] doprowadził do wytworzenia się nowej biurokracji, zarówno wewnątrz administracji każdego z państw członkowskich, jak i w Komisji [Europejskiej]. Jeżeli strategia jest bezużyteczna, jej wykonanie stanowi marnotrawienie zasobów. Jednak jeszcze bardziej niepokojące jest to, że strategia stała się sercem unijnej współpracy. To mogło odciągnąć przywódców państw od skoncentrowania się na węższych, bardziej szczegółowych wspólnych wysiłkach” – pisze Charles Wyplosz w artykule „The failure of the Lisbon strategy” (tłum. aut.).

Prawdziwe wydaje się być stwierdzenie, że strategia lizbońska przyczyniła się do wprowadzenia nowomowy i biurokratyzacji na niższych szczeblach. Oto urzędy pracy czy firmy ubiegające się o fundusze unijne musiały dopasowywać swoje plany pod wymieniane w strategii kluczowe kompetencje młodzieży czy hasło „uczenia się przez całe życie”. Przykładem paradoksalnego antywolnościowego wpływu strategii na prowadzenie działalności gospodarczej było na przykład to, że polski rząd w ubiegłej dekadzie musiał skupiać się na przygotowywaniu pełnych nowomowy dokumentów i programów związanych z realizacją strategii, zamiast – w czasie boomu gospodarczego – rozwiązać problem zbyt wysokiego oskładkowania umów o pracę w porównaniu z umowami cywilnoprawnymi, co byłoby rzeczywistym wkładem w realizację prozatrudnieniowych celów strategii lizbońskiej. (Oczywiście Lizbona nie była jedynym powodem, dla którego nasz rząd się tym nie zajął, niemniej jednak konieczność podejmowania pseudo-działań w ramach realizacji strategii odwracała uwagę rządu, nie tylko polskiego, od realnych problemów.) Lizbona nie zapobiegła też usztywnieniu prawa pracy we Francji czy odejściu kilku państw Europy Środkowo Wschodniej, niedługo po zakończeniu realizacji strategii, od elastycznych, niżej oskładkowanych form zatrudnienia (Węgry, Słowenia, Słowacja).

Jaki konkret proponuje Unia Europejska w odpowiedzi na żądania Wielkiej Brytanii, aby UE powróciła do wolnorynkowych korzeni?

 „Komisja jest w pełni zaangażowana na rzecz uproszczenia prawa UE i zredukowania obciążeń  regulacyjnych dla unijnych podmiotów gospodarczych i będzie kontynuować wysiłki w tym  zakresie, bez podważania celów polityki, poprzez zastosowanie Programu lepszego stanowienia  prawa opublikowanego w 2015 r., w tym w szczególności opracowanego przez Komisję programu  sprawności i wydajności regulacyjnej (REFIT). Ograniczenie biurokracji dla przedsiębiorstw, w szczególności małych i średnich przedsiębiorstw, pozostaje dla nas wszystkich jednym z nadrzędnych celów w kontekście wypracowania wzrostu gospodarczego i zwiększenia  zatrudnienia. Komisja, w ramach platformy REFIT, będzie współpracować z państwami członkowskimi i zainteresowanymi stronami na rzecz ustalenia szczegółowych celów na szczeblu unijnym i krajowym służących zredukowaniu obciążeń dla przedsiębiorstw, zwłaszcza w dziedzinach  najbardziej uciążliwych dla przedsiębiorstw, w szczególności dla małych i średnich  przedsiębiorstw. Gdy cele te zostaną już ustalone, Komisja będzie monitorować postępy w ich  realizacji i co roku składać Radzie Europejskiej sprawozdanie”

A zatem sposobem na ograniczenie biurokracji w UE jest utworzenie programu, w ramach którego będą produkowane kolejne programy i sprawozdania. Podobno w latach 2008-2012 UE i państwom członkowskim udało się ograniczyć biurokrację o 25 procent… Zachwytów ze strony tzw. zwyczajnych obywateli nie było jednak słychać.

Share

Artykuł Kiedy Unia Europejska bierze się za walkę z biurokracją… pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/kiedy-unia-europejska-bierze-sie-za-walke-z-biurokracja/feed/ 0
Kłopotliwe inwestycje w budynkach lub na obszarach zabytkowych https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/klopotliwe-inwestycje-w-budynkach-lub-na-obszarach-zabytkowych/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/klopotliwe-inwestycje-w-budynkach-lub-na-obszarach-zabytkowych/#respond Mon, 18 Jan 2016 05:30:36 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=3051 Powszechnie wiadomo, że ochrona zabytków powinna być ważnym celem każdego państwa, pomniki historii stanowią przecież o naszym dziedzictwie narodowym. Często jednak bywa, że konserwatorzy zabytków każdy obiekt, który ma – dziesiąt lat traktują jako zabytek. Nieważne, czy jest to obiekt o wartościach historycznych i architektonicznych, czy przysłowiowa „ psia buda” – należy chronić i basta. […]

Artykuł Kłopotliwe inwestycje w budynkach lub na obszarach zabytkowych pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>

Zamek Książ, źródło: flickr by Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland

Powszechnie wiadomo, że ochrona zabytków powinna być ważnym celem każdego państwa, pomniki historii stanowią przecież o naszym dziedzictwie narodowym. Często jednak bywa, że konserwatorzy zabytków każdy obiekt, który ma – dziesiąt lat traktują jako zabytek. Nieważne, czy jest to obiekt o wartościach historycznych i architektonicznych, czy przysłowiowa „ psia buda” – należy chronić i basta. W przeszłości prace inwestycyjne, budowlane przy zabytkach można było omówić z konserwatorem zabytków we wczesnej fazie projektowania, wypracować wspólny kompromis. Zabytki, przy finansowaniu prywatnych przedsiębiorców, odzyskiwały swój blask. Były przekształcane na mieszkania, restauracje , pensjonaty, sklepy itp.

W obecnym stanie prawnym prawie wszystkie działania administracyjne pomijają inwestora. Większość uzgodnień odbywa się pomiędzy organami administracyjnymi, na których działanie nie ma wpływu przeciętny Kowalski. Wydanie decyzji pozwolenia na budowę trwa miesiącami, a przy sprawach odwoławczych do ministerstwa – latami.

Prześledźmy drogę uzyskania decyzji pozwolenia na budowę przez inwestora, który zakupił działkę pod budowę budynku na terenie wpisanym do rejestru zabytków.

1)      Inwestor składa do Urzędu Gminy wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy, która musi zostać uzgodniona z konserwatorem zabytków.

2)      W przypadku opinii negatywnej, postanowienie WKZ może być zaskarżone do właściwego ministra.

3)      Po uzyskaniu pozytywnego postanowienia urząd gminy wydaje decyzję o warunkach zabudowy.

4)       Następnie inwestor, ze względu na to, iż jest to obszar zabytkowy musi wystąpić zgodnie z art. 36 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami o wydanie pozwolenia na prowadzenie robót budowlanych przy zabytku.

5)      Dodatkowo, bardzo często tereny zabytkowe pokrywają się z obszarami nawarstwień archeologicznych, więc budujący musi wystąpić o wydanie następnego pozwolenia na prowadzenie badań archeologicznych, które  niejednokrotnie są bardzo kosztowne i długotrwałe

6)      Kiedy mamy decyzję o warunkach zabudowy oraz kilka pozwoleń od konserwatora zabytków, możemy wreszcie  przystąpić do projektowania budynku, oczywiście zgodnie z wytycznymi organów administracyjnych.

7)      Po kilku miesiącach inwestor otrzymuje gotowy , kompletny projekt od architekta i składa go starostwa powiatowego w celu uzyskania pozwolenia na budowę.

Podobną drogę przechodzi inwestor, który zakupił budynek będący w gminnej ewidencji zabytków, położony  na terenie wpisanym do rejestru zabytków i chce wykonać prace budowlane. Oprócz wyżej wymienionych punktów dochodzi dodatkowe uzgodnienie, wynikające z art. 39 prawa budowlanego. Zgodnie z treścią artykułu, przed wydaniem pozwolenia na budowę, organ ( np. starostwo powiatowe) uzgadnia projekt budowlany z wojewódzkim konserwatorem zabytków. Jeżeli projekt nie spodoba się WKZ, wówczas  należy go poprawić wg wytycznych konserwatora lub odwołać się do ministra. Koszty zmian są olbrzymie, odwołanie czasochłonne – co wybrać? Dylemat inwestora.

Dlaczego w przypadku jednej inwestycji musimy w jednym organie administracyjnym  uzyskiwać tak wiele postanowień, uzgodnień? Dlaczego dla całej inwestycji nie możemy złożyć jednego wniosku do WKZ?  Dlaczego  uzgodnienia  z WKZ nie są prowadzone na etapie koncepcji architektonicznych? Takie rozwiązania pozwalałyby na wprowadzanie  pojedynczych poprawek, bez konieczności zmiany całego projektu. Zaoszczędziłoby to czas inwestorów oraz często niemałe pieniądze.

Państwo powinno wspierać rozwój budownictwa, dlatego prawo, regulujące ten dział gospodarki, powinno być jasne i przejrzyste. Niestety obecny kształt ustawy prawo budowlane oraz ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami stanowi hamulec rozwojowy. Przedłużające się w nieskończoność postępowanie, czy koszty spowodowane przez urzędnicze „widzimisię” stają się poważną barierą zniechęcającą do inwestowania. Ponadto absurdalna wydaje się sytuacja, w której wszelkie działania dotyczące budowy odbywają z pominięciem inwestora. Urzędnicy nie znają często wszystkich aspektów sprawy, którą prowadzą, nie są w stanie zawsze wytłumaczyć wszystkich racji budującego się, a ich działania są chaotyczne i nadgorliwe. Dlaczego więc większość ustaleń odbywa się między organami administracyjnymi?

Niewątpliwie potrzebna jest zmiana prawa budowlanego oraz ustaw pokrewnych, ale nie powierzchowna, tylko kompleksowa, wychodząca naprzeciw oczekiwaniom inwestorów. Politycy powinni dążyć do tego, aby  uprościć całą procedurę wydania pozwolenia na budowę. Miejmy nadzieję, że właśnie takie zapisy znajdą się w przygotowywanym Kodeksie Budowlanym.

Artykuł otrzymał wyróżnienie w ramach konkursu Jesienna Szkoła Leszka Balcerowicza. Autor jest absolwentem Jesiennej Szkoły Leszka Balcerowicza 2015.

Share

Artykuł Kłopotliwe inwestycje w budynkach lub na obszarach zabytkowych pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/klopotliwe-inwestycje-w-budynkach-lub-na-obszarach-zabytkowych/feed/ 0
Na ile samochód służbowy zanieczyszcza środowisko, czyli rzecz o absurdalnym podatku https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/na-ile-samochod-sluzbowy-zanieczyszcza-srodowisko-czyli-rzecz-o-absurdalnym-podatku/ https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/na-ile-samochod-sluzbowy-zanieczyszcza-srodowisko-czyli-rzecz-o-absurdalnym-podatku/#respond Thu, 18 Jun 2015 05:30:33 +0000 https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/?p=2330 Autorem tekstu jest Marcin Chmielowski*, laureat Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza (II nagroda), wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości. Uznaniowa, uciążliwa, niesprawiedliwa i być może zupełnie niepotrzebna. To najkrótsza charakterystyka jednej z bardziej kuriozalnych opłat, którą muszą uiszczać polscy przedsiębiorcy. A wielu z nich nawet nie wie o jej istnieniu. Tymczasem dotyczy ona wszystkich tych, którzy mają […]

Artykuł Na ile samochód służbowy zanieczyszcza środowisko, czyli rzecz o absurdalnym podatku pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
Autorem tekstu jest Marcin Chmielowski*, laureat Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza (II nagroda), wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości.

Uznaniowa, uciążliwa, niesprawiedliwa i być może zupełnie niepotrzebna. To najkrótsza charakterystyka jednej z bardziej kuriozalnych opłat, którą muszą uiszczać polscy przedsiębiorcy. A wielu z nich nawet nie wie o jej istnieniu. Tymczasem dotyczy ona wszystkich tych, którzy mają na swoje firmy zarejestrowane samochody. Zdaniem ustawodawcy, to dostateczny powód do tego, aby obciążyć przedsiębiorców dodatkowymi obowiązkami. I kosztami.

Prawodawca nakłada na prowadzących swoje firmy różne obowiązki, w tym także te związane ze sprawozdawczością i uiszczaniem opłat. Jednym z nich jest wymóg rozliczenia się z uciążliwości dla środowiska naturalnego, który to jest obowiązkiem każdego przedsiębiorcy. Wśród różnych kategorii, z których należy złożyć sprawozdanie oraz odprowadzić do Urzędu Marszałkowskiego stosowną opłatę, są rubryki budzące mniejsze kontrowersje. Odprowadzanie ścieków, działanie kotłowni czy składowanie odpadów jest niewątpliwie uciążliwe dla środowiska i kontrola tych działalności jest logiczna w kontekście odpowiedzialnego ustawodawstwa. Kontrola takich firm jest łatwiejsza, ponieważ stanowią one tylko część całości zbioru przedsiębiorstw w Polsce. Inaczej jest jednak z opłatą za „spalanie paliw w silnikach spalinowych”, czyli właściwie z podatkiem nałożonym na każdego przedsiębiorcę, który używa samochodu służbowego.

Ta opłata dotyczy bowiem wszystkich przedsiębiorców, niezależnie od tego, czy pracują oni w sektorze usług, czy w sektorze produkcji. Oznacza to, że nawet księgowa, która ma na swoją firmę zarejestrowany niewielki samochód do poruszania się po mieście, podlega obowiązkowi obliczenia. Musi wyliczyć, w jaki sposób „zanieczyszcza” środowisko, odprowadzić od tego podatek i złożyć sprawozdanie do Urzędu Marszałkowskiego. Ta opłata nie zostanie zawieszona nawet wtedy, kiedy „obciąża” ona środowisko dokładnie tak samo jak osoba zatrudniona na etat, która codziennie, takim samym modelem samochodu, dojeżdża do pracy.

Księgowa z przykładu powyżej będąc obeznaną z polskimi przepisami podatkowymi, jest w stanie się z nich wywiązywać. Większość przedsiębiorców zwyczajnie jednak nie wie o tym, że taki obowiązek jest na nich nałożony.

Wysokość opłaty, jaką przewiduje ustawodawca nie jest wysoka. W obwieszczeniu ministra środowiska z sierpnia 2013 znajdujemy kilka kategorii samochodów, pogrupowanych według daty ich rejestracji. Są wśród nich rzecz jasna także samochody osobowe, przeznaczone do normalnego, codziennego użytku. Co łatwo przewidzieć, starsze, mniej ekologiczne modele są bardziej uciążliwe dla środowiska i obłożone wyższą opłatą. Dodatkowym czynnikiem zmieniającym jej wysokość jest rodzaj silnika i tutaj również nie ma niespodzianek. Najdroższe są silniki benzynowe starszych modeli samochodów. Opłata za wprowadzenie spalin do środowiska waha się od nieco ponad siedemdziesięciu sześciu złotych do zera, bo niektóre rodzaje silników są zwolnione z opłat, np. część z tych napędzanych sprężonym gazem ziemnym (CNG). Nie oznacza to jednak zwolnienia z obowiązku złożenia sprawozdania.

Choć obowiązkowi poddani są wszyscy przedsiębiorcy, to nie wszyscy o nim wiedzą. Przepis jest więc częściowo martwy, ilość sprawozdań nie odpowiada ilości zarejestrowanych firm. To powoduje jego uznaniowość. Urzędnik może, ale nie musi nałożyć karę za niezłożenie takiego sprawozdania.

Przepis jest zwyczajnie niesprawiedliwy i absurdalny. Powoduje uznaniową możliwość zaszkodzenia przedsiębiorcy i nałożenia na niego kary za niedopełnienie obowiązku. O którym tak naprawdę mało kto słyszał. Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby naliczenie opłat na poziomie akcyzy, co przecież jest możliwe do obliczenia na podstawie ilości skonsumowanego co rok paliwa przez wszystkich użytkowników samochodów. Taki podatek byłby nie tylko prostszy, ale też bardziej sprawiedliwy i nie byłby uznaniowy. Zaoszczędziłby on też czas przedsiębiorcom, także tym, którzy środowisko zanieczyszczają w stopniu śladowym. Nie jest przecież tak, że posiadanie samochodu przez przedsiębiorcę automatycznie czyni ten pojazd bardziej szkodliwym dla środowiska. Dlaczego więc to oni, przedsiębiorcy, mają ponosić większe koszty utrzymania go w dobrym stanie? Jak słusznie zauważa Związek Rzemiosła Polskiego, nałożenie dodatkowych opłat na przedsiębiorców nie spowoduje, że środowisko stanie się czystsze. Powoduje tylko, nadal zdaniem ZRP, zwiększoną sprawozdawczość, która kosztuje czas i tworzy niejasne dla przedsiębiorcy sytuacje. Trudno znaleźć argument za tym, aby obecną formę obciążeń dla wszystkich przedsiębiorców posiadających samochód służbowy pozostawić w takiej formie, w jakiej ona jest. Zwyczajnie brak jest ku temu argumentów.

* Marcin Chmielowski – absolwent politologii (Uniwersytet Jagieloński) i podyplomowych studiów z bankowości centralnej i polityki pieniężnej (PAN), doktorant nauk o polityce (UP im. KEN w Krakowie), wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości, publicysta.

Share

Artykuł Na ile samochód służbowy zanieczyszcza środowisko, czyli rzecz o absurdalnym podatku pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.

]]>
https://blogobywatelskiegorozwoju.pl/na-ile-samochod-sluzbowy-zanieczyszcza-srodowisko-czyli-rzecz-o-absurdalnym-podatku/feed/ 0