Artykuł Urzędy pracy do reformy pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>Najpierw zastanówmy się jaka powinna być rola służb zatrudnienia. Ich główną funkcją jest efektywne pośredniczenie pomiędzy pracodawcami zgłaszającymi popyt na pracę a osobami chcącymi podjąć pracę. Oprócz pośrednictwa zadaniem publicznych służb zatrudnienia jest podejmowanie działań podnoszących zatrudnialność osób zagrożonych długotrwałym bezrobociem oraz nieaktywnością zawodową. Utrzymywanie publicznego pośrednictwa pracy jest zasadne wtedy, gdy jego działania wnoszą dodatkową wartość ponad to, co zapewnia proces szukania pracy „na własną rękę” oraz prywatne pośrednictwo pracy.
Jaka jest rzeczywistość? Urzędy pracy są instytucjami silnie zbiurokratyzowanymi. Spośród 20 tys. pracowników urzędów jedynie ¼ zajmuje się stricte pośrednictwem pracy. Najważniejszą funkcją pośredniaków jest prowadzenie rejestrów bezrobotnych. (Znamienne jest, że publiczne pośrednictwo pracy nazywa się urzędami.)
Najważniejszy problem urzędów pracy stanowi rzesza osób, które rejestruje się tylko po to aby uzyskać ubezpieczenie zdrowotne. Wśród tych osób są zarówno pracujący na czarno oraz osoby, niezainteresowane podjęciem pracy zawodowej np. matki opiekujące się na stałe dzieckiem. Nazwijmy te osoby fikcyjnymi bezrobotnymi. Fikcyjni bezrobotni zawyżają statystyki bezrobocia oraz proponowane są im działania aktywizacyjne mimo, że nie są im one potrzebne. W efekcie tracą na tym osoby, które faktycznie potrzebują wsparcia. Obecnie obowiązujące przepisy dają urzędnikowi możliwość wykreślenia bezrobotnego z rejestru, gdy odmawia on udziału w działaniach aktywizacyjnych. Niektóre urzędy pracy zapowiadają częstsze korzystanie z tego przepisu, aby pozbywać się fikcyjnych bezrobotnych.
Efekt może być odmienny od oczekiwanego. Fikcyjni bezrobotni dostosują swoje zachowanie. Gdy urząd pracy będzie proponował im np. udział w szkoleniu, nie będą już mogli odmówić. W rezultacie dostęp pozostałych bezrobotnych do działań aktywizacyjnych jeszcze bardziej utrudni się. Innym podejściem do problemu fikcyjnych bezrobotnych jest patrzeć nań przez palce. Pozwolenie fikcyjnym bezrobotnym aby ujawniali się bez wyciągana na tej podstawie żadnych konsekwencji pozwoli skierować działania aktywizacyjne do potrzebujących. Takie praktyki stosuje się np. w Gdańsku. Niemniej nie poprawi to statystyk bezrobocia, o co chodzi urzędnikom…
Trzecim sposobem byłoby wyeliminowanie przyczyny dla której fikcyjni bezrobotni rejestrują się w urzędach. Proponuje się, aby wszystkie osoby niepracujące objąć publicznym ubezpieczeniem zdrowotnym. Rozwiązanie to choć pozornie radykalne, nie stanowiłoby relatywnie dużego kosztu dla systemu, gdyż jedynie ok. 2% Polaków obecnie nie jest objętych ubezpieczeniem zdrowotnym. Ponadto osoby te mimo braku ubezpieczenia są i tak leczone generując koszty dla systemu. Rozwiązanie to odciążyłoby urzędy pracy od skrupulatnego prowadzenia rejestrów bezrobotnych. Co ciekawe, o pomyśle tym wspominał obecny wiceminister Jacek Męcina.
Prawdziwą poprawę działania urzędów pracy przyniosłaby komercjalizacja pośrednictwa pracy. W wielu krajach wprowadzono na szeroką skalę kontraktowanie usług rynku pracy – w Polsce kontraktowanie jest stosowane w niewielkim stopniu. Kontraktowanie polega na zlecaniu działań aktywizacyjnych np. organizowanie szkoleń dla bezrobotnych instytucjom prywatnym wyłonionym w przetargu.
Pójściem o krok dalej jest całkowita prywatyzacja pośrednictwa pracy, tj. sytuacja gdy wszystkie usługi rynku pracy są kontraktowane i zlecane podmiotom prywatnym. Urzędy pracy można by całkowicie zlikwidować bądź drastycznie ograniczyć. W niektórych krajach (Australia od 1998, Holandia od 2002) prywatne instytucje pośrednictwa zastąpiły instytucje publiczne. Pieniądze na aktywizację bezrobotnych pochodzą z budżetu państwa i są rozdzielane w formie przetargów. Najbardziej efektywni wygrywają najwięcej przetargów, a ci, którzy nie uzyskali satysfakcjonujących wyników nie są dopuszczani do kolejnej tury przetargów. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania jest wprowadzenie silnych bodźców ekonomicznych do poprawy efektywności (podobnym mechanizmem jest bon edukacyjny w obszarze oświaty). Innym pozytywnym efektem tych działań byłoby ograniczenie zatrudnienia w urzędach pracy. Prywatyzacja urzędów pracy (ewentualnie ich komercjalizacja) jest możliwa do realizacji w Polsce, jednakże przy projektowaniu nowych rozwiązań należy pamiętać o uwzględnieniu takich efektów jak creaming.
Z rejestrów bezrobotnych można by całkowicie zrezygnować, gdyby zlikwidować zasiłki dla bezrobotnych. Obecnie spośród 2 mln osób zarejestrowanych w urzędach pracy, jedynie 15% ma prawo do zasiłku. Ponadto część osób nie rejestruje się w urzędach pracy, mimo że należałby się im zasiłek. Wsparciem finansowym bezrobotnych w trudnej sytuacji materialnej mogłaby zajmować się opieka społeczna.
Oprócz zmian organizacyjnych działanie urzędów pracy można poprawić poprzez szereg drobnych usprawnień. Szanse takie daje szersze wykorzystanie internetu. Przykład idzie z Wielkiej Brytanii. Rząd Davida Camerona zapowiedział, że każdy bezrobotny korzystający z publicznych służb zatrudnienia będzie dostawał drogą elektroniczną regularnie, np. co tydzień, informacje o ofertach pracy dobranych pod kątem jego kwalifikacji i wcześniejszego doświadczenia zawodowego. System elektroniczny będzie zaś zwracał urzędnikowi informację, czy bezrobotny odpowiedział na daną ofertę. Jeśli liczba zignorowanych ofert przez bezrobotnego będzie stosunkowo wysoki, urzędnik zaprosi bezrobotnego na rozmowę w cztery oczy, aby ustalić przyczynę takiej sytuacji i ewentualnie zmienić profil ofert przesyłanych bezrobotnemu. Pomysł newslettera z ofertami pracy wydaje się być obiecującym narzędziem w walce ze zniechęceniem bezrobotnych, co jest szczególnie ważne w przypadku osób długotrwale poszukujących pracy.
Należy również poprawić jakość serwisów internetowych urzędów pracy. Co prawda publiczne służby zatrudnienia prowadzą stronę internetową z aktualnymi ofertami pracy, to jednak jakość tego serwisu jest ciągle daleko za wiodącymi portalami ofert pracy. Ponadto wiele bezrobotnych nie jest świadomych, że taki serwis rzeczywiście istnieje i nie muszą wcale przychodzić pod tablicę w urzędzie pracy.
Ciekawym pomysłem jest instytucja mentora. Polega ona na przydzieleniu bezrobotnemu z grup ryzyka osoby, z którą może się na bieżąco konsultować w sprawach związanych z poszukiwaniem pracy. Mentor nie jest pracownikiem urzędu, lecz osobą prywatną której zadaniem jest pomoc i dzielenie się własnym doświadczeniem zawodowym. Mentorzy są angażowani spośród osób, które odniosły pewien sukces zawodowy. Za swoją pracę nie pobierają wynagrodzenia, pracują na zasadzie wolontariatu. Zaletą systemu mentorskiego jest również budowanie kapitału społecznego.
Kolejnym polem do działań jest szersze wykorzystanie funduszy europejskich w podnoszeniu zatrudnialności bezrobotnych. Co prawda w ciągu ostatnich lat z pieniędzy z programu Kapitał Ludzki zorganizowano wiele szkoleń, to oferty szkoleń były dopasowane do kadr ośrodków szkoleniowych, a w niewielkim stopniu odpowiadały potrzebom lokalnych rynków pracy. Zdarzało się, że w ramach podnoszenia konkurencyjności pracowników na rynku pracy finansowano dodatkowe zajęcia szkolne dla gimnazjalistów. Ponadto koszty szkoleń były specjalnie zawyżane, aby uszczknąć jak najwięcej z dostępnych środków europejskich. Grzechem jest też brak rzeczowej ewaluacji projektów – nie wiadomo jak wiele osób znalazło pracę dzięki szkoleniom. (Zamiast tego sprawozdawczość opanował fetysz jak największej skuteczności w wydawaniu środków.) Utrzymujące się wysokie bezrobocie w regionach każe wnioskować o niskiej skuteczności działań w ich obecnej formie. Dobrze byłoby, gdyby przy okazji nowej perspektywy budżetowej UE zrewidować nasze podejście do środków europejskich i kierować je na szkolenia rzeczywiście poprawiające sytuację bezrobotnych.
Artykuł Urzędy pracy do reformy pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>Artykuł Płaca minimalna: rząd strzelił sobie w nogę pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>Rząd podjął decyzję o podniesieniu płacy minimalnej o 8,2%, choć zgodnie z zapisami ustawy wzrost ten mógł być o 2,7 pkt proc. niższy. Podnoszenie płacy minimalnej ma negatywne skutki dla gospodarki. Wzrost płacy minimalnej powoduje spadek popytu na pracę, co przekłada się na wzrost bezrobocia. Negatywny wpływ wzrostu płacy minimalnej na liczbę miejsc pracy jest skoncentrowany w segmencie osób o najniższych kwalifikacjach i niewielkim doświadczeniu zawodowym (w tym osób dopiero co wchodzących na rynek pracy). Część osób, które stracą pracę oficjalnie, znajdzie zatrudnienie w szarej strefie. Co prawda, szara strefa z punktu widzenia ekonomicznego jest zjawiskiem pozytywnym (lecz raczej suboptymalnym), jednakże rząd traci wpływy z podatków od pracy. Wysoka płaca minimalna sprzyja wykluczeniu społecznemu najgorzej sytuowanych oraz dualizacji rynku pracy. Dlatego też nie można traktować jej jako instrumentu polityki socjalnej.
Kolejnym skutkiem, chyba trochę niedostrzeganym przez komentatorów, jest pojawienie się mechanizmu dostosowań płacowo-cenowych. Wyższa płaca minimalna oraz podwyżki w budżetówce spowodują wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. To zaś uaktywni żądania płacowe w innych segmentach rynku pracy, gdzie wynagrodzenia są, formalnie lub nieformalnie, powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Wyższe płace, oznaczające wyższy koszt wytworzenia produktów, są rekompensowane przez wzrost cen produktów w gospodarce. W przypadku podwyżek w budżetówce mechanizm transmisji jest trochę inny – wyższe dochody gospodarstw domowych oznaczają wzrost popytu w gospodarce. Skutkiem podwyżek wynagrodzeń będzie więc przyspieszenie tempa wzrostu cen w gospodarce.
Warto zauważyć, że obecne tempo inflacji wynosi 4,8% (XI ‘11), znacznie przekraczając górną granicę wahań wokół celu inflacyjnego. Dodatkowa presja inflacyjna, wywołana wspomnianymi decyzjami rządu, zmusi RPP do podniesienia stóp procentowych, aby walczyć z narastającą inflacją. Jednakże pojawia się uzasadniona obawa, że w przyszłym roku może wystąpić recesja w strefie euro. Koincydencja trzech niekorzystnych zjawisk – restrykcyjnej polityki pieniężnej, zewnętrznego szoku popytowego, wyższych kosztów pracy obniżających cenową konkurencyjność polskiego eksportu, spowoduje głębokie spowolnienie gospodarcze w Polsce, a być może recesję. Spadek koniunktury poważnie utrudni zmniejszanie deficytu budżetowego przez rząd – zadania, które premier przedstawia jako jeden ze swoich priorytetów. Spodziewamy się raczej spadku wpływów podatkowych i większe od planowanego deficytu budżetowego. Realne staje się przekroczenie drugiego progu ostrożnościowego, a być może dojście do trzeciego, i przymus wprowadzenia radykalnego planu konsolidacji finansów publicznych wraz z jego konsekwencjami. Pogłębienie się kłopotów budżetowych może dać impuls psychologiczny napędzający panikę inwestorów.
Podsumowując, hojne podwyżki jakie zafundował nam rząd będą miały bardzo poważny skutek uboczny w postaci wyższej inflacji, z którą bank centralny będzie walczył podnosząc stopy procentowe. Restrykcyjna polityka pieniężna ograniczy zaś tempo wzrostu gospodarczego, pogłębiając kłopoty budżetowe rządu.
Artykuł Płaca minimalna: rząd strzelił sobie w nogę pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>Artykuł Samospełniający się kryzys a niezależność EBC pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>Mechanizm samospełniającego się kryzysu fiskalnego składa się z trzech elementów:
Rynki finansowe głośno artykułują żądania szybkich i odważnych działań. Podsuwano pomysły masowego skupowania obligacji przez EBC. Politycy jakby nie dostrzegali problemu i odrzucili taką możliwość działania. Dlaczego?
Monetyzacja długu, choć rozwiązałaby obecne problemy fiskalne jak za dotknięciem magicznej różdżki, ogromnie osłabiłaby motywację do kontynuacji reform fiskalnych. Grecy pokazali, że nie można ufać zadłużonym rządom – bez srogiego bata dyscyplina fiskalna jest niemożliwa. Co więcej, nie wejście dziś na ścieżkę dostosowań prowadzącą do przywrócenia równowag fiskalnych spowoduje, że strefa euro będzie targana chronicznymi kłopotami.
Nieograniczone skupowanie obligacji przez EBC oznaczałoby monetyzację długu, a w efekcie wyższe tempo inflacji. Wyższa inflacja wymusiłaby zaś podniesienia stóp procentowych, co prowadziłoby do spowolnienia gospodarczego, przedłużając okres wyjścia z obecnych problemów. Wzrost inflacji w strefie euro oznaczałby także aprecjację realnego kursu walutowego i pogorszenie konkurencyjności cenowej europejskiego eksportu.
Ponadto sama niezależność i wiarygodność EBC ma ważny wpływ na utrzymywanie niskiej inflacji, redukując zjawisko obciążenia inflacyjnego (inflationary bias). Zmiana reguł, nawet bez faktycznego dodruku pieniądza, trwale zwiększyłaby poziom inflacji w gospodarce.
Warto zauważyć, że zapisy traktatowe nie uniemożliwiają bankowi całkowicie interwencji na rynku długu. Bank centralny może skupować obligacje na rynku wtórnym, co jest powszechną praktyką w ramach transakcji repo, zwiększających płynności w sektorze bankowym. Ponadto, w maju 2010 EBC utworzył Securities Market Programme w celu skupowania papierów dłużnych. Interwencje w ramach SMP są sterylizowane, tak aby nie przekładało się to na wzrost inflacji.
Przedmiotem obecnej dyskusji nie jest więc, czy interweniować na rynku obligacji, bo te interwencje są prowadzone de facto, lecz czy politycy problem długu powinien być rozwiązany poprzez monetyzację.
Czy więc grozi nam czarny scenariusz? Na szczycie w Brukseli została zasygnalizowana większa rola MFW, i to on będzie asystował państwom Południa w procesie dochodzenia do równowagi fiskalnej. EBC ograniczy się do sporadycznych interwencji zmniejszających rentowność obligacji, aby ułatwić rolowanie długu. Rynki powinny uspokoić się widząc, że strefa euro wcale nie rozpada się.
Artykuł Samospełniający się kryzys a niezależność EBC pochodzi z serwisu Blog Obywatelskiego Rozwoju.
]]>