W Polsce świadomość ludzi na tematy związane z ochroną środowiska pozostaje niewielka. Jeszcze dwa lata temu recyklingowi podlegało tylko 13% opakowań, tymczasem narzucone przez Unię Europejską normy zakładały, że do końca 2014 roku odzyskiwanych będzie ich aż 60%. To, że reforma systemu gospodarowania odpadami była konieczna nie ulega więc wątpliwości. Budzi je natomiast sam sposób jej przeprowadzenia.
Do 1 lipca 2013 o wywóz śmieci musiał zadbać ten, kto je wytwarzał. Na rynku funkcjonowało wiele firm zajmujących się odbiorem odpadów, oferujących usługi w różnym zakresie i różnych cenach w zależności od wymagań postawionych przez klienta. Była to więc sytuacja niemalże wolnorynkowa. System nie był jednak doskonały. O ile w przypadku większych spółdzielni mieszkaniowych czy przedsiębiorstw sprawdzał się bardzo dobrze, to mieszkańcy domów jednorodzinnych nie mogli liczyć na ceny podobne do tych, które otrzymywali duzi klienci. Zdarzało się, że wykupiona po jak najniższej cenie usługa nie pokrywała wszystkich potrzeb gospodarstwa, a nadmiarowe śmieci były składowane nielegalnie. Z dniem wejścia w życie nowej ustawy, system uległ zupełnej zmianie.
Z mieszkańców zdjęta została odpowiedzialność za ich odpady. Jednocześnie obciążeni zostali nową opłatą administracyjną, na której wysokość mogli mieć wpływ poprzez podjęcie decyzji o segregacji śmieci, której stosowanie obniżało cenę. Wybór firmy zajmującej się wywozem odpadów następował w wyniku przetargu. Zwycięzca takiego postępowania miał być odpowiedzialny za utrzymanie porządku w całej gminie. To oznaczało najczęściej bankructwa przegranych, a przynajmniej znaczny spadek ich dochodów. Firmy były gotowe na wiele, by wygrać przetarg. Kryterium stanowiła cena, obniżano ją więc jak najmocniej. To znacząco odbiło się na jakości usług. Po wprowadzeniu reformy z kraju zaczęły dobiegać sygnały o osiedlach, z których śmieci są zabierane tylko raz w miesiącu, o niewystarczającej ilości pojemników, a nawet o ich kradzieżach. Co więcej, zdarzało się, że z przedstawicielami obsługujących te miejsca zakładów nie dało się skontaktować. Mimo tak ewidentnych naruszeń gminy rzadko interweniowały. Mieszkańcy nie mogli sami zmienić firmy wywożącej śmieci, jedynie wynająć inną, wtedy jednak płaciliby dwa razy za tę samą usługę.
Reforma miała też wpływ na strukturę rynku. Zamiast wolnej konkurencji powstały lokalne monopole. Zwycięzca przetargu w danej gminie przejmował wszystkie kontrakty konkurencji. O ile w dużych miastach jedna firma nie była w stanie obsłużyć całej aglomeracji i potrzebni jej byli podwykonawcy, to w mniejszych miejscowościach przegrane firmy po prostu upadały. Dla regionów Polski, w których bezrobocie już wcześniej było na wysokim poziomie, wprowadzenie tej ustawy było kolejnym ciosem. Przed reformą rząd zapewniał, że ilość miejsc pracy wzrośnie, gdyż pojawią się nowe stanowiska w sortowniach śmieci – ludzie ręcznie oddzielający materiały nadające się do recyklingu od tych przeznaczonych do składowania. Minie jednak wiele czasu zanim sortownie będą gotowe do prowadzenia segregacji. Do tej pory w wielu z nich nie było to robione, brakuje im odpowiedniej infrastruktury. Trzeba tu także pamiętać o zamierzonych skutkach reformy. Zachęcani niższymi opłatami do segregowania śmieci i lepiej edukowani Polacy, zaczną w końcu uważać na to, do jakiego pojemnika wrzucają plastikową butelkę. Wtedy sortownie nie będą już potrzebowały tylu pracowników. Zatrudnienie wzrośnie jednak na pewno w administracji publicznej. W urzędach gminy potrzebni są przecież pracownicy obsługujący cały proces zarządzania odpadami, potrzebne są nowe stanowiska w Ministerstwie Środowiska, by lepiej nadzorować działania gmin. Wzrosła więc ilość urzędników, kosztem miejsc pracy poza sektorem publicznym.
Czy było więc warto przeprowadzać tak dużą rewolucję w systemie działającym całkiem poprawnie, zamiast go uszczelnić? Po dwóch latach od wdrożenia nowych zasad Najwyższa Izba Kontroli ogłosiła raport , z którego jasno wynika, że system nie spełnił swojej roli. Obciążenie wszystkich gospodarstw domowych opłatą za wywóz śmieci nie rozwiązał problemu nielegalnych wysypisk, których liczba wzrosła o ponad 60%. Po tak długim okresie obowiązywania nowej ustawy, gminy cały czas nie są w stanie oszacować ilości produkowanych odpadów i rozliczają się z firmami odbierającymi śmieci ryczałtem. Dodatkowo w wielu miejscach koszty wywozu znacznie wzrosły, co sugeruje, że firmy zaniżały ceny, tak by zapewnić sobie zwycięstwo w przetargu. Oddanie zarządzania odpadami w ręce administracji państwowej doprowadziło do sytuacji, w której płacimy więcej za usługę o gorszej jakości. Można było tego łatwo uniknąć pozwalając firmom swobodnie ze sobą konkurować.
Artykuł otrzymał III nagrodę w ramach konkursu Jesienna Szkoła Leszka Balcerowicza. Autorka jest absolwentką tegorocznej Szkoły.