Stanowiąca jeden z kluczowych elementów Polskiego Ładu Strategia PEP2040 stała się nieaktualna w miesiąc po publikacji. Jak to możliwe, że opracowany przez zespół rządowych ekspertów dokument określający politykę energetyczną tak szybko stracił znaczenie? Można powiedzieć, że po raz kolejny zadziałał tutaj optymizm połączony z brawurą. Plan polskiej polityki energetycznej był bowiem chybiony już przy samych fundamentach.
Podstawowym założeniem, na którym rządowi eksperci oparli plan polityki energetycznej był bowiem stabilny wzrost cen uprawnień do emisji CO2 – te natomiast od lutego 2021 roku (data publikacji PEP2040), do czerwca 2021 podrożały o niemal połowę. Żeby zobrazować wagę tego faktu, wystarczy nadmienić, że w latach 2012-2021 ceny jednostek EU ETS (bo taka jest formalna nazwa uprawnień do wyemitowania tony dwutlenku węgla) wzrosły z 8 do 32 euro za tonę, natomiast od lutego (moment publikacji PEP2040) do czerwca 2021 roku z 37 do 57 euro. Wzrost cen uprawnień do emisji w ciągu tych czterech miesięcy jest więc kwotowo niemalże równy wzrostowi z poprzednich 9 lat.
Warto w tym momencie poświęcić chwilę na to, w jaki sposób mechanizm działania uprawnień do emisji właściwie funkcjonuje. W dużym skrócie wygląda on tak, że każde państwo UE otrzymuje co roku określoną ilość zezwoleń na emisję dwutlenku węgla, które jako instrumenty finansowe trafiają następnie na giełdę (głównie ICE w Londynie i EEX w Lipsku), gdzie są skupywane przez przedsiębiorstwa, które zasilają w ten sposób budżety poszczególnych państw. Każde z państw musi zaraportować jaki procent tych dochodów zostaje wydanych na cele związane z zieloną energią. Reszta może być wydawana dowolnie na inne rządowe wydatki (pewna pula trafia też do firm). Od strony budżetu państwo polskie osiąga więc przychód. Gorzej sytuacja wygląda z perspektywy przedsiębiorstw emitujących CO2, w tym polskich gigantów energetycznych, takich jak Enea, Tauron, PGE czy Energa. Przykładowo w I kwartale 2021 roku, kiedy ceny uprawnień nie przekraczały jeszcze nawet 40 euro za tonę, grupa PGE musiała przeznaczyć 16,7% swoich przychodów na sam ich zakup! Mimo tych negatywnych okoliczności w I kwartale grupa osiągnęła zysk, jednak wynikał on przede wszystkim ze wzrostu cen prądu jaki wynikł z wprowadzenia opłaty mocowej. W kolejnych miesiącach wzrost cen uprawnień raczej nie spowolni (niektórzy eksperci twierdzą, że w najbliższym czasie ceny uprawnień mogą urosnąć do 100 euro za tonę) , co pozwala przypuszczać, że w następnych kwartałach firmy energetyczne będą rekompensować ponoszone straty właśnie w ten sposób.
Tymczasem w PEP2040 (liczącej ponad 100 stron) kwestia wzrostu cen uprawnień do emisji zostaje wspomniana zaledwie kilka razy. Jest jej też poświęcony króciutki fragment jednego z załączników do projektu, z którego wynika, że w 2040 roku cena uprawnień do emisji będzie wynosić 40 euro za tonę (cena ta została jednak osiągnięta już w miesiąc po publikacji planu, a obecnie wynosi około 57 euro).


Nie da się więc ukryć, że już teraz mamy do czynienia ze scenariuszem wysokiego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2, który znacząco wyprzedził wszelkie oczekiwania. W tej sytuacji PEP2040 zakłada redukcję udziału węgla w produkcji energii elektrycznej w 2030 roku do 37%. Miks energetyczny mają uzupełniać Odnawialne Źródła Energii, które w tym roku mają stanowić już co najmniej 32% całej produkcji energii. Reszta, czyli ponad 30% pozostaje zagadką, gdyż twórcy planu nie przedstawili konkretnych założeń na ten scenariusz. Podobnych luk, wynikających ze skupienia się autorów planu na optymistycznym scenariuszu stabilnego wzrostu cen uprawnień do emisji jest w PEP2040 bardzo wiele.

Wiemy już zatem, że rządowi eksperci oparli swoje przewidywania na prognozach do kursu dość niestabilnego instrumentu finansowego, którego cena zaczęła gwałtownie rosnąć z początkiem roku – jeszcze przed publikacją PEP2040. W tak kluczowej dla interesu Polski sprawie twórcy programu transformacji energetycznej wykazali się więc irracjonalnym optymizmem wobec faktu, że przed publikacją planu PEP2040 przed wzrostem cen uprawnień ostrzegały od dłuższego czasu źródła takie jak Financial Times i Bloomberg, a agencja ratingowa S&P już w grudniu oceniła, że ceny EU ETS wzrosną do 67 euro do 2030 roku (co i tak prawdopodobnie jest wartością niedoszacowaną). Sytuacja ta przywodzi na myśl rok 2020 i wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, kiedy podobnym podejściem wykazali się eksperci MSZ.
Podsumowując, w kluczowy okres dla koniecznych reform w energetyce Polska wkracza bez należytego przygotowania, z planem, który od kilku miesięcy jest niedostosowany do obecnych realiów, opartym na założeniach błędnych od samego początku. Prognozy dotyczące cen EU ETS nie sprawdziły się, wskutek czego cenę jaką spodziewano się osiągnąć w 2040 roku, polskie firmy musiały zapłacić już z nawiązką na tegorocznych aukcjach uprawnień do emisji CO2. Drastyczny wzrost cen, jaki nastąpił w ostatnich miesiącach i będzie zdaniem ekspertów postępował w kolejnych, nie pozostanie bez wpływu na polski sektor energetyczny, oparty w 70% na węglu. Przełoży się to oczywiście również na wzrost cen prądu dla wszystkich Polaków.